1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Po co nam tradycje bożonarodzeniowe? Co z nich czerpiemy? Wyjaśnia Wojciech Eichelberger

Powtarzalność i niezmienność zachowań, jakie pociąga za sobą dbałość o tradycję, zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa. (Fot. iStock)
Powtarzalność i niezmienność zachowań, jakie pociąga za sobą dbałość o tradycję, zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa. (Fot. iStock)
Zobacz galerię 5 Zdjęć
Czy marketing przywłaszczył sobie tradycję bożonarodzeniową? Co będzie z choinką, białym obrusem, opłatkiem? Budzą trudne wspomnienia? I tak warto obchodzić święta – mówi Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta. Samotne w bloku, z nieznajomymi na jachcie czy z rodziną pod miastem – mogą być czasem niezwykłym. Musimy tylko poznać ich uniwersalną symbolikę.

Z dzieciństwa spędzonego w blokowisku we Wrocławiu pamiętam, że choinki świeciły w oknach u wszystkich sąsiadów: Karaimów, Ukraińców, rodzin pochodzenia żydowskiego, niemieckiego i litewskiego. W moim domu święta przynosiły spokój i radość, gości tak rzadkich jak zwierzaki mówiące ludzkim głosem. Pewnie dlatego kocham te święta.
Tradycja bywa dobra i zła, a świętowanie Bożego Narodzenia to na pewno dobra jej część. Poprzez swoją uniwersalną symbolikę ten czas dotyczy niezwykłego i wspólnego nam wszystkim wymiaru życia. Niezależnie od tego, co się wydarzy, niezależnie od tego, ile mamy lat i co myślimy, święta powtarzają się co roku. Podobnie pachną, niosą podobne smaki i wzruszenia. To daje nam namiastkę nieskończoności, odczucie uczestniczenia w czasie świętym, czyli w wieczności. To niezwykłe przeżycie. Ludzie skupieni na rozwoju duchowym doświadczają go świadomie. A ci, którym duchowość nie zaprząta głowy, po prostu wzruszają się, widząc te bombki, światełka, czerwoną czapkę Świętego Mikołaja i nos renifera Rudolfa.

Co nam daje kultywowanie świątecznej tradycji? Po co ten wysiłek, by o nią zadbać?
Powtarzalność i niezmienność zachowań, jakie pociąga za sobą dbałość o tradycję, zapewniają nam poczucie bezpieczeństwa. Święta stają się w tym naszym zwariowanym świecie czymś niezmiennym i pewnym. Wzmacniają to, co dziś bardzo cenne – poczucie więzi rodzinnych. Nasycają nas zarówno dobrym jedzeniem, jak też dobrą miłością i troską najbliższych. Bo oto oni – zaganiani i zmęczeni – dla nas się natrudzili i przygotowali prezenty. Czasem absurdalne, ale wykonali wysiłek. Dla nas ulepili pierogi, ugotowali barszcz, posprzątali. No i my też okazaliśmy im nasze przywiązanie, postępując podobnie. Ale bywa, że ta troska, te przygotowania zamieniają się w istną mordęgę. Goniąc za materialnym ideałem świąt, zapomina się, czym one są. Chcąc się pokazać, zrobić wrażenie, zmuszamy siebie i bliskich do wysiłku tak dużego, że kiedy wreszcie usiądziemy przy stole, brak nam sił, by świętować – zjeść chociaż jedną z tych 12 potraw, okazać bliskim miłość. Nie mówiąc już o tym, co najważniejsze, czyli o zadumie nad sensem duchowym tego czasu.

</a> Tradycje bożonarodzeniowe, kultywowane z pokolenia na pokolenie, dają nam poczucie bezpieczeństwa. (Fot. iStock) Tradycje bożonarodzeniowe, kultywowane z pokolenia na pokolenie, dają nam poczucie bezpieczeństwa. (Fot. iStock)

Oj, masz chyba trudne gwiazdkowe wspomnienia?
Święta powinno się przygotowywać bardziej dla dzieci niż dla dorosłych. Dzięki temu dzieciaki nasiąkają dobrymi emocjami: zachwycają się światełkami, bombkami, smakami, zapachami, a kiedy dostają prezenty, są wniebowzięte. Czują się kochane, znajdują się w centrum uwagi. Są ładnie ubrane, uczesane, podziwiane, a więc ważne. I fajnie nasiąkać taką tradycją, która jest miłością, dobrem. Tym nasiąkać warto, bo potem się o tym pamięta i dąży do tego, aby przekazać swoim dzieciom i najbliższym ten dobry czas. Dzieci w nas, jeśli poczuły taką atmosferę świąt, kiedy dorosną, będą w święta pełne dobrych emocji i ochoty, by je okazać i przekazać – za sprawą kultywowania świąt – swoim dzieciom i swoim bliskim. Byle więcej takiej tradycji, takich świąt! Jeśli jednak jako dzieci byliśmy zmuszani, by brać udział w świątecznej mordędze, nie mamy takich odczuć. A ja jako chłopiec nieźle się zawsze wtedy umordowałem. Moja matka uważała bowiem, że przed świętami trzeba zrobić koniecznie wszystko, a więc m.in. wywiórkować podłogę.

Co to znaczy „wiórkować podłogę”?
Kiedyś drewniane podłogi nie były lakierowane czy olejowane, ale pastowane, a potem froterowane. W miarę upływu czasu zbierało się więc na drewnie wiele warstw pasty, co istotnie nie wyglądało najlepiej pod koniec roku. Trzeba więc było zedrzeć podłogę do żywego właśnie takimi stalowymi wiórkami, które kupowało się w sklepach metalowych. Czyściłem każdą deskę z osobna. Wywiórkowanie dużego pokoju to naprawdę była mrówcza praca.

Zadanie dla Kopciuszka! Ale też może jedno z pierwszych ćwiczeń uważności?
Na pewno można tak powiedzieć. Ale prawdą jest też, że kiedy dorastałem, proporcje świąt i codzienności były zaburzone, więcej było trudu niż radości, często nawet dla dzieci. W tamtych czasach jeden statek pomarańczy przypływał do Polski z Kuby, więc wszyscy staliśmy w kolejce, by je kupić. Kilogram tych owoców, pamiętam jak dziś, kosztował 85 złotych, czyli jedną dziesiątą pensji. Na szczęście dziś święta to czas frajdy dla dzieci. I dobrze, warto o to zadbać, by mogły nasycić się świętowaniem. Ale my też nie możemy być wykończeni, bo zabraknie nam cierpliwości, żeby okazać dzieciom miłość, nawet szczerze się uśmiechnąć. Trzeba ogarnąć dom, bo posprzątany nabiera rangi świątyni, ale też zachować umiar, żeby móc cieszyć się narodzinami tego naszego Boga-dziecka.

Choinkowy apel zwłaszcza do kobiet, bo to my napinamy się niemiłosiernie, że musi być „wiórkowanie”!?
Przygotowania do świąt to wielki sprawdzian dojrzałości dla każdego z nas (ale też dla całej rodziny), czy umiemy współpracować. W święta najważniejsza jest atmosfera. Trzeba o tym pamiętać, zwłaszcza w kuchni nie wolno się kłócić. Osoby uduchowione wiedzą, że jedzenie wchodzi w wibracje emocji, dlatego podczas gotowania powinna panować harmonijna atmosfera. To ważniejsze niż 12 dań. W klasztorach buddyjskich do pracy w kuchni oddelegowani są ludzie najwyżej duchowo rozwinięci. Byle kto nie może gotować dla innych, bo swoimi emocjami, niskimi wibracjami „zatrułby” jedzenie. W naszej tradycji też dbamy o pokój między domownikami, zwłaszcza przy przygotowaniu potraw wigilijnych, bo ta jest rodzajem komunii. Te dania spożywamy wspólnie przy jednym stole, w podniosłej atmosferze.

</a> Możemy szanować nasze tradycje bożonarodzeniowe, jednak coraz częściej potrzebujemy zmiany i oderwania się od natłoku obowiązków. Dlatego wiele osób łączy święta z wyjazdem o odpoczynkiem. (Fot. IStock) Możemy szanować nasze tradycje bożonarodzeniowe, jednak coraz częściej potrzebujemy zmiany i oderwania się od natłoku obowiązków. Dlatego wiele osób łączy święta z wyjazdem o odpoczynkiem. (Fot. IStock)

Skoro tradycja jest tak ważna, to może nie jedźmy na narty w Alpy, usiądźmy przy wspólnym stole w domu w Łodzi czy Gdańsku?
Z dala od domu też można przeżyć coś cudownego. Tak się złożyło, że podczas którychś świąt Bożego Narodzenia znalazłem się w Wietnamie, i to w dodatku na statku wycieczkowym. Zwiedzaliśmy jeden z najsłynniejszych archipelagów. Niewielkie wyspy z wysokimi górami, wyglądające bajecznie i mistycznie. No i tam, na tym statku, było nas 12 osób z różnych krajów świata i razem zasiedliśmy do wigilii. Przygotowała ją obsługa statku. Trochę im się pomyliło z sylwestrem, ale było świątecznie, bo nastąpiło zbratanie przypadkowych ludzi z rozmaitych zakątków świata. Czar zadziałał, bo wszyscy zgromadzeni tam dorośli jako dzieci uczestniczyli w świętach, które dały im wiele radości, które rozgrzewały ich serca. Mieli wiele dobrych gwiazdkowych wspomnień, i to dobro tam nam oddali. To jedna z lepszych wigilii w moim życiu, bo nie kosztowała mnie żadnego wysiłku. Nie trzeba było sprzątać, pomagać w gotowaniu…

Uczestniczyłam w kilku wigiliach jako dodatkowy gość. W domu zawsze miałam choinkę choćby tylko dla siebie. Jednak samotne święta nie są łatwe, nawet gdy mamy serce pełne ciepłych wspomnień.
To prawda, ale i tak warto świętować prawdziwie, i to z ludźmi, bo tych można spotkać choćby na pasterce. Pamiętam pasterkę na Gubałówce w Zakopanem. To była piękna, mroźna, śnieżna i jasna, bo księżycowa, noc. I jak ci górale zaśpiewali, jak to się po górach poniosło. To było fantastyczne przeżycie. Uniwersalne, ponadreligijne. Także dlatego, że te symbole, jakie ożywają w Boże Narodzenie, są uniwersalne, żadna religia ich nie zawłaszczyła, bo nie można zawłaszczyć Boga. Te symbole, które tam się pojawiają, pochodzą z czasów przedchrześcijańskich i mają charakter ponadreligijny. Drzewo jest symbolem życia. Światło symbolizuje i Boga, i oświecony umysł. To czas mnóstwa świateł, nikt ich wtedy nie oszczędza, nie żałuje. Rozświetlone ulice, domy. Straszne ilości prądu zużywamy, bo musi być jasno, noc musi być rozświetlona, bo tak metaforycznie walczymy z ciemnością. Dobro walczy ze złem. Życie ze śmiercią. Wiedza z niewiedzą itd. Bardzo wiele można znaleźć znaczeń. Jeszcze przecież cisza.

„Cicha noc, święta noc […]”.
Właśnie, też ma uniwersalne znacznie. Bóg jest ciszą w tradycji chrześcijańskiej. Cisza jest symbolem oświecenia w buddyzmie i w innych tradycjach duchowych. Mamy jeszcze jeden symbol – dziecko, które się rodzi. Jest święte, bo pochodzi od Boga, od natury. Symbole tych świąt są ich siłą.

Potrzebujemy ich, by przypomnieć sobie o sprawach najważniejszych, odnieść je do siebie. Co jest we mnie światłem, co jest we mnie ciemnością? Ile istnieje we mnie ciszy? Czy ja ciszę znam? Czy może się jej panicznie boję? A to niewinne dziecko: ile we mnie niewinnej prawdziwej natury, z którą przyszłam na świat? Co ja z nią zrobiłam? W sensie psychologicznym i duchowym święta mają dla nas znaczenie, jeśli sami sobie się przyjrzymy poprzez te świąteczne symbole.

Tradycja jest ważna, a tu marketing nas z niej okrada, wykorzystując jej symbolikę, by zarobić!
Nie bez powodu wokół pełno reklam tradycyjnej wódki, tradycyjnych ciast itd. To dowodzi, że w odczuciu ludzi to, co tradycyjne, jest lepsze niż współczesne. Nie chcemy żywności wytwarzanej przemysłowo, bo się przekonaliśmy, że nam nie służy. Podobnie z innymi przestrzeniami życia, w których okazało się, że idąc za postępem, zgubiliśmy coś ważnego. Ale nie wszystko, co tradycyjne, wydaje się dobre. Tradycyjne wędliny tak, ale tradycyjne wychowanie dzieci, oparte na przemocy, na pewno nie. Polska nie podpisała ważnego traktatu o przeciwdziałaniu przemocy, bo uznano, że pozostaje niezgodny z tradycją. Ceniąc tradycję, cenić trzeba też postęp i skrupulatnie wybierać z tego, co dawne – jak z koszyka – to, co warto kultywować i przekazać kolejnym pokoleniom. Na pewno tym dobrem jest Gwiazdka…

Wojciech Eichelberger:
psycholog, psychoterapeuta i trener, autor wielu książek, współtwórca i dyrektor Warszawskiego Instytutu Psychoimmunologii (www.ipsi.pl).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze