1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Unmute – zespół osób Głuchych miał dużą szansę na Eurowizję

Zespół Unmute tworzy pięcioro artystów: Magda Wdowiarz, Julia Kramek, Alina Jagodzińska, Zuzanna Szymańska i Kuba Stanisławczyk. (Fot. materiały prasowe)
Zespół Unmute tworzy pięcioro artystów: Magda Wdowiarz, Julia Kramek, Alina Jagodzińska, Zuzanna Szymańska i Kuba Stanisławczyk. (Fot. materiały prasowe)
Jedni nie słyszą, a drudzy nie potrafią słuchać. I w rezultacie między światem Głuchych i słyszących panuje cisza. Przerwała ją ostatnio grupa muzyczna UnMute, której wszyscy członkowie są głusi. A jednak wzięli udział w preselekcjach do Eurowizji i zdobyli miejsce na podium.

Nie słyszycie od dziecka, teraz rozmawiamy z pomocą tłumacza, zastanawiam się więc, jak właściwie odbieracie muzykę.

Julia Kramek: Dla mnie muzyka jest relaksem i rozrywką. Co prawda nie słyszę, ale za to czuję jej drżenia, szczególnie basy.

Alina Jagodzińska: Moja najbliższa rodzina to osoby głuche: mama, tata i pięcioro rodzeństwa. Prawdę mówiąc, nigdy nie interesowaliśmy się muzyką, ale mimo to zawsze była w jakiś sposób obecna w naszym życiu. Dzięki głośnikom mogliśmy odbierać jej wibracje.

Magda Wdowiarz: Pamiętam z dzieciństwa obraz mamy tańczącej przed lustrem, a przecież ona, podobnie jak ja, nie słyszy. Nie przeszkadza jej to jednak w kochaniu muzyki. Chyba dostałam tę miłość w genach. Czasami zakładam aparat, ale największą radość daje mi odczuwanie dźwięków całym ciałem. To zupełnie inny, głębszy odbiór. Bo my tak naprawdę nie słuchamy muzyki, my doświadczamy jej fizycznie.

Zuzanna Szymańska: Wydaje się, że dla Głuchych muzyka to czysta abstrakcja, ale to nieprawda. Aparat słuchowy można przecież połączyć z telefonem i odsłuchać dowolny utwór. Oczywiście nie każdy korzysta z aparatów, ale wszyscy odbieramy muzykę ciałem i wzrokiem. Lubię oglądać teledyski i tańczących ludzi. Z ich ruchów można odczytać rytm i dynamikę utworu, choć te mocniejsze kawałki, z wyraźnymi basami i wibracjami, jak nasz, czuję całą sobą. Często sprawdzam też tekst, by wiedzieć, o czym jest piosenka, bo zdarzają się zabawne sytuacje. Mój mąż, który też jest głuchy, któregoś dnia podgłośnił radio, bo leciał naprawdę dynamiczny kawałek, pełen fajnych wibracji. Bawiliśmy się przy nim świetnie, ale później okazało się, że to audycja w Radiu Maryja. (śmiech)

W teledysku „Głośniej niż decybele” widać, jak muzyka przepływa przez wasze ciała. Macie lepsze poczucie rytmu niż niejeden słyszący.

Julia: Dla słyszących muzyka jest czymś oczywistym, naturalnym. My musimy jakoś zastąpić sobie słuch. Na szczęście kiedy jeden zmysł jest słabszy, inne się wyostrzają. Mamy więc bardzo wrażliwe receptory skórne, dzięki którym czujemy rytm niemal tak samo intensywnie jak dotyk.

Zuza: Podczas tańca staram się liczyć. W ten sposób odmierzam takt, do którego się poruszam, mózg szybko go przyswaja i uczę się muzyki na pamięć. Kiedy miałam 14 lat, chodziłam regularnie na zajęcia z hip-hopu do grupy osób słyszących. Największe wyzwanie stanowił dla mnie nie taniec, ale dogadanie się z trenerem, który nie wierzył, że bez słuchu mogę mieć wyczucie rytmu. Dlatego z obawy, że zaburzę choreografię i zepsuję występ, nie zabierano mnie na zawody. Zniechęciłam się i zrezygnowałam. UnMute jest więc poniekąd spełnieniem moich nastoletnich marzeń.

Musiałam obejrzeć wasz klip kilkakrotnie, by wszystko zrozumieć i dostrzec. Najpierw skupiałam się na treści, czyli napisach, później na ruchach, tańcu, scenografii. Na koniec próbowałam połączyć miganie ze znaczeniem słów. To naprawdę skomplikowane.

Zuza: Dzięki temu mogłaś poczuć to, z czym głusi mierzą się na co dzień. To między innymi było celem tej piosenki. Wyobraź sobie, że nie słyszysz i chciałabyś obejrzeć w kinie polski film. Nic nie zrozumiesz, bo nie ma napisów, a o tłumaczeniu na język migowy nie pomyślano. Zabrakło go nawet podczas transmisji preselekcji do Eurowizji, w których pierwszy raz w historii wystąpił zespół składający się z samych Głuchych. My mieliśmy tłumacza na miejscu, w studiu, ale nasze rodziny i znajomi nie wiedzieli, co się dzieje. Z całego show mogli zrozumieć tylko nasz występ. Dostęp do popkultury jest dla Głuchych naprawdę bardzo mocno ograniczony.

Dlatego powstał UnMute? Kto wpadł na ten pomysł?

Alina: Początek był raczej mało romantyczny. Zespół powstał z okazji Międzynarodowego Tygodnia Głuchych jako część kampanii społecznej organizowanej przez Polski Związek Głuchych i agencję Change Serviceplan. W sierpniu zeszłego roku odbyły się castingi, a już pod koniec września pojawił się nasz debiutancki singiel. Nikt się jednak wtedy nie spodziewał, że kilka miesięcy później wystąpimy w eliminacjach do Eurowizji. UnMute zaczęło żyć własnym życiem.

Magda: Podobno planowano stworzyć boysband, ale byłyśmy bezkonkurencyjne (śmiech). Męskim pierwiastkiem jest więc tylko Kuba, który akurat dzisiaj nie mógł być z nami.

Znaliście się wcześniej?

Alina: Świat Głuchych jest naprawdę bardzo mały, więc mimo że pochodzimy z różnych miast, wszyscy się znaliśmy, choć nie z muzycznej strony.

Zuza: Z Aliną grałam w piłkę nożną, a z Magdą w siatkówkę. Z Julią z kolei łączy nas praca. Uczymy języka migowego, również osoby słyszące.

Jak im idzie nauka?

Julia: Na kursie nie ma tłumacza. Osoba głucha musi się dogadać ze słyszącym bez niczyjej pomocy. Jeśli ktoś naprawdę chce się nauczyć, to szybko robi postępy. Podstawą jest opanowanie alfabetu, ale to oczywiście nie wszystko. By funkcjonować w świecie Głuchych, trzeba poznać naszą kulturę.

Magda: Nawet jeśli ktoś traci słuch już jako osoba dorosła, to nie staje się z marszu Głuchym. Musi najpierw zyskać tożsamość. Jej częścią jest między innymi przydomek migowy. Nie zwracamy się do siebie po imieniu, bo literowanie imion byłoby kłopotliwe i zbyt czasochłonne, stąd znaki, które upraszczają komunikację. Czasem są one przekazywane pokoleniowo, niektórzy przydomki migowe wybierają sobie sami, inni dostają je w szkole. Moim jest na przykład „W”, czyli pierwsza litera nazwiska. Zuza ma znak władzy, ze względu na swój dominujący charakter. Pseudonim Julki to „krem”, bo kojarzy się z Kramek. A Alina to „lalka”. Osoby słyszące posługują się ksywkami raczej nieformalnie, my używamy ich także podczas oficjalnych spotkań.

Zuza: Z moich obserwacji wynika, że opanowanie języka migowego nie sprawia większych trudności słyszącym, ale kłopotliwe bywa dla nich przełamanie dzielących nas barier kulturowych. Częścią naszej komunikacji jest na przykład bogata mimika. Kiedy migamy „dzień dobry”, uśmiechamy się ciepło, gdy o coś pytamy, wyraźnie unosimy brwi. Dla nas to naturalne, ale słyszący czasem mają problem, by otworzyć się na tak zaawansowaną ekspresję ciała, nie bać się jej. Bariera fizyczna u wielu osób jest silna, natomiast w naszym świecie przekraczanie tzw. strefy intymnej nie jest niczym zaskakującym. Nie możemy przecież zawołać kogoś po imieniu, więc musimy go dotknąć, by zwrócił na nas uwagę. Osoby słyszące nie są przyzwyczajone do takich zachowań ze strony nieznajomych, widzę, że często czują się skrępowane.

W świecie Głuchych kontakt wzrokowy jest podstawą komunikacji. Irytuję się, kiedy ktoś, rozmawiając ze mną, patrzy tylko na tłumacza, jakby mnie tam nie było. Z perspektywy osoby głuchej to duże faux pas.

Nie chciałam go popełnić podczas naszej rozmowy, dlatego przed przyjściem na spotkanie starannie ważyłam słowa: głusi, niedosłyszący czy głuchoniemi?

Magda: Byle nie to ostatnie! Jesteśmy głusi, ale nie niemi, mamy przecież swój język – polski język migowy.

Zuza: Słowo niedosłyszący kojarzy się natomiast medycznie, z diagnozą lekarską, jakimś ubytkiem, a my nie czujemy się ani chorzy, ani wybrakowani.

Brak słuchu nie jest deficytem?

Magda: To nasza tożsamość. Jesteśmy dumni z tego, że należymy do kultury Głuchych. Jej częścią jest nie tylko język migowy, ale także edukacja, muzyka, sport. Mamy swoich poetów, malarzy, DJ-ów, muzyków, wielu wybitnie uzdolnionych ludzi.

Alina: I własną olimpiadę! Razem z moją drużyną piłkarską podczas igrzysk w Turcji zdobyłam srebrny medal, ale nie pisano o tym w gazetach, bo popularnością cieszą się tylko „normalne” igrzyska i paraolimpiada. Mało kto wie, że po niej zaczynają się rozgrywki dla niesłyszących.

Zuza: Inaczej funkcjonujemy także w świecie wirtualnym. Nie możemy na przykład zostawić wiadomości w poczcie głosowej, a więc – by przekazać jakąś informację – nagrywamy vlogi, czyli krótkie filmy. Posługujemy się nimi także na forach internetowych, kiedy chcemy zapytać o jakąś poradę albo umieścić komentarz pod postem.

Magda: O różnicach między kulturą Głuchych a słyszących napisano już mnóstwo książek.

Julia: Ale chyba mało kto je czyta, bo ciągle spotykam się z konsternacją. Kiedy ktoś na ulicy pyta mnie o drogę lub godzinę i dowiaduje się, że jestem głucha, szybko odchodzi, nie wie, jak się zachować. To przykre, bo my naprawdę jesteśmy otwarci na interakcje i nowe kontakty.

Niewielu słyszących zna jednak język migowy.

Julia: Ale przecież mowa ciała jest uniwersalna. Na przykład, by zapytać o godzinę, wystarczy wskazać na nadgarstek. Oczywiście gesty i język migowy to dwie różne sprawy, ale w prostych kwestiach spokojnie można się dzięki nim porozumieć. Rozwiązaniem może być też napisanie pytania na kartce lub w telefonie. Naprawdę nie trzeba przed nami uciekać.

Zuza: Tak, to niesamowite, że słyszący, kiedy brakuje im słów podczas rozmowy z obcokrajowcami, instynktownie posiłkują się gestami i pantomimą, tymczasem kompletnie zapominają o tych możliwościach podczas spotkania z głuchym. Najważniejsza jest otwartość, nie można się denerwować podczas takich kontaktów. Gdyby podstawy języka migowego były w programie każdej szkoły podstawowej, bariery między głuchymi a słyszącymi zaczęłyby się zacierać. Teraz to tylko nam społeczeństwo stawia wymagania. To nie fair. Nie słyszymy, ale mimo to musimy się nauczyć mówić i opanować język polski, który dla nas jest obcy, zupełnie abstrakcyjny.

Trudno zrozumieć, że dla kogoś, kto się tu urodził i wychował język polski może być obcy.

Julia: Dawniej w szkołach dla głuchych uczono tylko języka mówionego. To się powoli zmienia, jednak wciąż wiele osób ma problemy z czytaniem czy pisaniem po polsku.

Magda: To wywołuje szereg realnych problemów. Wszystkie wnioski i dokumenty napisane są w języku polskim, wiele z nich trzeba wypełnić osobiście. Dla głuchych może to stanowić dużą barierę, tym bardziej że w urzędach czy bankach nie ma tłumaczy języka migowego. Przez to często jesteśmy odbierani jako analfabeci lub upośledzeni umysłowo. Łatwiej oceniać niż zrozumieć.

Julia: Zdarzają się też zabawne sytuacje. Kiedy kelnerzy orientują się, że nie słyszę, często zaczynają mówić po angielsku i przynoszą anglojęzyczne menu. To kompletnie irracjonalne, bo przecież angielskiego nie słyszę, tak samo jak polskiego.

Zuza: Miałam dużo szczęścia, bo moja mama jest słysząca, uparcie uczyła mnie więc mówienia, pisania i czytania. Teraz kiedy pracuję w PZG często spotykam głuchych rodziców, którzy nie są w stanie nauczyć swojego dziecka języka polskiego, bo sami go nie znają. A przecież zdarza się, że mają oni słyszące dzieci, którym przez tę barierę językową nie potrafią pomóc nawet w najprostszych lekcjach. Takie rodziny żyją w dwóch różnych rzeczywistościach.

Czy to są właśnie te ograniczenia, o których śpiewacie?

Zuza: Jest ich znacznie więcej. Na przykład, aby studiować, sama muszę znaleźć i opłacić tłumacza języka migowego. Lubię się uczyć i chciałabym skończyć kilka kierunków, ale trudno to udźwignąć finansowo. W dodatku pracodawcy niechętnie zatrudniają głuchych, jakby się ich bali.

Najwięcej ograniczeń jest w służbie zdrowia. Najbardziej boję się, że coś złego wydarzy się w środku nocy i nie będziemy w stanie wezwać karetki pogotowia, bo przecież ani ja, ani mój mąż nie wytłumaczymy przez telefon, co się dzieje. Wprowadzone podczas pandemii teleporady na jakiś czas zupełnie pozbawiły głuchych opieki medycznej. Ogromnym stresem jest dla nas także zwykła wizyta u lekarza, bo w przychodniach nie ma tłumaczy całodobowych. Jedynym rozwiązaniem jest przyjście z własnym, ale przez COVID-19 nie wszyscy lekarze chcą wpuszczać do gabinetu dodatkowe osoby. Kiedy natomiast jesteśmy tam sami, często traktują nas jak upośledzonych, którzy nie są w stanie opisać, co im dolega, i zrozumieć zaleceń.

Czy rozwiązaniem wszystkich tych problemów nie jest aparat słuchowy?

Zuza: Rozwiązaniem jest popularyzacja nauki języka migowego. Na razie jednak zakładam aparat, by uniknąć kłopotliwych sytuacji.

Julia: A ja nie lubię aparatów. Poza tym urodziłam się głucha, dlaczego więc mam udawać, że jestem kimś innym?

Magda: Moim światem jest świat ciszy, dlatego próbowałam żyć bez aparatu, ale po trzech miesiącach z przyczyn praktycznych zaczęłam go jednak używać. Nie przepadam za nim, bo jest niewygodny i szybko zaczyna mnie boleć głowa. Poza tym niesłyszenie ma swoje zalety: możemy swobodnie rozmawiać na różne tematy nawet w miejscach publicznych, nie rozpraszają nas dźwięki, nie docierają do nas tak szybko złe wiadomości.

I nie słyszycie sąsiadów.

Alina: Ale za to oni często słyszą nas (śmiech). Podczas spotkań rodzinnych potrafimy zachowywać się naprawdę głośno. No i od czasu do czasu zdarza nam się podkręcić radio może trochę zbyt mocno, tak więc ciszy nie ma.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze