1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Paweł Ferdek - Jeden plus jeden równa się jedenaście

fot. Paweł Ferdek
fot. Paweł Ferdek
Wywiad z Pawłem Ferdkiem, scenarzystą filmu Leszka Dawida „Ki”. „Chcę z tobą porozmawiać o kobietach”, powiedziałam. „Dobrze, o ile ty będziesz mówić o mężczyznach”, odparł. Spotkałam Pawła Ferdka na tarasie przed Casino podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Wchodząca obecnie na polskie ekrany „Ki” była pokazywana w prestiżowej sekcji Giornate degli Autori. Zbieg okoliczności sprawił, że nie musiałam dzwonić i umawiać się na dwudziestominutowy, pośpieszny wywiad w Warszawie. W Polsce spotkaliśmy się, żeby skończyć rozpoczętą już rozmowę.

- Kobiety instynktownie wiedzą, w którą iść stronę. Ki wciąż popełnia błędy, wybiera źle. Dlaczego pozbawiłeś ją podstawowej cechy, charakteryzującej kobietę i umożliwiającej jej przetrwanie?

- Jest zupełnie odwrotnie – przecież wyposażam ją w oręż cech, umożliwiających jej przetrwanie! Ki z każdej sytuacji wychodzi obronną ręką. Przy tak niestandardowym podejściu do życia i macierzyństwa właściwie tylko dzięki wręcz zwierzęcemu instynktowi może przetrwać. Od każdego potrafi uzyskać to, czego chce – zmusza Miko do udawania jej narzeczonego i podwożenia synka do przedszkola, jej koleżanki opiekują się Pio, dzięki Dor – Kinga ma pokój. Ki ma w sobie instynkt miejskiego drapieżnika. Jeśli czegoś jej brakuje to oparcia, stabilności, umiejętności strategicznego myślenia.

- Na festiwalu w Wenecji usłyszałam bardzo ciekawe porównanie, jeden z twórców mówił o „Ki” w kontekście filmów Johna Cassavetesa – zapewne miał na myśli „Kobietę pod presją” (1974). Postać twojej bohaterki jest skonstruowana w oparciu o realną osobę. Kogo jeszcze mogę w niej znaleźć?

- Cassavetes to twórca, którego bardzo cenię, ale nie mieliśmy go na myśli w trakcie realizacji filmu. Pisząc scenariusz, miałem w głowie przede wszystkim obraz rzeczywistej osoby i sytuacje, które mogłem sobie wyobrazić z nią w roli głównej. Filmy nie były na pierwszym planie, jeśli jednak do jakichś się odnosiłem, były to wczesne filmy Pedro Almodóvara czy kino czeskie – jego tragikomiczny nastrój i typowy bohater. Trochę po głowie chodziły mi filmy Woody’ego Allena, neurotyczni mężczyźni i niepokorne kobiety. Wiem, że Leszek [Dawid, reżyser – przyp. red.] myślał zaś o filmach Kena Loacha i o tureckim „Głową w mur” Fatiha Akina.

- To ciekawe, Sibel w „Głową w mur” chce upaść na dno, żeby się od niego odbić. Całkowicie kwestionuje też tradycję swojego kraju, zrywa ze wszystkimi schematami… Twoje wyjazdy do Azji sprawiły, że Ki zaczęła mi się kojarzyć z figurą indyjskiej bogini matki – ze względu na barwy, przez które się definiuje i abstrakcyjne poczucie, że ma więcej niż dwie ręce, które wkłada we wszystko naraz.

- Ki rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby miała więcej ramion niż przeciętny człowiek. Wszystko wokół niej wiruje w niesamowitym tempie. Jest w niej pewne rozgorączkowanie. Ki nadaje w innym rytmie niż ludzie wokół niej. Mogłaby być przybyszem z południa, gdzie wszystko dzieje się bardziej krzykliwie, szybko i intensywnie. Jej postać jest dla mnie też egzemplifikacją zasady shivy, która jedną ręką coś tworzy – drugą od razu niszczy. To odbywa się w kolistym cyklu, w jakim nie sposób znaleźć stałego punktu zaczepienia. Chociaż z jej głowy płyną dziesiątki pomysłów, choć znajduje odpowiedzi na wszystkie pytania – wszystko, co udaje jej się zrobić, natychmiast przepada, a Ki krąży w tym samym miejscu.

- Ki przemodelowuje role społeczne narzucane kobietom. Przestrzeń wokół niej jest pobojowiskiem – dosłownie i w przenośni. To gruzowisko idei i naszych przyzwyczajeń na temat tego, kim jest Matka Polka i macierzyństwo. Dziś staje się ono tylko problemem?

- Ki w żadnej sytuacji nie narzeka na to, że ma dziecko. Ona po prostu jest sobą i nawet narodziny synka nie są w stanie jej zmienić. Większość kobiet uważa, że kiedy pojawia się dziecko to oznacza, że czas młodości minął i trzeba przejść do kolejnego etapu życia, który wymaga dokonywania innych niż dotychczas wyborów. Ki nie poddaje się takiemu myśleniu. Kocha Pio, dba o niego, dba o to, żeby dzieciak miał gdzie mieszkać, w czym chodzić i miał fajne dzieciństwo. Nie jest jednak w stanie zrezygnować z życia, które prowadziła wcześniej – z obracania się w artystycznym półświatku, chodzenia na imprezy, spotykania się z przyjaciółkami. Dziecko ma dziecko? Może. Z drugiej strony to jednak nie takie złe dla chłopca – posiadać mamę, która ma mnóstwo pomysłów, zajawek i jest bardzo młodzieżowa. Dzieci, prócz codziennych rytuałów, lubią ruch i zmiany. Poza tym niesamowite jest to, że Ki nie jest sfrustrowana swoją trudną sytuacją – a jest przecież wolnym elektronem nie zaczepionym w żadnej pracy ani w rodzinie. Nie ma ojca, jej matka absolutnie jej nie rozumie i jest przeciwko niej. Ki mogłaby być płaczliwą osobą pełną pretensji do całego świata. Tymczasem cały czas rwie do przodu.

- Ucieka ku czemuś, a nie od czegoś.

</a> Kadr z filmu \ Kadr z filmu "Ki"/fot. materiały prasowe

- Tylko nie wiadomo ku czemu… Ki walczy z przeszkodami dnia codziennego, ale nie ma żadnego długofalowego planu, który chciałaby zrealizować. Jej próba wejścia do świata sztuki jest bardziej reakcją na to, że jej przyjaciółka wykorzystuje ją i nie chce jej za to zapłacić. To impuls, który popycha ją do wzięcia do ręki kamery i próby zmierzenia się z własną historią. Ki jednak szybciej działa niż myśli. Wprowadzenie do filmu postaci, która irytuje, sieje zamieszanie, a jednocześnie jest wzruszająca owocuje pojawieniem się niejednoznacznej, granicznej sytuacji, która porusza w widzach wiele strun.

- W takiej niestabilności emocjonalnej tkwi największa destrukcja. Jest tak samo wyniszczająca jak uzależnienie od heroiny. Euforia cyklicznie obraca się w ogromną depresję, bardzo trudno to przerwać. Wspomniałeś, że Ki nie ma ojca, jej synek też go nie ma. Nie ma w filmie żadnej przeciwwagi do macierzyństwa.

- Ki nie poznała swojego ojca i może to się przekłada na fakt, że w zapisanym w jej świadomości modelu rodziny obok jej dziecka też nie musi być ojca. Mam wrażenie, że mógłby on być nawet elementem obcym, zbędnym. Tego typu pokoleniowe sprawy wpływają na kolejne generacje. Poza tym, bez wielkiego filozofowania można też powiedzieć, że dziecko, które Ki miała ze swoim chłopakiem, to była młodzieńcza wpadka, na którą nie byli przygotowani. W obliczu zmieniającej się sytuacji, on zaczęła od niego wymagać zmiany przyzwyczajeń i podjęcia odpowiedzialności za rodzinę, ale ze swojej strony nie mogła zapewnić tego samego. Doszło między nimi do dużych napięć i się rozstali. Ki odeszła. Podejmowanie poważnych, życiowych decyzji przychodzi jej bardzo łatwo. Mężczyzna jest dla niej niepotrzebnym balastem, drugim dzieckiem. Jedno jej wystarczy. Bycie samotną matką nie jest jednak dla niej traumą. W ciągu ostatnich dziesięcioleci w ogóle model związku i myślenie o macierzyństwie bardzo się zmieniły. Wpłynęły na to przemiany ustrojowe, nowy system ekonomiczny i styl życia. Polska bardzo szybko zamieniła tradycyjny model poparty wiarą katolicką w model narzucony przez zachodni liberalizm. Stąd dużo rozwodów, stwarzanie rodzin patchworkowych czy samotne rodzicielstwo. Ludzie nie czują już konieczności, żeby trwać w związkach, kobiety stały się samodzielne ekonomicznie, społeczeństwo ich nie potępia, kiedy pozostają w wolnych związkach. Jeszcze nieco po omacku, ale wszyscy korzystają z wolności. Nie pozostają przez lata w złych związkach jak pokolenie naszych rodziców czy dziadków, którzy mogli się kłócić przez całe dziesięciolecia, a jednak żyli ze sobą, bo małżeństwa były zawierane raz na zawsze. Dziś łatwiej się rozstać, problem pojawia się tylko, kiedy w takich związkach są dzieci. Jesteśmy w momencie dużych przemian obyczajowych, za kilkanaście lat okaże się, jakie będą ich skutki.

- Kim jest dziś ojciec? Czym jest ojcostwo?

- Odkrywam, czym jest ojcostwo w trakcie dorastania mojej córki. Młody człowiek bardzo szybko się zmienia, zadaje nowe pytania, ma wciąż inne potrzeby emocjonalne i życiowe. Reaguję na to dosyć instynktownie poprzez dialog z dzieckiem. Ojcostwo jest jednak na pewno czymś innym niż macierzyństwo, które wiąże się z dbaniem o codzienność. Ojcostwo kojarzy mi się z wyznaczaniem większych zadań, planowaniem dalekosiężnych celów, z podejmowaniem wyzwań, z męską siłą, niewzruszonością. Zauważyłem, że kiedy moja córka przebywa ze swoją matką jest rozbrykaną trzpiotką, przy mnie robi się skupionym małym wojownikiem. Mama żywi i chroni, ojciec zachęca do ryzyka, do rozwoju, odważnego przekraczana barier.

- Masz ogromną łatwość naturalnego zmuszania kobiety do podejmowania wyzwania, którego sama by nigdy nie podjęła.

- Masz na myśli skakanie po weneckich łódkach? Ale ty sama chciałaś przeskoczyć po nich przez kanał.

- Ale sama bym tego nie zrobiła.

- Ja też bym się tam nie pchał sam, bo po co? Razem można zrobić dużo więcej rzeczy, niż samemu. Nie chodzi tu tylko o kwestię dużych wyzwań, ale o codzienne sprawy.

- Mówiłeś wcześniej, że ludziom jest łatwo być samemu. To po co być razem? Po co Ki jest potrzebny mężczyzna?

- Kiedy kobieta i mężczyzna są osobno, nie mają wszystkich atutów w ręku. Dopiero będąc razem, mogą się uzupełniać dzięki wymianie doświadczeń. W mężczyźnie jest więcej zadaniowości i agresji, w kobiecie – stonowania. Jeśli kobieta i mężczyzna są dobrani, dobrze się rozumieją i nastawiają na współpracę, a nie na walkę czy udowadnianie sobie, kto jest lepszy i ważniejszy – powstaje wspaniała energia. Wtedy jeden plus jeden to nie jest dwa tylko jedenaście.

- Powiedziałeś, że mężczyznę definiuje agresja. Męskich bohaterów twojego filmu charakteryzuje całkowita bierność. To kobiety podejmują ryzyko, to one usiłują tworzyć lub już są artystkami.

- Tak, ponieważ chciałem opisać świat, w którym Ki porusza się w próżni. Wszystkie jej potrzeby i wysyłane sygnały toną w nicości. To nieco deprymująca przestrzeń, skazująca ją na samą na siebie. Nie zgadzam się jedna z tym, że Miko jest słabym mężczyzną. Może jest po prostu introwertykiem, a nic w tym złego. Jego zasady zderzone z chaosem, jaki wprowadza Ki sprawiają, że on jednak jest dla niej atrakcyjny. Być może Miko jest dla niej na dłuższą metę jedyną opcją na związek? Gdyby wplątała się w relację z kolejną wersją roztrzepanego Anto, oboje poszliby na dno jak Titanic.

- Umiejętność zaufania sobie nawzajem jest bezcenna. A przecież ważniejsza jest niepewność i dystans. Czy dlatego Miki nie przekracza żadnych granic?

- Im większe zaufanie, tym więcej granic można przekroczyć. Gdyby Ki próbowała prowadzić Mikołaja skrajem przepaści, on na pewno zerwałby sobie z oczu przepaskę, bo ta dziewczyna nie wygląda na osobę, której można zaufać w takich sytuacjach. O co dokładnie pytasz?

- O to, dlaczego Mikołaj nie poszedł z nią do łóżka.

- Wcale nie jest powiedziane, że on tego nie zrobił.

- W scenariuszu były znacznie bardziej dosłowne sceny, które nie pozostawiały wątpliwości w tej kwestii. Dlaczego nie ma ich w filmie?

- W filmie nie ma oczywistych scen, jest jednak delikatna sugestia, że Mikołaj się z nią przespał. Mogę ci nawet powiedzieć dokładnie, w którym momencie – kiedy widzowie oglądają relację z Bliskiego Wschodu, a oni zostają sami poza kadrem na sofie w kuchni. To było wręcz freudowskie – kamera prowadzi nas przez wąskie uliczki, kluczymy za nią wzrokiem, aż w końcu wychodzimy na jasną, otwartą przestrzeń.

- Ki z jednej strony tworzy, z drugiej jest bierna. To nie ona maluje na akademii, ona jest malowana. W tym kontekście staje się niejako narzędziem dla innych, wykorzystywanym przez cały świat.

- Ki jest jak mięso armatnie dla świata sztuki, który potrzebuje się czymś żywić. Ki, która ma barwne pomysły i bardzo ciekawe życie jest tylko świetnym kąskiem.

- Czym dla mężczyzny jest ciało kobiety?

- Najlepsze jest takie ciało, w którym drzemie jeszcze jakaś dusza (długa cisza).

- Zastanów się, o ile się bardzo nie śpieszysz.

- No właśnie z kobiecym ciałem nie można się za bardzo śpieszyć… a czym dla ciebie jest męskie ciało?

- Dla mnie męskie ciało jest tożsame z obecnością. Pamiętasz jedną ze scen w „Pinie” Wima Wendersa, w której jest dwoje tancerzy w parku? Ona się przewraca, on ją łapie tuż przed tym, zanim ona uderzy o ziemię. Chcę móc ryzykować i chcę, żeby męskie ciało, stanęło mi na drodze zanim się potłukę, upadając.

- Nie mówisz o ciele, tylko o psychice. Kobiece ciało jest dla mnie hamakiem rozpiętym pod gwiazdami. To schronienie i wypoczynek po całym dniu walki. To najpiękniejsza z podróży. To łąka, w której kryje się tysiąc tajemnic. To wspomnienie szumu morskich fal…

- … to grafomania.

- To romantyzm (śmiech). Kobiece ciało jest przeciwwagą dla męskiego, ale też inspiracją. Przy czerni biel wygląda na bardziej białą, a przy bieli można zobaczyć, jak ciemna jest czerń. Kobiece ciało daje też wyrazistość męskiemu ciału, pewną formę, sztywność. Kobiece ciało to jest chemia.

- Jaka jest zatem perfekcyjna kobieta? Ki ewidentnie nią nie jest. Znajdźmy dla niej przeciwwagę.

- Nie wierzę w ideały. Wszystko, co można sobie wyobrazić i tak zaraz będzie zburzone, bo rzeczywistość jest dużo bardziej zaskakująca i inspirująca niż wszelkie wyobrażenia. Idealne jest to, że rzeczywistość jest tak bogata, że potrafi zaskakiwać na każdym kroku, a wszelkie wyobrażenia są tylko jak licealne wypracowanie na temat tego, czego możemy się spodziewać. Myślę, że każda kobieta może być idealna, jeśli jest szczęśliwa sama ze sobą. Mnóstwo fajnych, ciekawych kobiet robi z siebie nieszczęśnice. Nie ma czegoś takiego, jak narzucone warunki, które musi spełniać perfekcyjna kobieta. Każda jest potencjalnie idealna, przede wszystkim dla samej siebie, bo reszta jest dużo mniej ważna. Trzeba w to iść. Trzeba po cichu trzymać ze swoim własnym ideałem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze