Farsa o parze małżeńskiej, która przychodzi na terapię do najlepszego fachowca w mieście i zastaje go samego w nie najlepszej formie, to kolejny przykład solidnej i błyskotliwej teatralnej roboty Fundacji Kamila Maćkowiaka.
Reżyser spektaklu, Waldemar Zawodziński, współtwórca sukcesu monodramu „Niżyński”, oraz ubiegłorocznej premiery, spektaklu „Wywiad”, postawił na proste, klasyczne rozwiązania. Aktorzy siedzą na krzesłach - jak u terapeuty, a wszystko, co najważniejsze dzieje się między nimi, na styku silnych emocji. Rekwizytów jest niewiele: butelka wody, torebka, telefon komórkowy, marynarka, damska torebka. Wystarczy trójka dobrych aktorów, którzy świetnie ze sobą współpracują na scenie... i chyba także nieźle się przy okazji sami tym bawią. Dobrze czują konwencję spektaklu opartego na przewrotnych dialogach, które prowadzą do nieoczekiwanej pointy - jak na dobrą farsę przystało.
Joanna (świetna i świetlista, błyszcząca na scenie Patrycja Soliman, aktorka Teatru Narodowego) i Wiktor (Kamil Maćkowiak - jak zawsze znakomicie panujący nad tekstem i czujący publiczność, obdarzony niezwykłą vis comica) są małżeństwem od kilkunastu lat. Nieźle sytuowani, bardzo sobą znudzeni, oboje dobiegający czterdziestki, wypaleni emocjonalnie. Dawno zapomnieli o tym, co ich łączyło, a temperaturę związku podsycają już tylko nieustanne kłótnie. Joanna próbuje ratować swój związek i wie dobrze, że jak zawsze inicjatywa musi wyjść od niej. Wiktor, skoncentrowany na pracy i sobie kierownik sekcji technicznej w zakładach lotniczych, nie rozumie tęsknot żony do życia na wyższym poziomie intelektualnym (Joanna jest z wykształcenia historykiem), nieustannie jej wytyka że, jest mądra, dobrze zorganizowana i praktyczna.
Podczas spektaklu - sesji terapii dla par małżonkowie dosłownie skaczą sobie do oczu. W kulminacyjnym momencie awantury nie wytrzymuje tego także sam terapeuta (pełen ciepła, empatii i nieco zagubiony Mariusz Słupiński, aktor Teatru Jaracza w Łodzi). Słupiński to przykład artysty, który rzadko wychodzi na plan pierwszy. Nigdy jednak nie gubi rytmu gry i znakomicie panuje nad dialogiem. Jest wyrazisty i obecny. Bo i sam zabawny i inteligentnie skonstruowany tekst Daniela Glattauera w tłumaczeniu Marka Szalszy, słusznie wzięty na warsztat przez Zawodzińskiego i Maćkowiaka, daje takie możliwości. Wszystko tu oparte jest na grze słów, emocjach i zwrotach akcji.
Co ciekawe, jedynym działaniem, na jakie reżyser pozwolił aktorom, jest wchodzenie i schodzenie ze sceny - umownego gabinetu terapeuty. A jednak dzieje się tak wiele. Joanna i Wiktor mówią o swoich kłopotach a publiczność czuje i wie to samo. I na tym także - na autentyczności polega siła tego spektaklu. Kryzys w związku, brak umiejętności porozumienia – wszystko to dobrze znamy i rozumiemy. Ale nie zawsze potrafimy się z tego śmiać. A warto. Serdecznie to przedstawienie polecam.
„Cudowna terapia”, Daniel Glattauer, tłum.Marka Szalsza, reżyseria Waldemar Zawodziński, Premiera 19 listopada 2017, AOIA Łódź