Co roku przychodzi do mnie, popularyzatorki sztuki, pytanie: gdzie w malarstwie są dobrzy tatowie?
Zwykle – po latach studiów i pracy – wystarczy, że ktoś przywoła jakiś temat, a obrazy z nim związane od razu widzę przed oczami. Inaczej w tym przypadku. Okazuje się, że w europejskim kanonie dobrych ojców jest ich po prostu bardzo mało. Właściwie nie tylko w sztukach wizualnych, ale w ogóle w kulturze.
Na przykład pierwszym, najważniejszym i tym samym kluczowym dla naszego judeochrześcijańskiego świata ojcem jest Bóg. Jahwe stworzył człowieka, zamknął go w rajskim ogrodzie, dał zakaz jedzenia owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła, a za jego złamanie swoje dzieci wygnał, przeklął i sprowadził śmierć na cały gatunek ludzki... I tak karał nas przez cały Stary Testament – zsyłał kataklizmy, testował, sprawdzał, zabijał. W Nowym Testamencie nie nadrobił – posłał swojego syna na męczeńską śmierć, żeby zmyć winę za nieposłuszeństwo tej dwójki z raju. I miał to być dowód miłości... Nieobecny i przemocowy. Oto ojciec z najważniejszej książki naszego kawałka świata.
Obrazów kobiet z dziećmi jest za to co niemiara, głównie za sprawą Madonn z dzieciątkiem Jezus, choć takie mamowe przedstawienia wraz z rozwojem malarstwa rodzajowego przestały być stricte związane z religią. Mamy setki tysięcy, a może miliony portretów matczynej miłości. Pewnie niektórzy chcieliby tłumaczyć tę niesprawiedliwość biologią – macierzyństwo jest przecież najbardziej naturalną rzeczą świata. A tacierzyństwo nie?!
Rarytasem są więc portrety ojców z dziećmi, a już prawdziwą ucztą te namalowane przez ich żony. Jednym z takich przepięknych przykładów są portrety pędzla Berthe Morisot, na których uwieczniła swojego męża (Eugène’a Maneta) z ich córką.
Tu trzeba podkreślić ewenement tych przedstawień – zarówno pod względem tematu, jak i płci twórczyni. Malarki i rzeźbiarki niemal w całej Europie do końca XIX wieku nie miały prawa uczestniczyć w kluczowych zajęciach artystycznych – były praktycznie pozbawiane możliwości kształcenia. Jako kobiety były też ograniczane w wyborze tematów malarskich. Nie bez powodu artystki skupiały się na przedstawieniach scen z życia, portretach dziecięcych czy portretach innych kobiet – do tych motywów miały po prostu dostęp i nie narażały ich one na skandal obyczajowy.
Przez lata – nie w wyniku „rzetelnej krytyki”, ale systemowego seksizmu – prace kobiet były marginalizowane, traktowane po macoszemu (cóż za językowa niesprawiedliwość wobec macoch!), jako sztuka gorsza, niższa i mniej znacząca – „kobieca”. Ot widoczki, kwiaty i dzieci. A jednak... Dziś widzimy ogromną wartość w dziełach artystek – wartość unikalnego (bo niemęskiego) spojrzenia na rzeczywistość. Takiego taty jak tata z portretu „Eugène Manet z córką w Bougival” nie powstydzilibyśmy się współcześnie.
Obraz ojca troskliwego i cierpliwego dopiero zaczyna się w kulturze kształtować. Przez tysiące lat budowaliśmy społeczeństwa oparte na głodzie ojcowskiej miłości – na przemocowych, nieobecnych, biblijnych czy mitologicznych tatach, którzy często zamiast kochać swoje dzieci, rywalizowali z nimi lub je tresowali. Tatowie millenialsi dokonują zmiany w tym obszarze – są w ich życiu obecni bardziej niż którekolwiek z poprzednich pokoleń.
Zaczęliśmy społecznie doceniać rolę ojca w wychowaniu, dając mężczyznom pole, na którym mogą się realizować i rozwijać – do tej pory zarezerwowane dla kobiet i tym samym nietraktowane tak poważnie jak kariera zawodowa. Wiemy, że wychowywanie dzieci w domu pełnym miłości wymaga odpowiedzialności, szacunku, empatii, elastyczności, umiejętności negocjacji i odkładania na bok swojego ego. Dzięki takiemu spojrzeniu na rodzicielstwo możemy zobaczyć w nim nie tylko obowiązek, ale też przywilej i przestrzeń do procesu rozwoju osobistego i społecznego.
Zaangażowanie mężczyzn w wychowywanie dzieci – nie tylko zaspokajanie potrzeb ekonomicznych, ale przede wszystkim tych emocjonalnych – ma potencjał, żeby zmienić świat. Kształtowanie uczuciowości, męskiej podatności na zranienie – to czynniki, które mogą zmniejszyć skalę męskiej przemocy, doprowadzić do upadku relacji opartych na dominacji, wyrównać pozycję mężczyzn i kobiet, a spoglądając na to z szerszej perspektywy – skruszyć system patriarchalny. I do tego wraz z Berthą Morisot zachęcamy.
Do tworzenia i szukania obrazów czułych dla tatów – tak w sztuce, jak i w życiu.