Jestem głęboko przekonany, że malarstwo nie może zniknąć. Nie istnieje nic, co mogłoby je zastąpić. Fotografia nie jest wystarczająco dobra – mawia David Hockney, artysta, który każdym swoim obrazem daje wyraz wierze w sens uprawiania figuratywnego malarstwa
Hockney, który za chwilę skończy 70 lat i od dawna cieszy się pozycją jednego z najwybitniejszych współczesnych artystów brytyjskich, pokazuje właśnie w National Portrait Gallery w Londynie 150 prac. Wyłącznie portrety i autoportrety. Ta galeria twarzy i postaci układa się w malarską (auto)biografię i klucz do twórczości artysty, który w dziedzinie sztuki osiągnął tak wiele, że może dziś sobie pozwolić na wszystko – nawet na artystyczny konserwatyzm.
Hockney jest obiegowo kojarzony z pop artem, który nie został, jak mogłoby się wydawać, wymyślony w USA, lecz w Wielkiej Brytanii. W latach 60. młody Brytyjczyk pojechał do Nowego Jorku poznać Andy’ego Warhola i namalował jego portret; na zdjęciach z tamtego okresu jest nawet do papieża pop artu trochę podobny. Ale związek Hockneya z pop artem okazuje się powierzchowny. Przedtem artysta próbował brutalnej ekspresji, bliskiej dokonaniom Francisa Bacona. Potem w latach 70. i 80. prowadził dialog z XX wiecznymi mistrzami moderny Picassem i Matisse’em. Pop art był w gruncie rzeczy propozycją antysztuki, rozmontowywał współtworzące ją mity „wyjątkowości”, „kunsztu”, „oryginalności”. Hockney na tym tle był i pozostał artystą bardzo tradycyjnym, wierzącym w obrazy: „Trzeba przestać myśleć o »sztuce« – i zacząć myśleć więcej o obrazach, ich świeżości i sile” – poucza malarz.
Biografia w portretach
Na wystawie w National Portrait Gallery biografia Davida Hockneya zaszyfrowana jest w portretach. Hockneyowie pochodzili z Bradford w Yorkshire. Rodzice przyszłego malarza uważani byli w okolicy za ekscentryków: ojciec był politycznym radykałem, matka – pobożną metodystką i popularyzatorką wegetarianizmu. David, który w dzieci stwie wkurzał pastora, rysując w szkółce niedzielnej komiksy o Jezusie, był wspierany przez rodzinę w swoich marzeniach o zostaniu artystą.
Jego kariera szła od początku jak po maśle, bez trudu zdobywał stypendia kolejnych szkół artystycznych – najpierw Bradford, a potem Royal College of Art w Londynie. W Royal College Hockney rozkwitł. Zaczynała się właśnie era „swingującego Londynu lat 60.” i rewolucja obyczajowa. Hockney odważył się mówić w malarstwie o swoim homoseksualizmie, którego w konserwatywnym Bradford do końca sobie nie uświadamiał. Na jego jeszcze wtedy ekspresyjnych i drapieżnych płótnach pojawiły się teksty „queer” czy „unorthodox lover” (nieortodoksyjny kochanek).
Kalifornijska ikona
Na początku lat 60. Hockney wyjechał do Nowego Jorku. Otarł się o legendarną pracownię Warhola Factory, ale jego prawdziwym celem była Kalifornia. Odnalazł tam swoją ziemię obiecaną; artysta mówi, że od 40 lat jest oszołomiony kalifornijskim światłem. Przeprowadził się na stałe do Los Angeles, zostając najbardziej amerykańskim z brytyjskich malarzy. To właśnie w Kalifornii powstały kanoniczne obrazy, które ukształtowały obiegowe sądy o sztuce Hockneya: malarza kolorowych willi i erotycznej atmosfery unoszącej się wokół rozgrzanych oślepiającym sło cem basenów. Wśród nich jest słynna XX wiecz-na ikona „A Bigger Splash” – minimalistyczne, bijące blaskiem przedstawienie rozbryzgu wody w basenie, do którego ktoś właśnie skoczył. Ale są też takie płótna jak pokazywany w National Portrait Gallery „Peter Getting Out of Nick’s Pool” (Peter wychodzący z basenu Nicka) z 1966 r. Bohaterem tego subtelnego, ale jednoznacznie erotycznego obrazu jest Peter Schlesinger, piękny kalifornijski chłopiec, wielka, długoletnia miłość Hockneya i jeden z jego ulubionych modeli.
Hockney malował portrety wielkich artystów XX wieku: Warhola, Man Raya. Na rysunkowym autoportrecie Hockney kontempluje popiersie Pabla Picassa. Tytuł pracy nie pozostawia wątpliwości co do jego intencji: „Ucze – hommage a Picasso”. Hockney prowadził również, a może nawet przede wszystkim, dialog z mistrzami dawnymi. Jeden z jego najpopularniejszych obrazów „Mr. and Mrs. Clark and Percy” z 1971 r. nie bez powodu nazywany bywa „małżeństwem Arnolfinich XX wieku”. Podobnie jak 500 lat wcześniej Jan van Eyck malujący Arnolfinich Hockney proponuje coś więcej niż wizerunek dwojga młodych, pięknych i modnych przedstawicieli londyńskiej bohemy. Każdy szczegół, od przekwitających lilii w wazonie, po siedzącego na kolanach Ossiego Clarka kota, ma tu ukryte emblematyczne znaczenie. Artysta słynie jako mistrz portretu podwójnego. Krytycy pisali, że każdy podwójny portret Hockneya nawiązuje do tradycyjnej ikonografii „Zwiastowania” – jedna z postaci jest zwykle bierna, druga wprowadza ruch i akcję.
Ukryta wiedza
W swojej fascynacji dawnym malarstwem David Hockney doszedł ostatnio do sensacyjnych odkryć w dziedzinie historii sztuki. Studiując starych mistrzów, wydedukował, że do malowania obrazów używali camera lucida i innych skomplikowanych urządze optycznych na skalę, której dotąd nie podejrzewano. W istocie renesansowi i barokowi artyści „fotografowali” – tyle że bez papieru fotograficznego i chemii, która mogłaby utrwalić ich „zdjęcia”. Swoje rewelacje Hockney opublikował w bestsellerowej książce „Ukryta wiedza. Sekrety technik malarskich dawnych mistrzów” (w Polsce wydanej przez Universitas).
Hockney robi zdjęcia od końca lat 60., ale z fotografią łączy go relacja miłości nienawiści. Artysta twierdzi, że fotografia i elektroniczne media zabijają umiejętność patrzenia. „W ludziach istnieje głód obrazów – żądza przedstawiania jest bardzo głęboka i bardzo stara” – głosi. Według niego mechaniczne wizerunki tylko pozornie pokazują świat, w rzeczywistości raczej go zasłaniają. „Telewizja sprawia, że wszystko wygląda tak samo – mówi Hockney. – To jest za nudne, za mało prawdziwe”. Zdaniem artysty „wyzwolić nas mogą tylko prawdziwi twórcy obrazów”. David Hockney coś o tym wie, bo jest jednym z nich