Czy Paul Mescal szykuje się do jednej z najważniejszych ról w swojej karierze? Ridley Scott, podczas rozmowy z Christopherem Nolanem, przypadkowo zdradził, że młody aktor jest zaangażowany w ambitny projekt Sama Mendesa. Czy wkrótce zobaczymy go jako jednego z członków The Beatles?
Czy Paul Mescal, młoda gwiazda kina, ma szansę stać się jednym z Beatlesów? Wszystko wskazuje na to, że tak! Aktor, znany z takich produkcji jak „Normal People” czy „Aftersun”, może wkrótce wcielić się w legendarnego muzyka w niezwykle ambitnym projekcie Sama Mendesa. Choć oficjalnego potwierdzenia wciąż brak, tajemnicę tę – być może nieumyślnie – zdradził sam Ridley Scott. Wszystko wydarzyło się podczas rozmowy z Christopherem Nolanem w Los Angeles, gdzie Scott promował swój najnowszy film, „Gladiator II”. Niepozorne pytanie zadane przez Nolana szybko przekształciło się w rewelację, która zelektryzowała zarówno fanów kina, jak i miłośników The Beatles.
Podczas spotkania w Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych, tuż po pokazie „Gladiatora II”, Christopher Nolan zapytał Scotta, czy jego kolejny projekt, thriller „The Dog Stars”, będzie współtworzył Paul Mescal. Reżyser początkowo potwierdził tę wiadomość, ale chwilę później wycofał się, tłumacząc, że napięty grafik aktora może pokrzyżować ich plany.
– Paul jest teraz bardzo zajęty, robi Beatlesów. Więc być może będę musiał go odpuścić” – zdradził Ridley Scott, cytowany przez „The Hollywood Reporter”.
Choć Sony Pictures nie wydało jeszcze oficjalnego oświadczenia, od miesięcy mówi się, że Mescal wcieli się w rolę Paula McCartneya w serii filmów reżyserowanych przez Sama Mendesa.
Projekt Sama Mendesa, znanego m.in. z „American Beauty” i „Skyfall”, to ambitne przedsięwzięcie. Seria ma składać się z czterech filmów – każdy skupi się na jednym z członków The Beatles: Paulu McCartneyu, Johnie Lennonie, George'u Harrisonie i Ringo Starrze. W przeciwieństwie do tradycyjnych biografii, filmy mają stanowić głęboko osobiste portrety muzyków, ukazujące ich indywidualne historie.
– Jestem zaszczycony, że mogę opowiedzieć historię największego zespołu rockowego wszech czasów. Chcę też pokazać, czym naprawdę może być kino – przekroczyć jego tradycyjne granice – powiedział Mendes w lutym, cytowany przez „Rolling Stone”.
Filmy, produkowane przez Sony Pictures i Apple Corps, mają trafić do kin w 2027 roku.
A co na to sam Paul Mescal? Zapytany w ubiegłym miesiącu przez „Entertainment Tonight” o możliwość zagrania McCartneya, odpowiedział ostrożnie:
– To byłaby niesamowita historia, w której warto uczestniczyć. Sam Mendes jako reżyser to spełnienie marzeń – wyznał gwiazdor „Gladiatora II”. Jednak gdy dopytywano go o szczegóły, aktor dyplomatycznie uciął rozmowę: – Nie, nie, nie – nie idźmy w tę stronę – powiedział.
Również inne nazwiska zaczynają pojawiać się w kontekście obsady. Ringo Starr w rozmowie z dziennikarzami skomentował pogłoski o tym, że w jego rolę wcieli się Barry Keoghan: – Myślę, że jest świetny. Podobno gdzieś bierze lekcje gry na perkusji. Mam nadzieję, że nie za dużo – oznajmił z uśmiechem muzyk, co media zza oceanu uznały za potwierdzenie plotek o wyborze gwiazdora „Saltburn”.
Sony Pictures podjęło odważną decyzję, aby zamiast jednego filmu stworzyć cztery oddzielne produkcje, każdą poświęconą innemu członkowi zespołu.
– Tak odważny pomysł wymaga równie odważnej strategii wydawniczej. Nie ma sensu podchodzić do tego w tradycyjny sposób tłumaczył szef studia, Tom Rothman, w rozmowie z „The Hollywood Reporter”.
Wszystko wskazuje na to, że Mendes i jego zespół chcą stworzyć coś, czego świat jeszcze nie widział – intymne, osobiste historie członków The Beatles, osadzone w szerszym kontekście muzycznego fenomenu, który zmienił kulturę na zawsze.
Jeśli doniesienia się potwierdzą, rola McCartneya może okazać się przełomem w karierze Mescala. Aktor, znany przede wszystkim z „Normal People” i „Aftersun”, już teraz zachwyca krytyków swoją wszechstronnością i głębią emocjonalną.
Czy to właśnie ta rola zapisze go na stałe w historii kina? Jedno jest pewne – seria Sama Mendesa to jeden z najbardziej wyczekiwanych projektów filmowych tej dekady, który ma szansę przyciągnąć zarówno wieloletnich fanów Beatlesów, jak i nowe pokolenie widzów.
Źródła: The Hollywood Reporter, Rolling Stone