1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„Jeźdźcy sprawiedliwości” – o filmie rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

(Fot. Anders Overgaard, Kasper Tuxen/materiały prasowe)
(Fot. Anders Overgaard, Kasper Tuxen/materiały prasowe)
Ta surrealistyczna komedia znakomicie łączy poważny temat, jakim jest trauma i strata, z elementami groteski i absurdu. Pokazuje, jak dalece potrafimy obwiniać się o różne sytuacje w życiu. O filmie „Jeźdźcy sprawiedliwości” Andersa Thomasa Jensena rozmawiają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.

Martyna Harland: Zastanawiasz się czasem nad tym, „co by było, gdybyś...? Tak jak robią to główni bohaterowie filmu „Jeźdźcy sprawiedliwości”, zdobywcy Oscara – Andersa Thomasa Jensena?
Grażyna Torbicka: Tylko czasami. To myślenie z gatunku „w poszukiwaniu straconego czasu”, a przecież nie mamy wpływu na naszą przeszłość. Ten film ujął mnie właśnie dlatego, że pokazuje nam: jeśli dzieje się coś złego, to nie ma co rozpaczać, że można było zrobić coś inaczej, bo krok wstecz niewiele by zmienił. Takich kroków wstecz, które prowadzą do konkretnego zdarzenia, można by przecież robić nieskończenie wiele. Dlatego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co by było, gdyby…

U podstaw myślenia kontrfaktycznego, czyli właśnie wyobrażania sobie tego, co mogłoby być, znajduje się wiara w to, że nawet drobne decyzje kształtują nasze życie. Rachunek prawdopodobieństwa według bohaterów filmu pokazuje, że nic nie dzieje się przypadkiem...
Zawsze warto zastanawiać się nad życiem na bieżąco, wyciągać wnioski z doświadczeń. Ale co daje nam myślenie na zasadzie: „Co by było, gdybym nie usiadła na tym miejscu w metrze? Czy nie doszłoby do wypadku? I czy to na pewno był wypadek, a może zamach?”. Nie jesteśmy w stanie cofnąć tego, co się wydarzyło, jednak to nie zmienia faktu, że warto zastanawiać się nad każdym krokiem, który podejmujemy.

Psychologowie radzą, żeby we wszystkim doszukiwać się sensu. Ja jednak uważam, że nie zawsze możemy go odnaleźć.
Nie wszystko w życiu należy traktować jako coś potrzebnego, co musiało się nam przydarzyć. Jeżeli ktoś nie jest szanowany, tylko nieustannie krzywdzony, trudno powiedzieć, że to dzieje się po coś. Zło nie ma sensu.

Ale może to, co wydarzyło się w filmie, czyli wypadek, odbyło się po to, żeby relacja ojca i córki poszła do przodu? Albo żeby Mathilde stała się samodzielnie myślącą kobietą i uwolniła się od tego, czego oczekują od niej inni. Można też powiedzieć: wypadek, który się wydarzył, być może pokaże naszym bohaterom, wierzącym w rachunek prawdopodobieństwa, że nic nie jest takie, jakie się początkowo wydaje.

Główny bohater, Markus, jest tzw. twardym facetem i niezwykle mnie irytuje. Poza tym Mads Mikkelsen pierwszy raz nie podoba mi się w tym filmie jako mężczyzna!
Ja nie polubiłam go już w filmie „Na rauszu” Thomasa Vinterberga, o którym rozmawiałyśmy jakiś czas temu – oczywiście mówię teraz o postaci, którą gra. Uważam, że w tym filmie jest facetem widzącym niewiele ponad koniec własnego nosa. W „Jeźdźcach sprawiedliwości” Mads świetnie się sprawdza, faktycznie jest nie do poznania! Co świadczy tylko o jego wielkim talencie aktorskim.

A jak patrzysz na tego bohatera i jego relację z córką?
Markus uważa, że można uporządkować sobie świat za pomocą siły. Ważna jest dla niego zemsta i to, żeby ukarać winnego. Tę samą metodę stosuje nie tylko na polu walki (jest byłym wojskowym), ale też próbując zabić smutek po utracie żony. Albo gdy jego córka wraca wieczorem do domu z chłopakiem, nie dając mu znać, że będzie godzinę później niż zapowiadała. Można by powiedzieć krótko i dosadnie: psychol! Jednak pod wpływem nowo poznanych osób zaczyna zmieniać swoje podejście.

Jego bohater to mężczyzna zamknięty emocjonalnie i niezwykle oporny na pomoc w trudnej sytuacji, w której się znalazł. Z kolei Mathilde bardzo potrzebuje wsparcia. Film pokazuje starą, pełną uprzedzeń, jak i nową, otwartą postawę wobec terapii.
Pamiętajmy, że pojawia się tu też Lennart, który z radością oznajmia, że może zostać psychoterapeutą na potrzeby chwili, ponieważ sam ma za sobą lata terapii. Uważa, że dzięki temu doskonale zna metody i to, w jaki sposób należy rozmawiać z pacjentami. Właśnie dlatego ten film jest tak ciekawy, bo z jednej strony pokazuje: terapia jest ważna i potrzebna, warto się na nią otworzyć. A z drugiej odnosi się do niej z przymrużeniem oka, wpuszcza w ten temat trochę powietrza i dystansu. Bo przecież Lennart ostatecznie naprawdę zostaje „terapeutą” Mathilde. A w dodatku radzi sobie w tej roli całkiem nieźle. Zauważmy, co on tak naprawdę robi. Przede wszystkim przygląda się relacji córka–ojciec, pod tym kątem rozmawia z dziewczynką. Pochyla się nad wszystkim, co jest dla niej problematyczne.

Lennart obserwuje uważnie Mathilde, ale czy jej ojciec nie mógłby zrobić tego samego? Nie patrzeć poprzez pryzmat własnych marzeń czy dążeń.
Myślę, że gdyby ludzie potrafili patrzeć na siebie nawzajem, niezależnie od własnych dążeń, przekonań czy życzeń, psychoterapia nie byłaby nam tak często potrzebna…

Która scena cię najbardziej poruszyła? Mnie bardzo rozbawiła terapia polegającą na jedzeniu lodów...
Dla mnie ciekawa była scena, która szybko zasygnalizowała, że ten film będzie o czymś zupełnie innym, niż wydawało mi się na początku. Bardzo mnie rozśmieszyło, gdy zobaczyłam matematyka Ottona, który wspólnie z Lennartem przedstawia swoją teorię rachunku prawdopodobieństwa – obaj wydali mi się kompletnie oderwani od rzeczywistości.

„Jeźdźcy sprawiedliwości” to surrealistyczna komedia, która znakomicie łączy poważny temat, jakim jest trauma i strata, z elementami groteski i absurdu. A także genialnie pokazuje, jak dalece potrafimy obwiniać się o różne sytuacje. Bo przecież gdyby Mathilde nie obraziła się na matkę... gdyby nie zepsuł się samochód... gdyby nie bała się, że znowu spóźni się do szkoły... gdyby pojechała na przystanek autobusowy... gdyby nie zadzwonił jej ojciec... gdyby nie wsiadły do wcześniejszego pociągu... Czy wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej? No właśnie nie! Ten film mówi o tym, że jeżeli dzieje się coś złego, to nie powinniśmy się za to obwiniać. Cokolwiek byśmy kiedyś zrobili, nie mamy żadnej gwarancji, że wszystko potoczyłoby się tak, jakbyśmy chcieli. Nie warto iść z tak niszczącym przekonaniem przez życie.

Nie wiem jak ty, ale ja wyraźnie dostrzegam, że bohaterowie w tym filmie, ale także wielu ludzi w pandemicznej rzeczywistości, częściej zaglądają w siebie, są w trakcie terapii, zaczęli studiować psychologię albo czytać książki czy gazety psychologiczne…
Ten film to produkcja duńska, a w Danii już od najmłodszych lat ludzie przyzwyczajeni są do psychoterapii i obecności psychologa. Do nas to dopiero przychodzi. Na szczęście my także coraz częściej zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób możemy sobie pomóc poprzez rozmowę z drugim człowiekiem czy psychoterapeutą.

Pandemia całkowicie przeformatowała nasze życie: ludzie tracili pracę, trudno im było odnaleźć się w izolacji i odosobnieniu, wielu nie potrafiło sobie z tym poradzić. Podobnie jest w tym filmie – nagle wydarza się coś, co burzy wszystkie plany czy marzenia. Pandemia była właśnie czymś takim.

To opowieść o grupie ludzi, którzy tego samego dnia tracą poczucie bezpieczeństwa, co może być bliskie nam wszystkim, szczególnie teraz. Co ciekawe, w filmie główni bohaterowie stają się dla siebie męską grupą wsparcia!
Zauważ, że oni się ze sobą ciągle kłócą. Nie tolerują się nawzajem, każdy ma inne upodobania, poglądy. A jednocześnie są razem i działają. Okazuje się, że to, co ich łączy, to właśnie to, że każdy jest inny.

To bardzo terapeutyzujące.
Ten film ma w sobie całe pokłady takich terapeutyzujących wniosków, tym bardziej że jest wzięty w ramę baśniowej opowieści o złym wilku, którego wszyscy chcą znaleźć i zniszczyć... tylko nikt nie wie, kto nim jest.

Dla kogo ten film mógłby być najbardziej terapeutyczny? Moim zdaniem dla tych, którzy są w kryzysie i uważają, że dadzą sobie radę sami. Może przekonają się, że warto otworzyć się na drugiego człowieka. Terapia nie gryzie.
To jest świetny film dla tych, którzy nieustannie obwiniają siebie za to, że może gdyby zrobili krok w lewo, a nie w prawo, to ich życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Trzeba myśleć do przodu i po prostu starać się nie popełniać tego samego błędu dwa razy.

Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2.

Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze