1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Erwin Sówka – obrazy, z których słynie malarz ze Śląska

Erwin Sówka „Moja lauba” (2009). (Fot. Muzeum Śląskie w Katowicach)
Erwin Sówka „Moja lauba” (2009). (Fot. Muzeum Śląskie w Katowicach)
Zobacz galerię 8 zdjęć
Kiedy w styczniu zmarł Erwin Sówka, media informowały, że żegnamy jednego z najwybitniejszych polskich malarzy naiwnych. Wybitność śląskiego artysty nie podlega dyskusji. Z jego naiwnością sprawa jest bardziej problematyczna.

Nikiszowiec i Giszowiec – modelowe osiedla robotnicze z początku XX wieku, położone w dawnej podmiejskiej gminie Janów, która dziś jest częścią Katowic. To w te okolice trafi spragniony wizualnych wrażeń turysta, szukając na Górnym Śląsku obrazu tradycyjnego górniczego życia, jak z filmów Kazimierza Kutza. To właśnie w Giszowcu urodził się w 1936 roku Erwin Sówka.

Erwin Sówka był synem i wnukiem górników, w wieku 16 lat sam pracował już w kopalni. A ponieważ od małego ciągnęło go do malowania, po pracy zaczął uczęszczać do koła plastycznego działającego przy Domu Kultury KWK „Wieczorek”.

Mural z wizerunkiem Kazimierza Kutza autorstwa Sówki na ścianie kamienicy w Katowicach-Szopienicach (2019). (Fot. East News) Mural z wizerunkiem Kazimierza Kutza autorstwa Sówki na ścianie kamienicy w Katowicach-Szopienicach (2019). (Fot. East News)

Realny socjalizm był wtedy w Polsce młody i, mimo reżimu stalinowskiego, nie wyzbył się jeszcze utopijnych ambicji, a już na pewno retoryki. W idealnym komunistycznym świecie człowiek pracy miał być nie tylko siłą roboczą, lecz także kreatorem nowej kultury. Władze popierały więc amatorską twórczość. Przyzakładowych robotniczych kółek artystycznych było w PRL wiele, jednak to, do którego trafił Sówka, okazało się pod wieloma względami wyjątkowe. Erwin Sówka, jako młody górnik, spotkał w nim Teofila Ociepkę – jedną z najbardziej nieszablonowych postaci polskiej sztuki XX wieku i duchowego przywódcę malarzy amatorów, którzy w przyszłości mieli zdobyć rozgłos jako Grupa Janowska.

Element podejrzany

Ociepka (rocznik 1891) pochodził z kolei z Nikiszowca i jak wszyscy mieszkańcy osiedla pracował w kopalni Giesche, która w przyszłości miała stać się „Wieczorkiem”. Punktem zwrotnym w jego życiu była pierwsza wojna światowa, na którą trafił jako cesarski rekrut. To właśnie na jej frontach zetknął się z naukami tajemnymi. Z wojny wrócił z zasobem okultystycznych książek i siecią kontaktów. Jego mistrzem został niejaki Philip Hohmann, dość tajemnicza postać związana z tradycją różokrzyżowców. Za radą Hohmanna w latach międzywojennych Ociepka rozpoczął organizowanie w Nikiszowcu gminy okultystycznej, a także zajął się malarstwem. Mistrz zalecał mu bowiem, aby tajemne prawdy przedstawiać za pośrednictwem alegorii i symboli.

Teofil Ociepka „Autoportret” (1960). (Fot. East News) Teofil Ociepka „Autoportret” (1960). (Fot. East News)

Ociepka nie miał żadnego przygotowania plastycznego, ale okazało się, że oprócz ezoterycznej misji ma nieprzeciętny malarski talent. Po drugiej wojnie światowej znalazł się w działającym przy „Wieczorku” kole plastycznym, zarażając jego członków nie tylko wiarą w to, że prosty górnik może zostać wybitnym malarzem, lecz także przekonaniem, że malarstwo jest formą doskonalenia duchowego. O ile górnicy malujący obrazy wpisywali się w politykę kulturalną władzy, o tyle górnicy okultyści byli z ideologicznego punktu widzenia elementem, delikatnie mówiąc, podejrzanym. Nie wiadomo, czy malarze z Janowa nie napytaliby sobie biedy swoimi ezoterycznymi poszukiwaniami, gdyby w latach najgorszego stalinowskiego terroru nie rozpostarła nad nimi ochronnego parasola Izabela Czajka-Stachowicz.

Kapitan Czajka na tropie

Historia górników uprawiających okultystyczne malarstwo to temat na barwną legendę, ale i Czajka była postacią jakby żywcem wziętą z awanturniczego romansu. Zresztą na kartach takiej powieści naprawdę możemy ją spotkać. To ona jest pierwowzorem Belli Hertz, demonicznej żydowskiej femme fatale z „Pożegnania jesieni” Witkacego. Historyczka sztuki, pisarka i reporterka, w latach międzywojennych była muzą literatów i artystów, socjalistką, podróżniczką i sprawczynią obyczajowych skandali. W czasie okupacji znalazła się w getcie, z którego uciekła, i wstąpiła do komunistycznej partyzantki. A po wojnie w randze kapitana milicji szukała na Ziemiach Odzyskanych zrabowanych przez Niemców dzieł sztuki (to właśnie ona odnalazła zaginione obrazy Matejki, w tym „Rejtana” i „Unię lubelską”). Podczas tych peregrynacji kapitan Czajka trafiła na malarzy z Nikiszowca. Pomogła śląskim artystom podwójnie. Swoje kontakty w bezpiece wykorzystała, by nie oskarżono ich o propagowanie „antysocjalistycznych zabobonów”. Oficjalna wersja głosiła, że to przedstawienia ludowych, a więc ideologicznie słusznych śląskich tradycji i bajek. Znajomości w środowisku artystycznym i naukowym Czajka użyła z kolei do promocji śląskich twórców, zwłaszcza Ociepki, który po odwilży 1956 roku stał się prawdziwą gwiazdą tak zwanej sztuki nieprofesjonalnej.

Teofil Ociepka „Lew z Saturna” (1954). (Fot. East News) Teofil Ociepka „Lew z Saturna” (1954). (Fot. East News)

Do jednego worka

Wypada tu zapytać: kim właściwie jest artysta nieprofesjonalny? Na fali zainteresowania Ociepką „odkryta” została cała Grupa Janowska. Najpierw w kraju, potem również za granicą. Ociepka pod koniec życia wraz z nowo poślubioną żoną przeprowadził się do Bydgoszczy i bardzo skomercjalizował swoją twórczość. Rozsmakował się w zagranicznych podróżach, żył ze swojej sztuki. Mało tego, żyła z niej cała jego rodzina. W tym sensie – a także biorąc pod uwagę ilościową skalę i jakość dorobku – trudno upierać się przy nazywaniu go amatorem. Ta sama wątpliwość dotyczy Erwina Sówki. Ociepka widział w nim swojego duchowego następcę, cenił zarówno zaangażowanie młodego adepta w zagadnienia ezoteryczne, jak i jego malarski talent.

Teofil Ociepka „Górnik w lesie” (1956). (Fot. East News) Teofil Ociepka „Górnik w lesie” (1956). (Fot. East News)

A jednak w najświeższych wspomnieniach, które ukazały się po śmierci artysty, Erwin Sówka wciąż bywa określany jako „malarz prymitywista”. Czy był nim w istocie? Odkrycie Grupy Janowskiej zbiegło się w czasie z falą zainteresowania twórcami tak zwanej art brut. Pojęcie spopularyzowane przez charyzmatycznego francuskiego artystę Jeana Dubuffeta odnosiło się do sztuki „surowej”, powstającej poza zinstytucjonalizowanym systemem artystycznym. Dubuffet utożsamiał ową surowość z autentycznością, poszukiwał jej w twórczości amatorów, samouków, artystów ludowych, dzieci, osób chorych umysłowo. W krytyce anglosaskiej odpowiednikiem art brut jest termin outsider art, w Polsce używano długo określenia „sztuka naiwna”. Wszystkie te pojęcia są jak worek, do którego wrzuca się przypadki twórczości uznanej za nietypową, choć z bardzo różnych i często dyskusyjnych powodów. To także worek, z którego niełatwo się wydostać, kiedy raz zostanie się do niego wrzuconym.

Krytycy i akademicy automatycznie zakładali, że górnicy z Grupy Janowskiej, z których większość formalną edukację zakończyła na podstawówce, nie mogą być nikim innym, jak tylko artystami „naiwnymi”. Pokazywano ich chętnie, ale raczej w muzeach etnograficznych niż w galeriach, w których prezentuje się „normalnych” artystów. Czy jednak można „naiwnym” nazwać takiego malarza jak Erwin Sówka, który przez blisko 70 lat tworzył konsekwentnie i z pełną świadomością tego, co i dlaczego maluje? I podobnie jak Ociepka rozumiał malarstwo jako ścieżkę duchowych poszukiwań? Jego ulubionym motywem były przedstawienia ezoterycznych bogiń, w których widział uosobienie sił rządzących zarówno ciałem człowieka, jak i jego duszą oraz kosmosem. Wykorzystywał elementy zaczerpnięte z symboliki chrześcijańskiej, ezoterycznej, z alchemii, a także mitologii indyjskiej. Mistyczne spekulacje malarza mogą się wydać ekstrawaganckie, ale nie czynią Sówki ani innych członków Grupy Janowskiej outsiderami. Śląscy artyści dzielili przecież ezoteryczne inklinacje z wieloma ikonicznymi postaciami sztuki nowoczesnej. Twórcami tej miary co Piet Mondrian, Kazimierz Malewicz czy pionierka abstrakcji Hilma af Klint, nie mówiąc o surrealistach. Sam Marcel Duchamp, podobnie jak Ociepka, posługiwał się różokrzyżową symboliką.

Najprawdziwszy ­­

„Zupełnie nie identyfikuję się z malarzami naiwnymi, w których sztuce […] brakuje wzrastającego poziomu doświadczenia – mówił Erwin Sówka w wywiadzie, którego w 2007 roku udzielił kuratorce i krytyczce Marcie Lisok. – Świat jest pruderyjny, czasem odbiorcom trudno przeniknąć i zaakceptować stylistykę moich obrazów, ocierających się w jakiś sposób o obsceniczność. Nie poddaję się żadnym presjom, nie ulegam trendom. Istota kobiecości, uosabiająca boskość, energię kosmiczną, odpowiednik duszy, to główny temat w mojej twórczości, oprócz wątków górniczych i apokaliptycznych”.

Erwin Sówka „Dziesięć palców” (1969). (Fot. East News) Erwin Sówka „Dziesięć palców” (1969). (Fot. East News)

W 2000 roku Lech Majewski nakręcił poświęcony Grupie Janowskiej film „Angelus”. To fabularyzowana, niemal baśniowa wersja dziejów śląskich malarzy okultystów. Fakty ulegają w tej opowieści mitologizacji, ale paradoksalnie magiczny realizm „Angelusa” sprzyja zbliżeniu się do prawdy zaszyfrowanej w twórczości artystów z Janowa. Na wielu obrazach Erwina Sówki oglądamy miejskie pejzaże Nikiszowca. Artysta przedstawia je szczegółowo, a jednak żadnego z tych miejsc nie odnajdziemy w katowickiej dzielnicy. Nikiszowiec z prac malarza zbudowany jest z fragmentów rzeczywistości. To realizm, ale magiczny, obraz mitu. Zaś malarz, który go stworzył, w żadnym razie nie był artystą nieprofesjonalnym ani tym bardziej naiwnym. Był po prostu i aż artystą prawdziwym. Ba! Najprawdziwszym, jakiego można sobie wyobrazić, bo tylko taki twórca zdolny jest do wykreowania mitu. 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze