1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Film stoi detalami. Rozmowa z Joanną Kuś, dekoratorką wnętrz na planie serialu "Król"

Rekonstrukcja wnętrza modnej w 20-leciu kawiarni Sztuka i Moda. (Zdjęcie: Łukasz Bąk/materiały prasowe Canal+)
Rekonstrukcja wnętrza modnej w 20-leciu kawiarni Sztuka i Moda. (Zdjęcie: Łukasz Bąk/materiały prasowe Canal+)
Zobacz galerię 14 Zdjęć
"Odtwarzanie epoki to jest jedna rzecz, ale im więcej indywidualności włożymy w swoją pracę, tym efekt końcowy jest bardziej interesujący dla widza" - mówi Joanna Kuś, dekoratorka na planie serialu "Król" na podstawie powieści Szczepana Twardocha.

 

 Joanna Kuś (Fot. archiwum prywatne) Joanna Kuś (Fot. archiwum prywatne)

Czy praca na planie była intensywna? Bardzo. Przez pół roku kręcenia byliśmy praktycznie non stop bardzo zajęci. Nasze zdjęcia rozpoczęły się na początku kwietnia, a do końca maja mieliśmy chyba tylko jeden dzień wolny od pracy. Ale nic dziwnego, było mnóstwo do zrobienia. Najczęściej wchodziłam wraz ze swoim zespołem do wnętrz z praktycznie pustymi ścianami, a opuszczaliśmy je całkowicie urządzone i umeblowane.

Na szczęście taka produkcja daje możliwość dekoratorom własnego działania. Odtwarzanie epoki to jest jedna rzecz, ale im więcej indywidualności włożymy w swoją pracę, tym efekt końcowy jest bardziej interesujący dla widza. Pracowałyśmy z moją asystentką Kasią Olczak, stosując często pewien rodzaj własnego komentarza. Np. w scenie rozgrywającej się w obskurnym hotelu, gdzie dochodzi do zbrodni, dekoracje są elementem narracji. Użyłyśmy obrazu ze sceną z sądu ostatecznego na ścianie, we wnętrzu znalazły się też pozbawione życia wypchane zwierzęta. Operator i reżyser, Kacper Fertacz i Janek Matuszyński, potrafili to pięknie wykorzystać, zauważali nasze działania, rozmawialiśmy na ten temat.

Styl epoki nie był ograniczeniem dla wyobraźni? Dzięki eklektyczności dwudziestolecia mogliśmy sobie pozwolić na mieszankę stylów i ja to świadomie wykorzystywałam. Z jednej strony byliśmy w klasycznych dekoracjach, a z drugiej w domu szefa warszawskiego gangu Jana „Kuma” Kaplicy stworzyliśmy bardzo modernistyczne wnętrze w starej willi w Konstancinie-Jeziornej. Pojawiło się tam mnóstwo bardzo nowoczesnych jak na tamte czasy elementów związanych z bauhausem, także prace Pieta Mondriana na ścianach. To samo było w mieszkaniu u centralnej postaci serialu, boksera i gangstera Jakuba Szapiry, wykorzystałam tam mocno art deco jako rodzaj stylistyki mówiącej o sile bohatera.

Skąd się bierze te wszystkie meble i sprzęty z epoki? Jest dużo rekwizytorni, gdzie się wynajmuje meble i różnego rodzaju dodatki, natomiast żadna z nich nie specjalizuje się w konkretnych epokach. W związku z tym trzeba było jeździć, oglądać, szukać. Jeszcze przed zdjęciami robiliśmy mocny research i z całej Polski, a nawet zza granicy, ściągaliśmy różnego rodzaju elementy dekoracji. Czasami kupowaliśmy meble i przerabialiśmy je, czasami tworzyli je nasi stolarze. To była produkcja, podczas której użyłam najwięcej tkanin. Były szyte różnego rodzaju kotary, poduszki. Były poszukiwania na OLX i Allegro, korzystaliśmy ze zbiorów kolekcjonerów. Jeździliśmy nawet za Wyszków, do miejscowości Kiermusy, gdzie raz w miesiącu odbywają się targi staroci. Czasem było nerwowo, kiedy zamawiany przedmiot docierał na dzień przed zdjęciami albo gubił się podczas transportu.

Muszę zapytać o automat do gumowych artykułów higienicznych, który można zauważyć na ścianie burdelu Ryfki Kij. Znalazłam go w Internecie w czasie zbierania materiałów dotyczących domów publicznych. Natknęłam się na stare czarno-białe zdjęcie takiego automatu z prezerwatywami i od razu się w nim zakochałam. Razem z naszym wykonawcą, świetnym Robertem Wojtysiem, rozpracowaliśmy, jak to zrobić, żeby rzeczywiście działał po wrzuceniu monety.

Od czego zaczyna się budowanie klimatu, stylu wnętrza, co jest jego duszą? Zaczynałam od wnikliwego przestudiowania scenariusza i podczas lektury wyobrażałam sobie postaci. Każde wnętrze powstawało w oparciu o osobowość i charakter bohatera, to było ważniejsze niż epoka, choć oczywiście musieliśmy się zmieścić w tym, co narzucała. Tak było nawet z kancelarią premiera. U Litwińczuka, sekretarza premiera – oczywiście po omówieniu tej postaci z reżyserem – na biurku pojawiły się takie detale jak figurki żołnierzyków. To przykład na to, jak próbujemy wzbogacić wizerunek bohatera, tego nie było w scenariuszu.

Co było trudniejsze do urządzenia, wystawny dom trzęsącego przestępczym światkiem Kuma Kaplicy czy biedne wnętrza Nalewek? Nalewki, choć ubogie, też były wyzwaniem. Fajnie przenosić się z bogatego, czystego wnętrza, gdzie można było się estetycznie pobawić, do nory, gdzie ma być brudno i ascetycznie. Taka duża rozbieżność daje satysfakcję.

Północna dzielnica to było trochę odtwarzanie nieistniejącego świata. Trudne zadanie. Na przykład scenę obrzezania dziecka odtwarzaliśmy na podstawie starych fotografii, ale też konsultacji z Żydowskim Instytutem Historycznym. Wypożyczyli nam swój olbrzymi stary księgozbiór, więc np. talmudy w synagodze były prawdziwe. Ale zestaw narzędzi do obrzezania stworzyliśmy od początku do końca. To precyzyjne, zdobione elementy zamknięte w szkatułce, które zostały wykonane dla nas przez ślusarza.

Jedną z pierwszych przygotowanych scenografii było wnętrze komisariatu policji. Podobno na biurku znajdowała się księga policyjna z wpisami zatrzymanych i inne dokumenty. Staraliśmy się stworzyć takie warunki aktorom i filmowcom, żeby łatwiej mogli przenieść się w czasie. Wyobraziłam sobie, że ktoś może podejść do biurka i otworzyć księgę. Gdyby była pusta, byłoby trochę idiotycznie. Dzięki dbaniu o takie szczegóły potem wszyscy lepiej czują się na planie – aktor, reżyser i scenografowie mają poczucie, że praca została wykonana w stu procentach. Wypisywanie tej księgi to był zwieńczenie prac przy wnętrzu komisariatu. Siedzieliśmy za biurkiem w stworzonej przez nas scenografii, wymyślaliśmy imiona i nazwiska osadzonych i zapisywaliśmy je piórem w księdze.

Dosyć długo współpracowała Pani z Borysem Kudlicką przy scenografii do spektakli operowych reżyserowanych przez Mariusza Trelińskiego. Czym różni się praca na planie serialu? Na scenie opery w dużo większym stopniu można bawić się światłem, a ja to kocham. Światło może nam kompletnie zmienić klimat dekoracji czy wnętrza, w zależności od tego jak je poprowadzimy. W filmie buduje się coś na raz, kończymy scenę i dekoracja często jest demontowana, czasem niszczona i znika. W operze scenografia powstaje z założeniem, że będzie się ją publiczności pokazywać wielokrotnie. Z drugiej strony film zostaje zapisany i można go oglądać bez końca. Przy filmie podoba mi się też to, że jest w nim więcej przestrzeni na autokomentarz, zabawę szczegółem, no i jesteśmy przez chwilę w prawdziwym świecie, a nie w umownym, scenicznym.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze