1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Przypadek uroczej kaczuszki

Sydney Festival (2013). „Gumowa kaczka” Florentijna Hofmana w zatoce Darling. (Fot. Getty Images)
Sydney Festival (2013). „Gumowa kaczka” Florentijna Hofmana w zatoce Darling. (Fot. Getty Images)
Zobacz galerię 7 zdjęć
To tylko zabawki? Sztuka czasem tworzona jest po to, by przynieść ludziom trochę radości. Nie dajcie się jednak zwieść. Wiele dzieł, które wydają się niewinne, wcale takie nie jest. Dzieci bawią się przecież, symulując świat dorosłych. A temu światu daleko jest do niewinności.

Był rok 2007, kiedy w kurorcie Saint-Nazaire u ujścia Loary do Atlantyku pojawiła się kaczuszka. Nie pisklę, ale zabawka – żółta gumowa kaczuszka kąpielowa. Ten konkretny egzemplarz był wielkości sporego budynku, liczył sobie 26 × 20 × 32 metry. Jej pojawienie się zostało powitane z entuzjazmem przez zgromadzone na nabrzeżu tłumy, zaś kaczuszka popłynęła majestatycznie w górę rzeki, ku odległemu o 40 kilometrów miastu Nantes. Kiedy na horyzoncie pojawia się coś tak niebywałego i absurdalnego jak gumowa kaczuszka wielkości biurowca, trzeba brać pod uwagę, że możemy mieć do czynienia ze sztuką współczesną. Faktycznie, za pojawienie się gigantki w delcie Loary odpowiedzialny był holenderski rzeźbiarz Florentijn Hofman (rocznik 1977). Sukces, jaki odniósł we Francji, otworzył wrota do wielkiej kariery zarówno przed nim, jak i przed jego żółciutkim, monumentalnym dziełem. Kaczuszka odwiedziła od tamtego czasu między innymi: São Paolo, Auckland w Nowej Zelandii, belgijskie Hasselt, Pittsburgh w Pensylwanii, Sydney, Baku, Los Angeles i Santiago de Chile. Trzeba tu podkreślić, że po świecie podróżuje koncept kaczuszki, a nie konkretna rzeźba. Dzieło Hofmana przeznaczone jest do jednorazowego użytku. Ten prosty w formie żółty ptaszek jest tak naprawdę dość skomplikowanym przedsięwzięciem inżynieryjnym. Nadmuchiwane ciało wspiera się na systemie pontonów wyposażonych w silniki i układ sterowania. Z czasem powietrze nieuchronnie uchodzi z rzeźby. Zdarzało się też, że kres jej majestatycznemu rejsowi kładli nieżyczliwi ludzie lub zdarzenia losowe. W Belgii kaczuszkę zaatakowali wandale, na Tajwanie uszkodziło ją trzęsienie ziemi, w Chinach – porwała powódź. Florentijn Hofman podkreśla, że efemeryczny charakter instalacji zabezpiecza ją przed komercjalizacją. Rzeźbiarz odmawia sprzedaży kaczuszki kolekcjonerom, nie pozwala jej eksponować w muzeach, a zyskami ze sprzedaży gadżetów towarzyszących prezentacji wielkiej kaczki (na przykład małymi gumowymi kaczuszkami) dzieli się z organizacjami non profit w mieście, w którym pokazuje swoje dzieło.

Z perspektywy podłogi

Na fali powodzenia „Gumowej kaczki” Hofman zaczął konstruować inne publiczne rzeźby przedstawiające zabawki. Na Tajwanie pokazał „Księżycowego królika”, który wzrostem dorównywał King Kongowi. Dla chińskiej metropolii Shenzhen stworzył „Krakena” służącego jako plac zabaw dla dzieci. Pytany, dlaczego tworzy kolejne ogromne zabawki, odpowiada, że jako młody projektant i artysta potrafił pracować 20 godzin na dobę i po prawdzie niczego poza pracą nie widział. Tak było do czasu, kiedy urodziły mu się dzieci. Musiał wówczas, jak mówi, dosłownie paść na kolana i zobaczyć rzeczywistość z punktu widzenia swoich pociech, czyli z perspektywy podłogi. W dziecięcym pokoju podłoga okazała się zarzucona zabawkami. Hofman zachwycił się tym pejzażem, zobaczył w nim krajobraz utraconej niewinności, kreatywności i fantazji. „Wow, to jest wspaniałe! – wspomina swoją emocję rzeźbiarz. – Ja będący wielkim dzieckiem porozrzucam moje rzeźby, moje zabawki, po całym świecie!”.

 „Moon Rabbit” Hofmana, mierzący 25,3 metra. (Fot. Forum) „Moon Rabbit” Hofmana, mierzący 25,3 metra. (Fot. Forum)

Publiczność kocha jego instalacje, w samym Pittsburghu „Gumową kaczkę” obejrzało milion ludzi. Nic dziwnego, że artystę kochają również sponsorzy, władze miast i organizatorzy festiwali sztuki w przestrzeni publicznej. Za to krytycy kochają Holendra mniej żarliwie. Zarzucają mu, że jego instalacje infantylizują ideę sztuki publicznej i są jedynie pustą rozrywką. Bo jakie znaczenie niesie ze sobą dryfująca na falach gumowa kaczka? Hofman w pewnym sensie potwierdza te zarzuty. Deklaruje, że jego kaczka rzeczywiście nic nie znaczy. Nie ma rasy, płci, nie kryje żadnej metafory, nikogo nie wyklucza, wszystkich zaprasza do zabawy. Istnieje po to, by dać ludziom chwilę radości. Tylko tyle i aż tyle.Nie prowokuje żadnych politycznych skojarzeń. Doprawdy? Wyobraźmy sobie, że Hofman, który jak dotąd nigdy nie przybył ze swoimi pracami do Polski, puszcza swoją gigantyczną gumową kaczuszkę na Wisłę, po czym płynie ona przez Polskę 2021 roku. Trudno byłoby znaleźć koncept, który wybrzmiałby u nas bardziej politycznie. Kaczuszka znalazłaby się momentalnie na pierwszej linii frontu w konflikcie, który dzieli polskie społeczeństwo. Rację mają bowiem ci, którzy twierdzą, że sztuka ostatecznie zawsze okazuje się polityczna. Podobnie jak zabawki nigdy nie są do końca niewinne. Hofman nie jest przecież pierwszym artystą, który wprowadził je do sztuki. Twórcy sięgali po nie często, ale zwykle w celu wciągnięcia nas w zabawy o przewrotnym, politycznym właśnie, a nawet mrocznym charakterze.

Bezlitośnie doskonałe

Hofmana porównuje się często z Jeffem Koonsem. Nie bez racji, bo amerykański gwiazdor słynie z tworzenia rzeźb przedstawiających zabawki. Pieski i króliki z baloników, maskotki i przytulanki odlewa najchętniej z nierdzewnej stali, pokrytej przemysłowymi lakierami.

 Jeff Koons „Rabbit”. (Fot. BEW) Jeff Koons „Rabbit”. (Fot. BEW)

Podobnie jak prace Hofmana, te infantylne, a zarazem luksusowe, bezlitośnie doskonałe i nieznośnie ładne dzieła nie znaczą nic. W odróżnieniu od Hofmana amerykański rzeźbiarz sugeruje jednak, że nie ma się z czego cieszyć. Jego twórczość, świadoma celebracja kiczu, poświęcona jest pustce, która kryje się za błyszczącymi powierzchniami konsumpcyjnej kultury. W podobnym sposób bawi się zabawkami kalifornijski prowokator i skandalista Paul McCarthy. Artysta uwielbia używać kukiełek oraz infantylnej estetyki do inscenizowania groteskowych, obscenicznych instalacji, filmów wideo oraz performance’ów, złośliwie, ale celnie przedrzeźniających współczesną rzeczywistość.

 Paul McCarthy „Tomato head (Green)”. (Fot. Art Basel) Paul McCarthy „Tomato head (Green)”. (Fot. Art Basel)

W świat zabawek zabiera też swoją publiczność jeden z najgłośniejszych współczesnych artystów japońskich – Takashi Murakami. Niekoniecznie chodzi o publiczność dziecięcą. Japoński gwiazdor eksploruje raczej uniwersum tak zwanych kidultów – dorosłych dzieci, (nie)dojrzałych ludzi pogrążonych w świecie gadżetów, komiksów, mangi oraz erotycznych fantazji, które zastępują realne związki i międzyludzkie relacje. Łatwiej jest przecież funkcjonować w świecie fikcji, lalek, powabnych superbohaterek i seksualnych wyobrażeń niż w prawdziwym życiu.

 Takashi Murakami „Nurse Ko2”. (Fot. East News) Takashi Murakami „Nurse Ko2”. (Fot. East News)

Najsłynniejszą zabawką, którą dostaliśmy w prezencie na gruncie współczesnej sztuki polskiej, jest słynna praca „Lego. Obóz koncentracyjny” Zbigniewa Libery – zestaw najsłynniejszych klocków świata, z których można ułożyć tytułową instytucję Zagłady. Czy w naszym kraju wszystko, nawet zabawki, muszą kojarzyć się z wojną, traumą, obozami? To osobna kwestia, ale w pracy Libery nie chodzi wyłącznie o polski kontekst. Rzecz jest bardziej uniwersalna: klocki, podobnie jak cegły, to tylko materiał budowlany, można z nich postawić szpital albo szkołę, ale można też wznieść z nich obóz. Albo jego model. Zło, tyrania i przemoc kryją się za cukierkową fasadą, którą lubimy pokazywać dzieciom. Jak jednak wiadomo, dzieci oszukać jest znacznie trudniej niż dorosłych. Nic dziwnego, że ani zabawy, ani też zabawki nigdy do końca niewinne nie są.

 Zbigniew Libera „Lego. Obóz koncentracyjny”. (Fot. East News) Zbigniew Libera „Lego. Obóz koncentracyjny”. (Fot. East News)

Sztuka bywa niefrasobliwa, jak sztuka Florentijna Hofmana, który pragnie jedynie dać swojej publiczności chwilę frajdy. Co innego zabawki – to są poważne rzeczy. Nawet tak urocza kaczuszka, która w intencji rzeźbiarza miała być po prostu wielką gumową kaczuszką i niczym więcej, w każdej chwili gotowa jest nabrać znaczenia. Wystarczy umieścić ją w odpowiednim kontekście, o czym Florentijn Hofman przekonałby się bez wątpienia, gdyby pewnego dnia przybył ze swoją słynną instalacją do naszego kraju. 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze