Yves Tanguy 65 lat po śmierci stał się bohaterem afery, która przyczyniła się do renesansu zainteresowania tym wybitnym artystą.
Pod koniec listopada zeszłego roku w pojemniku do segregowania makulatury na lotnisku w Düsseldorfie znaleziono obraz jego autorstwa zapakowany w kartonowe pudło. Czy znaczy to, że miejsce francuskiego surrealisty jest dziś na śmietniku historii? Przeciwnie. Paczka zgubiona przez jednego z pasażerów trafiła na makulaturę przez pomyłkę, a płótno, choć podniszczone, stosunkowo niewielkie, niezatytułowane i niedatowane, eksperci wyceniają na co najmniej 300 tysięcy dolarów. Cała afera przyczyniła się zaś do renesansu zainteresowania artystą, który jak nikt inny wcielił surrealistyczne ideały zarówno w sztukę, jak i w życie. Zapytany, jak wygląda surrealizm, André Breton, teoretyk, mózg i dyktator tego ruchu, radził spojrzeć właśnie na Yves’a Tanguya.
Zanim został surrealistą, Tanguy, urodzony w 1900 roku syn bretońskiego kapitana żeglugi morskiej, próbował kariery marynarza. Życie na morzu nie przypadło mu jednak do gustu. Nie podobała mu się też służba w armii, ale z wojska wyniósł przyjaźń z poetą Jacques’em Prévertem. To on wprowadzał go w krąg artystycznej cyganerii na Montparnassie. Tanguya początkowo fascynował sam styl życia bohemy, ale w 1923 roku przez okno jednej z galerii zobaczył obraz Giorgia de Chirico. Wówczas narodził się jako artysta: zapragnął malować. Był samoukiem, ale, jak się okazało, piekielnie utalentowanym. Reszty dokonało inspirujące otoczenie, wśród znajomych Tanguya byli najwybitniejsi przedstawiciele awangardy, na czele z Andrém Bretonem, którego młody malarz został żarliwym wyznawcą.
Z „punkową” nastroszoną fryzurą i cokolwiek szalonym spojrzeniem jasnych oczu Tanguy słynął z ekscentrycznego zachowania. Na przyjęciach zadziwiał gości, zjadając żywe pająki, a kiedy w latach 30. zaczął zarabiać pieniądze na malarstwie, lubił miąć banknoty w kulki i rzucać nimi w skonsternowanych mieszczan. Miał gorący romans z milionerką i kolekcjonerką sztuki Peggy Guggenheim, ale prawdziwą miłością jego życia została amerykańska surrealistka Kay Sage, z którą w 1939 roku wyjechał do Nowego Jorku. Związek, choć burzliwy (oboje nie stronili od używek), przetrwał aż do śmierci malarza w 1955 roku.
Niezatytułowany obraz, który przedstawiamy na zdjęciu, pochodzi z roku 1927, w którym Tanguy miał debiutancką wystawę. Już wtedy zdefiniował swój niepowtarzalny styl, któremu pozostał wierny do końca życia. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że praca przedstawia pejzaż. Podobnie jak w wielu innych dziełach Tanguya w tej fantasmagorycznej przestrzeni pojawiają się formy, które wymykają się jednoznacznemu określeniu. To twory organiczne? Geologiczne fenomeny? Duchy? Obrazy Tanguya są w gruncie rzeczy abstrakcyjne – tyle że artysta maluje abstrakcyjną wizję z niemal fotograficznym realizmem. Ten paradoks ma decydujące znaczenie dla niezwykłego wrażenia, jakie wywołują jego prace. Żaden malarz, nie wyłączając innych surrealistów, w tak żywy sposób nie przedstawiał nieświadomości jako pewnego miejsca, które jest nierealne, a jednocześnie prawdziwe.
Obraz „Bez tytułu” (1927) pokazywano w ramach wystawy „Superunknown. Max Ernst & Yves Tanguy with Urs Fischer” w galerii Nahmad Contemporary w Nowym Jorku. Wirtualny spacer po wystawie na: www.nahmadcontemporary.com