Swoją najnowszą trasą Madonna przypomina, że wciąż jest najlepsza. Nigdy się nie dowie, jakie to uczucie, gdy recenzuje się muzykę artysty, a nie opisuje jego pomarszczone dłonie i cienie pod oczami.
Pamiętam róż sukienki i błysk diamentów. Koszulkę z napisem „Włosi robią to lepiej” i poszarpane dżinsy. Obcisłe legginsy i opinający gorset. Stożkowe biustonosze i przejrzyste koronkowe body. Satynową suknię i białą etolę. Wszystkie te obrazki są częścią mojego dzieciństwa. Wszystkie stanęły mi przed oczami, gdy Madonna pojawiła się na scenie podczas koncertu trasy „Celebration”, gotowa świętować z fanami 40 lat swojej fonograficznej kariery. W znakomitej formie, tańcząc, śpiewając na żywo, bawiąc przez dwie godziny wielotysięczny, wielopokoleniowy tłum w rytm swoich największych przebojów, subtelnie wystawiła środkowy palec wszystkim, którzy w ostatnich latach wieścili jej koniec.
Madonna na planie teledysku „Papa Don’t Preach” w Nowym Jorku, ubrana w T-shirt z napisem „Włosi robią to lepiej” (1986) (Fot. Vinnie Zuffante/Getty Images)
W 2023 roku koniec rzeczywiście był blisko. W czerwcu do mediów przeciekła informacja z nowojorskiego szpitala, że mogliśmy ją, ostatnią z wielkich muzyki pop, stracić. Ta surrealna wiadomość zmieniła na chwilę nieprzychylną narrację wokół wokalistki na bardziej życzliwą, ale okres ochronny dobiegł końca wraz z udaną rekonwalescencją artystki.
Babcia jedzie w kolejną trasę? By obrzydzać nas dotykaniem się po kroczu, paradowaniem w bieliźnie i całowaniem młodych tancerzy? Zostaw to, babciu, twój czas minął. Gdy media próbowały prześcignąć się w szyderczych komentarzach, niespecjalnie skupiając się na tym, że mimo zagrożenia życia nie odwołała zaplanowanej globalnej trasy, muzycy The Rolling Stones wydali nowy studyjny album – „Hackney Diamonds”. Zachwyceni krytycy skupiali się na muzyce, formie, w jakiej jest cała grupa, jej powrocie do studia, a nie na tym, że może czas, by 80-letni Mick Jagger przestał biegać po scenie i przeszedł na emeryturę.
Na trasie „Celebration” artystka wykonuje co wieczór akustyczną wersję „I Will Survive” Glorii Gaynor, discohymn przetrwania. Taneczny manifest siły w delikatnej wersji Madonny jest dość ckliwym momentem koncertu, ale pod koniec utworu nawet najwięksi cynicy klaszczą z szacunkiem. Kto miał przetrwać, jeśli nie ona, najbardziej niestrudzona z wojowniczek popkultury.
Madonna podczas „The Celebration Tour”, Londyn (2023) (Fot. Kevin Mazur/Getty Images)
Podczas każdego koncertu, wraz z kolejnymi przebojami, Madonna przypomina o wszystkich swoich walkach. Na początek jest tu więc wielkomiejska dżungla dla najsilniejszych, Nowy Jork, do którego przeprowadziła się z kilkoma dolarami w kieszeni i tanecznymi aspiracjami. To z tego okresu pochodzą jej nagie zdjęcia, do których pozowała, by zarobić na życie. Gdy była już słynna, odkryły je i opublikowały brukowce. Miała się wstydzić, przepraszać, miała się tłumaczyć. Nie dała mediom tej satysfakcji, dumna ze swojego ciała. Na trasie „Celebration” te czarno-białe akty są wyświetlane na wielkich ekranach.
Kiedy dotarło do niej, że jako tancerka nigdy nie zarobi na samodzielne, dostatnie życie, zmieniła plany. Zaczęła śpiewać, stając się najpierw gwiazdą lokalnych klubów, niewiele później – całego świata. Zabawę przerwała plaga AIDS. Madonna pożegnała dziesiątki przyjaciół, współpracowników, całe pokolenie bliskich sobie ludzi. Kiedy śpiewa na tle ich zdjęć, oddając im hołd, stoi przed nimi jako ta, która przetrwała „dżumę XX wieku”.
O każdej ze swoich kolejnych walk mówiła już w emocjonalnej przemowie, którą w 2016 roku cytowały media na całym świecie. Madonna, Kobieta Roku magazynu „Billboard”, wspominała nie lata swoich triumfów, ale dekady upokorzeń, prób przetrwania w niechętnym jej świecie: „W show-biznesie nie ma reguł, jeśli jesteś chłopcem. Jeśli jesteś dziewczyną, musisz grać w tę grę. Co to za gra? Wolno ci być ładną, uroczą i seksowną. Ale nie powinnaś być zbyt mądra i mieć swojego zdania. Wolno ci być obiektem westchnień mężczyzn, możesz ubierać się jak dziwka, ale nie wolno ci się tym zachwycać. Nie możesz, podkreślam, nie możesz dzielić się ze światem swoimi erotycznymi fantazjami. (…) I najważniejsze. Nie możesz się zestarzeć. Bo zestarzeć się to popełnić najcięższy grzech. Będziesz za to krytykowana, oczerniana i z całą pewnością spadniesz z radiowych playlist. (…) Ludzie mówią, że jestem kontrowersyjna. Myślę, że najbardziej kontrowersyjną rzeczą, jaką zrobiłam, jest to, że wciąż tu jestem”.
Madonna na planie teledysku „Material Girl”, Los Angeles (1985) (Fot. Landmark Media/Alamy Stock Photo/BEW Photo)
Ostatnie zdanie tej mowy zamyka jeden z montaży wideo wyświetlanych podczas koncertu. W miksie teledysków, zdjęć, fragmentów wywiadów, okładek i nagłówków, wypowiedzi i cytatów, podświetlane są na czerwono słowa klucze kariery i charakteru Madonny: odwaga, opór, bunt, gniew, zero lęku. A potem raz jeszcze: odwaga. I wreszcie to zdanie: „Najbardziej kontrowersyjną rzeczą, jaką zrobiłam, jest to, że wciąż tu jestem”.
Madonna w stroju od Jeana-Paula Gaultiera na koncercie w Londynie (1990) (Fot. Anwar Hussein/Alamy Stock Photo/BEW Photo)
Och, jak bardzo Madonna „jest” na koncertach „Celebration”! Każda Madonna, którą pamiętamy, nie tylko w wielkich przebojach, ale i w stylizacjach tancerzy, przebranych za nią samą z przeszłości, kiedy przemierzała scenę w czarnej sukni z kadrów do „Frozen”, biustonoszu projektu Jeana-Paula Gaultiera z ery „Blond Ambition Tour”, białej sukni ślubnej, która zszokowała widzów MTV Video Music Awards, czy kostiumu gwiazdy podczas bijącego rekord oglądalności występu na Super Bowl. To więcej niż ubrania, to symbole ważnych momentów w kulturze masowej, której rytm od 40 lat odmierzają kolejne przeboje artystki.
Madonna podczas MTV Video Awards, Nowy Jork (1984) (Fot. Richard Corkery/NY Daily News Archive/Getty Images)
Na „The Celebration Tour” szczególnie wzrusza chwila, w której staje przed nami cień charakterystycznej sylwetki Michaela Jacksona. Zaczyna tańczyć do dźwięków „Billie Jean”. Po chwili dołącza do niego cień Madonny, a wraz z nim słyszymy jej „Like a Virgin”. W 1984 roku, gdy wydawała swój wielki przebój, mogła tylko marzyć o stawaniu w jednym rzędzie z „królem muzyki pop”. Nie w swojej ambicji, ale w oczach świata. Po latach sama nadała sobie prawo do ich wspólnego tańca. Nie ma już nic do udowodnienia. Miliony sprzedanych płyt, zainspirowanie kolejnych pokoleń artystek, niezapomniane ujęcia złotej ery MTV – to wszystko dorobek ikony muzyki pop.
Madonna podczas Super Bowl (2012) (Fot Richard Corkery/NY Daily News Archive/Getty Images)
Z dzieciństwa pamiętam nie tylko różową sukienkę z teledysku do „Material Girl”, ale i zdanie: „Najczęściej – obok Marilyn Monroe i księżnej Diany – opisywana kobieta XX wieku”. Dziś jest tylko ona. Madonna.
„True Blue”
Madonna, „True Blue” (1986)
(1986)
Album, na którym Madonna z gwiazdki pop stała się szanowaną artystką, wydając po raz pierwszy w karierze nie tylko popularną, ale i znakomitą płytę. Po jej premierze w oczach niechętnych dotąd krytyków stała się równa Michaelowi Jacksonowi i Prince’owi, największym swoich czasów. Pięć przebojowych singli, niezapomniane teledyski, ikoniczna okładka, numer jeden w 28 krajach, najlepiej sprzedający się album roku… Nie można chcieć więcej od wybitnego popowego wydawnictwa.
Momenty: smyczki w otwierającym album „Papa Don’t Preach” oraz „Live To Tell”, najpiękniejsza ballada Madonny.
„Ray of Light”
Madonna, „Ray of Light” (1998)
(1998)
Lata 90. były dla artystki dekadą pokory. W 1992 roku poznała granice tolerancji publiczności, szokując pornograficznymi zdjęciami w albumie „Sex” i tekstami piosenek na płycie „Erotica”. Zwyzywana od diabłów, musiała zredefiniować swoją pozycję – już nie naczelnej skandalistki, ale największej gwiazdy muzyki pop. Dopięła swego na tym albumie, prawdopodobnie najlepszym w karierze, pełnym wysmakowanych, nowoczesnych dźwięków i wykonawczej klasy.
Momenty: puls tytułowego nagrania, zwiastujący pęd XXI wieku i „Drowned World”, emocjonalne pożegnanie Madonny z pustym światem sławy.
„Confessions on a Dance Floor” (2005)
Madonna, „Confessions on a Dance Floor” (2005)
(2005)
Na początku XXI wieku Madonna nie miała już niczego do udowodnienia, koronując swoją karierę bondowskim „Die Another Day” w 2002 roku. Ale ambicja nie pozwoliła jej tylko odcinać kuponów. Po serii współczesnych płyt zaskoczyła albumem retro, na którym wróciła do swoich tanecznych korzeni i muzycznych inspiracji, serwując przy tym kolekcję niezawodnych parkietowych hitów.
Momenty: niezapomniane „prze-pra-szom” w „Sorry” i „I Love New York”, wyznanie miłości do miasta, w którym wszystko się zaczęło.
Anna Gacek, dziennikarka, przez dwie dekady głos radiowej Trójki, autorka, podcasterka. Jej najnowszego podcastu „Blaski i cienie. Anna Gacek i biografie najsłynniejszych” można słuchać w Audiotece.