Uważam Bolesława Leśmiana za najwybitniejszego polskiego poetę XX wieku, a jednak rzadko do niego wracam. Dzięki Adamowi Ważykowi, autorowi słynnego „Poematu dla dorosłych”, odkryłem dlaczego.
Spotkałem Ważyka na szpitalnym korytarzu w 1972 roku. Podobnie jak Leśmian malutki, na dodatek w szpitalnym szlafroczku, spytał mnie, o kim piszę pracę magisterską. Odparłem, że o Leśmianie. Stracił oddech: „A nie czuje pan, jak pan go czyta, że robi się tak duszno?”. Tak! Leśmian jest tak gęsty, migotliwy, tak genialny, że nie do zniesienia. Mój ojciec, jeszcze nieznany poeta, spotkał Leśmiana. „Było to bodaj w roku śmierci Bolesława Leśmiana. Poznałem go w kawiarni na Mazowieckiej, w której wówczas spotkać można było najwybitniejsze osobistości świata literackiego stolicy. Maleńki, o wielkiej wyrazistej głowie, ruchliwy, zaskakujący nagłym zestawieniem słów i wyobrażeń, podobny był do tych »ludzieńków« i dziwotworów, którymi zaludnił swoją poezję”. To był rok 1937. Genialnie żartował z Leśmiana jego przyjaciel Franc Fiszer, słynny z niezwykłych powiedzeń, gruby olbrzym, więc przeciwieństwo poety, przezabawnie wyglądali razem. Fiszer powiedział: „Zajechała pusta kareta i wysiadł z niej Leśmian”.
Poeta po ukończeniu prawa cierpiał biedę, a potem jakimś cudem stał się notariuszem, miał kancelarię w Zamościu. Ale to nie mogło się dobrze skończyć. Nieprzytomny, z głową w chmurach, został oszukany przez wspólnika i znowu popadł w nędzę. Uratowała go kochanka, sprzedała dla niego kosztowności i gabinet dentystyczny. Mieszkał potem w Warszawie, został nawet członkiem Polskiej Akademii Literatury, ale i tak był niedoceniony jako poeta. Czasami myślę, jakie to niezwykle, że Tuwim i Leśmian, poeci, którzy tak genialnie grali na klawiaturze polskiego języka, mieli żydowskie korzenie. Słynne są neologizmy Leśmiana, jest on też autorem niezwykłych erotyków. Jest poetą zmysłów, przyrody, boga i bezboga, tajemnicy i baśni.
Leśmian, chociaż tak nieatrakcyjny – i żonaty – miał liczne romanse i do końca życia piękną kochankę, która pocałowała go w usta, gdy leżał w trumnie. Okropne, ale też bardzo leśmianowskie.
W tym wierszu Leśmiana są wszystkie niezwykłości jego poezji, metafizyka, neologizmy; jest to zarazem mały reportaż, spacer ulicą, zapis chwili. I jak zawsze u Leśmiana doskonale naturalne są rymy, których nie powstydziłby się Mickiewicz.
Upalny ranek
Upalny ranek. Gwary i turkoty
Kończą się nagle u sztachet ogrodu,
Gdzie ławek cienie, wydumane w piach złoty,
Dają tym piachom czar głębi od spodu.
Zapatrzonemu w dal przed się bez końca
Reszta dorożki z plecami woźnicy,
Znikając nagle na rogu ulicy,
Odsłania szybę zbłyskaną od słońca.
Pies mój, w ślad za mną idący niemrawie,
Znienacka wstrząsa kudłami swej grzywy
I pysk zadziera, i patrzy ciekawie
Na szyld, od wróbli szary i wrzaskliwy.
Jakaś wariatka męczeńsko uboga,
Słynna w zaułku na całe podwórze,
Wrzuca do skrzynki, strumniałej przy murze,
List, nieudolnie skreślony do Boga.
Bolesław Leśmian „Dzieła wszystkie” (tom 1 – Poezje zebrane), PIW 2010
Tomasz Jastrun poeta, prozaik, krytyk literacki, czuły obserwator świata. Zawsze z książką obok poduszki.