Wbrew okolicznościom, w jakich powstało, to doskonałe zdjęcie ma w sobie pogodę i dużo nadziei. O jego młodej, odważnej i utalentowanej autorce Gerdzie Taro na całe lata niesłusznie zapomniano.
Żołnierza z gołębicą sfotografowała na froncie wojny domowej w Hiszpanii. Była już wtedy znana pod pseudonimem Gerda Taro, ale na świat przyszła jako Gerta Pohorylle, dziewczynka z mieszkającej w Niemczech, za to pochodzącej z Polski żydowskiej rodziny. Rocznik 1910, urodzona w Stuttgarcie, chodziła do dobrych szkół, mówiła swobodnie kilkoma językami, była idealistką i antyfaszystką, od wczesnej młodości „serce miała po lewej stronie”. Gestapo aresztowało ją po raz pierwszy jeszcze w 1933 roku, zaraz po dojściu Hitlera do władzy. Udało jej się uciec do Francji. Tam poznała innego żydowskiego uchodźcę, który właśnie wydostał się z Niemiec, Endrégo Ernő Friedmanna. Zostali parą w życiu i pracy. Friedmann, początkujący, ale zdolny reportażysta, wciągnął ją w fotografię. Stworzyli fikcyjną postać Roberta Capy, rzekomego amerykańskiego reportera, pod którego nazwiskiem sprzedawali zdjęcia do prasy – gazety miały lepsze stawki dla dziennikarza z USA niż dla żydowskich azylantów. Friedmann wkrótce przyjmie tożsamość Capy jako własną. Gerta również wybiera sobie pseudonim i staje się Gerdą.
W 1936 roku oboje wyjeżdżają do Hiszpanii fotografować wojnę między republikańskim rządem a faszystowskimi rebeliantami. Zdjęcia z tego konfliktu otwierają przed Robertem Capą drzwi do kariery jednej z najważniejszych postaci fotografii prasowej XX wieku. W 1936 roku magazyn „Life” oceniał jednak, że najlepsze fotografie pokazujące hiszpańską tragedię zrobiła Taro. Tajemnica siły ich zdjęć polega na zaangażowaniu. Oboje widzieli w Niemczech dojście nazistów do władzy, wiedzieli, czym pachnie faszyzm. Nie mieli dystansu do tego, co dzieje się w Hiszpanii; to była także ich wojna. „Jeżeli zdjęcie nie jest wystarczająco dobre, to znaczy, że nie byłeś wystarczająco blisko” – mawiał Capa.
Spotkanie żołnierza z gołębicą uchwyciła w 1936 roku. Z tej wojny już nie wróciła. Kilkanaście miesięcy po zrobieniu tego zdjęcia zginęła w czasie pracy nad reportażem z walk pod Madrytem. Miała zaledwie 27 lat. Jej śmierć odbiła się wówczas głośnym echem wśród europejskich intelektualistów i artystów zaangażowanych w ruch antyfaszystowski, nagrobek na jej mogile w Paryżu wyrzeźbił sam Alberto Giacometti. Tyle że wkrótce Taro popadła w zapomnienie, ponownie odkryto ją dopiero w XXI wieku. Friedmann/Capa swój koniec znalazł kilka wojen i kilkanaście lat później, kiedy w 1954 roku dokumentował kolonialny konflikt w Indochinach. Oboje zginęli więc z aparatami w rękach. W chwili śmierci on był ikoną reportażu wojennego. Ona z czasem stała się ledwie przypisem w biografii sławnego partnera.
Dziś, kiedy wracamy do dorobku Gerdy Taro, przypominamy sobie wreszcie, że dziewczyna, która z reporterskim aparatem Leica nie bała się podejść blisko, była nie tylko dzielną osobą, lecz także wybitną fotografką.
Zainspirowana biografią Gerdy Taro „Fotografka”, włoska powieść Heleny Janeczek właśnie ukazała się w polskim tłumaczeniu nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.