1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Co przeczytać w święta? Podaruj sobie książkę pod choinkę

Ilustracja iStock
Ilustracja iStock
Zobacz galerię 7 Zdjęć
Jaką książkę podłożyć sobie pod choinkę? Tak, dobrze słyszeliście, nie: „jaka książka ucieszy bliskich?” – bo zakładam, że ten wybór macie już z głowy – ale jakimi tytułami obdarować siebie (lub poprosić, by obdarowali nas inni). Bo w końcu co to za Boże Narodzenie bez kilku tomów pysznej lektury?!

Ci, którzy w tegoroczne święta zamierzają nadrabiać czytelnicze zaległości, z pewnością mają już przygotowany stosowny pakiecik na szafce obok łóżka (już z samych dzieł Olgi Tokarczuk uzbiera się niezły stosik). Ale co mają zrobić ci, którzy w obliczu tylu nowości ostatnich miesięcy nie są w stanie podjąć decyzji? Wciąż pytani przez rodzinę o to, co chcieliby dostać pod choinkę, mówią: „Yyy, może już lepiej ciepłe skarpety?”. Oto kilka podpowiedzi idealnych lektur na nadchodzące tygodnie, które zaspokoją zarówno potrzebę dobrej zabawy i ekscytacji, jak i wzruszeń, zadumy oraz impulsu do rozwoju.

1 „Świąteczny dyżur”, Adam Kay, wyd. Insignis, cena: 34,99 zł

„Święta to dziwaczna odmiana prawdziwego życia, to alternatywna rzeczywistość, w której dobry humor jest obligatoryjny, a zarazem osiągalny tylko dzięki rozwiązywaniu szarad, tłumieniu gniewu, zgadze i kanapowym odleżynom. Wszystko to jest możliwe, ponieważ – dzięki niech będą Dzieciątku Jezus – nie musicie wtedy chodzić do pracy. Cóż, przynajmniej większość z was nie musi” – zaczyna swoją opowieść Adam Kay, Brytyjczyk z typowo angielskim poczuciem humoru. Kay przez lata pracował jako stażysta, rezydent, a  wreszcie lekarz na oddziale ginekologiczno-położniczym i doświadczenie to barwnie opisał w swoim książkowym debiucie, pod wiele mówiącym tytułem „Będzie bolało”, którego lektura dostarczyła mi wielu wzruszeń i spazmów śmiechu. Cóż może być zabawnego w perypetiach młodego, mało zarabiającego i w dodatku pracującego 12 godzina na dobę ginekologa? – spytacie. Cóż, to tak naprawdę wszystko. Podobnie jak wkurzającego, oburzającego, czy jak kto woli – pełnego absurdów. Nie inaczej jest w „Świątecznym dyżurze”. Kay, który rzucił praktykę lekarską na rzecz pisania książek i scenariuszy, tym razem relacjonuje sześć kolejnych świąt Bożego Narodzenia, które spędził w pracy, mając ręce pełne roboty. Porody, efekty nieprzemyślanych seksualnych eksperymentów, operacje, zabiegi… Jak pisze, w tym okresie izby przyjęć pękają w szwach, a ludzie trafiają tam z błahych, czasem komicznych, a czasem przeraźliwie smutnych powodów (jak pokutujący co roku także w Polsce zwyczaj „podrzucania” starszych lub niedołężnych członków rodziny do szpitala pod byle pretekstem, by nie musieć się zajmować nimi w święta). Więcej mówi to o nas niż nawet najbardziej skrupulatnie przeprowadzone badanie opinii publicznej pt. „Co robiłem w tegoroczne święta”.

MAŁA PODPOWIEDŹ: Jeśli nie znacie wcześniejszej książki Kaya, najlepiej od razu zaopatrzcie się w zestaw: „Będzie bolało” i „Świąteczny dyżur”.

 

  1. „Ostatnia wdowa”. Karin Slaughter, wyd. Harper Collins, cena: ok 35 zł
Należę do tych czytelników, którzy nie wyobrażają sobie świątecznego wypoczynku bez choćby jednego, malutkiego, chudziutkiego kryminału lub thrillera, który – jeśli jest dobry – zawsze poprawia humor. Dlatego tak ważne jest, by był to naprawdę dobry kryminał, a te – wiadomo – najlepiej kupować z polecenia. Ponieważ jednak zwykle jestem na bieżąco z kryminalnymi nowościami, zmartwiło mnie, że nic nowego w tym temacie nie czeka na mnie w okolicy świąt. Tym bardziej się ucieszyłam, gdy okazało się, że przegapiłam październikową nowość – a mianowicie „Ostatnią wdowę” Karin Slaughter.

Slaughter, wielokrotnie nagradzaną i tłumaczoną na kilkanaście języków autorkę kryminałów i thrillerów, cenię najbardziej za to, że potrafi tak świetnie napisać scenę otwierającą akcję, że człowiek dosłownie wstrzymuje oddech. Jedyny minus dla bardziej wrażliwych czytelników, że często opisy te są dość brutalne. Ale Slaughter ma cel w takim właśnie wstrząsaniu czytelnikiem. Przemoc, którą opisuje, wymierzona jest zwykle w kobiety, ma więc obudzić w nas gniew i oburzenie na ten wielowiekowy przejaw niesprawiedliwości, a często i pogardy. W jednej ze swoich najlepszych książek - „Mieście glin” chciała w ten sposób pokazać, z jakim okrutnym ostracyzmem w latach 70. spotykały się w policji policjantki. Często sytuuje akcje swoich powieści w rodzinnym mieście – Atlancie, która, choć kojarzy nam się ckliwie z „Przeminęło z wiatrem” i wyjątkowo udaną dla Polaków olimpiadą, jest do dzisiaj kwintesencją pięknego amerykańskiego Południa z brzydką rysą w postaci rasizmu, ksenofobii i szowinizmu.  W „Ostatniej wdowie” Slaughter skupia się na środowisku nowych amerykańskich nacjonalistów, do którego w dramatycznych okolicznościach trafia para głównych bohaterów – lekarka sądowa Sara Linton i agent Georgia Bureau of Investigation – Will Trent. Oboje są profesjonalistami i oboje mają za sobą traumatyczne przeżycia – ona w młodości była ofiarą gwałtu i przeżyła śmierć męża, on – wychowanek bidula i ulicy uczy się na nowo ufać ludziom.

Ponieważ Slaugher jest pilną uczennica zarówno Alfreda Hitchcocka, który zalecał zaczynanie każdej opowieści od trzęsienia ziemi i… dalszego podnoszenia napięcia, jak i Agathy Christie, która równolegle z wątkiem kryminalnym prowadziła wątek romansowy – możecie się spodziewać prawdziwego koktajlu emocji.

MAŁA PODPOWIEDŹ: Pamiętajcie; praktycznie każdy w miarę przyzwoity kryminał lub thriller jest nieodzowny w świątecznym czasie jako katalizator tzw. negatywnych uczuć, które bardzo często towarzyszą biesiadowaniu w gronie rodziny.

 

  1. „Małe kobietki”, Louisa May Alcott, wyd. Poradnia K (tom zawiera też powieść „Dobre żony”), cena: 30,49 zł
Mam taki zwyczaj, że co roku w okolicach grudnia czytam „Davida Copperfielda” Charlesa Dickensa. I co roku daję się porwać tej staroświeckiej opowieści ze spora dawką dydaktyzmu, ale za to z tak barwnie i sugestywnie opisanymi postaciami, że długo potem wszyscy dookoła wydają mi się żywcem wyjęci z jej kart. To jedna z moich ulubionych lektur dzieciństwa, a powrót do dawnych wzruszeń i zachwytów każdego koi i podnosi na duchu. Poza tym co roku sprawdzam, czy książka (lub ja sama) się nie zestarzała na tyle, że przestanie mnie poruszać, i co roku okazuje się, że jeszcze nie. Tym razem postanowiłam jednak, że do „Davida” dołączy moja druga ukochana, już raczej typowo dziewczyńska lektura, a mianowicie „Małe kobietki”. Tym, którzy jej nie czytali, polecam ze względu na styczniową premierę jej ekranizacji w reżyserii Grety Gerwig. Zobaczycie, jak świetnie reżyserka oddała tamten klimat i jak genialnie dobrała młodych aktorów: Saoirse Ronan w roli Jo, Emmę Watson w roli Meg, Florence Pugh jako Amy, ale nade wszystko Timothee Chalameta jako najgenialniejszego jak dotąd Laurie. No i Meryl Streep w epizodycznej roli zrzędliwej ciotki March. Pamiętam, że jako 13-latka, byłam praktycznie opętana na punkcie czterech sióstr March i marzyłam, by mieć takie siostry jak one. Oczywiście najbardziej utożsamiałam się z niepokorną i – jak to ujęła Lauisa May Alcott - postrzeloną (zdecydowanie nadużywałam tego słowa) Jo, ale z dzisiejszej perspektywy widzę, że było we mnie po trochu także z łagodnej Meg, marzącej o byciu wielką malarką Amy i wrażliwej Beth. Bo jest to opowieść o wielu odmianach kobiecości i dziewczęcości, ale też o kobiecej solidarności, o raczkującym feminizmie, o czułości i dobroci (ostrzegam, znów nie obejdzie się bez szczypty dydaktyzmu). Są tu też ukazane dwie ważne i nadal aktualne prawdy. Pierwsza: osoby, które nas naprawdę kochają, pragną naszego rozwoju. Dlatego kiedy widzą, że komuś lub sobie robimy krzywdę, zwracają nam na to uwagę. Nawet kosztem narażenia się na nasz gniew. Druga: uporczywe marzenie o cudownym dzieciństwie potrafi być ciężarem zarówno dla tych, którzy takiego nie mieli, jak i dla tych, którzy właśnie go doświadczyli. Bo tęsknota do jest równie dojmująca jak tęsknota za.

MAŁA PODPOWIEDŹ: Z kupnem nowego wydania polecam wstrzymać się do stycznia, wtedy bowiem ukaże się jednotomowe wydanie „Małych kobietek” z fotosami z filmu oraz… dalszymi losami sióstr March.

 

  1. „Odblokuj się”, John Sharp, wyd. Muza, cena promocyjna: 15,96 zł
Ile można się lenić? Jak mówi Katarzyna Miller w styczniowym SENSie, lenistwo tak długo nam służy, jak długo jest dla nas przyjemne. Kiedy jednak niczym księżniczkę na ziarnku grochu na do tej pory wygodnej kanapie zaczyna nas coś uwierać, to znak, że odpoczęliśmy odpowiednio i czas zabrać się do pracy. Spokojnie, spokojnie, mam na myśli pracę nad sobą. Książką, która otworzy wam oczy i która przeprowadzi przez ten proces, jest „Odblokuj się” Johna Sharpa. Ten doświadczony lekarz i psychiatra twierdzi, że jeśli czujemy, że coś nas powstrzymuje przed byciem zadowolonym ze swojego życia, to z pewnością są to fałszywe prawdy, w które uwierzyliśmy. A ponieważ stało się to bardzo dawno temu – w dzieciństwie, z większości nich nie zdajemy sobie nawet sprawy i podświadomie żyjąc według nich, blokujemy swoje szczęście i rozwój. Dlatego najpierw trzeba wytropić fałszywe prawdy, a można to zrobić korzystając z jednego z  wielu ćwiczeń, które proponuje Sharp, a które polegają np. na bezwiednym zapisywaniu wszystkiego, co przychodzi ci na myśl, kiedy myślisz np. „Jestem…”, „Umiem…”, „Zawsze…”, „Nigdy…”. Następnie trzeba ustalić, kiedy narodziło się w nas przekonanie, które nas krzywdzi, czyli co jest jego źródłem. Przeboleć cały smutek, który z tego powodu nas spotkał, i stworzyć nowe przekonania, „prawdziwe prawdy”, które wprowadzimy do swojego życia, a przede wszystkim do swojej świadomości. Wbrew pozorom, przed nami bardzo długa droga. Sharp twierdzi, że proces takiej zmiany zajmuje od sześciu do osiemnastu miesięcy. Dlatego jeśli lubisz wprowadzać zmiany z początkiem nowego roku, święta będą idealnym czasem by się do nich przygotować, a nawet zrobić już pierwszy krok.

Przypuszczam, że ze wszystkich lektur na tej świątecznej liście ta będzie najbardziej wartościowa, najbardziej wciągająca i najbardziej emocjonalna. Bo będzie dotyczyła ciebie. A przede wszystkim da ci oprócz bycia czytelnikiem, także poczucie bycia autorem, bo to ty napiszesz jej zakończenie.

MAŁA PODPOWIEDŹ: Praca z książką „Obudź się” spodoba ci się także, jeśli nie czujesz w sobie blokad, a twoje życie jest dla ciebie wyłącznie źródłem satysfakcji. Dzięki niej przypomnisz sobie bowiem, dlaczego tak się dzieje, jakie myśli i jakie prawdy stały się twoim motorem napędowym i co robić, by nadal sprawnie funkcjonował. Może się zdarzyć, że coś jednak wypłynie na wierzch, a wtedy się tym zajmiesz, wyrywając dopiero co kiełkujący, „fałszywy” chwast.

 

  1. „Niezwykły rodzic”, Beata Pawłowicz, Tomasz Srebnicki, Wydawnictwo Zwierciadło, cena w promocji: 27,90 
Nie mam jeszcze własnych dzieci, choć doczekałam się już sporej gromadki chrzestnych, tym bardziej więc doceniam książki o wychowaniu, które robią na mnie wrażenie i wciągają jak najlepszy serial. A taka jest właśnie książka Beaty Pawłowicz, naszej redakcyjnej koleżanki i Tomasza Srebnickiego, psychologa, terapeuty i stałego eksperta SENSu. Co chwila wytrąca z utartego myślenia i każe raz po raz wykrzykiwać: „Co?!”, „Ale jak to?!”, na zmianę z: „Racja!” czy „Niesamowite!”. Czytając ją, wspominamy własne dzieciństwo, ale i z pokorą przyglądamy się też naszym dzisiejszym zachowaniom w roli rodziców, cioć, wujków czy babć i dziadków. Wykłócamy się z dr. Srebnickim, by często potem przyznać mu rację. Bardzo pomaga w tym Beata, która drąży, jątrzy, dopytuje a czasem powątpiewa i przekomarza się. Oto przedsmak tej lektury:

Czego jeszcze nie wolno rodzicowi?

Dziecko nie powinno cię widzieć w rolach zawodowych, słyszeć, że zarabiasz, żeby ono miało co jeść. Nie powinno widzieć cię jako osoby odnoszącej sukcesy zawodowe.

Przecież to fajne mieć takiego tatę. 

Tak, tylko że dziecko zaczyna się wtedy porównywać z rodzicem, a nie swoimi kolegami, zaczyna żyć sukcesami tatusia i łatwo dochodzi do wniosku, że ono nigdy nie będzie takie wspaniałe. Nie można się też popisywać przed dzieckiem: chodzić na siłownię, a potem mówić, że ma się zakwasy lub złapało kontuzję na „siłce”, opowiadać, jak dużo się przebiegło, bo to nie dziecka sprawa. Ono ma mieć rodzica, a nie osobę, którą obserwuje w rolach kochanka, męża, pracownika, biegacza, siłacza, medalisty…

To co ja mam z tym dzieckiem robić? 

Wszystko, poza tym, co wymieniłem.

Nic nie zostało... 

Zostało to, co buduje rolę rodzica od tysięcy lat. Dajesz dziecku pewność, że będzie miało co jeść, gdzie spać, dokąd wrócić. Dajesz pewność, że nie będzie odrzucone bez względu na to, co zrobi. Twoja rola to dawanie pewności, że będzie miało warunki, by odrobić pracę domową i że dotrze codziennie do szkoły. Dawanie mu pewności, że rytm twojego życia umożliwi mu spokojny rozwój i wzrost w jego tempie.

MAŁA PODPOWIEDŹ: Jeśli święta to czas, kiedy wasze dzieci doprowadzają was do białej gorączki, proponuję przełożyć lekturę na później, na przykład czas ferii zimowych lub wakacji – kiedy one będą się świetnie bawić, a  wy, cóż, tęsknić.

Książka do kupienia w naszym sklepie internetowym:

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Niezwykły rodzic
Autopromocja
Niezwykły rodzic Beata Pawłowicz, Tomasz Srebnicki Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze