Niedawno pakowałem się na wakacje. Otwieram szafę i z przerażeniem widzę, jak wypadają z niej dziesiątki rzeczy. Większość z nich jest mi do niczego niepotrzebna. Przypomniałem sobie, że kiedy wchodziłem w dorosłe życie, o tylu rzeczach marzyłem, więc ciężko pracowałem, aby je zdobyć. Minęło ponad 30 lat i nagle coś, co kiedyś było przedmiotem pożądania, teraz mnie osacza.
A wiesz, że ja od młodości nie lubiłam przedmiotów? Nie lubiłam nimi obrastać, nie kolekcjonowałam. Gdy wracałam z wycieczek szkolnych, jako jedyna zwykle nie przywoziłam pamiątek.
Oczywiście jako dziecko lubiłam zabawki, miałam ich mało, rodzice nie rozpieszczali mnie przedmiotami. Wtedy wyobrażałam sobie, że kiedyś wszystko to sobie wynagrodzę. Ale dorosłam i zupełnie to nie zadziałało. Wielu moich znajomych obrasta drogimi gadżetami, bo mówią, że odbijają sobie to, czego nie mieli jako dzieci. A ja jakoś energetycznie poczułam, że rzeczy mnie obciążają, odbierają mi wolność, mobilność. Pomyślałam, że gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego, jakaś konieczność szybkiej zmiany miejsca, to rzeczy będą mnie ograniczać. To one spowodują, że nie będę mogła w krótkim czasie po prostu wyjść z domu bez poczucia żalu, że coś ważnego zostawiam. Więc zaczęłam upatrywać wartości w przeżyciach, doświadczeniach i osobach, które są blisko mnie.
Mnie nagle zaczęły przedmioty rozpraszać, chcę, by było ich mniej. Tylko pojawia się problem, których się pozbyć, a które zostawić. Patrzę na kilka par okularów słonecznych, wszystkie są piękne, a potrzebuję tylko jednych. Orientuję się, że tak naprawdę one są identyczne. Zastanawiam się, po co je kupiłem...
Pojawia się poczucie straconego czasu, który poświęciłeś na zdobycie ich i tego, którego potrzebujesz teraz, żeby się ich pozbyć.
Żebyś wiedziała! Zabieram się więc powoli do oczyszczania, porządkowania. I tu kolejne schody. Nagle każda rzecz ma jakąś wartość, uruchamia wspomnienia. Patrzę na T-shirt i przypomina się bliski memu sercu wyjazd sprzed 20 lat. Wiem, że powinienem wywalić ten stary ciuch, ale jest częścią mojej historii.
Kilka miesięcy temu znajoma opowiadała, że jej 90-letniemu przyjacielowi spaliło się mieszkanie. Koledzy wspierali go, chcieli jakoś pomóc. A on powiedział tak: „Na początku szkoda mi było ubrań, ale z drugiej strony jestem w takim wieku, że gdyby nie to zdarzenie, pewnie nie miałbym okazji kupić sobie czegokolwiek jeszcze w tym życiu. Szkoda mi też było książek, ale właściwie wszystkie już przeczytałem. Najbardziej z tego wszystkiego szkoda mi było pamiątek, bo przypominały mi o moich podróżach i pięknych miejscach, w których byłem. Ale przecież tak naprawdę te historie mam w głowie, nie potrzebuję do tego rzeczy”. Ta historia mnie wzrusza, bo świetnie pokazuje, czym tak naprawdę są przedmioty w naszym życiu i jak wiele zależy od naszej interpretacji.
Dlatego mnie minimalizm jako sposób na życie zaczyna się podobać. Rozumiem go tak, że nie dajemy się zdominować przez przedmioty, tylko wybieramy te najbardziej potrzebne, i to my nad nimi panujemy, a nie one nad nami. Ale to porządkowanie jest jednak dla mnie symbolicznym pożegnaniem z młodością. Bo młodość to pożądanie dóbr i gromadzenie. Zatrzymując je, mógłbym mówić sobie, że nadal jestem młody.
Rozum mówi „pozbądź się tego”, a serce staje w obronie przedmiotu. W ten sposób toczy się nieustająca wojna postu z karnawałem. Ale ta wojna jest i tak zwycięska, bo zastanawiając się nad przedmiotami, których wartości użytkowej nie widzę, ale dostrzegam sentymentalną, udało mi się wyrzucić kilka worków rzeczy naprawdę zbędnych, które walały się po domu wyłącznie przez moje lenistwo. Więc niezależnie od tego, czy wygra post, czy karnawał, ja jestem największym wygranym, bo oczyściłem przestrzeń, zbliżając się do stanu minimalizmu.
Monika Sobień-Górska dziennikarka, scenarzystka filmowa, autorka książek z gatunku literatury faktu, a ostatnio również powieści sensacyjnej. O życiu może rozmawiać godzinami. Na przykład z Jackiem Dubois.
Jacek Dubois adwokat specjalizujący się w prawie karnym. Po godzinach pisze książki i felietony i przyjaźni się z Moniką.