1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. W poszukiwaniu straconego czasu – wystawa „Vermeer” w Rijksmuseum

W poszukiwaniu straconego czasu – wystawa „Vermeer” w Rijksmuseum

„Mleczarka” (1658–1659). Obraz znany też jako „Nalewająca mleko” lub „Dziewczyna z dzbanem mleka”. (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)
„Mleczarka” (1658–1659). Obraz znany też jako „Nalewająca mleko” lub „Dziewczyna z dzbanem mleka”. (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)
Biorąc pod uwagę finansowe, logistyczne i konserwatorskie wyzwania związane z jej przygotowaniem, można śmiało założyć, że taka wystawa jak „Vermeer” w Rijksmuseum wydarzy się znów nieprędko. Jeżeli kiedykolwiek.

Za najsłynniejszy obraz europejskiej kultury uchodzi „La Gioconda” Leonarda. Niewiele ustępuje jej „Dziewczyna z perłą” Johannesa Vermeera, zwana „Moną Lizą Północy”. Te dwa portrety łączy tajemnica zaklęta w pozornie prostych wizerunkach. Dlaczego nie możemy oderwać oczu od uśmiechu Mony Lizy? Dlaczego kolejne pokolenia odpowiadają tak emocjonalnie na spojrzenie sportretowanej przez Vermeera nieznanej dziewczyny, by chwilę potem ześlizgnąć się wzrokiem na jej kolczyk z perłą, która błyszczy, jakby była prawdziwym klejnotem, a nie kilkoma bezbłędnymi pociągnięciami pędzla? W 1999 roku „Dziewczyna z perłą” stała się bohaterką bestsellerowej powieści pod tym samym tytułem. Cztery lata później książka doczekała się ekranizacji ze Scarlett Johansson w roli głównej. Autorka powieści, Tracy Chevalier, opowiadała w wywiadach, że wszystko zaczęło się od plakatu z reprodukcją obrazu Vermeera. Pisarka podróżowała, przeprowadzała się wielokrotnie, ale „Dziewczyna z perłą” zawsze jej towarzyszyła. Chevalier rozwinęła rodzaj obsesji na jej punkcie i postanowiła w końcu opowiedzieć historię „holenderskiej Mony Lizy”. Musiała tę opowieść wymyślić, ponieważ nie wiemy nic o modelce Vermeera. Podobnie jak niewiele wiadomo na temat jego samego. Nie przypadkiem zwany jest „Sfinksem z Delft”.

„Dziewczyna z perłą” (1664–1667) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.) „Dziewczyna z perłą” (1664–1667) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)

Ślady

W XVII wieku malarstwo stało się jedną z narodowych pasji holenderskiego społeczeństwa, które jako pierwsze w Europie wykształciło prototyp nowoczesnej klasy średniej. Kolekcjonowanie sztuki było wśród niej bardzo popularne i podobną popularnością cieszył się zawód artysty. Nic też dziwnego, że to właśnie w Niderlandach zaczął się kształtować rynek artystyczny podobny do tego, jaki znamy współcześnie. Ówczesna scena sztuki miała swoje gwiazdy, ale Vermeer nie był jedną z nich. Wiadomo, że urodził się około 1632 roku w Delft jako syn przedsiębiorcy, który prowadził interesy w branży tekstylnej, posiadał karczmę, ale zajmował się również handlem sztuką. Johannes pracował sam, w odróżnieniu od wielu swoich współczesnych nie zatrudniał asystentów i nie przyjmował uczniów. Idąc w ślady ojca, dorabiał handlem sztuką, pracował także jako rzeczoznawca dla Gildii św. Łukasza. Ożenił się młodo z Cathariną Bolnes, katoliczką, prawdopodobnie przyjął wówczas wyznanie żony, miał 11 dzieci. Artystycznie nie był już tak płodny. Historycy sztuki szacują, że przez całe życie nie namalował nawet 50 obrazów (dla porównania Rembrandt produkował setki dzieł). Niewykluczone, że w odróżnieniu od kolegów po fachu, którzy żyli z zamówień, Vermeer malował bardziej dla przyjemności niż dla zarobku. Utrzymanie rodzinie malarza zapewniał handel cudzymi obrazami, usługi eksperckie świadczone dla Gildii, a także zyski z majątku zamożnej małżonki. Prawdopodobnie dzięki temu artystę stać było na używanie drogich pigmentów: badając dzieła Vermeera, naukowcy zauważyli, że przykładał ogromną wagę do najwyższej jakości farb.

„Widok Delft” (1660–1661) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.) „Widok Delft” (1660–1661) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)

Nic nadzwyczajnego

W 1672 roku Niderlandy stanęły w obliczu wojny ze sprzymierzonymi przeciw nim sąsiadami. W zagrożonym kraju wybuchł kryzys gospodarczy, rynek sztuki załamał się kompletnie. Vermeer odczuł ten krach dotkliwie, istnieją przesłanki, by sądzić, że cierpiał na depresję, w 1675 roku zmarł w wieku zaledwie 43 lat. I prędko o nim zapomniano. Nawet jeśli współcześni cenili go, to nie aż tak, żeby zawracać sobie głowę jego twórczością, kiedy już odszedł. I właściwie trudno się dziwić. Swoje stosunkowo krótkie życie spędził w mieście, które wprawdzie było zamożne, ale prowincjonalne. Nie miał na koncie prestiżowych zamówień, nie portretował ważnych osobistości. Jego specjalnością stały się kameralne sceny z życia codziennego, rozgrywające się w mieszczańskich wnętrzach. Za modelki służyły mu córki, żona, najbliżsi przyjaciele i patroni. W obrazach Vermeera na pierwszy rzut oka nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Kobieta nalewa wodę. Inna nalewa mleko. Ktoś czyta list. Ktoś inny pisze list. Słynni malarze tamtej epoki fundowali widzom dramatyczne obrazy biblijne, mitologiczne przedstawienia, panoramy bitew lub wciągające sceny rodzajowe. U Vermeera było tylko zwykłe życie. O czym tu mówić?

I rzeczywiście, o malarzu z Delft mówiło się niewiele aż do połowy XIX wieku, kiedy odkrył go francuski krytyk Théophile Thoré. Był on pierwszym nowoczesnym autorem, który zakochał się w Vermeerze. Ale nie ostatnim. „Sfinksem z Delft” fascynowali się tak różni artyści, jak realista Corot, ekspresjonista van Gogh, a później surrealista DalÍ i kubista Picasso. Marcel Proust w swej monumentalnej powieści „W poszukiwaniu straconego czasu” umieścił wiele odwołań do twórczości malarza, na czele ze słynną sceną śmierci pisarza Bergotte’a, który umiera na wystawie, patrząc na „Widok Delft”, jeden z nielicznych pejzaży w dorobku Vermeera. Artysta dorobił się również tak kontrowersyjnych fanów jak Han van Meegeren. Ten urodzony w 1889 roku obiecujący holenderski artysta odnosił w młodości pewne sukcesy, po pierwszej wojnie światowej stracił jednak przychylność krytyków, którzy zarzucali mu, że nie rozumie sztuki nowoczesnej i jest zbyt zapatrzony w mistrzów niderlandzkiego Złotego Wieku. Rozgoryczony malarz postanowił zmienić owe zarzuty w oręż. Zaczął podrabiać obrazy artystów ze swojego ulubionego, XVII stulecia. Jego flagowym projektem było malowanie fałszywych Vermeerów. Robił to tak doskonale, że oszustwo zwiodło nawet Abrahama Brediusa, wybitnego międzywojennego vermeerologa, który swoim autorytetem poświadczył autentyczność prac van Meegerena. Wśród ofiar fałszerza znalazł się także nazistowski zbrodniarz Hermann Göring, który wszedł w posiadanie rzekomego Vermeera i uważał go za perłę w swojej kolekcji zrabowanych dzieł sztuki.

„Przerwana lekcja muzyki” (1659–1661) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.) „Przerwana lekcja muzyki” (1659–1661) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)

Nieuchwytne

Według Rijksmuseum na świecie istnieje 37 dzieł Vermeera, przy czym autorstwo trzech z nich – „Dziewczyny z fletem” z National Gallery of Art w Waszyngtonie, „Świętej Praksedy” z National Museum of Western Art w Tokio oraz „Młodej kobiety siedzącej przy wirginale” z Leiden Collection Thomasa Kaplana – jest wciąż przedmiotem sporów wśród specjalistów. Razem z nimi w Amsterdamie można zobaczyć 28 obrazów mistrza. Osiem Vermeerów nie trafiło do Rijksmuseum i zostało w macierzystych kolekcjach, ponieważ są zbyt wrażliwe, by podróżować, albo dlatego, że dla muzeów, które je posiadają, są zbyt cennym magnesem przyciągającym publiczność. Z kolei datowany na 1664 rok „Koncert” jest nieobecny na wystawie, ponieważ w 1990 roku został skradziony w Bostonie przez szajkę złodziei przebranych za policjantów i do dziś nie został odnaleziony.

Nie było i nie będzie lepszej okazji niż wystawa w Rijksmuseum, żeby poszukać odpowiedzi na pytanie: co napędza późną, pośmiertną, ale za to oszałamiającą karierę Johannesa Vermeera. Czy to kwestia perfekcji malarskiej techniki? Bez wątpienia, choć Vermeer nie był przecież jedynym wirtuozem malarstwa niderlandzkiego Złotego Wieku. Nieprzypadkowo jednak musiał czekać na uznanie aż do XIX stulecia; realizm jego prac bliższy jest gustom człowieka epoki przemysłowej niż publiczności doby baroku. Jest to realizm, który karze myśleć o fotografii. Jak zwykle w wypadku Vermeera, nie ma na to dowodów w postaci dokumentów, ale badacze nie mają wątpliwości, że używał przy pracy aparatów optycznych, camery obscury i przemyślnych obiektywów.

W vermeerowskich scenach jest coś z migawkowych zdjęć, nawet słynna „Dziewczyna z perłą” odwraca się, jakby ktoś przed chwilą zaskoczył ją, wołając, by spojrzała w oko kamery. Dla odbiorców, których wrażliwość wizualną ukształtowała fotografia, „Sfinks z Delft” wydaje się artystą bliskim, patrzy na świat tak, jak czynimy to my. A jednocześnie w tych z pozoru nieefektownych scenach zawsze jest jeszcze coś, czego nie można zobaczyć, choć malarz tak dokładnie i plastycznie ukazuje świat przedstawiony. Czy chodzi o grę świateł, w której Vermeer był niezrównany i którą tak podziwiali impresjoniści? A może o treść listów pisanych i czytanych przez kobiety z jego obrazów? O myśli kryjące się za ich nieobecnymi spojrzeniami? O niesłyszalną muzykę, rozbrzmiewającą na płótnach artysty, do którego ulubionych tematów należały przedstawienia osób grających na instrumentach? Czy raczej cisza, którą autor „Przerwanej lekcji muzyki” operował z równą maestrią, co sugestią dźwięku? Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dotykamy zaklętej w codzienności egzystencjalnej prawdy, która, choć jest na wyciągnięcie ręki, ostatecznie zawsze się wymyka. Ta nieuchwytność to również doświadczenie bliskie współczesnemu człowiekowi. Mimo kostiumu należącego do innej epoki, nie odnosi się wrażenia, że mamy do czynienia z malarstwem, które należy do historii. Przeciwnie, przedstawione sceny, ulotne i jednocześnie ponadczasowe, dzieją się zawsze tu i teraz – w momencie, w którym ukazują się naszym oczom.

„Dziewczyna z fletem” (1669-1675) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.) „Dziewczyna z fletem” (1669-1675) (Fot. materiały prasowe wystawy „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie; Mauritshuis, Den Haag, Rijksmuseum, Amsterdam, The Frick Collection. New York. Photo: Joseph Coscia Jrm, National Gallery of Art, Washington D.C.)

O sztuce takich artystów jak on mówi się, że jest bezcenna. I rzeczywiście, nie sposób przecenić znaczenia twórczości tego wyciszonego, uważnego malarza, który ze zwykłych, codziennych chwil zrobił temat arcydzieł. Czy genialna sztuka zdolna jest ocalić świat? Taka teza wydaje się przesadą, ale wtedy przypominają się słowa Wisławy Szymborskiej, która w wierszu „Vermeer” pisała:

„Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata”.

Wystawa „Vermeer” w Rijksmuseum w Amsterdamie potrwa do 4 czerwca.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze