1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Nawet na najprostsze pytania odpowiadała tak, jakby układała wiersze. Papusza – pierwsza romska poetka

Papusza (Fot. PAP/Zbigniew Staszyszyn)
Papusza (Fot. PAP/Zbigniew Staszyszyn)
Zobacz galerię 5 Zdjęć
Gdy w 1950 roku ukazały się jej wiersze, pisano, że „Papusza to zjawisko na skalę światową”, pierwsza w pełni świadoma romska poetka. Jednak wśród swoich nie znalazła przebaczenia. Mówili, że zdradziła naród romski, wydała jego tajemnice. Zrozpaczona powtarzała: „Gdybym się nie nauczyła czytać i pisać, ja, głupia, byłabym szczęśliwa”. Jej historia doczekała się ekranizacji – film „Papusza” w reżyserii Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze, można oglądać na platformach Netflix, Canal+ Online i TVP VOD. Z okazji kolejnej rocznicy jej śmierci przypominamy poruszającą historię jej życia.

Prawdziwego imienia i nazwiska Bronisława Wajs używała tylko w urzędach, nikt w taborze tak się do niej nie zwracał. Dla wszystkich była Papuszą, co w dialekcie Romów szczepu Polska Roma znaczy „lalka”. Przydomek świetnie do niej pasował – była drobna i delikatna jak laleczka. Roztaczała wokół siebie niezwykłą aurę. Zawsze trochę nieobecna, zamyślona, z błąkającym się na ustach uśmiechem. Splatała włosy w warkocze, upinała je z tyłu głowy, wkładała czerwone korale i złote kolczyki. Na czarno-białych fotografiach nie widać, jaka była piękna. Na archiwalnych nagraniach także jej śpiewny, słodki głos jest nieco zniekształcony. Słychać za to, że zaciągała ze wschodnim akcentem. I że nawet na najprostsze pytania odpowiadała tak, jakby układała wiersze.

Pan z Warszawy

Zjawiska literackiego zwanego Papuszą nie byłoby bez jego odkrywcy, wybitnego romologa, literata, tłumacza z wielu języków, badacza twórczości Brunona Schulza – Jerzego Ficowskiego. To on przedstawił romską poetkę światu. W jednym ze swoich esejów napisze: „Miałem szczęście poznać Papuszę. Papusza miała nieszczęście poznać mnie”.

Spotkali się w 1949 roku. Tabor Wajsów – Romów muzykantów – obozował wtedy na Pomorzu Zachodnim. Było tak: zaprzyjaźniony z Wajsami Polak przyprowadził do obozu młodego Ficowskiego, który jeździł po kraju i badał zwyczaje Romów, zbierając materiały do swojej pracy naukowej. Powiedział, że chłopak jest z Warszawy i że to poeta. – Poeta? My też mamy swoją poetkę – śmieje się jeden z Romów. – To tamta, co stoi przy harfie. Wołamy na nią Papusza. Ona układa pieśni z własnej głowy..

Wieczorem przy ognisku „pan z Warszawy”, jak zaczynają o nim mówić Romowie, prosi poetkę, żeby coś zaśpiewała. Papusza jest nieufna, milczy. Wykrztusi tylko, że jej pieśni są nic niewarte. Takie tam dziecięce wierszyki. Dopiero kilka dni później powie swoim śpiewnym, hipnotycznym głosem: – Ja, proszę pana, bardzo lubię, jak śpiewają koła, kiedy jedziemy. I jak deszcz stuka w budę, kiedy śpię. To jest też moja muzyka i czasem słowa same mi się do niej układają.

Pokazuje mu pisaną po romsku poezję i wspomnienia spisane po polsku. Ficowski jest oczarowany i zaskoczony. Wśród Romów z pokolenia Papuszy umiejętność pisania i czytania to rzadkość. Od tej pory są nierozłączni. On notuje wszystko, co od niej usłyszy. Namawia Papuszę, żeby spisywała wiersze i wysyłała mu je do Warszawy. W każdym z listów, aż do tego ostatniego, najbardziej tragicznego, Papusza zwraca się do Ficowskiego „pszałoro”, czyli „braciszku”.

Męża, Dionizego Wajsa (z lewej), Papusza wprawdzie nigdy nie pokochała, ale została z nim do jego śmierci. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie) Męża, Dionizego Wajsa (z lewej), Papusza wprawdzie nigdy nie pokochała, ale została z nim do jego śmierci. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie)

Lekcje za kury

Ficowskiego fascynowała nie tylko poezja, ale i niezwykły życiorys Papuszy. Próbował ustalić datę jej urodzenia. W papierach raz jest to maj 1910 roku, raz sierpień 1908. Papusza ma własną wersję: rok 1909, miesiąc nieznany. Lublin albo Grodno. Ale nie urodziła się w mieście, tylko w obozowisku, w lesie, jak wszyscy jej krewni. W swoim pamiętniku zanotowała: „Ojca nie pamiętam, miałam pięć lat, jak umarł mi na Syberii. Mamusia wyszła po ośmiu latach za Wajsa Jana. Było mi dobrze na jedno, a na drugie było mi źle. Bardzo się chciałam uczyć czytać, ale rodzice nie dbali o mnie. Ojczym był pijak, w karty grał, matka nie miała pojęcia, co nauka i czy trzeba, czy nie dziecko uczyć. Prosiłam dzieci, co chodzą do szkoły, żeby mi pokazały kilka liter”.

Papusza miała wtedy już koło 12 lat i niepohamowaną ciekawość świata. Była pojętną uczennicą, szybko prześcignęła nieletnich nauczycieli. Potrzebowała kogoś bardziej doświadczonego. Blisko miejsca, gdzie koczował jej tabor, mieszkała sklepikarka. Papusza czasem jej wróżyła. Ale tamta nie chciała uczyć za darmo. Papusza w zamian za lekcje kradnie dla niej kury. Romowie zaczęli się podśmiewywać: „Oho! Będziesz pani nauczycielka!”. Niektórzy są dla niej okrutni: „Pluli na mnie, a ja nieraz się zapłakałam i swoje robiłam, co mi się podobało”.

Jako nastolatka wiedziała, że gazety można kupić w małych budkach stojących na ulicy. Ale skąd się bierze książki? Biblioteka jest niedaleko. Jednak wypożyczona powieść okazuje się tak nieciekawa, że Papusza ma zamiar skończyć z książkami. Dopiero jedna z okolicznych gospodyń, której wróżyła, radzi: – „Hrabina Cosel”, „Trędowata”, „Pan Wołodyjowski”. To są dopiero powieści!

Narzeczona za garnitur

Bliscy z taboru przestali narzekać, że czyta. Bo i wróżba dzięki książkom szła jej o wiele lepiej niż innym. Słownictwo było bogatsze, więcej wiedziała o świecie i ludziach. Ale Papusza ma już 15 lat, najwyższy czas wydać ją za mąż. Kandydat jest starszy od niej o dekadę. Ten związek trwa bardzo krótko, bo świeżo upieczony mąż trafia do więzienia. Nie wróci już do Papuszy. Wkrótce zacznie o nią zabiegać inny mężczyzna. Dionizy Wajs – poważany, jeden z najbogatszych ludzi w taborze. Tylko że ona wcale go nie chce. On grozi, że zabije ją i siebie. Nie robi to na Papuszy żadnego wrażenia. „Dysiek” ucieka się więc do podstępu. Wie, że Papusza ma słabość do jego brata Niuńka. Ten za obietnicę nowego garnituru i butów zwodzi Papuszę. Porywa i „przekazuje” bratu. Kochliwa z natury Papusza zostanie z Dionizym aż do jego śmierci. Będzie go traktowała bardziej jak ojca niż męża. Nic dziwnego, różnica wieku między nimi wynosiła ponad 30 lat. A on? Nawet jako 80-letni starzec kochał ją po swojemu. Powtarzał: „Ty mi kamienia na mój grób nie kładź. I tak mi ciężko. Posadź kwiaty. Jak nie do mnie, to do tych kwiatów, żeby je podlać, przyjdziesz”.

Wiele razem przejdą. Cudem przetrwali wojnę, w której zginęło kilkaset tysięcy ich romskich rodaków. Po wyzwoleniu ich tabor opuszcza ukochany Wołyń, który został wcielony do ZSRR, i wraz z innymi repatriantami kierują się na Ziemie Odzyskane.

Cztery lata później Papusza poznaje Ficowskiego. Wróci on do taboru Wajsów jeszcze kilkanaście razy. I za każdym razem większość czasu spędzać będzie z Papuszą. Podejrzewano, że mają romans i prawdopodobnie tak było. Ficowski potrafił docenić kobiecą urodę, a starsza od niego o kilkanaście lat Papusza nadal była zjawiskowo piękna. Tylko ta szpecąca szrama na policzku, ślad po dawnej miłości, kara dla młodziutkiej mężatki za zdradę. Teraz nie miałby kto jej ukarać, Dionizemu nie w głowie już były dawne porywy serca. Poza tym bardzo lubił Ficowskiego. Dobrze się rozumieli. Także dlatego, że „pan z Warszawy” mówi po romsku, jest ze wszystkimi zaprzyjaźniony. Nieufni wobec obcych Romowie rozmawiają z nim jak ze swoim. Nikt z obozu Wajsów nie podejrzewa, że już wkrótce rozpęta w ich świecie prawdziwą burzę.

Rok 1930. Papusza (stoi w środku) wśród swoich. Za 20 lat uznają ją za zdrajczynię, jednak z taboru nie wykluczą. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie) Rok 1930. Papusza (stoi w środku) wśród swoich. Za 20 lat uznają ją za zdrajczynię, jednak z taboru nie wykluczą. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie)

Ukarać zdrajczynię!

Jest rok 1950. Wszystko zaczyna się od wywiadu z Ficowskim w miesięczniku „Problemy”. Rozmowa dotyczy nowo odkrytej poetki romskiej i romskiego folkloru. Nie ma ani słowa o tym, że jakakolwiek informacja o obyczajach czy języku pochodzi od Papuszy (Ficowski znał wielu Romów z różnych taborów i szczepów). Nie wiadomo, jak wieść o tej rozmowie trafiła do niepiśmiennych na ogół romskich taborów ani jak zrodziła się plotka, że to właśnie Papusza jest wszystkiemu winna. Ten wywiad oznaczał dla niej spore kłopoty. Zaczęły się pogróżki i oskarżenia. Wielu Romów osobiście chciało wymierzyć jej karę za zdradzanie sekretów, na szczęście niewielu wiedziało, gdzie dokładnie przebywa tabor Wajsów i jak poetka wygląda. Potem było już tylko gorzej. Papusza wie z listów od Ficowskiego, że na rynku wkrótce pojawi się jego książka „Cyganie polscy”. Na końcu autor umieścił mały słowniczek romsko-polski. To w oczach Romów najcięższa z możliwych zdrad: słowa mają dla nich znaczenie niemal magiczne, przez wieki obcy nie rozumieli ich znaczenia. W akcie rozpaczy „zdrajczyni” pisze ostatni, pełen goryczy list do „braciszka”: „Powiedzą, że Papusza Dziuklory (suka). A może kiedyś w świecie zrozumieją, że ja nic złego nie zrobiłam”.

Nie ma odtąd spokoju. Wajsowie nieraz musieli się bić z innymi taborami o jej honor. Dlaczego starszyzna w taborze Wajsów jej nie wykluczyła? Dlaczego nie wyklęto jej, jak to się zwykle robiło w podobnych przypadkach? Wajsowie uznali, że los dostatecznie ją pokarał. Papusza ma już wtedy za sobą niejeden pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Niepokojące objawy zaczęły się, jeszcze kiedy była nastolatką. Nadwrażliwa, niespokojna, cierpiała na chwilowe utraty świadomości, stany depresyjne. Potem przyszły ataki szału, nawet halucynacje. Nagonka po publikacjach Ficowskiego pogłębiła ten stan.

Dokładnie w tym samym czasie w „nieromskim” świecie Papusza wyrasta na literacką gwiazdę. Dostaje nagrody, odbywa spotkania autorskie, daje wywiady. Koresponduje z Tuwimem, który jej poezją „zaraził się” od Ficowskiego. Nigdy się nie spotkają, ale przez kilkanaście miesięcy, aż do śmierci pisarza, będą do siebie regularnie pisać. Listy od Tuwima Papusza zniszczy wraz z wieloma swoimi wierszami w jednym z ataków szału.

Kilkanaście lat przed śmiercią Papusza staje się symbolem dawnej taborowej kultury. Cieszy się wśród Cyganów ogromnym szacunkiem. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie) Kilkanaście lat przed śmiercią Papusza staje się symbolem dawnej taborowej kultury. Cieszy się wśród Cyganów ogromnym szacunkiem. (Fot. Archiwum Muzeum Etnograficznego w Tarnowie)

Życie na uwięzi

W końcu lat 50. tabor Wajsów nie jeździ już po Polsce. Ulega „zachętom” władzy ludowej, która prowadzi „szeroko zakrojoną akcję oddziaływania na ludność romską w kierunku porzucenia przez nią koczowniczego trybu życia”. Część taboru Papuszy osiada na stałe w Gorzowie Wielkopolskim. Przydzielono im zrujnowaną kamienicę. Na każdą rodzinę przypada jeden pokój. Papusza nie może wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu. Czuje się jak „ptak na uwięzi, który szarpie się w swojej klatce”. Powtarza, że się dusi. W nocy nie może znieść sufitu tuż nad głową. Nie potrafi spać w łóżku. Odtąd już zawsze będzie sobie ścielić posłanie na podłodze. Ale to w pierwszych miesiącach życia „na uwięzi” powstaną najpiękniejsze, najbardziej chwytające za serce wiersze o utraconej wolności. To źródło natchnienia szybko wysycha. Papusza całkowicie zarzuca pisanie i nigdy do niego nie wróci. Wkrótce schorowany i niedołężny Dionizy umiera.

Kilkanaście lat przed śmiercią Papusza staje się symbolem dawnej taborowej kultury. Cieszy się wśród Romów ogromnym szacunkiem. Doczeka jednego z kilku filmów o sobie [oprócz fabularnego filmu z 2013 roku w reżyserii Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze, wcześniej powstawały dokumenty, w 1974 roku „Papusza”, w 1991 „Historia Cyganki”, a w 1984 „Cygańskie pieśni Papuszy 1984 – przyp. red.], zdąży jeszcze na premierę musicalu, którego libretto to romantyczna wersja jej tragicznej historii. Autorem spektaklu jest pochodzący z taboru Wajsów bratanek Papuszy Edward Dębicki. Kompozytor, założyciel jednego z bardziej znanych zespołów romskich Terno. Premiera musicalu odbyła się w gorzowskim Teatrze im. Juliusza Osterwy. Papusza zjawia się w czarnej sukience i chuście w czerwone kwiaty. Siada na honorowym miejscu w pierwszym rzędzie. Kilku niewtajemniczonych widzów dziwi się, dlaczego starsza pani przez cały spektakl zanosi się od płaczu. Edward Dębicki pamięta też, że jako starsza pani Papusza całymi dniami przesiadywała w parku. Były lata 80., okres najgorszego kryzysu, park kompletnie zaniedbany, brudno. Prosiła: – Edziu, ty jesteś taki uczony. Napisz do jakiegoś urzędu, ja oddam połowę swojego stypendium, co to mam od literatów, tylko niech umyją tu te ławki, niech trochę poporządkują.

Od czasu do czasu przychodzili jeszcze do niej dziennikarze, prosząc o wywiad. Odprawiała ich z kwitkiem. Powtarzała, że to nie jej wiersze, tylko Ficowskiego. „Gdzie ja taka głupia bym coś takiego mądrego napisała”. Dokucza jej reumatyzm, staje się niedołężna. W końcu siostra z Inowrocławia zabiera ją do siebie. U niej Papusza spędzi ostatnie chwile swego życia.

Umiera w 1987 roku, kilka miesięcy po wydaniu „Demonów cudzego strachu”. Ta jedna z ostatnich książek Jerzego Ficowskiego w dużej mierze poświęcona jest Papuszy. Ona sama nie przeczytała już pewnie skierowanych do niej słów. „Drogo przyszło Ci, siostrzyczko, za to zapłacić, aby spełniło się twoje dawne marzenie o pozostawieniu czegoś trwałego i pięknego na świecie”. Ficowski kończy książkę jednym krótkim zdaniem. „Wybacz mi, jeśli możesz”.

Korzystałam z następujących książek Jerzego Ficowskiego: „Cyganie na polskich drogach” oraz „Demony cudzego strachu”.

Tekst pochodzi z archiwalnego numeru „Zwierciadła”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze