1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Romanse, fascynacje i miłości Witkacego. Rozmowa z Małgorzatą Czyńską, autorką książki „Witkacy i kobiety”

Stanisław Ignacy Witkiewicz „Fałsz kobiety – Autoportret z portretem Maryli Grossmanowej”, 1927 r. (Fot. Kinga Karpati & Daniel Zarewicz/Muzeum Narodowe w Warszawie)
Stanisław Ignacy Witkiewicz „Fałsz kobiety – Autoportret z portretem Maryli Grossmanowej”, 1927 r. (Fot. Kinga Karpati & Daniel Zarewicz/Muzeum Narodowe w Warszawie)
Jego dorobek artystyczny do dziś fascynuje. A jakim był człowiekiem? To możemy jedynie zgadywać – przede wszystkim na podstawie jego korespondencji. Autorkę książki „Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny” Małgorzatę Czyńską pytamy o relacje artysty, i to nie tylko te miłosne.

Wystawa, którą mogliśmy oglądać w Muzeum Narodowym w Warszawie, pokazywała olbrzymi zakres aktywności Witkacego. Malarz, dramaturg, fotograf, teoretyk sztuki, z lektur szkolnych znamy też przynajmniej jego dramaty „Szewcy” i „W małym dworku”. Co Pani jako historyczce sztuki przede wszystkim rzuca się w oczy w jego twórczości?
Jego oryginalność, wielka indywidualność, w pewnym sensie osobność… chociaż ta wystawa pokazywała, że Witkacy jednak bardzo wpisywał się w nurty ówczesnej sztuki nowoczesnej. Jego wszechstronność jest niesamowita. Zafascynowałam się Witkacym w liceum, jak pewnie wiele humanistek w tym wieku. Jeździłam do Teatru im. Witkacego w Zakopanem, pierwszy album, który sama sobie kupiłam, był właśnie z jego obrazami.

W jego twórczości ciekawe jest dla mnie również to, jak bardzo ilustruje ona jego biografię, kolejne relacje, w jakie wchodził. Witkacy twierdził, że, cytuję: „Babranie się w autorze à propos jego utworu jest niedyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie. Niestety każdy może być narażony na tego rodzaju świństwa”, no i stało się, to jest nie do uniknięcia. Sam daje klucz do odczytania jego twórczości. Nina Witkiewiczowa, żona artysty, ocaliła jego listy, po latach opublikowane. Ukazało się także jej wspomnienie o mężu, bardzo szczere i dosyć bolesne, wykraczające w pewien sposób poza ramy ówczesnego bon tonu. To wszystko sprawia, że nie sposób nie wejść w jego życiorys.

Obfitość korespondencji Witkacego wskazuje na jego potrzebę relacji. I pracowitość, bo choć w popularnym przekazie wraz z przyjaciółmi głównie pili, bawili się i eksperymentowali z różnymi psychodelikami – to już sama skala listów, które po nim pozostały, dowodzi, że nie mogło być to tylko balowanie.
Witkacy był tytanem pracy. Sama Nina w przywołanym już wspomnieniu pisała, że może się wydawać inaczej, bo miał czas na bogate życie towarzyskie, wycieczki w góry i tzw. orgie, czyli spotkania w zaprzyjaźnionym gronie, jednak był bardzo zaangażowany w pracę. I zdaniem żony wziął tę cechę od matki – Maria Witkiewiczowa była przez całe życie bardzo zapracowana. To praktycznie na niej spoczął trud utrzymania domu i wychowania syna. Można powiedzieć, że w pewnym sensie została opuszczona przez męża, Stanisława Witkiewicza. Witkacy wiedział, że ojciec jest w relacji miłosnej z Marią Dembowską. Ona była jego muzą, ale też po prostu ukochaną kobietą. Towarzyszyła mu, gdy pojechał na kurację do Lovranu w Chorwacji, gdzie zresztą zmarł.

Czy dla Witkacego matka była także mentorką?
Przede wszystkim łączyła ich głęboka więź emocjonalna. Maria Witkiewiczowa z pewnością była dobrze wykształcona i wyemancypowana; ukończyła warszawskie konserwatorium, dawała lekcje gry na fortepianie, napisała elementarz do nauki muzyki – na okładce znalazła się zresztą podobizna małego Stasia. Wiemy jednak też, że była dość kostyczna, zasadnicza, mało towarzyska. Artystyczną atmosferę w domu gwarantował ojciec, czyli Stanisław Witkiewicz. Malarz i krytyk sztuki, twórca stylu zakopiańskiego, baczny obserwator i przewodnik syna po świecie sztuki, tym bardziej że mały Staś kształcił się w domu. Rodzice odegrali bardzo dużą rolę w jego edukacji, pod wpływem ojca chłopiec zainteresował się fotografią, robił pierwsze rysunki, jako kilkulatek pisał „dramaciki”.

Pani książka nosi podtytuł „Harem metafizyczny”, skąd on pochodzi?
To nazwa zaczerpnięta od samego Witkacego, bo z kobietami łączyły go bardzo zróżnicowane relacje. Było wiele krótkotrwałych romansów, ale były też wielkie fascynacje i miłość, jak do Ireny Solskiej. Aktorka została sportretowana w powieści „622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta”, gdzie występuje jako pani Akne. Ten przydomek oznacza po francusku „trądzik”, czyli coś trochę wstydliwego, trochę ośmieszającego. Ta miłość dla Witkacego była taką właśnie przypadłością wieku młodzieńczego, którą trzeba przejść. Artysta zabiegał o aprobatę ojca dla tego związku, Solska odwiedziła nawet Stanisława Witkiewicza w Lovranie, ale gdy już była gotowa na małżeństwo, fascynacja kochanka się wypaliła.

W 1923 roku Witkacy ożenił się z Jadwigą Unrug, Niną. Była wnuczką Juliusza Kossaka, siostrzenicą Wojciecha.
To był ważny związek w życiu Witkacego, chociaż początkowo wszyscy uważali, że Witkacy żeni się „dla sensacji”. Być może pociągała go w niej pewna obojętność, bo jeszcze przed ślubem pisał o narzeczonej w liście do przyjaciela: „Kocha mnie wcale – to jest b. ważna zaleta. Czemu za mnie wychodzi, jest tajemnicą kompletną, której przez wrodzoną dyskrecję nie chcę badać”.

Nina przyznała potem, że ich małżeństwo nie było szczęśliwe. Artysta wprawdzie deklarował przez lata, że kocha żonę, ale zaczął ją zdradzać już trzy miesiące po ślubie. Z czasem tych zdrad było więcej, małżonkowie przestali być kochankami, ale przyjaciółmi pozostali do końca życia. Ich intymny związek zakończył się, kiedy w 1929 roku pojawiła się Czesława Oknińska- -Korzeniowska, wielka miłość Witkacego.

Nina nazywała ją „tą osobą”…
Poznali się w pracowni w Zakopanem, Czesława była na urlopie, z koleżanką poszły do pracowni Witkacego zamówić sobie portret. Kiedy Nina zobaczyła ten obraz, stwierdziła od razu „Widzę, że uciułałeś sobie nową kobietę”. Miała intuicję. Ale i ten związek nie był wolny od zdrad. Witkacy w liście do przyjaciela filozofa Hansa Corneliusa pisał, że kłamstwo w sprawach erotycznych jest niestety wpisane w jego naturę. A Czesława oczekiwała wyłączności, chciała, żeby ostatecznie zerwał z żoną. O relacjach z Czesią Witkacy oczywiście opowiadał Ninie, zresztą donosił jej w listach o wszelkich perypetiach z kobietami.

To dość okrutne w stosunku do żony.
Można się zastanawiać, dlaczego się na to godziła. Może dawało jej to poczucie kontroli… Doszło nawet do takiej sytuacji, że gdy Czesława zerwała z Witkacym i odesłała kosz z otrzymanymi od Witkacego prezentami do mieszkania Niny na Brackiej w Warszawie, artysta był tak załamany, że to Nina wstawiała się za nim u kochanki.

O taką przysługę prosi się raczej dobrych kumpli. Czy Witkacy miał bliskich przyjaciół?
Tak, przyjaźnił się choćby z Bronisławem Malinowskim, z Karolem Szymanowskim, z Edmundem Strążyskim, ale też często zrywał przyjaźnie, manipulował ludźmi, wychodził z niego egocentryk, mały chłopiec. Miał skomplikowaną osobowość, był drażliwy, skłonny do depresji. W młodości nawet poddał się psychoanalizie.

Potrzebował w życiu silnych wrażeń, teatralizował codzienność. Stąd m.in. eksperymenty z narkotykami, których zażywanie odbywało się pod opieką zaprzyjaźnionego lekarza. To zresztą jest ciekawe do odkrywania przez odbiorców jego sztuki, bo Witkacy opisywał później, co zażywał podczas rysowania. Pojawiały się peyotl, kokaina, ale najczęściej były to nikotyna czy kofeina albo ulubione „pyfko”.

Co ciekawe, Witkacy był higienistą, wprowadzał do swojej codzienności różne elementy zdrowego stylu życia, którymi dzisiaj się zachwycamy. Robił detoksy, szczotkował ciało na sucho, starał się do tej praktyki przekonać żonę i przyjaciół.

Mówi Pani o swojej młodzieńczej fascynacji Witkacym. Czy ona przetrwała do tej pory, czy teraz artysta jest dla Pani po prostu obiektem badań?
Fascynacja musiala pozostać, bo inaczej nie chciałoby mi się o nim pisać. Nad książką „Witkacy i kobiety” pracowałam od 20 czy 30 lat, to zwieńczenie tej mojej fascynacji. Na przestrzeni lat śledziłam wszystkie publikacje dotyczące sztuki i życia Witkacego. Kolejne tomy listów Witkacego do żony były dla mnie prawdziwym świętem. Potem doszły listy do krewnych i przyjaciół. To jest istotny materiał, z którego można zbudować wiarygodny obraz człowieka.

Czy ten człowiek, który wyłania się z tych studiów, trochę nie rozczarowuje?
Oczywiście często mnie drażni, myślę, że może czas już przestać mu wszystko wybaczać. Ale to jest bardzo złożona postać, o której ja tylko opowiadam. Zostawiam czytelnika z jego emocjami i ocenami.

Polecamy książkę: „Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny”, Małgorzata Czyńska, Wydawnictwo Marginesy. (Fot. materiały prasowe) Polecamy książkę: „Witkacy i kobiety. Harem metafizyczny”, Małgorzata Czyńska, Wydawnictwo Marginesy. (Fot. materiały prasowe)

Małgorzata Czyńska, dziennikarka, historyczka sztuki, krytyczka dizajnu i kuratorka wystaw. Autorka książek, m.in. „Kobro. Skok w przestrzeń”, „Berezowska. Nagość dla wszystkich”, „Kobiety z obrazów”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze