1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Kalina Jędrusik: „O miłość nie proszę”

Kalina Jędrusik jako Holly Golightly w „Śniadaniu u Tiffany’ego”. Fotos z warszawskiego Teatru Komedia (1965). (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Kalina Jędrusik jako Holly Golightly w „Śniadaniu u Tiffany’ego”. Fotos z warszawskiego Teatru Komedia (1965). (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
Stała się ikoną polskiej popkultury. Mimo że nie grała ról, które weszłyby do historii kina. Na utrzymanie domu Kalina Jędrusik harowała zabójczymi chałturami, śpiewając wybitne piosenki między wódką a zakąską. Poza „Kabaretem Starszych Panów” nigdy nigdzie nie pasowała. Nie nagrała żadnej płyty. Jest inny powód, dla którego do dzisiaj jesteśmy w Kalinę wpatrzeni.

Tak bardzo czekała na upadek komuny. Była po stronie Solidarności, przemycała internowanym paczki i listy. Kiedy na ulicy legitymowali ją zomowcy, krzyczała: – Dowód chcesz?! Dowodem to ja jestem! Doświadczała nawrócenia, jak wszystkiego – na własnych warunkach. Dla niej to znaczyło znaleźć oparcie, a nie msze niedzielne. Zapytana w czasie spowiedzi, czy kogoś nienawidzi, wyznała: – Ale ja, proszę księdza, kilku ludzi tak, k…rwa, nienawidzę… Po śmierci pisarza Stanisława Dygata, bardziej brata niż męża, jedynego prawdziwego przyjaciela, Jędrusik znikała. Nie tylko z telewizyjnego ekranu. Dawno już nie była seksbombą i nie umiała uciec własnemu wizerunkowi. Szukała jeszcze młodości w miłościach, a kiedy i one się skończyły, siadała przed lustrem, aby szminką i kredkami narysować na twarzy Kalinę. Za duże usta, za duże kości policzkowe, doklejone rzęsy. Gdzieś, w środku ciążącego ciała, ciągle mieszkała dziewczynka z Gnaszyna, która już jako kilkulatka uciekała z domu, aby powędrować w świat. Ale ktoś ją znajdował, chwytał za rękę i odprowadzał rodzicom.

Prawie raj

Patrzyła na swoją małą walizkę pełną skarbów, do której dorzucała polne kwiaty zrywane przez chłopców. Była tą ładniejszą, młodszą i bardziej faworyzowaną z sióstr. Do tego umiała doskonale manipulować. Kiedyś napuściła koleżankę, aby pobiegła do jej domu i krzyczała: – Kalusię potrącił samochód i we krwi leży! Zosia, starsza od niej o siedem lat, słuchała tego z politowaniem. Wakacje 1939 całą rodziną spędzali w Bartkowicach, w otoczonym brzoskwiniowym sadem letniskowym domu. Prawie raj. Prawie, bo tam zastanie ich wojna. Ojciec, senator z ostatniego przedwojennego rozdania, wybitny nauczyciel i społecznik, da schronienie uciekinierom. Tu będzie prowadził tajne komplety. Uczniowie mają pod ławkami niemieckie podręczniki, które wyjmują w razie najazdu Niemców. W czasie jednej z rewizji dziesięcioletnia Kalina wyskakuje przez okno. Esesman celuje w plecy. Matka krzyczy tak, że Niemiec rezygnuje. Któregoś dnia przychodzi wezwanie na Gestapo. Ojciec musi się ukrywać. – Kiedy wojna się skończyła, byłyśmy o wiele bardziej dojrzałe, niż można by przypuszczać – powie po latach Zosia.

Nie igra się z miłością

Najważniejszy był rok 1953. Skończyła krakowską szkołę teatralną i przyjechała do Gdańska z kumplami ze studiów, między innymi Zbyszkiem Cybulskim, Bobkiem Kobielą i najbliższą przyjaciółką Kicią Migulanką. Wspaniali, rozmarzeni, dzieci jeszcze. Ściągnęła ich tu Lidia Zamkow, właśnie objęła dyrekcję teatru Wybrzeże. Kalina zadebiutuje w „Barbarzyńcach” Gorkiego. W dniu premiery ma wysoką gorączkę. Zamkow chce ją zastąpić na scenie. Temperatura natychmiast spada. Na widowni pojawia się Stanisław Dygat, by oklaskiwać żonę, aktorkę Władysławę Nawrocką. Choć od nich kilkanaście lat starsza, została zaangażowana z tą nieopierzoną krakowską ferajną, z tym desantem młodości. Pisarz wciąż mieszka z córką Magdą w Warszawie, ale przygotowuje przeprowadzkę do żony. Od dawna szarpią się ze sobą w małżeństwie, odchodzą i wracają. Staś obiecuje Dziuni i Magdzie, że teraz wszystko się odmieni. No i słowa dotrzymuje. Któregoś dnia zauważa idącą sopockim Monciakiem Kalinę. Odwraca się za nią, patrząc nazbyt długo. „Nie igra się z miłością” to tytuł sztuki de Musseta, w której Kalina gra wiosną 1954 roku. Dygat każdego wieczora przychodzi z bukietem róż. – Czy znasz człowieka, który by kochał tylko jedną kobietę? – pyta Kalina ze sceny. Imponuje jej zainteresowanie popularnego i cenionego autora. Jest od niej starszy o 16 lat. Ona – drobna, on – wielkolud, chętnie ją w siebie wtula. Kalina widzi w nim ojca. Nie będzie ważniejszych mężczyzn w jej życiu. Chociaż dzieli z Dziunią teatralną garderobę, sprawę udaje się przez chwilę utrzymać w tajemnicy.– Przyjeżdżaj natychmiast. Sprawa życia lub śmierci – telegrafuje Dygat do przyjaciela, chcąc mu przedstawić Kalinę. Choć nie ma jeszcze rozwodu, mówi o niej: żona. Aktorka Zofia Czerwińska odwiedzała ich w tym czasie na Wybrzeżu: – Kalina była w Stasiu zakochana i w tej miłości pazerna. Bo u niej występowały wszystkie temperamenty. Co temat, to temperament. Ślub wezmą cztery lata później, ale zanim to nastąpi, wszystkie postaci dramatu przeniosą się do Warszawy.

Kalina Jędrusik ze Stanisławem Dygatem (lata 60.). (Fot. East News) Kalina Jędrusik ze Stanisławem Dygatem (lata 60.). (Fot. East News)

Łóżko

Kalina wprowadza się do małego mieszkania na Dąbrowskiego, w którym Dygat rezyduje z pierwszą żoną, córką i teściową. W sąsiedztwie mieszka wówczas wielu pisarzy, sza la, la, la impreza trwa, nikt nie wylewa za kołnierz, lubią „zasmarować się na tęczowo”. Kiedy brakuje forsy, zawsze można sprzedać butelki. Dygat nie widzi w tej lokalowej sytuacji nic nadzwyczajnego. Jego ojciec w czasie wojny w pewne dni mieszkał ze swoją pierwszą żoną (mamą Stasia i Danusi), a w inne z drugą. Kalina ma podobne wspomnienia. Jej ojciec był związany z dwiema siostrami. Kiedy jedna z nich – jego żona – ciężko zachorowała, spłodził córkę drugiej. Ta pierwsza oficjalnie uznała Zosię za swoje dziecko. Kalinę urodziła druga siostra już po śmierci pierwszej. Rozwiódł się z nią dla swojej uczennicy. Ta urodziła mu syna Macieja. Obie żony mieszkały w obrębie jednego podwórka. Maciej co miesiąc nosił na prośbę ojca ponad połowę jego emerytury byłej żonie, chociaż żadne alimenty zasądzone nie były.

Majcher znaczy nóż

Najpierw zaangażowała się do Teatru Narodowego, a później Współczesnego. Tam zagrała pierwszą ważną rolę, która zmieniła jej życie. Warszawa huczała o Jędrusik w „Operze za trzy grosze” Brechta w reżyserii Konrada Swinarskiego. Grała Polly. Miała 28 lat. Krytycy zachwycali się jej głosem, energią, wdziękiem, zmysłowością. Donośne były plotki o jej romansie ze scenicznym partnerem Tadeuszem Plucińskim. Zresztą przyjacielem Dygata, którego Kalina zdradziła z nim – jak wyznała – premierowo. Od ślubu minęły niecałe trzy miesiące. Pluciński był amantem i kochały się w nim wszystkie aktorki. Bywał u Dygatów. Chodził w Stasia marynarkach. Z Kaliną spotykał się w swojej garsonierze. Kalina szukała mocnych wrażeń i namawiała Tadeusza, by wyzwał Stasia na pojedynek. Tymczasem to Dygat zapytał przyjaciela, czy żyje z jego żoną. Uspokoił się, kiedy Pluciński zaprzeczył. Przestał mu podawać rękę dopiero, kiedy ten rzucił Kalinę. Wkrótce spotkała w SPATiF-ie byłego kochanka z nową sympatią. Spojrzała na nią. – Ładna jesteś, ale cycków to takich nie masz. I rozerwała na sobie bluzkę. Pytana po latach, zwierzyła się: – Nie wiem, jak mogłam związać się z takim ch…jem. I dodała, że ją uderzył. Potrzebowała romansów w pracy. Flirtowała w teatrze i wyjeżdżając na tournée, jakby chciała te emocje przenieść na publiczność. Nie zauważyła tylko, kiedy publiczność się od niej oddala. Aż stwierdziła, że widownia jest jej przeciwna. Z czasem coraz mniej lubiła wychodzić na scenę, bo musiała miłość zamienić w walkę o miłość. A tego nie chciała.

Z Andrzejem Łapickim w „Lekarstwie na miłość”(1966). (Fot. WFDIF) Z Andrzejem Łapickim w „Lekarstwie na miłość”(1966). (Fot. WFDIF)

Seksbomba

Może i Dygat marzył, aby zrobić z żony Marilyn Monroe, ale właściwie na tym należałoby temat zamknąć. Kalina nie dyktowała warunków. Stos scenariuszy się nie piętrzył, a reżyserzy nie dzwonili. Tak bardzo uwierzyła, że jest gwiazdą, i tak szybko przestała nią być. Najjaśniejsze zawodowe dokonania Kaliny to jej piosenki zaśpiewane w „Kabarecie Starszych Panów”. Pojawiała się w nim jako dziewczyna zrodzona z żeberka kaloryfera – jesienna dziewczyna, dziewczyna z chryzantemami. Sama mówiła, że była stałą dosmucaczką „Kabaretu”. Śpiewała piękne, melancholijne piosenki pisane na miarę jej talentu i możliwości. Polska kochała się w „Kabarecie” i zakochiwała się w Kalinie. Była pierwszą telewizyjną seksbombą. Grała tę rolę doskonale. W filmach „Lekarstwo na miłość”, „Jutro premiera” czy „Jowita” emanowała zmysłowością. A seks drażnił PRL-owską rzeczywistość, bo stała za nim wolność. Nienawidziły jej drugie żony trzeciorzędnych partyjnych sekretarzy. No i była sprawa z krzyżykiem w dekolcie. – Kalina to dwa kółka i krzyżyk – ironizowano. Kiedy nie mogła w telewizji pokazywać dekoltu na biuście, pokazała od ramion aż do pośladków. Niezależne, uwodzące, erotyczne kobiety zaczęła grać mniej więcej w 1957 roku, skończyła dziesięć lat później. Te dziesięć lat z jej bogatego życia utrwaliło wizerunek, jaki znamy. Kiedy zagrała w „Ziemi obiecanej”, Andrzej Wajda ocenzurował własny film, bał się, że przez jej wulgarność w scenie z Danielem Olbrychskim straci szansę na Oscara. Czuł, że nawet swobodna Ameryka nie zrozumie takiej Kaliny.

Kalina Jędrusik w serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965). (Fot. East News) Kalina Jędrusik w serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965). (Fot. East News)

Hipnotyzerzy

Przyjaciele kochali Kalinę i bali się Dygata. Agnieszka Osiecka pisała: „Jednym zręcznym słówkiem, jednym spojrzeniem Staś waśnił kochanków, rozjuszał na siebie przyjaciółki lub czynił dookoła jakiejś niewinnej ofiary tak zwaną dotkliwą pustkę. Nie muszę dodawać, że z lekkością arcymistrza potrafił jednym celnym posunięciem (gdy chciał) całą intrygę wyprostować”. Ich mieszkania, najpierw dwupokojowe przy ulicy Joliot-Curie na Mokotowie, a potem willa na Żoliborzu, były najważniejszymi salonami artystycznymi Warszawy. Wielu chciało się w nich znaleźć, ale nie każdy dostępował zaszczytu. Dygat nazywał to towarzystwo RIP – Resztką Inteligencji Polskiej. Kalina gotowała makaron. Kiedy wracała wściekła z teatru, skubała kurczaka z pierza, by się uspokoić. W pokojach dyskutowali, paląc papierosy i pijąc wino, aktorzy, pisarze, sportowcy. Dygat uwielbiał zwabiać tych rokujących karierę. Kiedy piosenkarka Urszula Sipińska zaczęła odnosić pierwsze znaczące sukcesy, Dygat zaprosił ją na Joliot-Curie i gadali całą noc, a potem odwiózł ją na dworzec i wręczył różę. Pisał do niej jak 16-latek. Kiedy zaśpiewała – jego zdaniem – niedobry koncert, zmiażdżył listem, ale i dał kredyt zaufania. Zaprzyjaźnili się na zawsze. Piosenkarz Wojciech Gąssowski chodził z Dygatem na mecze i wyjeżdżał z Kaliną na wakacje. Kiedy przeprowadzili się na Żoliborz, dostał swój pokój, już jako oficjalny „narzeczony” Kaliny. Później zamieszkała z nim u Dygatów tancerka Małgorzata Potocka. Dziś żartuje, że to był dobry rodzinny pensjonat.

Pętla

Dygat przeszedł drogę od ideowego komunisty do opozycjonisty. Kalina opowiadała, że to ona namówiła go, aby rzucił partyjną legitymacją. Byli pod stałą obserwacją, odmawiano im paszportów, Dygat miał zakazy druku. Kalina przez jakiś czas nie mogła pojawiać się w telewizji. W 1963 roku pisarz przeszedł pierwszy zawał. – Przestali ze sobą żyć. Staś zaprosił nas, przyjaciół, na przyjęcie pod hasłem: „Zawieszam ch…ja na kołku” – wspominał Kazimierz Kutz. Kiedy wznowił randkowanie, Tadeusz Konwicki, jego najbliższy przyjaciel, zapytał: – Stasiu, jak ci nie wstyd? Po takim uroczystym pożegnaniu?! – A bokserzy też żegnają się z ringiem, a później cichcem wracają. W tym wszystkim byli z Kaliną wspaniałym małżeństwem. Nie potrafili bez siebie żyć. Kiedy Kalina wyjeżdżała w trasę, skąd mogła, dzwoniła, by opowiedzieć Stasiowi również o flirtach. Kiedy wracała, czekał na nią przed domem. Tymczasem rzeczywistość gęstniała. SB spisywała nazwiska i adresy ich gości. Robiła stenogramy rozmów. Po podpisaniu przez Dygata listu intelektualistów przeciwko zmianom w konstytucji w 1976 roku władze zdejmują z afisza Teatru Narodowego „Jezioro Bodeńskie” w reżyserii Adama Hanuszkiewicza, będące adaptacją powieści Dygata. Rok później na kolaudacji filmu Ewy Kruk „Palace Hotel” według jego opowiadania słyszy, że film jest antypolski. Wyrok? Zakaz dystrybucji. Dygat jest wstrząśnięty. Podupada na zdrowiu. Idzie za tym całkowity zakaz druku. SB planuje jeszcze gorliwsze rozpracowanie Dygata, jego rodziny i środowiska. Pisarz umiera ponad miesiąc później, 29 stycznia 1978 roku, tak jak żył – ze słuchawką telefonu w ręku. Kalina jest w trasie koncertowej. MSW zamyka sprawę z powodu „zaniechania wrogiej działalności”.

Życie po

Świat płowieje. Kalina ratuje się jeszcze. Kilka miesięcy po śmierci męża zakochuje się w perkusiście z akompaniującego jej zespołu. Sasza ma 29 lat i dość szybko wprowadza się na Żoliborz. Jest zima stulecia. I znów wszystko staje się na chwilę romantyczne. Mówił po latach, że życie z Kalinką było przyjemne, fascynujące. Dużo opowiadała o Stasiu. Słuchali taśm z nagranymi z nim wywiadami. Magda Umer powiedziała: – Sasza był jej dzieckiem. Spała z nim, ale był jej dzieckiem. Było miło z kimś spać, dużo milej niż z kimś nie spać. Była z nim szczęśliwa, ale wiedziała, że jest zbyt chora. Bała się, że będzie musiał opiekować się starszą panią. Chorowała na astmę, a przygarniała podrzucane zwierzęta. Tyła. Coraz gorzej czuła się w swoim ciele. Dusiła się w kulisie, sceniczny kurz był dla niej zabójstwem. Czasami, wychodząc na estradę, zachowywała się tak, jakby chciała tę Kalinę Jędrusik unicestwić, wszystkiego było za dużo – ekspresji, makijażu. Nigdy nikogo nie poprosiła o rolę ani o napisanie dla siebie piosenki, nie zabiegała o wydanie płyty. Nie umiała prosić o miłość. Dość szybko, bo już w 1990 roku, zrozumiała, że w wolnej Polsce nie ma dla niej miejsca. Nie pasowała do świata, w którym handlowano z łóżek polowych. Do świata, w którym zaczyna panować disco polo. „Są jeszcze brzegi, na których nie byłam, są jeszcze śniegi, których nie wyśniłam, są pocałunki, na które czekam…” – śpiewała w 1965 roku jako Holly Golightly w spektaklu „Śniadanie u Tiffany’ego” Trumana Capote’a w adaptacji Dygata, zakochiwała się właśnie w partnerującym jej aktorze Władysławie Kowalskim. I jeśli kimś się naprawdę czuła w całym swoim życiu, to właśnie Holly Golightly, mieszkającą „w podróży”. Tyle kobiet, a nawet mężczyzn czuje się Holly. A Kalina nią była.

Remigiusz Grzela, „Z kim tak ci będzie źle, jak ze mną? Historia Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata”, Wydawnictwo Otwarte.
Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze