1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Jean-Michel Basquiat. Alternatywa Boga

Do eleganckich restauracji Basquiat lubił przychodzić w garniturze od Armaniego ochlapanym farbą, bo, oczywiście, nosił go także podczas pracy. (Fot. Caters News/Forum)
Do eleganckich restauracji Basquiat lubił przychodzić w garniturze od Armaniego ochlapanym farbą, bo, oczywiście, nosił go także podczas pracy. (Fot. Caters News/Forum)
Zobacz galerię 8 Zdjęć
„Ten dzieciak jest zbyt szybki” – mówił o nim Andy Warhol. Kiedy podczas uroczystej kolacji pewien  liczący się kolekcjoner prosi go o namalowanie obrazu, Jean-Michel Basquiat wychodzi z restauracji, po czym wraca po godzinie z gotowym dziełem pod pachą. Żył tak samo. Zbyt szybko i intensywnie. I na ciągłym haju. Przedawkował, gdy miał 27 lat, pozostawiając ponad 600 obrazów, tysiące rysunków, graffiti na nowojorskich murach i setki zapisanych kartek. Dziś mija 32. rocznica śmierci artysty.

Co dzień to samo. Wstrzykuje sobie porcję heroiny. Połączona z kokainą jest głównym składnikiem jego diety. Rozczochrany, z krótkimi odstającymi bezładnie dredami, w ustach trzyma papierosa. Oczy zawsze lekko zamglone. Już dawno nie jest bezdomnym chłopcem, latającym z puszką farby w spreju po ulicach, należy do nowojorskiej elity, a jednak wciąż podkręca tempo swojego życia, nigdy nie będzie z siebie zadowolony. Notował w zeszycie z zadziwiającą regularnością jak uczeń, któremu nudzi się podczas szkolnych zajęć. Czasem na jednej stronie pojawia się zaledwie urywek zdania, skreślona czarnym długopisem karykatura twarzy, często szkic do przyszłej pracy. Raz pisze o swoich obawach: „Chcę być artystą, nie galeryjną maskotką”; innym razem rzuca tylko wściekłe: „Odstrzelić głupcom łby”, prawdopodobnie mając na myśli krytyków, których nie znosił. Sporządził nawet długą listę sław, którym, czego możemy się tylko domyślać, chciał dorównać: Jim Jarmusch, Jean-Luc Godard, David Lynch, Ringo Starr.

Lekcja anatomii

Jego historia zaczyna się jak wiele historii o spełnionym amerykańskim śnie. Małego Jeana-Michela wychowuje matka Portorykanka i ojciec, uchodźca z Haiti. Mieszkają na Brooklynie, chociaż młody Basquiat częściej przebywa na ulicach czarnego Queens. Rodzice widzą, że chłopak ma talent, oszczędzają, by posyłać go na lekcje rysunku. I choć już jako czterolatek potrafi pisać, czytać, zna francuski, biegle hiszpański, posiada kartę młodego bywalca nowojorskiej galerii MoMA, to jest nieznośnym dzieciakiem. Ma osiem lat, gdy podczas ulicznych zabaw wpada pod samochód. Dostaje wtedy od matki w prezencie podręcznik dla studentów medycyny „Anatomy” [Anatomia] Henry’ego Graya. Nie rozstaje się z nią w szpitalnym łóżku, także później czyta ją i ogląda na okrągło. Być może to tu trzeba szukać charakterystycznych cech późniejszego malarstwa Basquiata – szalonej ekspresji ciała i mimiki twarzy? Gdy Jean-Michel ma 15 lat, ucieka z domu, postanawia zostać bezdomnym. Nocuje w parku Tompkinsa, nowojorskiej mekce włóczęgów. Podoba mu się takie życie.

Do rodziców, którzy wiele razy próbują go odzyskać, powróci dopiero pod koniec krótkiego życia. Na razie to ulice i parki zasypane strzykawkami staną się jego domem. Zaczyna rysować po ścianach. Razem z kolegą z osiedla Alem Diazem maluje pierwsze graffiti na ulicach dolnego Manhattanu. Tworzą duet, podpisują się pseudonimem „SAMO”. W notatkach Basquiata z tego okresu odnajdujemy próby rozwinięcia sloganu: SAMO – 4 Mass Media Mindwash, SAMO©, czy wreszcie najpopularniejszy SAMO – Same Old Shit. SAMO bardzo szybko stanie się symbolem buntu przeciw segregacji rasowej, a sam Basquiat uparcie powtarza: „Nie jestem czarnym artystą, jestem artystą”. Pisze też, że dla niego SAMO jest alternatywą Boga.

Jean-Michel Basquiat w swojej pracowni (Fot. East News) Jean-Michel Basquiat w swojej pracowni (Fot. East News)

Korona

Nastoletniego ulicznego malarza odkrywa Annina Nosei. Galerzystka, młoda przybyszka z Włoch, poszukuje nowych talentów, aktywistów, buntowników. Punkowa rebelia z sal koncertowych, gdzie króluje Sex Pistols i The Clash, przenosi się wtedy do galerii, a „dzieciakami z ulicy”, takimi jak Basquiat czy Keith Haring – inny genialny przedstawiciel nowojorskiego street artu – zaczynają interesować się krytycy, właściciele sal wystawienniczych, kolekcjonerzy. Jean-Michel, który jeszcze niedawno spał owinięty kocem na ławce w parku, z dnia na dzień trafia na artystyczne salony. Poznaje innych młodych artystów, m.in. Juliana Schnabla. Wspólnym mianownikiem dla twórców zgromadzonych w galerii Anniny Nosei jest estetyka nazywana neoekspresjonizmem, czyli powrót do dzikiego stylu malarskiego, dotychczas kojarzonego głównie z niemieckim międzywojniem i obrazami takich mistrzów jak Egon Schiele. Basquiat maluje właśnie w ten sposób. Jego prace tętnią dzikością. Są prymitywne, niektórzy zarzucają mu, że nieco dziecinne. Bohaterami prawie zawsze są czarnoskóre postaci. Sam mówi, że inspirują go nubijscy niewolnicy w Egipcie i czarnoskórzy niewolnicy przywożeni przed laty do Ameryki. Do tego plamy kolorów malowane szerokim pędzlem i dłońmi, które malarz stosuje wymiennie z innymi narzędziami, z graffiti przenosi na obrazy napisy i tag – swój charakterystyczny podpis – nabazgraną nieporadnie koronę, jakby wyjętą wprost ze szkicownika małego Jeana-Michela.

Podpisuje się co prawda królewskim symbolem, ale wciąż podkreśla, że boli go kwestia nierówności. Że chodząc po muzeach, nigdy nie spotyka na płótnach czarnych twarzy. Jego głos stanie się ważny w walce na rzecz akceptacji czarnoskórych w Ameryce. Obecny już w latach 60. w literaturze, chociażby w twórczości Malcolma X, Black Arts Movement Basquiat przenosi do malarstwa.

Już w 1981 roku, kiedy zostaje zaproszony do udziału w pierwszej zbiorowej wystawie, prosi swoją galerzystkę o gotówkę z góry. Wynajmuje olbrzymie studio, loft przy Crosby Street, i na 500 metrach kwadratowych urządza poligon malarski. Pracuje po kilkanaście godzin dziennie. Gdy brakuje mu płótna, zamalowuje drzwi, podłogę, zamieniając każdą wolną przestrzeń pracowni w podobrazie. Żeby tak intensywnie pracować, potrzebuje nie tylko własnego miejsca, ale i narkotyków. Na to idą największe sumy pieniędzy. Jego wizyty u dilerów stają się coraz częstsze, wystawy w Kanadzie i Japonii rozpoczyna od wycieczki taksówką wprost z lotniska do miejsca, gdzie może kupić kolejny gram kokainy i porcję heroiny.

Symbolem Basquiata była korona. Na zdjęciu praca Banksy'ego poświęcona Basquiatowi. (Fot. BEW Photo) Symbolem Basquiata była korona. Na zdjęciu praca Banksy'ego poświęcona Basquiatowi. (Fot. BEW Photo)

Tak nie stanie się nigdy

„Jean-Michel jest jednym z rockowych herosów, żyje nad przepaścią. Styl jego malarstwa przypomina bombardowanie” – pisał na łamach miesięcznika „Artforum” krytyk Rene Ricard. Popularność Basquiata rośnie z dnia na dzień. W 1982 roku, po kilku solowych wystawach, na krótki okres opuszcza galerię Anniny Nosei. Ma zaledwie 22 lata, gdy ekscentryczny Kalifornijczyk Larry Gagosian kusi go lukratywnym kontraktem. Gagosian wie, co robi. Basquiat jest częścią kontrkulturowej, punkowej rewolucji, a w USA nic nie sprzedaje się tak dobrze jak rewolucja. Problem w tym, że Jeana-Michela niełatwo namówić do zmiany galerii. Kalifornijczyk nachodzi go w pracowni przy Crosby Street. Na własne oczy widzi walające się wszędzie płótna i artystę, który maluje do utraty tchu. Jedyną odskocznią dla Jeana-Michela jest zespół muzyczny, który założył kilka lat wcześniej z Nickiem Taylorem i Michaelem Holmanem. Grają muzykę z pogranicza noise, jazzu i rocka. On gra na klarnecie, choć średnio mu to wychodzi. Mają wielu fanów, przyciągają tłumy do klubów na Brooklynie, ale ich płyty zyskają na popularności dopiero po śmierci Basquiata.

Na razie jego uzależnienie zaczyna dawać się we znaki. W notatkach z tego czasu pojawia się coraz więcej strachu o utratę umiejętności malowania. A jednocześnie to właśnie narkotykami Basquiat odganiał lęki, że jego dobra passa może kiedyś się skończyć. Koło się zamyka, a Jean-Michel wciąga kolejne kreski kokainy, zwiększa też porcje heroiny. Próbuje sobie i innym coś udowodnić. „Ludzie myślą, że się wypaliłem, a tak nie stanie się nigdy” – powie w jednym z telewizyjnych wywiadów. W tym czasie powstają jedne z najbardziej dojrzałych obrazów malarza: „Dustheads”, „Fallen Angel” czy „Skull”, malowane naprzemiennie akrylami i sprejem.

W wieku 25 lat ma już na koncie odwyk, okładkę w „New York Timesie” i popularność gwiazdy ligi NBA. Niewyobrażalny sukces jak na czarnoskórego artystę. Kelnerzy w restauracji przy Pięćdziesiątej Siódmej na Manhattanie witają go z honorami, zresztą wisi tu portret właściciela lokalu – pana Chow, namalowany przez Basquiata (zanim jeszcze na jego obrazy pozwolić sobie mogli tylko najmożniejsi). Artysta do eleganckich restauracji lubi przychodzić bez butów, ale w garniturze od Armaniego, czarnym i ochlapanym farbą, bo, oczywiście, nosi go także podczas pracy.

Prace Basquiata tętnią dzikością. Są prymitywne, niektórzy zarzucają mu, że nieco dziecinne. Sam mówił, że inspirują go czarnoskórzy niewolnicy przywożeni przed laty do Ameryki. (Fot. Forum) Prace Basquiata tętnią dzikością. Są prymitywne, niektórzy zarzucają mu, że nieco dziecinne. Sam mówił, że inspirują go czarnoskórzy niewolnicy przywożeni przed laty do Ameryki. (Fot. Forum)

Fabryka

Na jakiś czas trafia do Los Angeles, gdzie ma krótki romans z pewną młodą piosenkarką. Jej pierwszy hit „Like a Virgin” już wkrótce ujrzy światło dzienne, tymczasem Madonna Veronica Ciccone zabiega o względy młodszego o dwa lata, coraz bardziej znanego artysty. Są parą zaledwie kilka miesięcy, ciekawsze i zapewne bardziej produktywne jest spotkanie z Davidem Bowie. Płytę „Let’s Dance” z  1983 roku Bowie zadedykuje między innymi młodemu malarzowi, a po latach zagra epizodyczną rolę Andy’ego Warhola w jednym z biograficznych filmów o Basquiacie. No dobrze, a co z prawdziwym Warholem? Wokół relacji Jeana-Michela z legendą pop-artu narosły legendy. Jedni twierdzą, że starszy o 30 lat Warhol pałał do niego miłością, inni – że Jean-Michel był dla niego jedną z wielu przelotnych fascynacji. Żaden z nich nie mówił zbyt wiele o tym, co ich łączyło. Tym bardziej znaczący jest Warholowski komentarz z 1984 roku przed wspólną wystawą: że ich artystyczne ego stało się na moment jednym i że Basquiat nauczył go malować na nowo.

Plakat filmu „Basquiat – taniec ze śmiercią” (1996) (Fot. East News) Plakat filmu „Basquiat – taniec ze śmiercią” (1996) (Fot. East News)

Wiadomo, że do słynnej Fabryki [Factory] Jean-Michel, wynajmujący studio nieopodal, trafił po raz pierwszy w 1983 roku. Mieszcząca się przy Union Square pracownia Andy’ego Warhola była jednocześnie trzypiętrowym biurem i wielką imprezownią, gdzie trafiali artyści, celebryci i ci, którzy chcieli grzać się w blasku ekscentrycznego mistrza. Przed dekadą pojawiał się tu Jim Morrison, w latach 80. – Lou Reed, Mick Jagger. Niekończące się spotkania i narkotykowe imprezy (inny stały bywalec Fabryki Elton John skwitował je kiedyś słowami: „Cieszę się, że w ogóle przeżyłem ten czas”) musiały zachwycić Basquiata. Tym bardziej że Warhol proponuje mu współpracę, mają stworzyć cykl prac. Powstanie ich cała seria. Do najpopularniejszych należy instalacja z dziesięciu worków bokserskich, które Basquiat z Warholem zamalowują twarzami przypominającymi wizerunek Jezusa z „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci. Zachowała się fotografia (autorstwa Michaela Halsbanda), na której dwaj artyści ramię w ramię stoją obok siebie w bokserskich strojach ze skrzyżowanymi na piersiach rękawicami.

Andy Warhol i Jean-Michel Basquiat na ich wspólnej wystawie w 1985 roku (Fot. East News) Andy Warhol i Jean-Michel Basquiat na ich wspólnej wystawie w 1985 roku (Fot. East News)

Przeraża mnie długowieczność

Najpierw umiera Warhol. Ponure wieści nadchodzą w lutym 1987 roku, wpędzając Basquiata w depresję. Ćpa coraz więcej. Pomimo wyjazdu na Hawaje, gdzie spotyka się z ojcem i podobno przechodzi detoksykację, i tak wraca do nałogu. Ojciec nie może zrozumieć, skąd ta destrukcyjna siła, skąd rozpacz. Przecież Jean-Michel ma wszystko, o czym można zamarzyć. „Przeraża mnie długowieczność” – słyszy odpowiedź syna. Jest coraz gorzej, chłopak ledwo chodzi, o malowaniu nie ma już w zasadzie mowy. Rok później, w sierpniu 1988, znajomi znajdą w pracowni jego ciało. Zaledwie dzień wcześniej przyrzekał swojej przyjaciółce Kelle Inman, że skończy z narkotykami. Wypełniło się jego własne proroctwo z 1979 roku, kiedy to na murze School of Visual Arts na Manhattanie młodziutki Basquiat napisał: SAMO IS DEATH.

Kolejna przedwcześnie zmarła gwiazda z klubu 27. Przekorność rynku sztuki szybko dała o sobie znać. Sam artysta rozdawał znajomym swoje dzieła za darmo, za przysługę, za działkę heroiny. Po latach można było na nich zrobić interes życia. Krocie zarobił m.in. perkusista zespołu Metallica Lars Ulrich, który w 2013 roku zainkasował za jeden obraz aż 13 milionów dolarów. A to i tak niewiele w porównaniu z innym obrazem Basquiata „Dustheads”, który na aukcji w domu aukcyjnym Christie’s sprzedano za 48 mln dolarów. Malarz stał się także jednym z symboli „czarnego” wyzwolenia, raperzy tacy, jak: Jay-Z, A$AP Rocky czy Wu-Tang Clan, wspominają go w tekstach z imienia i nazwiska. Reprodukcje jego prac lądują na koszulkach sprzedawanych przez sieciówki i modnych butach sportowych.

Wystawa w Mediolanie, 2006 rok (Fot. Stefano Rellandini/Reuters/Forum) Wystawa w Mediolanie, 2006 rok (Fot. Stefano Rellandini/Reuters/Forum)

Duże wystawy monograficzne Jeana-Michela Basquiata to jedno. Ale to dzięki setkom kartek i reprodukcji z ośmiu dzienników możemy dotrzeć do jego tajemnic. W centrum zainteresowania są tu przecież nie prace, które chciał nam pokazać, ale notatki i szkice, które chciał zachować dla siebie.

Współpraca: Zofia Fabjanowska-Micyk

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze