1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Córka” – o filmie rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

„Córka” – o filmie rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

Dakota Johnson i Olivia Colman w filmie „Córka”. W kinach od 4 marca (Fot. materiały prasowe)
Dakota Johnson i Olivia Colman w filmie „Córka”. W kinach od 4 marca (Fot. materiały prasowe)
Oryginalny tytuł debiutu reżyserskiego aktorki Maggie Gyllenhaal to „Lost daughter”, czyli „Zagubiona córka”. A jednak film pokazuje przede wszystkim zagubienie w roli matki. O „Córce” – filmie i książce Eleny Ferrante, na której jest oparty – rozmawiają psycholożka Martyna Harland i filmolożka Grażyna Torbicka.

Martyna Harland: Dzisiaj jesteśmy dwiema siostrami – ty biblioterapią, ja filmoterapią. A rozmawiamy w kontekście filmu „Córka” Maggie Gyllenhaal, gdzie pokazane jest macierzyństwo bez lukru. Czytałaś książkę Eleny Ferrante, ja oglądałam film. Co cię najmocniej poruszyło?
Grażyna Torbicka:
W pierwszym rozdziale książki, który jest swego rodzaju prologiem, pada zdanie: „Najtrudniej opowiedzieć o tym, czego sami nie potrafimy zrozumieć”. I muszę powiedzieć, że im dalej, tym było mi trudniej zrozumieć i uzasadnić postępowanie Ledy Caruso, głównej bohaterki.

Dowiadujemy się, że w młodości Leda (gra ją Jessie Buckley) porzuciła dwie małe córeczki, że była przytłoczona obowiązkami, jakie spadły na nią w związku z macierzyństwem, że nie mogła się realizować zawodowo, a mąż nie pomagał jej w prowadzeniu domu. Tamta Leda porusza, ale jej wersja współczesna (w filmie wciela się w nią Olivia Colman), czyli 48-letnia kobieta, profesorka literatury, która kradnie lalkę małej, nieznajomej dziewczynce i obserwuje, jak ta wpada w histerię – tylko irytuje.

Zanim jednak do tego dojdzie, Leda, która jest właśnie na wakacjach nad morzem, obserwuje młodą matkę Ninę (graną przez Dakotę Johnson) i jej zabawy z córeczką Eleną.

Widzi ich szczęście i bliskość. A jednak jakby podświadomie pragnęła, by to szczęście zostało zakłócone, jakby zazdrościła Ninie jej beztroskiego oddania się zabawie z dzieckiem. Nie polubiłam tej bohaterki.

Dodajmy, że akcja książki osadzona jest we Włoszech, gdzie Leda spotyka rodzinę neapolitańczyków. Z kolei w filmie akcja dzieje się w Grecji i na plaży pojawia się rodzina Amerykanów o greckich korzeniach.

Słyszałam od młodych kobiet, że widzą siebie w Ledzie. Że też czasem czują, że nie potrafią sprostać roli matki. Rozumieją jej zmęczenie, przytłoczenie. Bardzo potrzeba dzisiaj w kinie takich bohaterek, które stawiają w pewnym momencie na siebie, a nie na poświęcanie się rodzinie.
Jednak dorosła Leda jest emocjonalnie zagubiona i zupełnie nie potrafi odnaleźć się w życiu. Mam wrażenie, że to córki odcięły pępowinę od matki, a nie odwrotnie.

Co przez to rozumiesz?
Przez cały czas Leda miota się, roztrząsa wspomnienia z młodych lat, kiedy brakowało jej wolności i samostanowienia o sobie. Gdy wybrała wolność, zostawiła męża i dzieci, to jednak po jakimś czasie wewnętrzny ból, jak sama mówi, zmusił ją do powrotu. Córki wyparły fakt nieobecności matki, przyjęły ją z powrotem. Teraz wiodą swoje własne, dorosłe życie, ale ona nie może się uwolnić od poczucia winy.

Jeżeli długo nie żyjesz w zgodzie ze sobą, tylko tak jak wymagają od ciebie inni, to na zasadzie psychologicznego wahadła w pewnym momencie mówisz po prostu: dość! Młoda Leda postanowiła żyć w zgodzie ze sobą. Myślę, że to dlatego tak mocno irytuje innych ludzi. I wcale się tym nie przejmuje. Tak jakby uważała, że lepiej dostawać od ludzi złość niż obojętność.
Leda ma w sobie dużą potrzebę atencji. Pragnie uwagi i zainteresowania innych. W młodości poczuła się zauważona dopiero, kiedy zacytowano jej pracę naukową. Odebrała to jako sygnał: postaw tylko na siebie. Mam wrażenie, że nie potrafiła znaleźć równowagi.

Opowiadając swoje życie w wersji książkowej, Leda mówi, że bardzo chciała mieć dziecko. Zaplanowała też od razu drugie, żeby „załatwić” wychowanie jednym ciągiem. Z drugiej strony opisując stan ciąży, mówi: „cieszysz się nim zachłannie i spontanicznie, i jednocześnie czujesz odrazę jak do jadowitego owada wstrzykniętego prosto w żyłę”. To częste doświadczenie. Kobieta w ciąży przeżywa emocjonalne i hormonalne tsunami i nie każda potrafi po tym się odnaleźć.

W Polsce według danych Centrum Badań nad Rozwojem Osobowości, 13 proc. rodziców żałuje, że ma dzieci. Lepiej świadomie nie mieć niż mieć, ale nieświadomie tego nie chcieć. Mam poczucie, że Leda decyduje się na dzieci, ale bez świadomości, czy naprawdę tego chce. Rozumiem, że książka pokazuje to trochę inaczej?
Leda urodziła dzieci, bo chciała założyć rodzinę. Tylko potem nie wiedziała, jak sobie poradzić z ciężarem wychowania córek. I chociaż nie doszło do poronienia fizycznego, to jednak doznała poronienia psychicznego, i uciekła.

Myślę, że książka daje nam więcej możliwości interpretacji. Film jest bardziej dosłowny. Mówiąc najprościej, Leda wygląda tak jak Olivia Colman, Nina jak Dakota Johnson, wspomnienia Ledy z czasów jej młodości są tu konkretnymi sytuacjami, tymczasem czytając książkę, musisz sama nadać obraz zawartym tam słowom i robisz to przez pryzmat osobistych skojarzeń, doświadczeń czy osób, które znasz ze swojego otoczenia. Dlatego tak ciekawe są różnice w naszym odbiorze.

Moim zdaniem można rozważać ten film jako obraz depresji poporodowej. Młoda Leda bardzo potrzebuje wsparcia, i to nie tylko ze strony partnera, który jest skupiony na swojej karierze naukowej, ale też innych ludzi, społeczeństwa. To przecież cała wioska wychowuje dziecko, nie tylko matka, jak pokazuje film „C’mon C’mon” Millsa, w którym brat wspiera siostrę w wychowaniu synka.
Jej niechęć wobec dzieci narasta. W efekcie Leda porzuca kilkuletnie córki, a może raczej „bachorki”, które już mogą tupnąć nogą i powiedzieć, że też coś od życia chcą, lub na coś się nie zgadzają.

W filmie zabrakło mi trochę pogłębienia wątku relacji Ledy z jej matką. Nie rozumiałam, dlaczego kobieta nie chce mieć z nią kontaktu. Może sama nie dostała od matki miłości i dlatego teraz nie potrafi dać jej swoim córkom?
W książce ta relacja jest opisana szerzej. Leda wspomina matkę, która krzyczy na nią i jej rodzeństwo: „mam was dosyć, któregoś dnia się obudzicie, a mnie nie będzie”. Wspomina, jak bała się obudzić, bo może mamy już nie będzie… Mimo tych doświadczeń zadała własnym dzieciom ten sam ból. Wtedy była młoda, a teraz, gdy ją poznajemy, jest dojrzała i znowu krzywdzi dziecko. Jest w niej coś, czego nie potrafię zrozumieć i nie uspokaja mnie to, że ona tego też nie rozumie.

Co dla ciebie symbolizuje w tym filmie lalka?
Szczęśliwe dzieciństwo, czas beztroski, kiedy inni powinni się o ciebie troszczyć, bo takie jest prawo natury. Kradzież ukochanej lalki to kradzież szczęścia. Dlatego uważam, że Ledzie brak równowagi emocjonalnej i empatii. Uważa, że to inni są źli, nie ona.

Tak sobie myślę, że bratem Ledy mógłby być Phil z filmu „Psie pazury” Jane Campion, tak samo wredny, pełen zgryzoty i zawiści.
Zgryzota Phila wynikała z faktu, że żył w czasach i w społeczeństwie, w którym nie mógł przyznać się, nawet przed sobą, do bycia gejem. Problemem Ledy jest przede wszystkim to, że drażni ją szczęście innych. Leda jest wolna, ale i to nie daje jej szczęścia. Ona w rzeczywistości bardzo potrzebuje kontaktu z córkami, co widać w końcowej scenie. Kiedy dzwoni telefon i okazuje się, że to Bianka, jej córka, Leda odbiera, słyszy jej radosny głos, a uśmiech wraca na jej twarz. Córka pyta: „Dlaczego się do nas nie odzywasz? Czy ty w ogóle jeszcze żyjesz?”. A ona mówi: „Umarłam, ale mam się dobrze”. Mam szczerą nadzieję, że dawnej Ledy już nie ma i że urodzi się na nowo. Ten telefon przywraca ją do życia.

Bardzo potrzebny jest w tym filmie temat seksualności matek, rzadko poruszany. To właśnie inna kobieta, Brenda, otwiera Ledę na jej potrzeby i na seksualność. Czy później to Leda otwiera Ninę?
Myślę, że Leda widzi w pewnym momencie, że nie ma Ninie nic do powiedzenia, bo ona to wszystko już wie. Kiedy przyłapuje Ninę na romansie z ratownikiem, jest wściekła.

Wszędzie słyszymy: „najważniejsze to być w życiu sobą!”. Jednak ten film zadaje pytanie o to, jak wyglądają granice tego funkcjonowania w zgodzie ze sobą. Zwłaszcza kiedy zostajesz matką.
Kiedy stajesz się matką, to część ciebie jest z natury rzeczy zarezerwowana dla dziecka. Są kobiety, które potrafią zrobić tak, że jest to tylko część. Są też takie, które tego nie potrafią, tak jak Leda. A jeszcze inne oddają siebie dziecku w pełni. Ten film również to pokazuje – że może być w życiu różnie.

Leda nie potrafiła przepracować swojego życiowego kryzysu. Nie powiedziała partnerowi: „Słuchaj, musimy coś zrobić, coś zmienić. Inaczej odejdę, bo nie daję sobie rady”. Ona po prostu uciekła.

Dla kogo ten film może być terapeutyczny? Według mnie to mogłaby być „antykoncepcja dla młodych”, bo pokazuje, że dziecko to duża odpowiedzialność, jak mówi Leda. Poza tym nie każda kobieta pragnie dzieci. Ustawiłabym go obok „Fugi” Agnieszki Smoczyńskiej, ponieważ dla kobiet może być odciążający.
Myślę, że niezależnie od tego, czy ktoś ma dzieci, czy nie i czy w ogóle chce je mieć – chodzi o to, żeby być uczciwą wobec siebie. Nie winić innych za swoje niepowodzenia, tylko próbować sobie z nimi poradzić. Bo życie stawia przed nami ogromne wyzwania. Ważne, żeby nie krzywdzić innych. Jeśli czujemy się skrzywdzone i potraktowane niesprawiedliwie – walczmy o siebie. Mówmy o tym głośno, a nawet krzyczmy.

Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2.

Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze