1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Krystyna Janda - powrócić, orbitować

Krystyna Janda - powrócić, orbitować

Fot. Marlena Bielińska/Move
Fot. Marlena Bielińska/Move
Kiedy pojawiła się w „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy, ekran eksplodował energią. Z impetem weszła do historii kina. Dzisiaj gra w filmie rzadziej, skupiając się na prowadzeniu założonej przez siebie 15 lat temu Fundacji na rzecz Kultury i dwóch teatrów – Polonii i OCHu. Wybitna aktorka, reżyserka, aktywistka – o czasie, w którym świat się zatrzymał, o świecie, który zmienia pandemia. 

Coś jeszcze zostało z twojej podróży do Maroka?
Cudowne obrazy, kolory. Świat o wiele barwniejszy, niż przeczuwałam. Poznałam nomadów, mają ze swojego namiotu siedem kilometrów do wody. Odwiedzałam ludzi żyjących na poziomie minimum egzystencji. I raptem, w hotelu, przewodnik mówi, że musimy jak najszybciej wracać do Polski, zamykają granice. Nocna podróż samochodem. Lot Marrakesz – Casablanka – Paryż, gdzie przejechałam całe miasto, by dostać się na inne lotnisko. Jeszcze nie czułam zagrożenia. Na lotnisku w Warszawie już miałam maseczkę, rękawiczki, stałam w długiej kolejce, nikt nie chciał pożyczyć mi długopisu.

Jak zatrzymał się twój świat?
Prawie nie wychodzę. Cały czas pracuję zdalnie, bo za wszelką cenę staramy się ratować fundację. Na początku zakładaliśmy optymistycznie, że teatry zostaną otwarte 1 czerwca, później, że 1 lipca. Mamy w telefonach asystenta, aplikację, ja go pytam o wszystko. Wczoraj zapytałam: „Kiedy będą otwarte w Polsce teatry?”. Odpowiedział: „Na końcu”. Na razie w fundacji wydajemy oszczędności. Dzięki mojej obsesji, że coś się może zdarzyć, możemy mieć klapę z dwiema, trzema premierami z rzędu, odłożyliśmy trochę na czarną godzinę, dzięki czemu przetrwamy trzy, cztery miesiące, płacąc pensje, nikogo nie zwalniając i regulując nasze comiesięczne zobowiązania. Później, gdyby ta sytuacja trwała dłużej, będę musiała podejmować dramatyczne decyzje. Oczywiście, złożyliśmy te wszystkie papiery związane z tarczami antykryzysowymi. Trudne to wszystko.

Co mówią aktorzy?
Jedni mają oszczędności i stabilną sytuację. Inni, zwłaszcza młode aktorki, samotnie wychowują dwoje, troje dzieci, żyją w wynajętych mieszkaniach, na styk, od pierwszego do pierwszego. Sytuacja bardzo wielu artystów, bo chodzi także o reżyserów, scenografów, muzyków itd., jest naprawdę dramatyczna. Wielu ludzi odejdzie z zawodu, będzie szukać innej pracy. Chcą robić cokolwiek, byle przetrwać. Ale przypuszczam, że jest tak w większości branż w Polsce.

Zdarzyło ci się już tak długo nie grać?
Kiedy byłam w ciąży. W jednej ciąży nie grałam przez dwa ostatnie miesiące. Druga była zagrożona, więc leżałam w łóżku cztery i pół miesiąca. Tylko wtedy. No i po urodzeniu każdego dziecka dwa, trzy miesiące. Oj, to były piękne momenty!

Co teraz robisz?
Dzisiaj patrzyłam na drzewa, na kolory w ogrodzie, zieleń taka soczysta, o tej porze roku jest najpiękniej. Pomyślałam nagle: „A może ja już nigdy nie będę grała? Fundacja się zawali, a ja…”. Ja już się w życiu nagrałam, nawystępowałam. Może za chwilę zachoruję? Może umrę? Wszystko może się zdarzyć, jestem w grupie ryzyka.

Mówisz to z takim spokojem?
Tak, bo bardzo dużo śmierci dokoła. Jestem paradoksalnie „oswojona”, bo byłam blisko. Mój mąż umarł, mając 66 lat, dokładnie tyle lat, ile ja teraz, więc to się w każdej chwili może zdarzyć. Edward powiedział przed śmiercią: „No, miałem dobre życie. Dziękuję, wystarczy”. Widziałam mękę mojego męża, kiedy podawano mu chemię. Widziałam przed chwilą umieranie mojej mamy. Gdyby mnie to spotkało, gdyby się okazało, że mam raka czwartego stopnia, to nie wezmę chemii. Umrę sobie. Chociaż, może plotę? Ale jakoś mi śmierć bliska teraz, naturalna raczej.

Pamiętam, jak mi powiedziałaś, że gdybyś wiedziała, że Edward z tego nie wyjdzie, pojechalibyście na wakacje do Włoch.
Tak. Lekarz powiedział: „Wie pani, leczyć się trzeba, mąż musi się leczyć”. „Jak długo to potrwa?” „Pół roku, może jeszcze będzie żył. Trzeba próbować”. Więc próbowaliśmy. Strasznie mi tęskno do tych wspaniałych ludzi. Do męża, do mamy, do Zuzi Łapickiej, Andrzeja Wajdy, Agnieszki Osieckiej, Kuby Morgensterna, wielu, wielu innych. Darka Kuca, Andrzeja Przeradzkiego, męża Magdy Umer. Ostatnio odszedł cudowny, kochany ksiądz Włodzimierz Nast, który odprowadzał do grobu moją teściową, mojego tatę, mamę, Edwarda, przyjaciel rodziny. Niedawno umarła nasza gosposia, mieszkała z nami dziesięć lat. Brak mi ich wszystkich. Rozmawiałam o tym ostatniej nocy z Krzysiem Materną. Zapytał, z kim mamy o nich rozmawiać. Wymieniamy nazwiska i nikt nie wie, o kim mówimy. Nasz świat znika. Dzwonię do przyjaciół, do starszych aktorów, do Wiesi Mazurkiewicz, powiedziała, że jest taka samotna teraz. Nie może jej odwiedzać córka ani wnuczka, bo boją się o jej zdrowie. Patrzę na Basię Krafftównę i podziwiam, że ma wciąż tyle radości w sobie, energii, że tak jej się wszystkiego chce. Jest żywotna, ma apetyt na życie, na czekoladę, tyle radości nam dała, grając z nami w Och-Teatrze. Ostatnia wychodziła z popremierowych bankietów. Pytam: „Basiu, a ty nie tęsknisz za Wojtkiem Pokorą, za Wiesławem Michnikowskim, Mieczysławem Czechowiczem, tymi tuzami”. „Tęsknię” – mówi. Śmierć jest sprawiedliwa. Chcesz czy nie, musisz umrzeć. Sprawiedliwa? Raczej nieubłagana, bezwzględna.

Świat zrobił się pusty, zwłaszcza teraz?
Podczas tego odosobnienia? Kwarantanny? Nie, zrobił się nieprawdopodobnie pełny. Przepełniony, nie wiadomo w co włożyć ręce. Perły i chłam. Czytam, oglądam filmy, wysłuchałam tylu płyt. Dawno nie miałam na to czasu. Gdyby nie kultura, gdyby nie artyści, sztuka, byłoby trudniej przetrwać czas „końca świata”, samotności. Właściwie nie ma samotności. Samotność nie istnieje, bo oni to wszystko dla nas stworzyli i tworzą… Nie mogę iść spać, tyle ciekawego. Kiedy obejrzałam w sieci „Cząstki kobiety” Kornéla Mundruczó z TR Warszawa, to myślałam, że z zachwytu umrę. To jedno z największych przedstawień, jakie widziałam. Wyżyny aktorstwa i reżyserii. Obejrzałam wszystkie udostępnione przedstawienia z Metropolitan Opera! Wracam do Bergmana, ról Ingrid Bergman. Zwiedzam wirtualnie muzea, czytam poezję, nie pamiętam już, kiedy czytałam poezję „niezawodowo”, dla przyjemności. Czytam nowe sztuki teatralne… no i gotuję po raz pierwszy w życiu… beznadziejnie. Nigdy nie miałam tak bogatego życia, tylu wrażeń. Zapominam o tej cholernej pandemii, zapominam o bożym świecie. Dzięki sztuce.

Kiedy zamknięto instytucje kultury, mówiłaś, że twoje teatry nie będą grały w sieci. Ale pokazałaś „Danutę W.”.
Nie mamy zarejestrowanych przedstawień. Niestety. Mamy nagrania techniczne, na wypadek, gdyby trzeba zrobić zastępstwo. Jedynie „Danuta W.” – z jednej kamery plus zmontowane materiały dokumentalne, była do pokazania. Jeśli wrócimy do teatrów, będę profesjonalnie rejestrować wszystkie spektakle, nie żałując pieniędzy. Ponad sto przedstawień w naszym teatrze przepadło raz na zawsze, a to często perły, z prawdziwymi kreacjami wielu naszych kolegów… Byli też wielcy aktorzy, którzy już nie żyją albo nie grają, inscenizacje, do których nie ma powrotu. Uważałam zawsze, że urodą teatru jest to, że trwa chwilę – spotykamy się co wieczór, a potem tytuł znika i zostaje jedynie w pamięci widzów. Nigdy już tego błędu nie popełnię.

Kultura stanie się bardziej globalna przez to, że zeszła do sieci?
A co w tym złego? Jestem dobrej myśli. Choć to wielka nauka ten czas. Ale… teatr jest od zawsze. I będzie zawsze. Bo jest potrzebny. Ta cudowna umowa, że jedni grają, a drudzy im wierzą w te opowieści. To jest ludziom potrzebne. Martwi mnie natomiast, jak z tego wyjdziemy. Teatry państwowe przetrwają. Ale takie niezależne, bez stałych subwencji, jak nasze, mogą zostać zmiecione z powierzchni ziemi. Poza tym odosobnienie nas wszystkich zmienia. Zmienia priorytety. Ile to potrwa, zanim widzowie będą chcieli się z nami spotkać? Czy będą mieli do tego głowę? Serce? Czy będą mieli na bilety? A jeżeli na sali będzie mogło siedzieć tylko 60 widzów? Nie będzie nam się opłacało grać. Wpływy z biletów nie pokryją kosztów wieczoru. Przy takich ograniczeniach państwo powinno dopłacać do każdego biletu, tak by było logicznie. Kondycja kultury! Znaczenie kultury! Wszystko opiera się na tym, jak ważna jest kultura dla władzy. Na ile władza rozumie, że naród bez dostępu do kultury się wyjaławia. Nie pamiętam, niestety, rządu po PRL-u, bo o tamtych czasach nie mówmy, dla którego kultura byłaby naprawdę ważna. A dzięki kulturze jesteśmy ludźmi. Kultura jest źródłem empatii. Można być człowiekiem marnym albo wspaniałym. Dzięki literaturze, teatrowi, sztuce to sobie uświadamiamy. Sztuka uczy nas rozumieć i kochać drugiego człowieka, dziecko, zwierzę… Inaczej żyjemy na jałowym biegu, przez zaniechanie, bez uczuć wyższych, z dnia na dzień. No tak, ale dziś widzimy, że to służba zdrowia powinna być przede wszystkim przedmiotem naszej troski. Kondycja leczenia, domów opieki jest fatalna. Nauka, kultura, edukacja zaraz potem. Pieniądze, pieniądze! Już byliśmy podobno coraz bogatszym społeczeństwem, jak mówili rządzący, a teraz znów jesteśmy biednym? Nagle?

A jeśli będziesz musiała zamknąć fundację?
Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy. Ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Po „Danucie W.” 700 osób wpłaciło datki na działalność fundacji. Jesteśmy ich przyjaciółmi od 15 lat, przychodzą na nasze premiery. Może dalej będą z nami.

Przed rokiem mówiłaś Jackowi Żakowskiemu w „Polityce”: „Stworzyłam sobie w teatrach mikroświat”. Co dzisiaj z twoim poczuciem bezpieczeństwa?
Na razie go nie mam. Ale rozmawiałam dzisiaj o repertuarze ze współpracownikami. O tym, jak przesunąć zaplanowane premiery, od czego zacząć, co widzom będzie potrzebne, i na chwilę znów wróciłam do tego szczęśliwszego świata. Planowałam tak, jakby pandemii nie było.

Granie której z ról ostatnio sprawiło ci największą przyjemność?
„Zapisków z wygnania” Sabiny Baral, o traumie Marca ’68. Kocham te wieczory. Kiedy wiem, że to zagram, jestem szczęśliwa. Wiem, że te wieczory są naprawdę po coś, widzę to po ludziach. Moja obecność i „sposób” ma znaczenie. Nie mam poczucia, że gram, opowiadam to też sobie, przez siebie, każdego teatralnego wieczora.

To prawda, że aktor jest nieszczęśliwy dwa razy – kiedy gra i kiedy nie gra?
Tak. Gdybyś widział, jak jestem nieszczęśliwa przed wyjściem na scenę. Siedzę w garderobie i mówię: „Lezą, idą, łażą nade mną”. Bo garderoba jest pod schodami, więc słyszę – już siedli, już czekają. Mówię: „Co ludziom do głowy przychodzi, żeby iść do teatru. Wolałabym szczoteczką do zębów umyć dziś scenę niż grać”. Wchodzę czasem prawie z nienawiścią. Ale po dziesięciu minutach… kocham. I jestem bardzo szczęśliwa, że gram, że Oni są, że przyszli, że Im się chciało, że słuchają, że się śmieją… Nie gramy w teatrach od dwóch miesięcy. Wszyscy tęsknimy. Czarek Żak przysyła mi SMS-y: „Zagrajmy sobie coś!”. Stworzyłam grupę na WhatsAppie dla ludzi z fundacji. Przesyłamy sobie zdjęcia, to lawina wspomnień. Myślę, że jak otworzą teatry, będziemy po prostu orbitować. Wybijać sufit z radości. Pamiętam, jak wrócił do teatru Jurek Stuhr po prawie dwuletniej nieobecności, chorobie. Zmartwychwstały zagrał „32 omdlenia”. Boże, co się działo! Czegoś takiego nie przeżyłam nigdy! Spojrzał, zrobił jakiś gest, a widownia szalała z radości, dostawała orgazmu. Każdy jego krok, każdy obrót były oklaskiwane. Może tak będzie, jak wrócą teatry?

Jaka będzie Shirley Valentine?
Radosna, energiczna, bo czasem jest malkontencka, a czasem zbyt skwaszona, autoironiczna. Teraz będzie się zwyczajnie cieszyć, że żyje, że gra… Premiera była w listopadzie 1990 roku. To ile ja ją gram? Z przerwami 30 lat. Starzeję się z nią, łagodnieję. Na pewno teraz obie jesteśmy cieplejsze, jest w nas mniej kategoryczności w wielu sprawach, dzisiaj bardziej rozumiem jej męża i dzieci. Kiedyś walczyłyśmy, dzisiaj jesteśmy bardziej złośliwe, ale i pobłażliwe.

Jesteś częściej walcząca czy pobłażliwa?
Zależy kiedy i w jakiej sprawie. Na temat wolności, praworządności, zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej jestem walcząca.

Kiedy był protest w czasie kwarantanny, napisałaś: „Wywieście chociaż czarne pranie”.
Albo czarną sukienkę, niech powiewa. Ja powiesiłam czarną parasolkę, wysoko, wysoko, na dachu. Natomiast w stosunku do ludzi jestem pobłażliwa, dzisiaj dużo więcej wybaczam. Rozumiem. No, ale, niestety, nie wierzę już w człowieka jak dawniej. Często go nie rozumiem. Przeraża mnie.

Boisz się o rodzinę?
Tak, ale moja córka, moi synowie są obywatelami świata, mówią w kilku językach, mają zagraniczne kontakty. To ludzie, którzy żyją w Polsce, bo jest ich miejscem pod sercem. Ale potrafią odnaleźć się wszędzie. Nie sądzę, żeby moje dzieci chciały wyjechać. Mają inną perspektywę. Długoterminową. Kiedy martwiłam się tym, co robią obecne rządy, synowie mówili: „Mamo, to minie. Uspokój się”. Odpowiadałam: „Wy jesteście młodzi, ja nie mam czasu. A jeśli za mojego życia to się nie zmieni?”.

Jest w filmie Jacka Borcucha „Słodki koniec dnia” mocna scena, w której grana przez ciebie poetka, noblistka Maria Linde, zostaje zamknięta w klatce. Symboliczna?
Tak, często teraz czuję się w Polsce jak w tej klatce. Jestem osobą potępianą przez bardzo wielu Polaków. Nie tolerują, że myślę inaczej, że głośno mówię, co myślę, że mam inne poglądy niż „podobno większość”, bo wciąż nie mogę uwierzyć w tę większość innego niż ja suwerena. Taka wyraźna dezaprobata nie spotyka mnie publicznie ani w teatrze, to raczej anonimowe ataki w Internecie, najczęściej obrzydliwe. Nienawiść to ta klatka. Przyzwolenie na nią. W sierpniu miałam zaczynać próby do tekstu teatralnego Jarka Mikołajewskiego. To sztuka o poetce, która chciałaby zostać pochowana w alei zasłużonych, bo nie ma pieniędzy, więc to jedyny sposób na pogrzeb za darmo. Ale musi udowodnić decydentom, że zasługuje na aleję zasłużonych. Jak poeta ma to udowodnić urzędnikowi służbiście? Pamiętam, kiedyś nie mogłam wjechać do telewizji, portier mówi do mnie: „A skąd ja mam wiedzieć, że pani jest aktorką? Niech pani powie jakiś wiersz”. Nawet przez chwilę chciałam to zrobić, ale myślę: „Czy ja zwariowałam, będę mówić wiersz przed szlabanem zamykającym parking?!”. Odwróciłam się i odjechałam. Nie poszłam na rozmowę o roli i jej nie zagrałam. No, ale nie było wtedy telefonów komórkowych [śmiech].

Śni ci się teraz teatr?
Dwa dni temu śniła mi się zamknięta kurtyna. Drżała jak ruszający się ręcznik w powieści Gombrowicza „Opętani”. Ten ręcznik u Gombrowicza powoduje niepokój, buduje napięcie, nie wiadomo, co będzie dalej.

A role ci się nie śnią?
Remek, daj spokój, to jakbyś zapytał hydraulika, czy mu się śnią złączki. Ja jestem stara aktorska wyga. Chociaż… Znam takiego hydraulika, któremu się śnią złączki, bo kocha swój zawód. Dzwonię: „Nie ma ciśnienia w kaloryferze”. On mówi: „Już jadę podnieść atmosferę”.

 Fot. Marlena Bielińska/MOVE Fot. Marlena Bielińska/MOVE

Masz apetyt na świat?
Mnie się „mój” świat bardzo podoba. Ten w ogóle świat jest i piękny, i straszny. Okrutny i zachwycający. Ludzie są sprawcami wielkiego zła i wspaniałego dobra. Kiedy rozmawiamy, umiera wielu ludzi, dzieci z głodu. Jak kochać ten świat? Ale mój mały światek jest super. Gdyby nie było koronawirusa, byłabym na wyspie Belle-Île i zwiedzała dom Sarah Bernhardt. Miałam wszystko zorganizowane. Bernhardt kupiła go, mając 50 lat, spędzała tam lata, zapraszała przyjaciół, miała wykute w skale miejsce, z którego godzinami patrzyła w dal. Historycy teatru mówią, że to aktorka o największym znaczeniu w XX wieku. Popatrzyłabym sobie na ocean z jej miejsca. Chciałabym jeszcze odwiedzić mój dom we Włoszech, ten, który wynajmowałam na wakacje od 27 lat. Mam z niego widok na las piniowy, jest pięć minut od plaży. Wstaję tam o świcie, kiedy cykady jeszcze śpią. Zaczynają szaleć, kiedy słońce grzeje. Wszystko tam lubię. Dobrze byłoby tam latem wracać...

Krystyna Janda aktorka, reżyserka, autorka książek. Prowadzi Fundację Krystyny Jandy na rzecz Kultury i dwa teatry Polonię i Och. Zagrała około 70 ról filmowych w Polsce i za granicą, a także mniej więcej tyle samo ról teatralnych. Wśród najważniejszych wyróżnień i odznaczeń, które otrzymała, są: Złota Palma w Cannes, nagrody na festiwalach w Trieście, Montrealu, Belgradzie, San Sebastian, Sundance, Gdyni, „Orły” Polskich Nagród Filmowych, Medal im. Vittoria De Siki, Order Sztuk Pięknych i Nauk Humanistycznych Francji, medale Karola Wielkiego – Europejską Nagrodę Mediów, a także im. Mordechaja Anielewicza. 

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze