Egzotyczne plenery, stylowa muzyka, kolorowe kostiumy, a do tego wciągająca historia oparta na prawdziwych wydarzeniach. „Wąż” to świetnie zrealizowany thriller, który trzyma w napięciu od pierwszego do ostatniego odcinka.
Doniesienia na temat Charlesa Sobhraja wypełniały kiedyś czołówki światowych gazet. Ten oszust, pół Wietnamczyk, pół Hindus, wychowany we Francji w szkole z internatem, w połowie lat 70. stał się numerem jeden na liście morderców poszukiwanych przez Interpol. Działał w Tajlandii, ale też w Nepalu i Indiach, na tzw. szlaku hipisów polował na młodych turystów z Zachodu szukających oświecenia, wolności albo po prostu wrażeń. Podawał się za handlarza drogich kamieni, zdobywał ich zaufanie, odurzał i okradał, często zabijał. Oglądając jego postępki, trudno nie pomyśleć, jak łatwym celem dla wszelkiej maści łotrów są turyści. I że dziś, w dobie Internetu i social mediów, kiedy to nie tak łatwo zniknąć bez śladu, Sobhraj miałby o wiele trudniejsze zadanie.
W tytułowej roli zobaczymy Tahara Rahima, który dostał ostatnio nominację do Złotego Globu i BAFT-y za udział w „Mauretańczyku”. Sobhraj w jego interpretacji w jednej chwili potrafi dostrzec ludzkie słabości, wie kogo uwieść, a kogo przekupić czy zastraszyć. Z jednej strony jest pewnym siebie narcystycznym psychopatą, który gardzi swoimi ofiarami i czuje się bezkarny, z drugiej człowiekiem bez przynależności, który mści się na świecie za odrzucenie i od dziecka doświadczaną pogardę. Historia jego awanturniczego życia jest jednak przede wszystkim trzymającym w napięciu dreszczowcem, który opowiada o spotkaniu zła i bezinteresownego idealizmu. Bo na drodze Charlesa Sobhraja staje początkujący pracownik holenderskiej ambasady, który stawia na szali karierę i własne bezpieczeństwo, by upomnieć się o pamięć niewinnych ofiar i wymierzyć mordercy sprawiedliwość.
„Wąż”, 8 odcinków, premiera 2 kwietnia, Netflix.