Przygotowanie wystawy „Bez gorsetu” chwilami przypominało pracę detektywistyczną. Bo o niektórych z prezentowanych tutaj rzeźbiarek zapomniano do tego stopnia, że nie został po nich niemal żaden ślad.
Bez gorsetu? Jeśli pomyślimy o XIX wieku i o ciężkim fizycznym wysiłku, jakim jest rzeźbienie, logiczne staje się, że gorset w zaciszu pracowni raczej trzeba było zdjąć. Nie dajcie się zmylić fotografii pochłoniętej pracą Camille Claudel, gdzie artystka jest ciasno ściśnięta w pasie. Czy faktyczne tak rzeźbiła? Prawdopodobnie tylko zapozowała w takim stroju do fotografii. No właśnie – nie ma bardziej znanej XIX-wiecznej rzeźbiarki niż Claudel, a i tak sporo czasu i zbiorowego wysiłku potrzeba było, żeby w historii sztuki zaistniała ona wreszcie nie jako uczennica, pomocnica i kochanka Auguste’a Rodina, ale pełnoprawna, szaleńczo utalentowana artystka. W Muzeum Narodowym w Warszawie zobaczymy kilka jej dzieł i to wyjątkowa, pierwsza taka okazja w Polsce, ale „Bez gorsetu” nie jest wystawą Claudel. XIX-wieczna ikona sztuki wpisana została tu w kontekst polskich rzeźbiarek. Kobiet jej współczesnych, które żeby tworzyć, musiały zrzucić albo chociaż poluzować gorset społeczno-obyczajowy, pokonać ograniczenia w dostępie do edukacji artystycznej, niechęć środowiska i wiele innych przeszkód.
Ta wystawa to nie tylko hołd dla ich wysiłków i niezłomności, ale i kobiecej solidarności. Bo te z nich, którym udało się zdobyć wykształcenie na przykład w Paryżu, często wracały tutaj, żeby prowadzić szkoły i kursy dla innych kobiet, przecierając szlaki dla przyszłych pokoleń.
Wystawa „Bez gorsetu. Camille Claudel i polskie rzeźbiarki XIX wieku” w Muzeum Narodowym w Warszawie potrwa od 28 kwietnia do 27 sierpnia.