„Drzwi wyważyli, jest koniec grudnia, i wynoszą ciało”. Tak brzmi pierwsze zdanie tej mrocznej powieści. Kolejnym równie daleko jest do stylistycznej doskonałości.
Dzięki temu, że nie prześlizgujemy się po nich gładko, tylko potykamy o niezgrabne sformułowania, dzięki temu, że autor każe nam oderwać się od liter i zastanowić, o co chodzi, a niektóre myśli bezczelnie urywa w połowie – łatwiej nam wkręcić się w fabułę. Rzecz dzieje się w mieście w Wielkiej Brytanii. Głównie w mieszkaniach komunalnych, przytuliskach, parkach. No i w kostnicy. Bohaterowie czas spędzają albo w narkotykowo-alkoholowym marazmie, albo na głodzie. W tę ich dualistyczną rzeczywistość brutalnie wkracza Robert ze swoją śmiercią. Co się z nim stało? Dlaczego jego ciało odkryto tak późno? Jak spędził Boże Narodzenie? No i, najważniejsze, w jaki sposób umarł?
Rozwiązanie będzie niejednoznaczne, ale obserwowanie piętrzących się emocji jest zaskakująco wciągające.
Jon McGregor, „Nawet psy”, Czytelnik 2012