1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„Twin Peaks. Miasteczko, które mógłbyś odwiedzić. Ale nie chciałbyś tu umrzeć”. Fragment nowej książki Anny Gacek

Anna Gacek i kadr z serialu Twin Peaks (Fot. Jacek Poremba/Album/Entertainment Pictures/Forum)
Anna Gacek i kadr z serialu Twin Peaks (Fot. Jacek Poremba/Album/Entertainment Pictures/Forum)
Paul McCartney grał koncert na jubileuszowej uroczystości królowej Elżbiety w pałacu Buckingham. Podczas wymieniania uprzejmości monarchini przeprosiła, że nie obejrzy dziś jego występu. Zbliżała się ósma, udawała się do prywatnych pomieszczeń, by w spokoju zobaczyć nowy odcinek „Miasteczka Twin Peaks” – pisze Anna Gacek w swojej najnowszej książce „Ekstaza. Lata 90. Początek”.

Fragment pochodzi z książki Anny Gacek „Ekstaza. Lata 90. Początek”, Wydawnictwo Marginesy.

[...] Reżyser David Lynch po sukcesie nominowanego w 1987 roku do Oscara filmu „Blue Velvet” przymierzał się do sfilmowania historii ostatnich lat życia Marilyn Monroe. Za namową swojego agenta Tony’ego Krantza do współpracy przy scenariuszu, ekranizacji książki „Bogini. Tajemnice życia i śmierci Marilyn Monroe Anthony’ego Summersa”, zaprosił Marka Frosta. Zaiskrzyło między nimi od razu, jeśli wierzyć legendom, przy „cholernie dobrej kawie”. Lynch był zafascynowany tragedią najsłynniejszej blondynki Hollywood, mroczną stroną jej biografii. Frost zaś, po latach spędzonych na pisaniu kolejnych odcinków kryminalnego serialu „Posterunek przy Hill Street”, bezbłędnie podążał krętymi ścieżkami zbrodni i występku. Z projektu nic nie wyszło, ale panowie postanowili kontynuować współpracę. Tak powstał scenariusz kolejnego filmu, komedii „One Saliva Bubble”. Byli już po pierwszych castingach, gdy okazało się, że ich producent zbankrutował i projekt nie doczeka się realizacji. Po kolejnym rozczarowaniu Krantz miał wreszcie mocny argument, by powiedzieć głośno to, o czym myślał od pewnego czasu: „David. olej to. Czas na telewizję”.

Reżyser był sceptyczny. Ale i zawiedziony kolejnymi porażkami. Zaczęła pociągać go myśl o komforcie kontynuacji, o prowadzeniu wątków przez długie tygodnie, miesiące nawet. Serial pozwoliłby na więcej niż film, może jednak warto spróbować? Pierwszy stworzony wspólnie z Frostem projekt, serial o detektywach, którzy tropią kosmitów, został od razu odrzucony przez telewizję NBC. Lynch miał dosyć, za to Krantz nie odpuszczał. Zakochany w twórczości reżysera naciskał, by spróbować jeszcze raz. Wpadł na pewien pomysł – chciał, by Lynch pokazał codzienne życie w Ameryce, ale w „swojej” Ameryce, by przeniósł świat z „Blue Velvet” na ekrany telewizorów. Lynch i Frost, już bardziej dla żartu i świętego spokoju niż wierząc w sukces, wymyślili historię miasteczka, w którym dzieją się rzeczy dziwne. Właściwie mieli tylko to. Mała miejscowość i lokalna społeczność, która skrywa najróżniejsze, często potworne, tajemnice. A, i jeszcze tartak – musiał być tartak. To był pierwszy punkt na narysowanej przez nich mapie. Robocza „Dakota Północna” nie miała jednak lasów, o jakich myśleli – lasów, które skrywają najciemniejsze sekrety. Tak powstało fikcyjne miasteczko Twin Peaks, gdzieś w stanie Waszyngton. Dużo drzew, dużo tajemnic. Połączenie filmu policyjnego i opery mydlanej. Z tym poszli na spotkanie do telewizji ABC.

Trwało dziesięć minut. Gary Levine, odpowiedzialny za zakup serialu przez stację, wspominał w 2017 roku w wywiadzie dla „New York Timesa”: „Byliśmy wtedy trzecią telewizją w Ameryce. Przegrywaliśmy. Trzecie miejsce daje luksus odwagi. Mówiliśmy w branży: chcemy filmowców, ambitnych scenariuszy, oryginalnych pomysłów”. I dostali. Najbardziej chorą, pokręconą, dziwną operę mydlaną w dziejach, co zresztą Frost przyznał w 1990 roku w wywiadzie dla BBC: „Chciałem przyciągnąć odbiorców tego gatunku, wciągnąć ich w tę historię. Ale myślałem też o bardziej wyrafinowanym widzu”. Lynch w tym czasie zacierał ręce. Nie powiedział ABC całej prawdy. Jak makabryczny, brutalny i inny niż wszystko, co pokazywała dotąd telewizja, szykuje serial.

Na mapie z lasami i tartakiem pojawiła się wreszcie postać. Ciało wyrzucone na brzeg rzeki. „Jest martwa, zawinięta w plastik!” – to pierwsze słowa, jakie usłyszeli widzowie, oglądając zwiastun premierowego odcinka. Denatką okazała się Laura Palmer, piękna nastolatka, słodka blondynka o nienagannej reputacji i sekretnym drugim życiu. Lynch z Frostem, pisząc scenariusz, nie mieli pojęcia, kto ją zabił. Ustalili jednak, że do końca pierwszego sezonu nie rozwiążą tej zagadki.

Wiedzieli za to doskonale, kto będzie próbował wyjaśnić tę sprawę. Człowiek z zewnątrz – agent FBI, Dale Bartholomew Cooper, nazwany tak na cześć D.B. Coopera, porywacza samolotu pasażerskiego, który wyskoczył z niego ze spadochronem i nigdy nie został odnaleziony. Tajemnica jego zniknięcia fascynowała opinię publiczną w 1971 roku, nie dawała spokoju śledczym i nie doczekała się wyjaśnienia do dziś.

Dale Cooper, stróż prawa o zasadach nienagannych jak jego garnitury, „miłośnik kawy czarnej jak bezksiężycowa noc, człowiek o metabolizmie trzmiela”, zagrany przez Kyle’a MacLachlana, ulubionego aktora Lyncha, został stworzony na podobieństwo reżysera. Dzielił z nim nie tylko wiarę w moc medytacji i nawyk nagrywania myśli na dyktafon, ale i miłość do przydrożnych amerykańskich knajpek i ciast, które mają w ofercie. David tłumaczył w promocyjnym wywiadzie dla „Entertainment Weekly”: „Uwielbiałem pączki, ale od pączków się tyje. Cooper nie miał jednak ograniczeń. Zjadł ich mnóstwo. I dużo placków z wiśniami. Choć ograniczyłem spożywanie cukru, wiem, że cukier nakręca; nagle masz mnóstwo pomysłów, błyskawicznie przychodzą ci do głowy. Cooper doskonale to rozumiał”. Po latach „New York Times” próbował odtworzyć przepis na legendarny placek z wiśniami, jednak oryginalna receptura jest pilnie strzeżoną tajemnicą prawdziwej Twede’s Cafe w North Bend, gdzie przesiadywali mieszkańcy fikcyjnego Twin Peaks. Publikując nieco zmodyfikowany przepis, redakcja pokusiła się o poradę bardzo w stylu Lyncha: „Jeśli go zapakujecie, przetrwa i tydzień, zawinięty w plastik jak Laura Palmer”.

Miasteczko uwiodło Coopera nie tylko jedzeniem. Było fascynujące. Wśród pięćdziesięciu jeden tysięcy dwustu jeden mieszkańców była i kobieta z pieńkiem, i femme fatale łamiąca serce poczciwego szeryfa, Agent Cooper (Kyle Maclachlan), szeryf Truman (Michael Ontkean) i zakonnica wybierająca życie poza klasztorem, i trzydziestokilkulatka z przepaską na oku, którą amnezja obdarzyła ponadprzeciętną siłą i mentalnością nastolatki. Nieletnie piękne dziewczęta z dobrych domów nocami pracowały jako prostytutki. Lokalne miss kończyły w toksycznych związkach z przestępcami. Kobiety w „Miasteczku Twin Peaks” były inne niż w popularnych wtedy serialach. Silne, tajemnicze i seksowne. Miały swoje pragnienia i zaspokajały je. Niekoniecznie przy zgaszonym świetle.

Twin Peaks miało być o wiele mniejsze. W scenariuszu Frosta i Lyncha liczyło pięć tysięcy stu dwudziestu jeden mieszkańców. Ale szefowie ABC przerazili się, że „serial o życiu na wsi” nikogo nie zainteresuje i dopisali jeszcze jedno zero, by Twin Peaks – „miasteczko” dodano w polskiej wersji tytułu – stało się właśnie nim.

Mężczyźni w swojej ekscentryczności dorównywali miejscowym kobietom. Szalony psychiatra, kwalifikujący się do leczenia bardziej niż jego pacjenci, podły przedsiębiorca po nawróceniu kompulsywnie podjadający marchewkę, bezpłodny stróż prawa o mentalności ciamajdy, głuchy jak pień agent FBI – grany zresztą przez Lyncha – i jego kolega z biura: Albert Rosenfield, mistrz ciętej riposty. I jeszcze zło, prawdziwe zło, które w serialu miało twarz Boba – zmaterializowanej siły popychającej do najgorszych występków, gwałtu i zbrodni. Ach, i była też lama.

Ale morderstwa, tajemnice i absurdy to nie wszystko, co stanowiło o rewolucyjnej sile serialu. Po raz pierwszy do telewizyjnej produkcji zatrudniono wybitnego reżysera i tę wrażliwość filmowca było widać w każdym kadrze. Zachwycały zdjęcia i staranne ujęcia, w tym jedno z najsłynniejszych, o które Lynch toczył z ABC długą walkę. Obawiano się, czy widz ery MTV wytrzyma scenę wyjęcia spod paznokcia martwej Laury literki r – scenę nakręconą z taką dbałością o szczegóły, że niektóre z nich mogłyby wprawić w dyskomfort mniej wyrobionego odbiorcę. Zbliżenie na siny paznokieć denatki trwało osiemnaście sekund. Zostało.

MTV dała piosenkom nowe życie. Zilustrowane teledyskami stawały się przebojami – często właśnie dzięki towarzyszącym im czterominutowym filmom. Lynch myślał odwrotnie. O ile bogatszy, pełniejszy będzie jego serial, gdy dostanie odpowiednią ścieżkę dźwiękową, przedłużenie jego myśli, przełożenie ich na język muzyki. Z kompozytorem Angelem Badalamentim rozumieli się właściwie bez słów. A jednak te padły. We wciąż dostępnym w sieci nagraniu Angelo opowiada o spotkaniu, którego owocem był przewijający się przez cały serial motyw Laura Palmer’s Theme. Lynch usiadł obok niego przy pianinie i zaczął opowiadać:

Jesteśmy w ciemnym lesie. Wieje lekki wiatr, świeci księżyc, w oddali słychać dzikie zwierzęta. Pohukuje sowa. To bardzo ciemny las i tę ciemność chcę usłyszeć w pięknych, delikatnych dźwiękach”. Badalamenti zaczął grać. Lynch kontynuował: „Z lasu wyłania się samotna dziewczyna, nazywa się Laura Palmer i jest bardzo smutna. Zbliża się do kamery, podchodzi coraz bliżej, niech rośnie napięcie, niech to wybuchnie. Po czym ona odchodzi, więc wszystko zaczyna się rozpadać, coraz wolniej i wolniej...”

Spotkanie trwało 20 minut. Lynch wstał, uściskał kompozytora i powiedział: „Angelo. To jest Twin Peaks”.

Badalamenti opowiada historie związane z serialem równie dobrze jak słynny reżyser. Tę być może najdziwniejszą usłyszał od Paula McCartneya. Brytyjski muzyk grał koncert na jubileuszowej uroczystości królowej Elżbiety w pałacu Buckingham. Podczas wymieniania uprzejmości monarchini przeprosiła, że nie obejrzy dziś jego występu. Zbliżała się ósma, udawała się do prywatnych pomieszczeń, by w spokoju zobaczyć nowy odcinek "Miasteczka Twin Peaks". Jeśli wierzyć legendom inny fan serialu, Michaił Gorbaczow, zniecierpliwiony wypytywał George’a Busha, czy wie, kto zabił Laurę Palmer, a jeśli nie, to czy dzięki swoim kontaktom mógłby zdobyć tę informację. [...]

Polecamy: Anna Gacek „Ekstaza. Lata 90. Początek”, Wydawnictwo Marginesy. (Fot. materiały prasowe) Polecamy: Anna Gacek „Ekstaza. Lata 90. Początek”, Wydawnictwo Marginesy. (Fot. materiały prasowe)

Cytat zawarty w tytule jest fragmentem spotu promocyjnego telewizji ABC, 1990.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze