1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Duma bez uprzedzenia. O pracy nad kontynuacją „Bridgertonów” opowiadają aktorzy grający parę głównych bohaterów

Simone Ashley, rocznik 1995. Ma na koncie role w „Sex Education” i „Cormoran Strike”; Jonathan Bailey, rocznik 1988. Znany także z „Broadchurch” czy filmu „Elizabeth: Złoty wiek”. (Fot. materiały prasowe)
Simone Ashley, rocznik 1995. Ma na koncie role w „Sex Education” i „Cormoran Strike”; Jonathan Bailey, rocznik 1988. Znany także z „Broadchurch” czy filmu „Elizabeth: Złoty wiek”. (Fot. materiały prasowe)
Koordynatorka intymności na planie? Przy kręceniu tego serialu nie mogło jej zabraknąć. O pracy nad kontynuacją „Bridgertonów” opowiadają Simone Ashley i Jonathan Bailey.

Śmiało można stwierdzić, że miłość jest tematem przewodnim waszego serialu.
Simone Ashley: Z tym że nasi bohaterowie przebywają daleką drogę od momentu poznania do chwili, w której rodzi się między nimi uczucie i na ekranie widać chemię. Niczego widzom nie ułatwiają i każą na ową chemię długo czekać. Kiedy się jednak wreszcie w sobie zakochują, dzieje się magia.
Jonathan Bailey: Sporo napracowaliśmy się przy realizacji scen miłosnych. Na ekranie może to wyglądać bardzo romantycznie i sensualnie, ale wierz mi, to była ciężka fizyczna praca. Na planie ponownie obecna była koordynatorka intymności, która przygotowywała całą choreografię tych wyjątkowych momentów uniesień. Dzięki jej obecności każde z nas czuło się bezpiecznie i naprawdę komfortowo. Nie mogę sobie wyobrazić, jak te sceny w ogóle były możliwe na przykład na planie filmów w latach 90., kiedy taki zawód w ogóle nie istniał.

Bez względu na historyczny kostium Kate i Anthony wydają się pasować bardziej do czasów współczesnych.
S.A.: Akcja toczy się w epoce regencji, czyli w pierwszej połowie XIX wieku. Oczywiście możemy sobie przypuszczać, jak faktycznie zachowywali się i co czuli ludzie żyjący 200 lat temu. Dlatego tak ważne jest, moim zdaniem, żeby na ekranie pokazać postaci z krwi i kości, z radościami i smutkami, które moglibyśmy z nimi dzielić. Zależało nam bardzo, żeby mimo różnych doświadczeń widzowie z łatwością mogli się z naszymi bohaterami utożsamić. Jasne, całe otoczenie, zachowanie, struktura społeczna mogą być dziś zupełnie inne, ale to, co zostaje i co jest jednocześnie najważniejsze, to emocje i przeżycia. Moja Kate jest kobietą niebywale silną, niezależną, piekielnie inteligentną. Jak na tamte czasy to rzeczywiście coś rzadko spotykanego, ale w serialu takich postaci jest więcej. Mam wręcz wrażenie, że drugi sezon serialu to celebracja tej właśnie niezależności i odmienności od panujących standardów. Owszem, rozwija się historia miłosna Kate, ale na pewno nie można powiedzieć, że to typowa bohaterka kostiumowego romansu.
J.B.: Gdyby się zastanowić, można zauważyć, że najsłynniejsze historie miłosne oparte były na zasadzie przeciwieństw. Jedna osoba z pary głównych bohaterów zwykle była dość skomplikowaną, czasem nawet mroczną osobowością, a druga odwrotnie – postacią lubianą, otwartą, towarzyską. Pomyślmy o „Dumie i uprzedzeniu” Jane Austen czy „Jane Eyre” Charlotte Brontë. W drugim sezonie „Bridgertonów” jest podobnie.

Myślisz o jakimś konkretnym bohaterze powieści, z którym mógłby mierzyć się twój Anthony Bridgerton?
J.B.: Jasne, Anthony mógłby być kimś w rodzaju pana Dar­cy’ego: zdystansowanego, może nawet oschłego, kogoś, kto nie potrafi się komunikować, a wszystkie emocje ukrywa głęboko w sobie. Kiedyś był hulaką i awanturnikiem, na naszych oczach staje się głową szanowanej rodziny i czuje brzemię nowych obowiązków. Bardzo mi się podoba, że można się przyglądać Anthony’emu z perspektywy XXI wieku i uwzględniać w swojej ocenie jego seksualność i stan umysłu. To zupełnie nowe podejście do bohatera dramatu kostiumowego. Bridgerton nie ukrywa, że przeżywa swoje traumy, brakuje mu wzorów do naśladowania i generalnie jest bardzo uczuciowy.

Wasz serial od pierwszego sezonu wzbudza mnóstwo emocji, sukces tej produkcji przerósł chyba wszelkie oczekiwania. Teraz to wy zostaliście jego głównymi bohaterami. Czujecie ciężar odpowiedzialności?
S.A.: Muszę przyznać, że moja przygoda z „Bridgertonami” wydała mi się dość przytłaczająca. Z każdej strony docierały do mnie różne głosy, od pochlebnych po krytyczne. Jeszcze zanim ktokolwiek mógł obejrzeć drugi sezon naszego serialu w całości, każdy zdawał się mieć na mój temat jakieś zdanie. Niezwykle ważne było więc mieć po swojej stronie kogoś takiego jak Phoebe [Dynevor, odtwórczyni Daphne, głównej bohaterki pierwszego sezonu – przyp. red.], kto sam już to przeżył i potrafił mnie ze współczuciem wesprzeć. Tylko silna kobieta jest w stanie dać siłę innej!
Phoebe na każdym kroku powtarzała, że sobie poradzę i że wszystko będzie dobrze [śmiech]. Jednocześnie szanowała to, że każdy musi swoje przeżyć i że moja droga będzie wyglądała być może zupełnie inaczej niż jej. Cała ta niesamowita i momentami dziwaczna podróż z „Bridgertonami” sprawiała, że czułam się dość samotna, a czasem zupełnie nie rozumiałam, co się wokół mnie dzieje. Obecność Phoebe sprawiła, że ostatecznie to doświadczenie mnie nie przerosło.
J.B.: Kiedy pracuje się nad jakimś projektem tak intensywnie, tylko ci, którzy przeżywają to z tobą, są w stanie rzeczywiście zrozumieć, przez co przechodzisz. Czasem zdjęcia idą jak po maśle, jesteś zmęczony, ale masz przekonanie, że wygląda to wszystko świetnie. Są jednak też takie dni, kiedy przebywa się na planie kilkanaście godzin, zmienia się na przykład pogoda i realizacja sceny trwa wieczność. W najtrudniejszych chwilach naprawdę można poznać drugiego człowieka i takie przyjaźnie zostają na zawsze.
Tak, „Bridgertonowie” od początku byli prawdziwą jazdą bez trzymanki i czasem można było poczuć się przytłoczonym. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że pierwszy sezon przez pierwszy miesiąc od premiery obejrzało ponad 80 milionów ludzi w niemal 190 krajach na świecie! Trzeba odnaleźć w tym wszystkim radość i ekscytację.

A co z golizną? Jest jej, trzeba przyznać, wiele. Po premierze pierwszego sezonu Netflix opublikował nawet krótki przewodnik po scenach, których raczej wolelibyśmy nie oglądać ze swoimi rodzicami. Zastosowaliście się do tych porad we własnych domach?
S.A.: Na szczęście nie oglądałam pierwszego sezonu z rodzicami, ale wiem, że mnóstwo znajomych miało z tym kłopot [śmiech].
J.B.: A ja oglądałem! Byłem tak ciekawy, co bliscy powiedzą o moim występie, że zupełnie nie zwracałem uwagi na swój goły tyłek pojawiający się na ekranie.

I ani razu nie poczułeś się niezręcznie?
J.B.: Od razu po tym, jak usłyszałem ich opinię, zostawiłem wszystkich przed ekranem, pozwalając im oglądać dalej, już bez mojego udziału. Ale nawet gdybym został, pewnie rodzice powiedzieliby mi tylko: „Kochanie, niczym nas tu nie zaskoczysz!”.

Simone Ashley, rocznik 1995. Ma na koncie role w „Sex Education” i „Cormoran Strike”.
Jonathan Bailey, rocznik 1988. Znany także z „Broadchurch” czy filmu „Elizabeth: Złoty wiek”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze