1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Marilyn czy Norma? O filmie „Blondynka” rozmawiają Grażyna Torbicka i Martyna Harland

„Życie Normy Jean tak naprawdę nikogo nie interesowało i nadal nie interesuje, za to wszyscy chcą wiedzieć jak najwięcej o Marilyn Monroe. Właśnie z tego powodu ten film mnie głęboko poruszył” – mówi psycholożka Martyna Harland. (Fot. materiały prasowe)
„Życie Normy Jean tak naprawdę nikogo nie interesowało i nadal nie interesuje, za to wszyscy chcą wiedzieć jak najwięcej o Marilyn Monroe. Właśnie z tego powodu ten film mnie głęboko poruszył” – mówi psycholożka Martyna Harland. (Fot. materiały prasowe)
Nowy film Andrew Dominika wywołał szeroką dyskusję. Wbrew wielu komentarzom, nie jest on jednak biografią Marilyn Monroe, a osobistym spojrzeniem reżysera na jej fenomen. Filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland rozmawiają o tym, co wzięły dla siebie z jego wizji.

Martyna Harland: Kocham kobiece kobiety, ale nigdy nie byłam wielką fanką Marilyn Monroe. Za to Ana de Armas, grająca główną rolę w tym filmie, uwiodła mnie całkowicie!
Grażyna Torbicka: Podobno gdy Andrew Dominik, reżyser filmu, zobaczył Anę de Armas, od razu wiedział, że to będzie Marilyn Monroe, a przecież naturalnie aktorka jest Kubanką, ma ciemne włosy i praktycznie w niczym nie przypomina blond ikony kina. Ale rzeczywiście ma w sobie to „coś”! Coś, co w fabryce snów, czyli Hollywood, zauważono od razu i wykorzystano, by z nikomu nieznanej Normy Jean stworzyć postać, którą pokocha cały świat: Marilyn Monroe.

„Blondynka” pokazuje bezwzględność biznesu filmowego w tamtych czasach. Życie Normy Jean tak naprawdę nikogo nie interesowało i nadal nie interesuje, za to wszyscy chcą wiedzieć jak najwięcej o Marilyn Monroe. Właśnie z tego powodu ten film mnie głęboko poruszył. To nie jest biografia, tylko historia o tym, jak m.in. wizerunek Marilyn Monroe, wykreowany przez Hollywood, przyczynił się do traumy tej kobiety. To rozdwojenie pomiędzy Marilyn a Normą jest tutaj bardzo ciekawie pokazane.

Ja czułam, jakbym dotknęła tu prawdziwej kobiety, Normy…
Film nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Norma Jean i Marilyn Monroe to dwa odrębne zjawiska. Kluczowa jest dla mnie scena, gdy Norma Jean po raz kolejny traci dziecko i usiłuje jakoś poskładać swoją rozwaloną psychikę. Trwają zdjęcia do filmu „Słomiany wdowiec”, więc musi stawić się na planie. W jej pokoju hotelowym zjawia się charakteryzator, jest z nim zaprzyjaźniona, powoli zaczyna się „proces” kreowania Marilyn Monroe. Kolejne etapy makijażu, fryzury, stroju. Norma załamana psychicznie powtarza: „Ona już nie przyjdzie” – „ona”: w domyśle Marilyn. „Zaraz się zjawi” – uspokaja makijażysta. I nagle w lustrze widzimy gotową postać. To jest dla Normy jedyny ratunek, może się schować przed światem i swoim cierpieniem w wizerunku Marilyn Monroe. „Blondynkę” ogląda się jak thriller psychologiczny. Bo wszystko, co widzimy na ekranie, dzieje się tak naprawdę w głowie Normy Jean.

A swoją drogą ciekawe, czy jesteś w stanie wymienić jakąkolwiek postać, którą zagrała w swoich filmach Marilyn Monroe?

Nie do końca. Dla mnie to zawsze i przede wszystkim była Marilyn Monroe. Jednak najbardziej pamiętam ją z filmu „Pół żartem, pół serio” Billy'ego Wildera.
Widzisz, my nawet nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak nazywały się postacie, które zagrała Marilyn Monroe. Już nie pamiętasz, że nazywała się w tym filmie Sugar Kowalczyk, a postać, którą grała, była przecież z pochodzenia Polką! Dla nas to wszystko jest jedna Marilyn, ikona kina, a przecież zagrała w swoim życiu znakomite role, np. w „Mężczyźni wolą blondynki" Howarda Hawksa. To trochę tak jak w przypadku filmu „Diana. The Princess” Eda Perkinsa, o którym rozmawiałyśmy niedawno w naszej filmoterapii. Mówiłyśmy wtedy o nas, czyli o opinii publicznej, o stereotypach i o tym, w jaki sposób krzywdzimy bohaterów czy bohaterki masowej wyobraźni. Marilyn była również świetną wokalistką, miała niesamowite wyczucie swingu.

Ten film pokazuje, jak wiele krzywd spotkało ją ze strony różnych mężczyzn. W każdym z nich szukała swojego ojca, którego nigdy nie poznała. Szukała opieki, schronienia. Wiedziała, że na chorą psychicznie matkę nie może liczyć. Scena w filmie, w której kobieta próbuje utopić swoją córkę w wannie, jest wstrząsająca. Jeżeli dziecko doświadcza tak traumatycznej sytuacji, to wiadomo, że w jego psychice zostaje skaza na całe życie.

Ja na ten film patrzę jak na portret straumatyzowanej kobiety, która nie dostaje prawdziwego wsparcia na czas.
Oblegają ją tłumy wielbicieli, te męskie twarze rozwrzeszczane, spocone, chcące choć na moment dotknąć, otrzeć się o MM – a z drugiej strony samotność. Cały czas jest narzędziem w rękach producentów i nie ma znikąd wsparcia. Jedynym, co może uchronić ją przed traumami, które niesie jej życie, jest postać Marilyn Monroe, a przynajmniej tak jej się wydaje… Norma ucieka w bycie Marilyn Monroe, aż w pewnym momencie nie ma już odwrotu. Jako Marilyn Monroe rządzi światem. Jako Norma Jean jest bezradna.

Wielu psychoterapeutów do dzisiaj zastanawia się, czy potrafiliby jej pomóc? Ewa Woydyłło w naszej książce „Ukoić siebie” mówi: „Marilyn Monroe. To może być bardzo pouczający przykład dla innych kobiet. Dlatego gdy matka przyprowadza do mnie córkę, maturzystkę, która jest w strasznym stanie psychicznym, to rozmowa o Marilyn Monroe bywa pomocna. Załamana dziewczyna uświadamia sobie, że gwiazda uznała za ważne wcale nie to, co nadaje życiu prawdziwy sens. Najwidoczniej Marilyn nie nauczyła się jednej najważniejszej rzeczy – ciesz się tym, co masz, zamiast martwić tym, czego nie masz”. Ten film pokazuje jej problem zupełnie inaczej…
No właśnie… Nie zgadzam się z tym, że ona szukała sensu w niewłaściwym miejscu. Myślę, że jako młodziutka dziewczyna, nastolatka, została wchłonięta przez show-biznes. Była trybikiem w wielkiej machinie, przynosiła zyski, była jak kura znosząca złote jaja. Faceci, którzy z nią byli i którym ufała, gdy tylko zachodziła w ciążę, mówili, że nie chcą dziecka. Radź sobie sama. Nie miała żadnego oparcia w rodzinie, w kimś bliskim, kto by się za nią ujął. Nie miała nikogo.

Tymczasem świat chciał z niej czerpać garściami. To również film o braku umiejętności stawiania granic innym.
Czerpał i czerpie z niej do dzisiaj! T-shirty, kubki, magnesy na lodówkę z wizerunkiem Marilyn Monroe znajdziesz wszędzie, mimo że od jej śmierci minęło dokładnie 60 lat. Nie ma drugiego takiego zjawiska w popkulturze. Ale kto kryje się za tym zjawiskiem, to już niewielu interesuje. A reżyser filmu podejmuje próbę wejścia w świat wewnętrzny, ten prawdziwie emocjonalny, rozedrgany, pełen wątpliwości, niepewności i zagubienia, jakich doświadczała Norma Jean.

Mocna scena seksu oralnego, moim zdaniem, jest świetna do analizy ze studentami psychologii, w kontekście dysocjacji i oddzielenia od ciała. Planuję wykorzystać ją na zajęciach z filmoterapii na Uniwersytecie SWPS. Bardzo dobrze widać, że jej w tej scenie nie ma…
Jej, czyli kogo?

Bardzo dobre pytanie. W tej scenie jest Marilyn Monroe. Normy nie ma. Ja mam jeszcze inne: ile jest Marilyn w każdej kobiecie i każdej z nas? Czy ty znalazłaś z nią jakiś punkt styku?
Zastanawiałam się nad bezwzględnością tego świata i tym, czy istnieje inna podobna do niej postać. Pomyślałam o Brigitte Bardot, ona też jest symbolem seksu w kinie. Ciekawe, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby zaczęła karierę nie w Europie, tylko w Hollywood, bo to jednak duża różnica. Myślę, że europejskie kino, zwłaszcza francuskie, nie było takie zaborcze wobec kobiet. Bardotka znalazła w sobie siłę, żeby robić to, co chce. W wieku trzydziestu paru lat powiedziała: „Stop. Chcę panować nad swoim życiem” i odeszła z show-biznesu. Może zobaczyła to niebezpieczeństwo, którego nie dostrzegła Norma Jean? Nie wiem, ale na pewno warto się nad tym zastanowić.

Dla kogo ten film mógłby być terapeutyczny? Moim zdaniem dla każdej z nas, jako przestroga: nie zgub siebie po drodze. Powiedz: stop w porę.
Warto pokazać ten film osobom, które chcą być na świeczniku. Bo do tego potrzeba bardzo silnej osobowości, asertywności, umiejętności oceny tego, co się dzieje, i niepoddawania się łatwym pokusom.

Film „Blondynka” dostępny jest na platformie Netflix.

Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2.

Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze