1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„Blisko” – film na weekend. Rozmowa Grażyny Torbickiej i Martyny Harland

„»Blisko« jest filmem niesamowicie delikatnym i czule sfilmowanym” – mówi Grażyna Torbicka w rozmowie z Martyną Harland. (Fot. materiały prasowe)
„»Blisko« jest filmem niesamowicie delikatnym i czule sfilmowanym” – mówi Grażyna Torbicka w rozmowie z Martyną Harland. (Fot. materiały prasowe)
Czy jest możliwa czuła, bliska relacja między dwójką przyjaciół, taka jak między dwiema przyjaciółkami? O nagrodzonym w Cannes filmie „Blisko” Lukasa Dhonta rozmawiają psycholożka Martyna Harland i filmolożka Grażyna Torbicka.

Martyna Harland: Dla mnie najciekawsza była pierwsza połowa filmu, ta bardziej niejednoznaczna i otwarta na widza. Ciebie zainteresowała druga, ze zdecydowanie mocniejszym uderzeniem…
Grażyna Torbicka: Czyli tak jak to z nami zwykle bywa, co jest plusem dla filmoterapii, bo im bardziej możemy różnić się w odbiorze, tym lepiej! Do pewnego momentu na ekranie po prostu obserwujemy dwóch trzynastoletnich chłopców. Léo i Rémi to przyjaciele, którzy wchodzą w proces dojrzewania. Zaczynają inaczej patrzeć na siebie, a niewinne chłopięce zabawy zamieniają się delikatnie w próbę dominacji. Pytanie, czy ta zmiana następuje po obu stronach, czy może tylko po jednej. Gdy zmieniają szkołę, ich relacja nagle konfrontuje się z oceną innych, głównie rówieśników. Ich koleżanki są odważne i ciekawe, pytają wprost: „tylko się przyjaźnicie czy jesteście parą?”. Wiadomo, że dziewczyny w tym wieku są bardziej dojrzałe, one już wiedzą i widzą więcej… Gdy dochodzi do tragicznego zdarzenia, zaczyna się dla mnie o wiele bardziej ciekawy proces, znakomicie przez Dhonta zbudowany, wewnętrznego dojrzewania Léo i relacji: dorośli – dzieci.

Chłopięca przyjaźń jeszcze nigdy nie była przedstawiana w kinie w takiej bliskości. Bo to, że dziewczynki są blisko fizycznie i emocjonalne, jest często spotykane i ukazywane.
Jako duże dziewczynki wciąż pamiętamy, jakie byłyśmy w okresie dojrzewania, ale rzeczywiście świat chłopców, ich wzajemnych relacji – zwłaszcza dla kogoś, kto nie miał braci, a ja nie miałam – jest w tym filmie ciekawie pokazany. Do tego w niezwykle subtelny i piękny sposób. Wiemy, że w okresie dojrzewania intensywnie zmienia się nasze ciało, ale przecież także relacje z innymi zaczynają zmieniać swój kolor, natężenie, charakter…

Dlatego tak zainteresowały mnie badania w książce „Deep Secrets: Boys’ Friendships and the Crisis of Connection” autorstwa profesor Niobe Way z New York University, które pokazują, że istnieje okres między byciem dzieckiem a dorastaniem (13–16 lat), gdy chłopcy odsuwają się od siebie, od emocji i czułości… U dziewcząt taki proces nie zachodzi.
Zapewne wynika to z kulturowych wzorców dotyczących tego, co męskie, a co kobiece. A przecież wszystko to jest bardziej indywidualne i niejednoznaczne. I to widać właśnie w tym filmie. Młodzież ukazana przez Lukasa Dhonta nie jest jednorodną masą. Nawet jeśli każdy z nastolatków jest zasymilowany z grupą, to jest też odrębną osobą, ma inną wrażliwość i emocjonalność, którą należy pielęgnować.

Spójrzmy na Léo i Rémiego, którzy najpierw przeżywają beztroski czas zabawy: mają swoją kryjówkę w starych ruinach, wierzą, że mieszkają tam duchy. Ten świat dziecięcej fantazji stopniowo zaczyna znikać. Rémi chciałby w nim pozostać, jest muzykiem i to bujanie w obłokach jest dla niego inspirujące. Léo zaczyna coraz konkretniej i bardziej pragmatycznie patrzeć na świat. Proponuje nawet Rémiemu, że będzie jego menedżerem i zarobią wielkie pieniądze. W nas, dorosłych przysłuchiwanie się takiej rozmowie budzi uśmiech, ale pokazuje, jak różne są osobowości obu chłopców.

No właśnie, a jak czułaś, to była z ich strony przyjaźń czy kochanie? Bo myślę, że każdy widz ujrzy to inaczej.
Uważam, że dla Léo to była przyjaźń, a dla Rémiego i przyjaźń, i kochanie.

Mnie bardzo zainteresował moment, w którym główny bohater traci kontakt z Rémim, ale też – jak myślę – traci kontakt z samym sobą… Léo odrzuca to uczucie w obawie przed oceną innych. A to może być prosta droga do powtórzenia losów bohatera filmu „Psie pazury” Jane Campion, czyli mężczyzny, który żyje w niezgodzie ze sobą, a przez to nieustannie „drapie” innych ludzi. On także przestraszył się tego, kim jest.
Ja nie odniosłam takiego wrażenia. Myślę, że kiedy tylko Léo dostrzega, że relacja z Rémim idzie w stronę seksualnej fascynacji, daje mu do zrozumienia, że tego nie chce – najpierw delikatnie, później w bardziej zdecydowany sposób. Chociaż nie robi tego wprost, bo jeszcze nie potrafi tak otwarcie się wyrazić. Nie mówi: „odczep się”, raczej wysyła sygnały. Kulminacją jest scena siłowania się, walki, tyle że nie wiadomo o co. Obaj są tym bardzo zmęczeni i upadają na podłogę bez sił. Tak jakby każdy z nich chciał w ten sposób zademonstrować, że coś w ich życiu się zmienia. Myślę, że tu chodzi właśnie o tę wewnętrzną przemianę.

To także film o poczuciu winy, o tym, że kiedy dochodzi do tragedii, zastanawiamy się, czy mogliśmy coś zrobić inaczej…
No właśnie, gdybyśmy chciały zastanowić się, z jakiego powodu doszło do tej tragedii, nie znajdziemy winnego. Bo wszyscy w tym świecie robią to, co powinni zrobić. Rodzice mają dobry kontakt z dziećmi, dają im dużo wolności, ale też wsparcia. Nauczyciele w szkole podobnie. Najbardziej winny czuje się Léo i to uczucie musi przepracować sam, pomimo całego wsparcia, które otrzymuje. Uważam, że proces jego dochodzenia do tego momentu jest mistrzowsko pokazany.

Świetna jest scena spotkania matki Rémiego z Léo.
To bardzo mądrze przez reżysera rozegrana scena. Matka Rémiego najpierw odrzuca wyznanie przyjaciela swojego syna, odpycha go. Jej ból, smutek są silniejsze od próby zrozumienia. Podejmuje działanie czysto emocjonalne, ale przecież uprawnione. Można to zachowanie usprawiedliwić, ale tylko wtedy gdy po nim następuje drugi krok, czyli wyciągnięcie ręki.

Ta scena pokazuje, że nigdy nie jesteśmy wystarczająco dojrzali, by zmierzyć się ze stratą bliskiej osoby. Wiek, tak zwane doświadczenie życiowe nie mają tu znaczenia.

Przypominam sobie teraz inną scenę. „Kiedy ostatnio płakałeś?” – pyta nauczycielka. „Ze smutku czy złości?” – pyta uczeń. „To podobne emocje” – mówi nauczycielka. „Wcale nie” – protestuje chłopak – „bo ja przeważnie płaczę ze złości”. Co za świadomość własnych emocji!
Dlatego uważam, że ten film ma duży potencjał terapeutyczny. Powinien być oglądany wspólnie przez młodzież i dorosłych, uczniów i pedagogów, rodziców i dzieci. „Blisko” pomaga nam w tym, byśmy mogli być naprawdę bliżej.

Léo do tego, żeby dać upust trudnym emocjom, uruchamia złamana ręka.
Tak, ale też zaraz obok pojawia się ojciec, który przytula go bez słów. Dorośli w tym filmie wiedzą, że słowami wszystkiego się nie załatwi. Tylko obecnością, gestem, dotykiem, przytuleniem – po prostu byciem. Jak w scenie ze starszym bratem Léo, kiedy obaj rozmawiają i zasypiają przytuleni w łóżku, bo czują podobną tęsknotę za Rémim.

Ale wiesz, co jeszcze jest ciekawe? Ten film jest zrobiony w taki sposób, że Léo równie dobrze mógłby być dziewczyną Rémiego. W tym sensie, że ich płeć nie jest istotna, nie ma znaczenia, czy ten związek jest heteronormatywny czy nie. Czy taka sama historia mogłaby się wydarzyć, gdyby Rémi został odrzucony przez dziewczynę? Oczywiście, że tak! Zatem nie patrzmy na tę opowieść przez pryzmat homoseksualizmu, tylko w kontekście uczuć i dojrzewania tych młodych ludzi. Rémi to chłopak o ogromnej wrażliwości, który całkowicie oddaje siebie i swoje uczucia drugiej osobie.

„Blisko” jest filmem niezwykle delikatnym i czule sfilmowanym. Pomysł, by rodzice Léo mieli plantację kwiatów, dał reżyserowi możliwość sięgnięcia po metaforę bliskości człowieka i natury. Kwitnięcia, dojrzewania, obumierania. Wiem, brzmi nie najlepiej, ale wygląda w filmie pięknie.

Léo, idący pośród kwitnących kwiatów, który nagle ogląda się za siebie, patrząc prosto w kamerę, to też piękna metafora dorastania. Zbieramy różne doświadczenia, dobre i złe, ale idziemy do przodu.
Dhont świetnie pokazuje też specyfikę dziecięcego umysłu – stało się coś strasznego, ale młodzi szybko wracają do naturalnego rytmu. Co prawda mają spotkania klasowe z psychologiem, ale jednocześnie śmieją się, gonią i kłócą. Chociaż jeśli chodzi o Léo – to, co się stało, jest nieustannie przez niego analizowane. Wydaje nam się, że już zapomniał o tragedii, ale to jednak ciągle w nim siedzi. Rodzina wie, że jeszcze się z tym nie uporał, że trzeba mu dać czas i nie wywierać na niego presji. Nie ciągnąć za język ani nie przyspieszać tego procesu.

Jak myślisz, co sprawia, że udaje mu się po tym wszystkim pójść dalej?
Nie bez znaczenia są rozmowy z matką Rémiego, rodzicami czy nauczycielami w szkole. Widzimy, że ten proces jest bardzo trudny i tak naprawdę każdy musi przejść przez niego sam, ale wsparcie innych, w tym wypadku dorosłych, jest niezwykle ważne i potrzebne. Bez tego Léo może by się zagubił. Kiedy pod koniec odwraca się do nas, to jakby mówił: „zapamiętam to, wszystko we mnie pozostanie, ale dam sobie radę”.

Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyczka filmowa, dyrektorka artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2

Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze