1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Adele – dowcipna i sarkastyczna

W 2017 roku Adele odebrała aż 5 statuetek Grammy, m.in. za utwór roku („Hello”) i album roku („25”). Na zdjęciu wokalistka razem z producentami podczas ceremonii rozdania nagród w Staples Center w Los Angeles. (Fot. Kevin Mazur/ Wireimage/ Getty Images/ Gallo Images)
W 2017 roku Adele odebrała aż 5 statuetek Grammy, m.in. za utwór roku („Hello”) i album roku („25”). Na zdjęciu wokalistka razem z producentami podczas ceremonii rozdania nagród w Staples Center w Los Angeles. (Fot. Kevin Mazur/ Wireimage/ Getty Images/ Gallo Images)
Wydała album „25” z megahitem „Hello”, po czym zapadła się pod ziemię. Adele kilka razy uciekała w stan zawodowej hibernacji. Dziś kończy 33 lata, a fani z niecierpliwością czekają na jej wielki powrót. Z okazji urodzin artystki przypominamy artykuł z archiwalnego wydania „Zwierciadła” przybliżający jej sylwetkę. 

Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru: Zwierciadło 6/2017.

Oscarowy wieczór w 2013 roku. Dawno niewidziana Adele odebrała pierwszego w życiu Oscara za piosenkę „Skyfall” do kolejnej części przygód Jamesa Bonda. Zaśpiewała niedługo po urodzeniu syna, a statuetkę postawiła, jak na Brytyjkę przystało, w toalecie obok małego Oscara za najlepszą mamusię. Potem zniknęła na cztery lata i wróciła niespodziewanie w finale brytyjskiej edycji programu „X Factor”. Wtedy widzowie zamiast tradycyjnej reklamy zobaczyli zaskakujący spot: czarne tło, znajomy głos i nikomu wówczas nieznane: „Cześć, to ja. Zastanawiałam się, czy po latach chciałbyś się spotkać, by wszystko powtórzyć? Mówią, że czas leczy rany, ale ja nie czuję się uleczona” i trzy kropki. 30-sekundowy fragment obiegł Twittera w okamgnieniu, a fani rozpoznali, że oto właśnie, po latach milczenia, usłyszeli utęskniony głos. To był głos Adele, na który czekaliśmy cztery długie lata.

W październiku 2015 roku udowodniła, że można wrócić na rynek muzyczny po przerwie i zostać przyjętym z otwartymi ramionami, co wcale nie było oczywiste: „Bałam się, że wrócę, a Wy powiecie mi, żebym spieprzała”. Zapamiętaliśmy ją jako krnąbrną nastolatkę z albumu „19” i dojrzałą dziewczynę ze złamanym sercem z kultowej już płyty „21”. Po spektakularnym sukcesie drugiego krążka przerażona nagłym zainteresowaniem mediów skryła się w domu w Londynie i została w nim na kilka lat. W tym czasie związała się ze swoim obecnym mężem Simonem Koneckim (założycielem organizacji charytatywnej Drop4Drop, która dostarcza wodę pitną do Afryki), urodziła syna, a w efekcie życiowych zmian nagrała trzecią, zupełnie inną płytę pt. „25”. W przeciwieństwie do poprzednich, traktujących o nieszczęśliwej miłości, ta jest rozliczeniem z przeszłością: „Tęsknię za tym, kiedy życie było tylko beztroską zabawą, ale to było milion lat temu” – śpiewa. Kiedyś modliła się o nową miłość, a gdy ją dostała, rozpaczliwie woła o powrót do przeszłości. Nie bierze się to znikąd.

Sława przyszła nagle, a zupełnie nieprzygotowana na to Adele została wtłoczona w nieubłaganą machinę show-biznesu („Lata nastoletnie to były najprawdziwsze i najlepsze momenty mojego życia i szkoda, że wtedy nie wiedziałam, że nigdy więcej nie będę mogła już sobie po prostu usiąść w parku i wyżłopać cydru czy piwa ze znajomymi”). A dlaczego? Bo życie jej i kumpli z Brit School się zmieniło. Każde z nich poszło w zupełnie innym kierunku i bez względu na to, czy ona została znaną piosenkarką, a pozostali poświęcili się rodzinie bądź pracują w spożywczym, ich wspólne chwile bezpowrotnie minęły. I o tym właśnie śpiewa na „25”, sygnalizując, ile zmieniło się od czasu ukazania się debiutanckiego krążka dziewięć lat temu. Zapewnia, że okres między drugą a trzecią płytą przyniósł najwięcej zmian („Wierzę w trylogię. To mój ostatni album sygnowany moim wiekiem. Następny nazwę po prostu »Adele«”).

„Paraliżujący strach przed występami nasila się wraz z wiekiem”

Spektakularny show z załogą tancerzy w stylu Beyoncè czy Lady Gagi i trasa koncertowa po całym świecie to nie jej bajka. Dotychczas koncerty organizowała w małych arenach, bo zbyt duża publiczność wywoływała w niej paraliżujący strach. Mogłoby się zdawać, że dziesięć lat bycia na scenie sprawi, że Adele oswoi się z występami. Nic z tych rzeczy. „Jest coraz gorzej” – przyznaje w wywiadach. Kiedyś ze strachu odpalała jednego papierosa od drugiego, z płaczem chowała się w toalecie, uciekała z miejsca koncertu, a nawet regularnie wymiotowała za kulisami. Po wyjściu na scenę wcale nie jest lepiej. Adele potrafi przerwać piosenkę w połowie i używając wiązanki przekleństw, tłumaczyć, że ze stresu zapomniała tekstu. W takich chwilach klnie i ma słowotok („Tak oswajam tremę, że kręcę się w kółko, nie kontroluję tego, co mówię”).

Biorąc to wszystko w nawias, zacisnęła zęby, wzięła głęboki wdech i zdecydowała się ruszyć w międzynarodową trasę koncertową promującą jej ostatni album „25”. Nie zrobiła tego dla siebie, ale dla fanów. Oni od dekady słuchają jej utworów i gdy tylko nadarza się okazja, przychodzą na koncerty. Wbrew sobie, a więc znienawidzonym lotom samolotami, chorobliwemu strachowi przed występami i niechęci do oddalania się od rodzinnego Londynu, po raz pierwszy opuściła dom na kilkanaście miesięcy („To nie jest coś, w czym jestem dobra. Aplauz sprawia, że czuję się bezbronna. Wzbudza we mnie wycofanie, strach. Nie wiem, czy kiedykolwiek ponownie się na to zdecyduję. Ta trasa to moje największe osiągnięcie w karierze”). Im więcej występuje, tym większą czuje presję, a co za tym idzie – większy lęk. Podczas pierwszego koncertu na tej trasie w irlandzkim Belfaście serwowała publiczności opowieści o tym, jak pół dnia przed występem spędziła w toalecie, bo tak jej organizm zareagował na stresującą sytuację: „Miałam ostre zaparcia. Kiedy stanęłam na tej pieprzonej scenie w ciemności, myślałam, że umrę”. Fani tym bardziej doceniają to, że chciała się z nimi spotkać.

Berlin. Tu dała kilka występów, a jeden z nich na pewno zostanie w pamięci grupy Polaków. Wraz z fanami z innych stron świata nastolatki koczowały pod areną Mercedes Benz kilka godzin przed koncertem. „Wiedząc, że Adele wcześniej zaprosiła na scenę kilkoro fanów, mieliśmy jeden cel – też się tam znaleźć” – przyznaje młodzież. Przygotowali prześcieradło z napisem: „W nasze 18. urodziny prosimy tylko o uścisk z kimś takim jak ty”, ale podczas kontroli osobistej przy bramkach ochroniarz chciał skonfiskować baner i podtrzymujące go kije. Jednak Polak potrafi. Jeden z chłopców owinął płótno wokół swojego ciała, założył koszulę, wcisnął spodnie i tak wszedł do środka „Wniesienie tego było jedną z najbardziej przerażających chwil w moim życiu” – wspomina.

Koncert trwa. Co widzi Adele ze sceny? Kilkadziesiąt tysięcy ludzi z telefonami w dłoniach, przytulone pary, dzieci tańczące na krzesełkach, a pośród nich pięcioro nastolatków z Radomska, którzy wytrwale trzymają cudem wniesione prześcieradło w górze. Adele skierowała wzrok w ich stronę: „Chodźcie tutaj. Wszyscy macie 18. urodziny? Cudownie!” – mówiła, kiedy oni w podskokach wbiegali na scenę. „Przytuliła każdego z nas, zapytała, jak mamy na imię, skąd jesteśmy i jak udało nam się wnieść tak duży plakat. Nie czuliśmy żadnego dystansu. Zachowywała się, jakby była naszą przyjaciółką” – opowiadają Polacy. Zrobili zdjęcia Instaxem [czyli aparatem typu polaroid – przyp. red.], a jedno z nich wręczyli artystce na pamiątkę. Nie tylko oni zapamiętają to spotkanie, również sama Adele. Trzy dni przed koncertem w Berlinie artystka skończyła 28 lat i to właśnie Polacy zachęcili 23 tysiące ludzi w arenie do zaśpiewania jej sto lat. O tym spotkaniu i niespodziance Adele opowiadała w innych miastach. Kilkukrotnie pytała, czy wśród publiczności są fani z Polski.

„Wszystko, co się dzieje wokół mojej kariery, jest absurdalne. Cały czas mam wrażenie, że przyjdzie ktoś i powie, że mam wracać do Tottenham”

Świadomie zrezygnowała z wyścigu o sławę, a teraz wiemy, że nie dość, że ją wygrała, to od kilku lat nosi miano największej gwiazdy muzyki spoza USA. Adele jako kolejna po m.in. Amy Winehouse, Ellie Goulding czy Davidzie Bowiem udowodniła, że Brytyjczycy znów znajdują uznanie także w hermetycznej Ameryce. „To śmieszne. Nie jestem nawet Amerykanką. Może myślą, że jestem spokrewniona z królową?” – żartuje Adele pytana o swoją receptę na sukces za oceanem. Jej trzy albumy „19”, „21” i ostatni „25” rozeszły się kolejno w 3, 35 i 20 mln egzemplarzy na całym świecie, a poszczególne single triumfują na szczytach list przebojów nawet po latach od premiery. Ostatni ranking „Billboardu” pokazał, że album „21” już 319 tygodni nie schodzi z zestawienia top 200, co daje płycie pierwsze miejsce w historii. Wcześniej żadnej wokalistce nie udało się tego osiągnąć. Adele zdobyła właściwie wszystkie najważniejsze nagrody, jakie może otrzymać artysta w branży muzycznej. Kiedy w 2009 roku dostała dwie pierwsze nagrody Grammy, w najśmielszych snach nie śniła, że w 2017 roku na jej koncie będzie ich aż 15. Ma także m.in. pięć American Music Awards, 18 Billboard Music Awards, dziewięć Brit Awards. Nawet rekordy Guinnessa Adele Adkins pobiła 11 razy!

Wartość jej majątku może przyprawić o zawrót głowy, bo co jak co, ale 80 mln funtów na koncie robi ogromne wrażenie. To zadziwiające, tym bardziej że jako jednej z niewielu gwiazd nadal udaje jej się zarabiać na muzyce, a nie np. na kampaniach reklamowych czy kontrowersjach. A w dobie piractwa internetowego i serwisów streamingowych to prawdziwy wyczyn. Fani inwestują nie tylko w jej płyty, ale przede wszystkich w koncerty. Rozmach ostatniej trasy promującej krążek „25” przeszedł najśmielsze oczekiwania publiczności, ale przede wszystkim jej samej. Jak to wygląda w liczbach? Podczas 19 miesięcy wraz z całą ekipą odwiedziła 22 miasta europejskie, 24 w Ameryce Północnej i po sześć miast w Australii i Nowej Zelandii. Robi wrażenie? To jeszcze nie koniec. Bilety na spotkania z Adele każdorazowo rozchodziły się w setkach tysięcy sztuk, i to nie dłużej niż w ciągu 15 minut.

Choć Adkins jest niezaprzeczalnie gwiazdą wielkiego kalibru, ma świadomość, że gdyby nie cała masa zatrudnionych przez nią ludzi, nie byłaby w stanie sprzedać takiej liczby biletów na koncerty i dalej grałaby na gitarze dla 20 osób w pubie w Notting Hill. Jak na diwę przystało, dysponuje ogromnym majątkiem, ale i wydatki małe nie są. Gwiazdę trzeba ubrać, umalować, dbać o jak najwyższy komfort oraz bezpieczeństwo jej i rodziny, a to, jak wiadomo, kosztuje. Jej najbliższa ekipa to kilkadziesiąt zaprzyjaźnionych przez lata osób. Współpracuje z tym samym menedżerem od dziesięciu lat, niektórzy członkowie zespołu również się nie zmienili, tak jak osobisty stylista fryzur i makijażysta Michael Ashton. To on odpowiada za kultowy już wizerunek Adele, a więc wielkie peruki, czarne kreski na oczach i charakterystyczne sztuczne rzęsy. Do kompletu brakuje ubrań, a o te dba jej stylistka Gaelle Paul. Podczas ważnych wyjść, takich jak Oscary, Grammy czy Brit Awards, Adele zwraca uwagę klasycznymi, ale przepięknymi kreacjami, które podkreślają jej kształty. Zazwyczaj wybiera stroje Burberry, Chloé, Stelli McCartney, Givenchy, Dolce and Gabbana czy Valentino. Ich ceny to minimum kilka tysięcy funtów, a artystka tego formatu ubrania kupuje, a nie wypożycza. Sesje zdjęciowe to też ogromne przedsięwzięcia, ponieważ zarówno do zdjęć, jak i do wywiadów Adele podchodzi niechętnie. Aby nawiązać kontakt z osobami blisko z nią związanymi, trzeba mnóstwa cierpliwości i wielu prób. Adele pokazuje się tylko tam, gdzie chce, a nie tam, gdzie musi, co sprawia, że jej pojawienie się jest naprawdę wielkim świętem. Nie bryluje na czerwonym dywanie, ale także okładki wybiera z wielką ostrożnością. Na początku kariery mówiła, że jej marzeniem jest bycie na okładce „Rolling Stone”, a nie okładka w „Playboyu”. Dziś na jej koncie są nie tylko okładki wymarzonego tytułu, ale i nie mniej ważnych: „Vogue’a”, „Vanity Fair” czy „iD Magazine”.

Po czym poznać wielką gwiazdę? Po dystansie, którego Adele nigdy nie brakowało. Choć często oceniana jest przez pryzmat swojej twórczości, a więc smutnych tekstów i melancholijnych melodii, ona w bezpośrednim kontakcie okazuje się „wesoła, dowcipna i bardzo sarkastyczna”. Podczas publicznych wystąpień – koncertów czy wywiadów – nie przebiera w słowach, wali prawdą między oczy, a w dodatku wszystko jest w stanie obśmiać, nawet samą siebie. Jej charakterystyczny śmiech ma już nawet swoje konto na Instagramie, a fani regularnie tworzą nowe kompilacje wideo ze śmiesznymi wypowiedziami i fragmentami wywiadów. Można śmiało przyznać, że promocja albumu „25” budowana była na poczuciu humoru i talentach komediowych Adele. Kiedyś wolała się użalać, na co teraz szkoda jej energii: „Kurew...o kochałam całą tę dramę. Dużo rzeczy musiałam wypier... z głowy, co jest bardzo dobrą terapią”. Jej wystąpienia u Ellen DeGeneres, Jimmy’ego Fallona czy w aucie u Jamesa Cordena zapamiętamy na długo. Ukrywany przez lata talent aktorski sprawdził się w programie Grahama Nortona w BBC. Zrobiła widzom kawał, biorąc udział w przesłuchaniu na swojego sobowtóra. Z maskującą charakteryzacją i w rękawiczkach zasłaniających tatuaże zaśpiewała „Make You Feel My Love” przed pozostałymi kandydatkami. Żadna z nich nie miała pojęcia, że kobieta z wielkim tyłkiem, z którą rozmawiają za kulisami, to prawdziwa Adele. W „Carpool Karaoke” zaśpiewała piosenkę ukochanej grupy Spice Girls, żartując, że odejście z Geri Halliwell z zespołu było momentem, kiedy po raz pierwszy pękło jej serce. Największą popularnością w sieci cieszy się jednak fragment, gdy Adele rapuje w cockneyu, czyli londyńskim dialekcie, i klnie w utworze Nicki Minaj.

„Show-biznes to straszne miejsce. Ratuje mnie rodzina i poczucie normalności”

Może i często wypadała przed doświadczonymi twórcami i producentami na krnąbrną dziewuchę z północnego Londynu, ale za to zawsze działała na własnych zasadach. Mimo że wielki sukces przyszedł, gdy miała niespełna 20 lat, nie dała się przebrać i zmienić na potrzeby komercyjnych działań. Kiedy proponowano jej, aby schudła i bardziej o siebie zadbała, mówiła: „Kocham jeść, a poza tym nie muszę wyglądać, bo muzyka jest dla uszu, nie dla oczu”, i nadal nosiła podziurawione skarpetki, wyciągnięte swetry z ukochanego Primarku, włosy niedbale związywała na czubku głowy. Zamiast słuchawek i odtwarzacza muzyki w garści trzymała paczkę papierosów i wieśniacko żuła gumę. W branży po brzegi wypełnionej banalnymi piosenkami i karierami, które kończą się po pierwszym przeboju, to właśnie ta jej zwyczajność sprawiła, że pokochały ją miliony. Ludzie poczuli, że jest taka jak oni. „Nie chodzi o to, że chcę być taką je...ą pi...ą, która udaje, że zupełnie nie obchodzi jej sława, ale chcę po prostu mieć prawdziwe życie, aby móc tworzyć kawałki. Nikt nie chce słuchać muzyki kogoś, kto stracił kontakt z rzeczywistością”.

Wielkie peruki, złote kolczyki, charakterystyczny makijaż, eleganckie kreacje – to wszystko, co widać, gdy pojawia się na scenie, szybko idzie w kąt. Gdy tylko gasną światła, milknie publiczność, a ona trafia do garderoby, natychmiast pozbywa się atrybutów wielkiej gwiazdy i znów jest zwykłą Delly. Zakłada ukochane legginsy, wielki sweter i sportowe buty Nike’a. Wypracowany przez lata wizerunek sceniczny to jej tajna broń („Poza sceną trudno mnie rozpoznać, bo bez make-upu i wyszczuplających galotów wyglądam zwykle jak żul. Ludzie myślą, że żyję jak pustelnik, ale to dlatego, że nie rozpoznają mnie, gdy wychodzę z domu”). A ona tymczasem spokojnie jeździ na zakupy do Tesco, regularnie odwiedza muzea, spaceruje po Hyde Parku, chodzi z synem do zoo i plotkuje z innymi matkami na placach zabaw. Woli celebrować swoje normalne życie, a to dzieje się w Londynie, poza kamerami i wzrokiem paparazzich. Zamiast lansować się w ekskluzywnych restauracjach, na kolację zjada pizzę albo zwykłego chińczyka, a piątkowe popołudnia spędza w aucie, słuchając kupionej właśnie płyty („To mój moment. Takie moje cotygodniowe święto”). W domu maniakalnie ogląda „Nastoletnie matki” w MTV, „American Horror Story” i „Sąsiadów”, a kiedy przychodzą goście, tańczy na kawowym stoliku do piosenki „Hotline Bling” Drake’a: („Tak robię, choć to naprawdę żenujące”). Przyznaje, że jej życie jest nadzwyczaj zwyczajne, a nawet nudne.

Zachowanie go w takiej postaci kosztuje ją sporo wysiłku („Czuję się bardzo niekomfortowo, gdy ktoś mi robi zdjęcie w supermarkecie. To jest sława bez powodu. Ja tego nie chcę i się temu sprzeciwiam”). Jak lwica broni swojej rodziny. Jej najbliżsi znajomi i mąż Simon Konecki nie mają i nie chcą mieć nic wspólnego z show-biznesem. Artystka przyznaje: „Wspierają mnie, a ja ich chronię, bo to ja jestem osobą publiczną, nie oni”. Najszczelniejszy parasol ochronny rozkłada jednak nad czteroletnim synem Angelem Jamesem („Urodził się parę nocy przed premierą »Skyfall«, dlatego w ogóle się wtedy nie udzielałam”). A od chwili, gdy została matką, wszystkie sprawy zawodowe zeszły na dalszy plan („Kiedyś mój własny świat kręcił się wokół mnie, a teraz kręci się wokół niego”). Choć początki macierzyństwa Adele łączy z traumatycznymi przeżyciami, Angelo jest dla niej najważniejszy („Jest kurew...o trudno. Myślałam, że będzie łatwiej, ale to najlepsza rzecz, jaka spotkała mnie w życiu”).

Wychowana została przez samotną matkę i babcię, więc to, czego chce najbardziej dla swojego dziecka, to aby czuło się kochane tak jak ona („To, jak wychowuję mojego syna, różni się tylko środowiskiem, miejscem, ale zasady pozostały niezmienne. Chcę, aby miał poczucie, że bez względu na to, kim zostanie i czym będzie się zajmował, będę go wspierać”). O swoich dwóch mężczyznach życia mówi niewiele. Na palcach jednej ręki można zliczyć, ile razy wymówiła ich imiona, co tylko pokazuje, jak silnie ich chroni. Podczas finalnego koncertu trasy w Auckland ze łzami wzruszenia zadedykowała im piosenkę Boba Dylana „Make You Feel My Love”. „Sprawiają, że jestem lepszą wersją siebie. To piosenka dla Angela i Simona”.

Długa trasa sprawiła, że zżyta z rodziną i przyjaciółmi Adele z radością wraca do rodzinnej Anglii. „Gdy wyjeżdżam, to bardzo tęsknię za swoim życiem w domu. Nigdzie indziej nie potrafię oddychać”. Tu czeka na nią rodzina, bliscy i jej najlepsza przyjaciółka Laura Dockrill, zwariowana autorka książek dla dzieci. Po ostatnim koncercie na Wembley, Adele ściąga z siebie piękną suknię, odlepia sztuczne rzęsy i wraca do domu. Do syna i męża. A fani? Po raz kolejny będą mieli kilka lat, aby za nią zatęsknić, bo zgodnie z obietnicą wróci na pewno!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze