1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Lady Gaga – drugie narodziny gwiazdy

Lady Gaga (Fot. BEW Photo)
Lady Gaga (Fot. BEW Photo)
Lady Gaga powraca. I znowu szokuje. Kosmiczny teledysk do najnowszej piosenki zatytułowanej „Stupid Love” można obejrzeć już w sieci. Utwór jest zapowiedzią szóstego studyjnego albumu artystki. 

Fani Lady Gagi długo czekali na tę wiadomość. Artystka powraca z zupełnie nowym materiałem. W tym tygodniu w mediach społecznościowych pojawiła się informacja o premierze nowego singla. „Stupid Love” to utwór zwiastujący szósty album artystki. Tytuł i data wydania płyty nie są jeszcze znane. Ostatni album artystki zatytułowany "Joanne" ukazał się w październiku 2016 roku.

Nowy singiel wraz z teledyskiem trafił do sieci w czwartek 27 lutego. Stylistycznie artystka wraca do korzeni: kosmiczne stroje i energetyczna choreografia przypominają czasy debiutu Lady Gagi. Utwór utrzymany jest w tanecznym klimacie i jak zauważył magazyn „Variety” jest disco-hołdem dla wydanego w 2010 roku albumu „Born This Way”. Co ciekawe, futurystyczny teledysk w reżyserii Daniela Askilla zrealizowano w całości za pomocą iPhone'a 11 Pro.

Lady Gaga to jedna z najpopularniejszych gwiazd popu na świecie. Ma na koncie pięć znakomitych albumów, jest również laureatką Oscara, Złotego Globu i Grammy. Długo pracowała na opinię manipulatorki, która dla kariery zrobi wszystko. Dziś widać, że pod maską autopromocyjnych kontrowersji kryje się utalentowana artystka.

Z okazji premiery nowego singla przypominamy artykuł Piotra Milewskiego pt. „Drugie narodziny gwiazdy” ze Zwierciadła nr 1/2019.

„Jestem embrionem” – zadeklarowała Stefani Angelina Germanotta w wywiadzie dla „Elle”, co miało znaczyć, że nie powiedziała jeszcze pierwszego słowa i dopiero zobaczymy, co potrafi. Lady Gaga lubi takie ginekologiczne porównania, bo wie, że każde podchwycą niezawodne tabloidy, zaczną wydziwiać i zrobi się szum. Jak wówczas, gdy ujawniła, że jej pochwa to byt niezależny, który łatwo zezłościć lub zasmucić, a zarazem ośrodek kreatywności, więc przestała uprawiać seks, ponieważ partnerzy wysysali ową kreatywność i teraz im nie ufa.

Nadal szokuje, choć już nie musi. Zrobiła nie mniej oszałamiającą karierę estradową niż Madonna, zagrała też w filmie u boku Bradleya Coopera, oczarowując – co rzadko się zdarza – zarówno publiczność, jak i krytyków. „Narodziny gwiazdy” przez sześć tygodni zarobiły w samych amerykańskich kinach prawie 200 milionów dolarów.

„Gaga nie mogła znaleźć wygodniejszego pomostu łączącego scenę z Hollywood ani partnera, który stworzyłby z nią bardziej niezapomniany duet” – ocenia krytyk z CNN. „Entertainment Weekly” podkreśla, że „postać zwykłej dziewczyny wciągniętej w tryby przemysłu rozrywkowego zaskakuje emocjonalnym autentyzmem”. A recenzent „Boston Globe” pisze: „Nie wiem, czy Germanotta potrafiłaby równie wspaniale zagrać inną postać, jednak rola Ally sprawia, że odpowiedź na to pytanie przestaje nas obchodzić!”.

Kadr z filmu „Narodziny gwiazdy”, reż. Bradley Cooper, 2018 (Fot. BEW Photo) Kadr z filmu „Narodziny gwiazdy”, reż. Bradley Cooper, 2018 (Fot. BEW Photo)

Piosenkarka zdobyła Złoty Glob za rolę w serialu „American Horror Story: Hotel” oraz Oscara za najlepszą piosenkę oryginalną z filmu „Narodziny gwiazdy”. Sukces sprawił, że zagościła nie tylko na okładce „Elle”, lecz także „Vogue'a”. Jej role fetowały w dodatkach ilustrowanych „New York Times” i „Washington Post”.

Spalone majtki i wdzianko z wołowiny

Stefani dorastała w zamożnym, konserwatywnym domu na ekskluzywnej nowojorskiej Upper West Side. Jej francuskojęzyczna mama z Kanady Cynthia Louis oraz amerykańsko-włoski tata Joseph byli praktykującymi katolikami, zatem posłali latorośl do szkoły prowadzonej przez zakonnice. Po maturze studiowała aktorstwo musicalowe w kształcącym brodwayowskie kadry konserwatorium CAP21 na Uniwersytecie Nowojorskim, lecz tylko dwa lata. Znacznie dłużej uczęszczała do prestiżowego instytutu teatralnego Lee Strasberga. Ale tak naprawdę ukształtowała ją subkultura klubowego podziemia.

W początkach nowego tysiąclecia hipsterzy zmienili skromną i tanią enklawę artystów Williamsburga w obsceniczne targowisko próżności, zatem dotychczasowi mieszkańcy tej dzielnicy, wyznawcy awangardy, rockandrollowcy, nocne marki, nonkonformiści, odmieńcy wrócili do korzeni – na manhattańską Lower East Side. Łatwiej tam było spotkać faceta z gitarą niż faceta w spodniach. W klubach takich jak The Bitter End, Rockwood Music Hall czy Mercury Lounge kształtowały się nowe muzyczne trendy. Niezależne galerie i teatrzyki podsycały anarchistyczny ferment.

To tam Germanottę zafascynowały karykaturalne kreacje drag queen drwiących z ikon popkultury i fetyszystyczna estetyka burleski. Poznała animatorkę nocnego życia dzielnicy Lady Starlight, która po skończeniu filozofii, a następnie projektowania mody zajęła się organizowaniem balang inspirowanych glam rockiem i disco lat 70. Razem stworzyły duet taneczno-muzyczny nierzadko kończący występ podpaleniem ściągniętych majtek. Starlight namówiła koleżankę do zwariowanych eksperymentów wizerunkowych. I na dobrą sprawę właśnie ona była akuszerką gwiazdy.

Wkrótce Gaga nawiązała współpracę i romans z producentem Robem Fusarim, przez chwilę pracowała dla wytwórni Def Jam, ale dopiero menedżer Interscope Records Vincent Herbert zaoferował dziewczynie kontrakt. Pisała piosenki dla innych wykonawców (Britney Spears, New Kids on the Block, Fergie, The Pussycat Dolls), póki nie zauważył jej w czasie sesji nagraniowej raper Akon i nie kazał zaśpiewać jednego ze swoich numerów. Tak się zachwycił, że poznał wokalistkę z dyrektorem Interscope Jimmym Iovine’em, a ten dał zielone światło solowej płycie „The Fame”. Pierwszy krążek trafił na czołówki zestawień. I to samo można powiedzieć o wszystkich kolejnych.

Na temat stylizacji Germanotty dałoby się napisać kilka opasłych tomów. Powstało zresztą sporo poświęconych owemu fenomenowi prac naukowych. Największy rozgłos wywołały, oczywiście, uszyte ze świeżej wołowiny sukienka, buty, nakrycie głowy, tudzież torebka, którymi epatowała podczas rozdania nagród MTV w 2010 roku. Od koleżanek po fachu różniła się tym, że nie pozwalała sobie na chwilę wytchnienia – nawet do spożywczaka po mleko szła przebrana za langustę czy kosmitę. Zdawało się, że istnieje wyłącznie jako estradowo-medialna kreacja. Ona zaś podsycała aurę tajemniczości i dziwactwa.

Wielki ohydny robak

Po hollywoodzkim debiucie stworzyła nowy wizerunek, wcieliła się we włoską gwiazdę filmową z lat 50. – Monicę Vitti czy ufarbowaną na platynowy blond Sophię Loren. Tyle że w przeciwieństwie do nich – jak głosi tytuł dokumentalnego filmu Netflixa „Gaga: Five Foot Two” – ma 157 cm wzrostu. I tu dochodzimy do sedna sprawy: artystka przez całe życie zmagała się z własnym wyglądem. Jej przebieranki oraz wygłupy tak naprawdę stanowiły efekt kompleksów – i w tym sensie były jak najbardziej szczere, a nie obliczone jedynie na wywołanie skandalu czy rozgłosu. Używała rozlicznych masek, ponieważ nie akceptowała swojej fizyczności.

Sceptycy wątpili, czy Gaga nada się do roli utalentowanej, lecz niemającej siły przebicia dziewczyny, która zadowala się śpiewaniem po knajpach, póki nie spotka entuzjastycznie wierzącego w nią mentora. Tymczasem piosenkarka twierdzi, że kreując postać kopciuszka przeistaczającego się w królewnę, sięgnęła do osobistych doświadczeń. „Dostrzegłam w Ally siebie samą z czasów, kiedy byłam młodsza, nie wierzyłam w możliwość sukcesu, rówieśnicy mnie prześladowali, czułam się brzydka, a jedyną ucieczkę stanowiła muzyka – mówiła dziennikarzom na festiwalu w Toronto. – Dlatego właśnie zaczęłam pisać piosenki, śpiewać, występować. Próbowałam zagłuszyć ból”.

W podstawówce dzieciaki wołały na nią „zarazek” (germ), a kiedy pewnego dnia wracała ze szkoły, osaczyli ją starsi chłopcy, poturbowali i wrzucili do kontenera na śmieci. Na tym nie koniec. Gaga przez lata ukrywała, że kiedy miała 19 lat, została zgwałcona przez ważniaka z branży muzycznej. „Nikt nic nie wiedział – wyznała reporterowi »Vogue’a«. – Chciałam wymazać ten koszmar z pamięci, ale się nie udało. Ostatecznie wypełzł na wierzch jak wielki ohydny robak. Dopiero wtedy zrozumiałam, że muszę się z nim zmierzyć, inaczej nigdy nie wygram”.

Gwiazda przyznała, że wygłupy i ekscesy to fasada, za którą kryje się nie tylko poczucie niższości, lecz także poważniejsze problemy psychiczne, a mianowicie zespół stresu pourazowego (PTSD). „Byłam otępiała, zgaszona - mówiła. - Znacie to uczucie pojawiające się, gdy kolejka górska wjeżdża na wzniesienie i zaraz zacznie spadać. Strach, ucisk w żołądku, skurcz przepony. Zapierało mi dech, potem całym ciałem wstrząsały spazmy i wybuchałam płaczem. Tak właśnie żyją ofiary PTSD, lęk powraca każdego dnia. Zawsze mówię, że trauma ma osobną świadomość i wciska się we wszystko co robisz”.

Gaga przypuszcza, że wywołane napaścią seksualną urazy spowodowały u niej fibromalgię – dziwną chorobę, w której istnienie nadal wątpi część lekarzy, choć towarzyszą jej objawy somatyczne i objawia się bólem w punktach rozmieszczonych po obu stronach ciała od szyi po kolana, przewlekłym zmęczeniem i snem nieprzynoszącym odpoczynku.

Dom, który zbudowała Gaga

We wspomnianym filmie Netflixa piosenkarka twierdzi, że postanowiła publicznie opowiedzieć o swoich dolegliwościach, bo wkurza ją podejrzliwość specjalistów, którą ubezpieczalnie skwapliwie wykorzystują jako pretekst, by nie płacić za leczenie. „Lęki, przygnębienie, urazy, napady paniki sprawiają, że mózg pracuje na maksymalnych obrotach i w efekcie powstają nerwobóle – przekonywała. – Musimy nauczyć się współczucia. Chroniczne dolegliwości to nie żart. Nikt nie chce wstawać co rano z łóżka przerażony perspektywą kolejnego okropnego dnia”.

Mimo że w jej twórczości można odnaleźć echa ponurych doświadczeń i wewnętrznych niepokojów, Germanotta bazuje przede wszystkim na solidnym wykształceniu muzycznym oraz talencie. Po mistrzowsku kreuje i bez reszty kontroluje wszystkie warstwy przekazu. Już nagrywając pierwszą płytę, zgromadziła wokół siebie ekipę zwaną Haus of Gaga, czyli ludzi, którzy rozumieją i potrafią realizować jej pomysły: producentów, plastyków, krawców, fryzjerów, makijażystów, choreografów.

Wymyśla się wciąż od nowa, a publiczność dostaje produkt tyleż chwytliwy muzycznie, co atrakcyjny wizualnie i nie do końca jednoznaczny. Piosenkarka czerpie bowiem garściami z muzyki tanecznej: techno, house'u, popu, dance'u, lecz jeśli chodzi o moc scenicznej osobowości i twórczy rozmach, przypomina raczej swoich największych idoli – Davida Bowiego oraz Freddiego Mercury'ego.

Wrażliwość bywa przekleństwem artysty, a za sukces płaci się wysoką cenę. „Po sprzedaniu dziesięciu milionów płyt, straciłam Matta [Williamsa, byłego stylistę i partnera – przyp. red.]. Kiedy przekroczyłam 30 milionów, odszedł Luc [Carl] – wyliczała w „Gaga: Five Foot Two”. – Teraz zagrałam na dużym ekranie i musiałam pożegnać się z Taylorem [Kinneyem, eksnarzeczonym]. Trzeci raz mam złamane serce". Ale Stefani nie zostałaby gwiazdą, gdyby nie wyznawała zasady: co cię nie zabije, to cię wzmocni.

„Sława wystawia na próbę związki romantyczne, rodzinne, przyjacielskie” – tłumaczyła, rozmawiając z „Elle”.

– Wszystkie gorzkie krople zbierają się w sercu, a ja nie zdołałabym robić muzyki, ani grać roli, nie wykorzystując tkwiącego tam bólu. Zresztą niewykorzystanie go byłoby karygodnym marnotrawstwem”. W odróżnieniu od zwykłych śmiertelników ma to szczęście, że – jak mawiają Amerykanie – gdy życie daje jej cytryny, umie zrobić lemoniadę. Debiutancka kreacja filmowa wskazuje, że wprawdzie dotarła na szczyty sławy, jednak nie osiągnęła szczytu możliwości, choć zalążkiem sławy już na pewno nie jest.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze