1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Pierwsze kolory Ostrawy na Colours of Ostrava

123rf.com
123rf.com
Moja Reisefieber ostatniej nocy przyjęła postać kuriozalnych, wyrywających ze snu pytań: „Jaki mamy dzień tygodnia?”, „A co, jeśli w Ostrawie nie ma bankomatów?” i ostatnie, najlepsze: „Czy Czechy w ogóle są w Unii Europejskiej?”. Mimo wszelkich lęków i prawdziwych już, niewyśnionych perturbacji - stało się. Jestem zagranicą. I pierwsze, co mnie przywitało, to podwójna tęcza.

W Cieszynie są dwa dworce kolejowe. Autobus z Krakowa dowozi oczywiście na ten polski, a pociągi jadące w  głąb Czech odjeżdżają z czeskiego. W zwykły dzień dzielący je dystans można pokonać w kwadrans, wczoraj jednak całe miasto sparaliżował Tour de Pologne. Przedziwną mamy ostatnio metodę promowania Polski w mediach: najpierw lokuje się ważne medialne wydarzenie w jakiejś atrakcyjnej wizualnie przestrzeni, a potem tę przestrzeń skrzętnie przykrywa bannerami reklamowymi, telebimami, balonami, dmuchanymi mosteczkami, serpentynką z kolorowym zawijaskiem. W efekcie: ani przestrzeni nie widać, ani nie można z niej skorzystać na normalnych warunkach. Tak umilił sobie życie w centrum Wrocław, umiejscawiając Strefę Kibica na Euro właśnie na rynku. W ten sam sposób ucieszył się wyścigiem kolarskim niewielkich rozmiarów Cieszyn. Przeciskając się pomiędzy ogromnymi balonami reklamowymi a ścianą, doczołgaliśmy się w końcu na peron, choć mieszkańcy, pytani o najłatwiejszą drogę, łapali się za głowy.

I tu przychodzi czas na zachwyty nad czeską koleją, których nigdy dosyć -uwielbiam je w całości: od logo po konduktorów, od nazwy po wygodę, od punktualności po taniość biletów. Jak obiecali, tak zrobili: w pół godziny byliśmy już na miejscu.

Ogromne zainteresowanie uczestników festiwalem przerosło oczekiwania organizatorów - na kilka dni wcześniej udało im się zorganizować dodatkowe pole namiotowe, na którym teraz wsłuchuje się w deszcz pisząca te słowa. Bo oczywiście dziś pada, skoro wczoraj zostawiłam parasol w bramie u ochroniarzy. Jak powszechnie wiadomo, parasole stanowią bowiem poręczną broń i lepiej ją skonfiskować. Oczywiście pada i padać będzie, bo tu nie kontynentalna centralna Polska, tylko góry, o czym też raczyłam zapomnieć, pakując do plecaka głównie sukienki. O tradycjach przemysłu wydobywczego tego regionu przypominają ogromne, pordzewiałe maszyny górujące nad namiotami. Awaryjne pole namiotowe zorganizowano bowiem na terenie muzeum górnictwa, które jest jednocześnie centrum sportowym czy raczej parkiem rekreacyjnym. W bliskim sąsiedztwie pordzewiałych maszyn można też trafić na wyimek z ostrawskiego zoo - zagródkę z kozicami górskimi. „Awaryjna” jest też komunikacja nocna pomiędzy festiwalem a awaryjnym polem namiotowym - po ostatnim koncercie sto pięćdziesiąt osób próbowało się wcisnąć do jednego, ostatniego autobusu - nie udało się. Wracaliśmy taksówką.

Ale przecież to, że będzie prowizorka, wiadomo było od początku. Skupmy się może raczej na artystach.

Kronos Quartet niestety zawiódł na całej linii i moja opinia wyjątkowo nie zmieniła się pod presją wyjących gdzieniegdzie w pobliżu zachwyconych ludzi. Albo się starzeję, albo nie trafiają już do mnie takie mieszanki jazzu z world music, których najmocniejszymi i najtańszymi zarazem chwytami są nagłe zmiany dynamiczne i wyciskające łzy melodie. Zmęczona Kronosem tym mocniej zachwyciłam się Mogwai, którzy - choć P. zza ramienia podpowiada, że porównywalnych artystów w tym gatunku jest na pęczki - potrafili zagrać bardzo dobry koncert, budować napięcie stosownie do warunków dużej sceny. Na koncertowe zamknięcie dnia zafundowaliśmy sobie Infected Mushrooms, zespół z Izraela i USA, który doskonale potrafi animować imprezę pod sceną i zachęcać zziębniętych już nieco ludzi do bliżej niezdefiniowanego tańca polegającego na wyciąganiu rąk w górę i machaniu nimi na boki oraz odrywania stóp od podłoża. Spróbowałam. Działa prawie tak dobrze jak bramborak, czyli ogromny placek ziemniaczany (200-270 gramów) z dodatkiem kiszonej kapusty i sosu czosnkowego na bazie jogurtu. Mój dietetyk nie byłby zadowolony, ale jeśli jeszcze poprawi się to Ostravarem, czyli lokalnym browarem, śpi się jak dziecko.

Oczywiście do momentu, dopóki się człowiek nie obudzi, poklepując w uda. Nie wiem, czy kiedyś tego doświadczyliście, więc muszę przybliżyć to zjawisko: budzicie się, otwieracie oczy i orientujecie się, że już od dłuższego czasu, czyli zanim się jeszcze obudziliście, wasze dłonie rozcierały np. zmarznięte stopy lub poklepywały w uda. A potem z radością odkrywa się w zakątku śpiworka zagubiony kubek termiczny z ciepłą jeszcze herbatą. I ten smak, Drodzy Czytelnicy, należy do najpiękniejszych na świecie.

Dziś zagrają Bobby McFerrin, Antony and the Johnsons i Flaming Lips, zajrzę w różne festiwalowe miejsca i niebawem zdam sprawę z wrażeń. Będą też zdjęcia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze