1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. Z rodziną dobrze tylko na zdjęciach? Nowy film Jima Jarmuscha ujawnia bolesną prawdę o tym, dlaczego oddalamy się od bliskich

Z rodziną dobrze tylko na zdjęciach? Nowy film Jima Jarmuscha ujawnia bolesną prawdę o tym, dlaczego oddalamy się od bliskich

Tom Waits w scenie z filmu „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)
Tom Waits w scenie z filmu „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)
Za kulisami tegorocznego festiwalu w Wenecji szeptano, że Złoty Lew dla „Father Mother Sister Brother” to gest kurtuazji wobec Jima Jarmuscha – raczej ukłon za całokształt niż nagroda za samo dzieło. Z jednej strony trudno się z tym nie zgodzić, z drugiej – najnowszy film reżysera to kino nasyconym pewną mądrością i życiowym doświadczeniem, nawet jeśli chwilami nuży czy wywołuje ciarki żenady. Twórca zagląda w nim bowiem w głąb kruchych więzi między rodzicami a dorosłymi dziećmi, pytając, ile naprawdę o sobie wiemy i jak sprawić, by z rodziną wychodzić dobrze nie tylko na zdjęciu. Efekt? Poruszające studium relacji, które skłania do myślenia i wymyka się prostym odpowiedziom.

Na żaden pokaz na tegorocznych festiwalach filmowych nie było tak trudno dostać się jak na „Father Mother Sister Brother”. Podczas imprezy na Lido w pewnym momencie włoscy strażacy poddali się i pozwolili kilku osobom zająć nieswoje miejsca. – To takie wspaniałe, że możemy jeszcze celebrować kino, ludzkie historie, rozmowy przy kawie – powiedział Jim Jarmusch, reżyser filmu, legendarny pionier kina nienależnego, osobliwy mistrz nurtu slow cinema. Złoty Lew dla filmu, pierwszy w karierze 72-letniego filmowca, podzielił jednak publiczność: jedni wiwatowali na cześć twórcy, inni zarzucali jury kurtuazyjność, a samemu artyście – próbę uśpienia weneckiej widowni. O co więc tyle hałasu? Najnowsze dzieło Jarmuscha to rozgrywający się współcześnie dramat, w którym autor – w typowym dla siebie stylu, czyli z humorem i głęboką refleksją nad życiem – eksploruje temat skomplikowanych relacji w rodzinie. W rolach głównych występują natomiast Cate Blanchett, Adam Driver, Tom Waits, Vicky Krieps, Charlotte Rampling, Mayim Bialik, Indya Moore i Luka Sabbat. Czy „Father Mother Sister Brother” to zatem przebój godny najbardziej prestiżowych nagród czy tzw. flop, na którego lepiej nie tracić czasu? Oto nasza recenzja.

Czytaj także: 7 najlepszych filmów Jima Jarmuscha. Te dzieła mistrza amerykańskiego kina niezależnego powinien znać każdy kinoman

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

Z rodziną dobrze tylko na zdjęciach? Recenzja filmu „Father Mother Sister Brother”

Czy nasi rodzice tak naprawdę znają nas, a my ich? Czego o nich nie wiemy i w jakim stopniu nasze wyobrażenie o nich ma się do tego, kim naprawę są? Czego i dlaczego nie chcemy mówić im o własnym życiu? I w końcu: kto tu się właściwie kim opiekuje i kto kogo bardziej potrzebuje? Entuzjastycznie przyjęty przez światową krytykę i nagrodzony Złotym Lwem na weneckim festiwalu film „Father Mother Sister Brother” to próba odpowiedzenia na wszystkie niewygodne pytania dotyczące relacji między rodzicami a dorosłymi dziećmi, zaskakująco uniwersalna i pełna czułości historia o trzech rodzinach, które próbują się odnaleźć i usłyszeć, każda na swój sposób, a także opowiedziana z subtelnym humorem, ale nie pozbawiona melancholii i błyskotliwych obserwacji opowieść o tym, co sprawia, że się od siebie oddalamy. Jarmusch nie unika przy tym innych trudnych tematów, takich jak samotność, rywalizacja między rodzeństwem czy żałoba.

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

Ten precyzyjnie skomponowany tryptyk filmowy to trzy odrębne, ale powiązane ze sobą kameralne historie. Jeff i Emily składają wizytę mieszkającemu na obrzeżach New Jersey ojca, Timothea i Lillith wpadają na doroczną herbatę do matki w Dublinie, a bliźnięta Skye i Billy po raz ostatni odwiedzają paryskie mieszkanie po tragicznie zmarłych rodzicach. Tym samym Jarmusch wraca do formuły, w której czuje się najlepiej, czyli opowieści antologicznej, jak w „Mystery Train”, „Nocy na Ziemi”, „Kawie i papierosach”. W każdym rozdziale powracają więc te same motywy: ktoś przyjeżdża, ktoś wznosi toast, ktoś pokazuje Rolexa. To nie tylko zmusza widza do uważności, ale pokazuje też, że problemy w rodzinach na całym świecie są w zasadzie te same, niezależnie od pochodzenia czy klasy społecznej.

Czytaj także: Rodzina to siła – zarówno ta wzmacniająca, jak i destrukcyjna. Rozmowa z prof. Bogdanem de Barbaro

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

Film znakomicie ilustruje również ten moment w życiu, w którym więzi z rodzicami stają się coraz trudniejsze. Mówi też o współczesnej izolacji, krępującym mijaniu się – zarówno interpersonalnym, jak i międzypokoleniowym – oraz o tym jak zaskakująco niewiele wiemy o naszych najbliższych. Rodzice i dzieci, o których opowiada Jarmusch, pozostają bowiem dla siebie nawzajem zagadkami. Nie znają się za dobrze ani nie rozumieją. Nie mówią sobie zbyt wiele, rzadko spędzają ze sobą czas, prowadzą osobne życia. Są pozornie blisko, ale tak naprawdę daleko. Autor chciał w ten sposób pokazać uniwersalny problem, jakim jest zanikająca umiejętność rozmowy między ludźmi, zwłaszcza w rodzinach. Najbardziej przekonujące w filmie są zatem niezręczne dialogi oraz napięte chwile ciszy pomiędzy nimi (jesteśmy pewni, że każdy z was kiedyś ich doświadczył).

Czytaj także: Czy „Paterson” z Adamem Driverem to najlepszy Jarmusch od lat? Recenzja

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

Dwie pierwsze części są do siebie podobne tematycznie i skupiają się przede wszystkim na chłodnym dystansie, który w pewnym momencie życia tworzy się między samotnym rodzicem a dorosłymi dziećmi. Trzecia historia, nieco oderwana od poprzednich, choć zdecydowanie mniej angażująca i słabsza narracyjnie, uderza jednak najmocniej. Pokazuje bowiem, że czas upływa i prędzej czy później rodzice przestaną być dla dzieci powodem do irytacji. Uciążliwe wizyty się skończą, domy opustoszeją, rzeczy zostaną sprzedane lub oddane, a część ich życia już na zawsze zostanie tajemnicą. Tym samym Jarmusch otwiera widzom oczy, pokazując, że czas na zadanie wartościowych pytań rodzicom nie trwa wiecznie. To rzecz oczywista, ale tak często ignorowana. A czasem wystarczy tylko z uwagą posłuchać drugiej strony.

Czytaj także: Zanim będzie za późno. Te 10 pytań warto zadać swoim starzejącym się rodzicom

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

Nie jest to jednak wielkie, rewolucyjne dzieło, a bardzo prosty, ale wymowny i refleksyjny dramat. Zrealizowany bez fajerwerków, potoku słów i wzniosłych uniesień. Skupiony bardziej na dialogu i tonie niż innowacji. Oszczędny w wyrazie i środkach, ale hipnotyzujący stylem i urzekająco wciągający. Cierpki, ale przez to skłaniający do myślenia. Pokazujący zwykłych ludzi i zwykłe, nieupiększone życie, ale z pewnością nie dla mas. Z pozoru dzieje się tu niewiele, a fabuła nie wnosi nic nowego, ale pod spodem kryje się tak naprawdę niezwykle ważny przekaz: jeśli my, jako dzieci, nie zadajemy rodzicom pytań, nie wychodzimy im naprzeciw, dlaczego oni mieliby zawracać sobie głowę nami? Jeśli rodzice ograniczyli z tobą kontakt, być może uznali, że już ich nie potrzebujesz? Pocieszające jest jednak to, że póki życie trwa, nigdy nie jest za późno, aby naprawić rodzinne szkody.

Czytaj także: Od dzisiaj się nie znamy. Dlaczego dorosłe dzieci zrywają kontakt z rodzicami?

„Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe) „Father Mother Sister Brother” (Fot. materiały prasowe)

– To w pewnym sensie zaprzeczenie kina akcji. Jego wyciszony styl został świadomie ukształtowany po to, by pozwolić widzowi dostrzec drobne szczegóły, niczym starannie ułożone kompozycje kwiatowe – tak mówi o filmie sam reżyser. I faktycznie – film płynie bardzo powoli, co momentami nuży, ale trzeba przyznać, że jest to nuda całkiem komfortowa. Owszem, lata świetności Jarmusch ma już zdecydowanie za sobą, ale wciąż jest w formie, czego „Father Mother Sister Brother” jest żywym dowodem. To po prostu kawał mądrego, a przy okazji lekkiego kina, które porusza i zostawia widza z pewną refleksją i uśmiechem. Złoty Lew faktycznie jest dyskusyjny. Twórca, szczerze zaintrygowany ludzką kondycją i jej osobliwościami, fenomenalnie gra tu jednak wszelkimi niezręcznościami i dyskomfortem, a aktorzy uświetniają całość znakomitymi występami (gromkie brawa należą się przede wszystkim wybitnemu Tomowi Waitsowi!). Reżyser okazuje też sporo czułości i współczucia obu stronom, aż w końcu dochodzi do wniosku: im więcej wzajemnego zainteresowania w rodzinie, szczególnie między rodzicami a dziećmi, tym lepiej dla wszystkich. Bo czasem najbardziej rewolucyjnym gestem jest po prostu... rozmowa.

„Father Mother Sister Brother” (reż. Jim Jarmusch) w kinach od 16 stycznia. Pokazy przedpremierowe startują 7 grudnia. Zwiastun filmu prezentujemy poniżej.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE