1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Losy Stefci i Antoniego śledzą tysiące osób. Oto jak Muzeum Zamoyskich znalazło sposób na doskonałą promocję

Losy Stefci i Antoniego śledzą tysiące osób. Oto jak Muzeum Zamoyskich znalazło sposób na doskonałą promocję

Stefcia i Pan Antoni z Muzeum Zamoyskich – losy tej pary śledzą tysiące obserwujących. Na zdjęciu: Joanna Adamek, Aneta Ćmiel i Michał Rudnicki (Fot. Instagram Muzeum Zamoyskich)
Stefcia i Pan Antoni z Muzeum Zamoyskich – losy tej pary śledzą tysiące obserwujących. Na zdjęciu: Joanna Adamek, Aneta Ćmiel i Michał Rudnicki (Fot. Instagram Muzeum Zamoyskich)
Reels, w którym Stefcia wyznaje miłość Antoniemu ma ponad 2 tysiące komentarzy na Instagramie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybyśmy mówili o zwiastunie filmu, serialu, promocji nowej komedii romantycznej. Ale jesteśmy na profilu muzeum. Serio. I to muzeum historycznego w Kozłówce, która jako najlepiej zachowana rezydencja magnacka w Polsce jest siedzibą Muzeum Zamoyskich. A Stefcia i Antoni to zakochani w sobie bohaterowie świetnie wymyślonej, choć opartej na dokumentach źródłowych historii. W zamyśle marketingowej, ale fabularyzowanej w taki sposób, że oprócz social mediów podbija też serca widzów. Dlaczego znaleźliśmy w niej wytchnienie od krzykliwego contentu różnych platform i jak to się stało, że jest dziś tak popularną lekcją polskiej kultury? O fenomenie formatu rozmawiamy z Joanną Adamek, szefową promocji Muzeum Zamoyskich i odtwórcami głównych ról Stefci i Antoniego: Anetą Ćmiel i Michałem Rudnickim.

Marta Kowalska: Oglądam perypetie Stefci i Antoniego z wypiekami na twarzy i czekam na kolejne mikroodcinki jak przy najlepszych netflixowych produkcjach. Okazuje się, że połowa naszej redakcji też tak ma, chociaż musiało minąć trochę czasu do tego naszego redakcyjnego Stefciowego coming outu. Czym tak naprawdę jest seria o losach wrażliwej służącej, zubożałego szlachcica i ich przyjaciół zamieszkujących Kozłówkę? Mikroserialem, fabularyzowanym marketingiem, nowelką edukacyjną?

Joanna Adamek/Muzeum Zamoyskich: Pomysł był właśnie na taki fabularyzowany marketing. Chcieliśmy zaangażować obserwatorów, żeby zostali z nami na dłużej. Wytworzyć pozytywne skojarzenia związane z muzeum. Teraz projekt chyba już stał się właśnie mikroserialem.

Zdziwiła Was rosnąca popularność?

Michał Rudnicki: Mnie osobiście bardzo zdziwiła i nadal dziwi. Oczywiście znam siłę internetu, jednak w mojej ocenie nie tworzymy treści wiralowych. Wręcz przeciwnie. Tworzymy mikroserial historyczno-kostiumowo-obyczajowy oparty na literaturze, w którym nie ma żadnych kontrowersyjnych treści, nie ma nagości, wulgaryzmów, polityki, efektów specjalnych, a mimo to ludzie chcą to oglądać i to jest niesamowite. Chyba to jest właśnie jego siłą. To znaczy, że można, chociaż reguły gry raczej temu przeczą. Choć przyznaję, że gdyby mnie ktoś w czerwcu zapytał czy pójdzie to w takim kierunku, to bym się tylko szeroko uśmiechnął.

Joanna Adamek: Spodziewałam się popularności tej serii, ale nawet mnie samą zdziwiło tak duże zaangażowanie emocjonalne w losy bohaterów serialu. Rolka (wideo na Instagramie), w której Stefcia wyznaje miłość Antoniemu ma ponad 2 tysięcy komentarzy!

Sama także skomentowałam. I to ze łzami w oczach. Komentują też nauczyciele, influencerki, licealistki, aktorzy. Stworzyliście coś niesamowicie uniwersalnego. Choć przecież w konkretnym celu.

Joanna Adamek: Przede wszystkim zależało mi na popularyzacji wiedzy o realiach życia na przełomie XIX i XX wieku, ale miałam również nadzieję, że dzięki temu nasze muzeum zyska na rozpoznawalności w mediach społecznościowych i promocja stanie się skuteczniejsza. A dzięki tak dużej popularności możemy rozszerzyć skalę działalności np o współpracę z innymi muzeami.

Kto wpadł na pomysł takiego formatu i czy był on czymś konkretnym inspirowany? Kto nad nim pracuje?

Joanna Adamek: To był mój pomysł inspirowany popularnymi obecnie serialami historycznymi szczególnie serialem „1670”, w którym główny bohater zwraca się bezpośrednio do widza, opowiadając o swoim życiu. Podobnie czyni to Stefcia, bohaterka naszego serialu. Pracujemy w czteroosobowym zespole, ale gościnnie zatrudniamy jeszcze innych aktorów. Ja zajmuję się pisaniem scenariuszy, reżyserią, przeprowadzaniem castingów oraz załatwianiem wszelkich formalności związanych z produkcją. Łukasz Wągrodny jest naszym mistrzem kamery i montażu, a główni aktorzy, Aneta Ćmiel i Michał Rudnicki, nie tylko wspaniale wcielają się w swoje role, ale także podpowiadają różne rozwiązania, które sprawiają, że nasz serial staje się jeszcze bardziej interesujący.

Oprócz prawdziwej miłości, znajdujemy w Waszej produkcji prawdę historyczną. Jak wyglądał research? Jak selekcjonujecie teksty źródłowe?

Joanna Adamek: Inspirują mnie książki dostępne na rynku takie jak „Służące do wszystkiego”, „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak, „Panny z Wesela” Moniki Śliwińskiej, ale też nasza seria „Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie”. Czasami proszę też współpracowników o pomoc w znalezieniu jakiejś informacji.

Czy historia poza faktografią ma też swój scenariusz na kolejne sezony, czy on pisze się systematycznie i rozwija z czasem? I najważniejsze pytanie: czy TEN ślub się odbędzie?

Joanna Adamek: Scenariusz rozwija się systematycznie. Sama jeszcze nie wiem, jak ta historia się skończy (śmiech).

Siłą tej produkcji są bardzo dobre kreacje aktorskie. Jak wyglądał casting do tego przedsięwzięcia?

Joanna Adamek: Razem z Anetą Ćmiel, odgrywającą w serialu rolę Stefci, postanowiłyśmy spróbować czegoś nowego i nagrać krótką rolkę, w której przedstawiamy zasady obowiązujące służące na początku XX wieku. Materiał wypadł na tyle dobrze i zabawnie, że postanowiłyśmy kontynuować tę serię. Michał Rudnicki sam zaproponował swoją współpracę, pytając, czy nie warto wprowadzić męskiej postaci i okazało się, że ten pomysł to był strzał w dziesiątkę! Do pozostałych ról przeprowadziliśmy już castingi.

Nie wierzę, że nie było tremy, stresu. Social media nie wybaczają nudy i tzw. cringeu. Co czuła Pani, publikując pierwsze epizody?

Aneta Ćmiel: Oczywiście. Na początku obie z Asią miałyśmy obawy, czy projekt zostanie dobrze przyjęty. Szybko jednak doszłyśmy do wniosku, że nie ma się czego bać. Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to że nie przypadnie ludziom do gustu. Gdy Asia zaproponowała mi udział w tym projekcie, zgodziłam się bez wahania. Wiedziałam, że kino historyczne to mój klimat. Pytanie brzmiało tylko: czy uda nam się zainteresować widzów? Wygląda na to, że się udało, więc teraz nie mamy już czego się obawiać.

Joanna Adamek: Bardzo się bałam, że ludzie pomyślą, że nasze rolki są nieśmieszne, albo że w ogóle nie będą wiedzieć dlaczego coś takiego wrzucamy. Na szczęście tak się nie stało i seria została bardzo dobrze przyjęta przez odbiorców.

Kto ogląda Wasz format?

Joanna Adamek: Według statystyk Instagrama obserwują nas w 90 procentach kobiety. Najwięcej wśród obserwatorów jest osób z grupy wiekowej 25-34 lata. Jeśli chodzi o lokalizację, to największą popularnością cieszymy się w Warszawie i Krakowie.

Dopisuję się do grupy 35 plus. Ale jak udało się dotrzeć do najmłodszej widowni i jakie ta widownia ma dla Was znaczenie?

Joanna Adamek: Do najmłodszej widowni docieramy przede wszystkim za pośrednictwem TikToka, który prowadzimy od zaledwie dwóch miesięcy, a już zgromadziliśmy tam 50 tysięcy obserwujących. Naszym celem jest prezentowanie wiedzy historycznej w sposób atrakcyjny i zachęcający do dalszego zgłębiania tematu. To podejście przynosi efekty – wielu młodych ludzi pyta nas o źródła, z których korzystamy, oraz o książki, które warto przeczytać.

Na TikToku i Instagramie widzowie wręcz domagają się przekucia perypetii bohaterów w telenowelę lub serial streamingowy. Kręci nas ten mezalians, ale nie tylko, bo uniwersum postaci i wątków się rozrasta. Pojawia się więc potrzeba dłuższego formatu. Czy to pomysł możliwy do realizacji?

Joanna Adamek: To bardzo drogie przedsięwzięcie, ale jeśli znalazłby się sponsor, to czemu nie...

Ostatnio zorganizowaliście dzień otwarty i spotkanie z twórcami formatu. Jaka była frekwencja?

Joanna Adamek: Jesteśmy pod wrażeniem tak dużego zainteresowania, bo na wydarzenie przyszło ponad 4 tysiące osób. Spotkanie z aktorami również wzbudziło duże emocje, a uczestnicy zadawali mnóstwo pytań, między innymi o plany dotyczące stworzenia serialu czy napisania książki obyczajowej o losach naszych bohaterów.

Michał Rudnicki: Tak, 10 listopada był dzień otwarty w muzeum i powstał pomysł na spotkanie Stefci oraz Antoniego z fanami z czego się bardzo ucieszyliśmy, ponieważ już dawno myśleliśmy o takim spotkaniu. Zainteresowanie znowu przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Sala, na której miało się odbyć spotkanie nie jest zbyt duża, a ze względów BHP może się na niej zmieścić ok 60 osób. Wejściówki rozeszły się chyba w 15 minut. Samo spotkanie było wspaniałe. Asia opowiedziała o występach muzyczno-teatralnych przygotowywanych onegdaj przez służbę dzięki hrabinie Zamoyskiej, później przedstawiliśmy krótką etiudę, a na końcu odpowiadaliśmy na pytania od publiczności i ludzi na streamingu. Same pytania były bardzo różne, od takich skąd powstał pomysł, skąd się znamy przez to czy będzie w końcu ślub. Na koniec mogliśmy zamienić kilka słów z fanami i zrobić sobie zdjęcia. Po spotkaniu w teatralni przechadzaliśmy się po Pałacu, gdzie również mieliśmy mnóstwo miłych spotkań.

Brzmi jak ogromny potencjał do rozpędzenia tej lokomotywy. Czy format budzi zainteresowanie innych instytucji? Bo mediów na pewno…

Joanna Adamek: 21 listopada poprowadzę szkolenie w Teatrze Osterwy na temat promocji instytucji kultury w mediach społecznościowych, co pokazuje, że nasza działalność staje się inspiracją dla innych. Współpracujemy również z lokalnymi muzeami – w październiku, dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Lublinie, realizowaliśmy sceny w Dworku Wincentego Pola, a w listopadzie nagrywaliśmy w Muzeum Wsi Lubelskiej.

Michał Rudnicki: Owszem, z pewnych źródeł wiem, że Muzeum Zamoyskich przyglądają się bacznie inne obiekty muzealne w Polsce, a my z Anetą osobiście mieliśmy już okazję współpracować z fundacją Cała Polska Czyta Dzieciom przy okazji targów książki w Lublinie, ogólnopolskiej akcji Noc Bibliotek, a 23 listopada dzięki zaproszeniu przez Urząd Marszałkowski w Lublinie będziemy małą częścią reprezentacji województwa lubelskiego na targach turystycznych ITTF Warsaw i tam również będzie się można z nami spotkać. Oprócz tego przy okazji samego serialu współpracowaliśmy już z Muzeum Narodowym w Lublinie, ponieważ nagrywaliśmy odcinek w Dworku Wincentego Pola, a także z Muzeum Wsi Lubelskiej. Takie współprace są bardzo ciekawe i inspirujące. Zainteresowanie mediów również jest bardzo miłe, zarówno tych małych lokalnych, jak i tych dużych, a kilka dni temu mieliśmy nawet okazję pojawić się w jednej z telewizji śniadaniowych. Bardzo nas to cieszy, bo Muzeum, które było znane raczej tylko w województwie lubelskim staje się popularne w całej Polsce, a nawet wśród Polonii za granicą.

Drodzy Stefciu i Antoni, a czy Wy jesteście bardziej rozpoznawalni na co dzień?

Aneta Ćmiel: Myślę, że tak. Coraz częściej zdarza się, że ktoś nas zaczepia na mieście, w kawiarni czy na stacji benzynowej. To naprawdę miłe, bo daje nam pewność, że nasza praca dociera do coraz większej liczby osób. Widać, że ludzie nas polubili i chcą być na bieżąco z tym, co się u nas dzieje. Świadczy o tym nie tylko wzrost liczby obserwujących profil muzeum, ale także naszych prywatnych kont na Instagramie. To pokazuje, że historie, które opowiadamy, naprawdę trafiają do ludzi i zachęcają ich do bycia częścią naszej społeczności.Takie chwile dają nam ogromną motywację, by działać dalej i tworzyć z jeszcze większym zaangażowaniem.

Michał Rudnicki: Oczywiście dostaję całkiem sporo wiadomości i liczba osób obserwujących znacznie wzrosła, co jest bardzo miłe, chociaż nie zabiegam o to i czasem się nawet trochę krępuje, bo jestem zwykłym gościem, dosyć skromnym i dopiero się tego wszystkiego uczę (śmiech). No ale takie są czasy i trzeba się nauczyć w tym poruszać, chociaż już teraz za dużo czasu spędzam na Instagramie. Muszę się czasem bardzo pilnować żeby dbać o ten balans, a przy łóżku stosik książek do przeczytania się ciągle powiększa. Jeśli chodzi o samo muzeum, to nasz profil jest już na 1 miejscu pod względem liczby obserwujących na Instagramie, co ogromnie cieszy, bo oznacza, że dobrze wykonujemy swoją pracę. Jednak mnie osobiście najbardziej ucieszy jeśli ten wzrost rozpoznawalności przełoży się na ilość pracy przy różnych ciekawych projektach.

Gracie dużo dubli?

Aneta Ćmiel: Myślę, że wszyscy w zespole jesteśmy dość wymagający. Zależy nam na tym, by dostarczyć widzom to, na co czekają – prawdziwe emocje. Czasem udaje się osiągnąć ten efekt szybko, a innym razem potrzeba dodatkowej filiżanki kawy, chwili oddechu i świeżego spojrzenia. Najważniejsze jednak, że zawsze dążymy do tego, by efekt końcowy był autentyczny i poruszał widzów.

Michał Rudnicki: Z tymi dublami jest bardzo różnie, zależy od trudności emocjonalnej sceny, liczby aktorów, tego czy do zespołu dołączył ktoś nowy. Wtedy oczywiście potrzeba odrobinę więcej czasu. Dużo zależy od czynników zewnętrznych, hałasów, jakichś problemów technicznych, pomyłek, albo zwyczajnie naszego flow danego dnia - z tym też różnie bywa. Niemniej zawsze staramy się dopracować każdą scenę i raz wystarczą dwa duble, żeby mieć więcej materiału na wszelki wypadek, a innym razem jest tych dubli osiem lub dziesięć. Bo coś po prostu „nie żre”, albo po obejrzeniu zmieniamy koncepcję czy ustawienie i trzeba zaczynać od początku. Niemniej zawsze jest świetna atmosfera i świetnie się przy okazji bawimy.

Jak wygląda Wasza współpraca z reżyserką?

Aneta Ćmiel: Asia to reżyserka, o jakiej można marzyć. Jest niezwykle kreatywna i zawsze znajduje sposób na realizację świetnych pomysłów, nawet jeśli na początku coś wydaje się nie do przeskoczenia. Uważam, że Asia to nie tylko utalentowana reżyserka, ale także świetna scenarzystka. Jest bardzo otwarta na nasze propozycje i chętnie z nich korzysta, ale jednocześnie ma jasną wizję tego, co chce osiągnąć. Bywa perfekcjonistką, co mi bardzo odpowiada, bo daje poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że końcowa wersja odcinka zawsze będzie dopracowana i spełni moje oczekiwania.

Michał Rudnicki: Współpraca wygląda fantastycznie. Oczywiście Asia nie jest zawodową reżyserką, ale zawsze ma koncepcję, pomysł i wie co chce pokazać w danej scenie, jak poprowadzić historię i ma wobec nas konkretne oczekiwania więc choćby to świadczy o jej profesjonalizmie reżyserskim i nie można w żaden sposób go umniejszać. Poza tym daje nam sporo swobody, jest bardzo otwarta na nasze pomysły z racji naszego doświadczenia aktorskiego, także jest to połączenie idealne. Dodatkowo z planu na plan zyskuje więcej pewności siebie, więc kto wie jak się ten debiut reżyserski rozwinie...

Przygody Stefci i Antoniego możecie śledzić na profilu Instagramowym Muzeum Zamoyskich.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze