A gdyby od tego jak mocno wierzysz zależało… czy przeżyjesz? Nowatorski thriller grozy twórców serii „Ciche miejsce” ujawnia demoniczne oblicze grającego w nim Hugh Granta. Czy seans wart jest jednak uwagi? Oto nasza recenzja filmu „Heretic”.
„Heretic” rozpoczyna się niewinnie. Dwie młode kobiety szerzące słowo Boże pukają do drzwi domu Pana Reeda, aby porozmawiać z nim o Bogu i go nawrócić. Na początku ufne misjonarki nie mają powodów do zmartwień: otwiera im z pozoru czarujący mężczyzna, który wydaje się wzorem dobroci i gościnności oraz ciekawym i entuzjastycznie nastawionym rozmówcą, ale jego potrzeba dyskusji na temat różnych religii i kwestionowania moralności doktryn szybko zaczyna przeradzać się w coś mroczniejszego. Mężczyzna staje się coraz bardziej natarczywy i nachalny, a jego uśmiech zmienia się z niespokojnie przyjaznego w iście diabelski.
„Heretic” (Fot. materiały prasowe Kino Świat)
Kiedy gospodarz, dobrze zaznajomiony z różnymi religiami, zadaje im kolejne zagadki testujące ich wiarę, kobiety orientują się, że wszystkie wyjścia z domu zostały zamknięte, a Reed zaplanował dla nich coś większego. Ponury pokój ma dwie drogi wyjścia symbolizujące wiarę i niewiarę. Wydostaną się tylko, jeśli wybiorą „poprawnie”. Rozpoczyna się śmiertelnie niebezpieczna gra, w której stawką jest przetrwanie. Głosicielki wiary będą musiały wykorzystać cały swój spryt, aby uciec z domu grozy.
Istnieje całkiem sporo filmów poruszających temat wiary i religii. „Heretic” jest jednak ich zupełnym przeciwieństwem. W nieprzewidywalnym thrillerze grozy studia A24, Hugh Grant jako religijny szaleniec dręczy dwie misjonarki, aby odrzuciły swoją wiarę. Próbuje nawracać na „jedyną prawdziwą religię”, a twórcy serwują nam suspens i teologiczną grę umysłową.
„Heretic” to kameralne i bardzo niepokojące kino z intelektualnym dreszczykiem emocji, równie wymagającym dla umysłu, jak i nerwów. Momentami dziwaczne i absurdalne, ale niesamowicie wciągające i trzymające w napięciu. Wykorzystuje różne konwencje horroru i zawiera kilka wywrotowych komentarzy na temat współczesnego świata. Jest świetnie zagrany, mrozi krew w żyłach i nikogo nie pozostawia obojętnym.
„Heretic” (Fot. materiały prasowe Kino Świat)
Skłaniający do myślenia, choć płytszy niż wydaje się na starcie scenariusz ma jednak więcej do przekazania niż większość horrorów. „Heretic” zaczyna się od niezręcznej rozmowy misjonarek o prezerwatywach, mającej na celu przyciągnięcie uwagi, ale niezupełnie całkiem nieistotnej. Żadna z nich nie ma osobistych doświadczeń, aby odnieść się do tematu, ale są wystarczająco sceptyczne, aby zakwestionować to, co oferuje im rynek. To mocne wprowadzenie pokazujące dociekliwość i samoświadomość bohaterek oraz to, w co wierzymy z powodu marketingu. Ta kwestia będzie się z resztą powtarzać w całym filmie.
Podobnie jak inne niskobudżetowe horrory, „Heretic” nie opuszcza jednej lokalizacji i całkowicie oddaje się swojej koncepcji. Akcja rozgrywa się w ciasnej przestrzeni ponurego domu Reeda, która z czasem staje się coraz bardziej klaustrofobiczna. Gdy misjonarki tam trafiają, cała trójka angażuje się w teologiczną debatę. Przez większość filmu Reed nie zwraca się jednak do sióstr i nie chce nawracać ich na swój sposób myślenia, a do... widzów.
„Heretic” (Fot. materiały prasowe Kino Świat)
Reed – mistrz porównań i spektakularnych analogii – rozprawia o systemach wierzeń i za pomocą m.in. odniesień do popkultury próbuje uzasadnić swoją tezę: wszystkie religie są iteracjami siebie nawzajem. Czego to dowodzi? Różnice między religiami są często bardziej wymowne niż ich podobieństwa. Głosi to, co nazywa „jedyną prawdziwą religią”, a gdy kobiety mu zaprzeczają, staje się drażliwy, ale też dobrze wie, gdzie są uderzyć, aby bolało. „Religia jest uważana przez zwykłych ludzi za prawdziwą, przez mądrych za fałszywą, a przez władców za użyteczną” – te słowa Seneki najlepiej podsumowują jego wywody.
Hugh Grant zyskał sławę jako bohater komedii romantycznych. Przez lata towarzyszyła mu łatka uwodziciela i słodkiego drania, choć na swoim koncie ma różnorodną galerię postaci: oszustów, gangsterów i drani. W „Heretic” aktor demontuje swój wizerunek i gra przerażającego, mrocznego bohatera, który nie cofnie się przed niczym, aby doprowadzić swój psychopatyczny eksperyment do końca. Krytycy są zgodni, że to najlepsza i najbardziej nieprzewidywalna rola aktora od lat i, że zagrał ją wybitnie. To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że prywatnie aktor ponoć boi się horrorów.
„Heretic” (Fot. materiały prasowe Kino Świat)
Jego występ wywołuje ciarki i trzyma w napięciu: Grant nigdy nie był nawet w połowie tak mroczny jak tu. Gra z entuzjastycznym wigorem oraz typową dla siebie nonszalancją i bezczelnością – szczególnie, gdy serwuje niepokojące uwagi. Jako z pozoru sympatyczny, ale podstępny i złośliwy intelektualista wykorzystuje swój urok w diabelski sposób. Jest na przemian jest przerażający i zabawny.
Nie próbuje nikogo uwieść i jest naprawdę świetny w swoich prowokacjach, uderzając w hipokryzję i niespójności religii. Jego monologi i teorie na temat religii i natury ludzkiej są jednak znacznie bardziej wciągające i interesujące na początku, niż w ostatnim akcie. Mimo to aktor kradnie całe show, przyćmiewając występy Sophie Thatcher („Yellowjackets”) i Chloe East („Fabelmanowie”), i sprawiając, że jesteśmy w pełni zaangażowani w historię (nie znaczy że ich występy są słabe, po prostu Grant jest o wiele lepszy).
„Heretic” (Fot. materiały prasowe Kino Świat)
Siłą filmu, oprócz występu Granta, są dyskusje bohaterów o teologii i zasadach wiary oraz zachwycająco pompatyczne monologi Reeda próbującego rozmontować system wierzeń przywołując historyczne precedensy i grę w Monopoly. Geniusz tkwi jednak nie tyle co w retoryce, a w ich intensywności. Pierwsza połowa jest tak doskonale skonstruowana i zagrana, że nie sposób zauważyć, kiedy thriller zamienia się w rasowy horror. Ta część przypomina też nieco spektakl teatralny oraz trzymającą w ekstremalnym napięciu grę psychologiczną. W drugiej połowie „Heretic” jest jednak bardziej powściągliwy i traci nieco z wcześniejszej ostrości, a twórcy przeciągają sceny w nieskończoność.
Widzowie domagający się krwi w końcu ją dostaną, ale koniec filmu jest nieco mętnym bałaganem, połączeniem zbyt wielu pomysłów i niejasnego finału, które ostatecznie nie dostarcza odpowiedzi tak interesujących, jak pytania, które stawia. Miłośnicy horrorów mogą być rozczarowani, ale cała reszta z pewnością będzie dobrze bawić.
Co naprawdę sprawia, że wierzymy? Może potrzeba przetrwania? „Heretic” pokazuje, że strach i religia nie różnią się aż tak bardzo, testując przy tym cierpliwość widzów na wiele sposobów, bo trzeba naprawdę sporo odczekać, aby w końcu wydarzyło się coś wstrząsającego. To również bardzo ponure, ale momentami zabawne kino – w końcu twórcom chodziło o to, aby widzowie dobrze się bawili. „Heretic” może nie jest idealny i nie zmieni twojego zdania na temat religii, ale wciąga w psychologiczną grę terroru i manipulacji, a Grant jeszcze nigdy nie grał kogoś tak pokręconego. Dla jego kreacji – naprawdę warto. Co więcej, w tę grę wciągnięci zostają także widzowie. Kim naprawdę jest heretyk? Dreszczyk emocji polega na tym, że może nim być... każdy z nas.
„Heretic” w kinach od 22 listopada.