1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Karolina Breguła: Biegiem przez Manifesta

Fot. Karolina Breguła
Fot. Karolina Breguła
Zobacz galerię 6 zdjęć
Po kilku bardzo intensywnych dniach w Genk, program naszej artystycznej wioski troszkę zwolnił. Dzięki temu mogliśmy wczoraj wreszcie odwiedzić Manifesta.

Waterschei, czyli budynek, gdzie umieszczone zostały wystawy, to pozostałość po jednej z kopalń, które wyrosły tutaj na początku dwudziestego wieku, zmieniając spokojną miejscowość w wielką buchającą parą kopalnianą maszynę.

</a>

By przekonać przeciwników industrializacji, że kopalnie mogą stać się ozdobą, ich budynki powstawały według projektów dobrych architektów i tworzone były z największą dbałością o wszystkie szczegóły. Dlatego właśnie przypominają bardziej pałace niż przestrzenie przemysłowe. Waterschei to jeden z tych budynków - wygląda jak pałac, ale zapomniany i solidnie nadgryziony przez ząb czasu. Od lat nie był używany, jest wilgotny i zniszczony. Nie ma okien, od ścian odpadają plastry farby. Przybrudzony i zasmrodzony dawny przepych daje dzisiaj bardzo malowniczy efekt.

Kiedy przekroczyłam próg Waterschei, pomyślałam, że nie ma takiej sztuki, dla której te wnętrza nie byłyby drażniącą konkurencją. Ale nie wzięłam pod uwagę tego, że budynek sam w sobie może stać się rodzajem manifestu wystawy, uwiarygadniać jej treści. Tak stało się w tym przypadku. Manifesta wychodzi od tematu węgla i przemysłu kopalnianego, szybko przechodząc do refleksji na temat kapitalizmu. Zrujnowane wnętrza kopalni świetnie opisują jego kondycję.

Na początku wycieczki przez starą kopalnię oglądamy prace, które stworzone zostały z węgla. Mamy tu znane dzieła Richarda Longa i Roberta Smithsona. W dalszej części pojawiają się coraz młodsi artyści, którzy na różne sposoby komentują współczesną produkcję.

Tomaž Furlan w „Wear series” prezentuje koncepcje urządzeń, które służą do niepotrzebnie wyczerpującej pracy. Kuai Shen bada zachowania stworzonej przez siebie kolonii pracowitych mrówek, które żyją w sztucznym mrowisku umożliwiającym ich obserwację i podsłuchiwanie wydawanych przez nie dźwięków. Najbardziej spektakularna praca to „Para-production” autorstwa Ni Haifenga. To tony skrawków materiału zszyte w ogromną bezużyteczną płachtę, którą każdy z odwiedzających biennale może powiększyć przy pomocy stojących tu w rzędzie maszyn do szycia.

Wystawy podzielono - chyba dość nietypowo jak na biennale - na dwie części, z których jedna pokazuje sztukę historyczną, a druga – współczesną. Całość jest dość obszerna. Należałoby mieć co najmniej dzień, żeby porządnie zobaczyć wystawę. Ja musiałam wybiec z niej po trzech godzinach, by wracać do sąsiedniej kopalni na wydarzenia, dla których tutaj przyjechałam.

Wybiegając, wpadłam jeszcze do muzeum kopalni, które istnieje tu od jakiegoś czasu i zostało włączone w program Manifesta. Świetnie do niego pasuje, bo, podobnie jak budynek i mnóstwo prezentowanych tu dokumentalnych prac, jest po prostu relacją. Nie potrzeba metafor i gier, by sprowokować refleksję na temat szaleństwa współczesnego świata. Wystarczy odpowiedni zestaw faktów.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze