1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Upojenie: Mo Yan, Kraina wódki

</a> mat. prasowe
mat. prasowe
Mo Yana nie było na liście „żelaznych" kandydatów do literackiego Nobla. Wyróżnienie go jest więc już kolejnym dowodem na to, że owa lista ma charakter spekulacyjny.

</a> mat. prasowe mat. prasowe

Mimo uhonorowania ostatnio dwóch autorów od lat typowanych na zwycięzców, tj. Mario Vargasa Llosy i Tomasa Tranströmera, lepiej zatem darować sobie domniemania i zaczekać na werdykt Akademii Szwedzkiej. A ta, dokonując w tym roku takiego a nie innego wyboru potwierdziła, że bywa naprawdę nieprzewidywalna i wcale – co często jej się zarzuca – nie kieruje się zasadą politycznej słuszności czy wręcz poprawności.  Gdyby tak było, Nobla otrzymałby raczej chiński dysydent, a nie pisarz niezamierzający opuścić kraju, w którym wolność słowa jest mocno ograniczona.

Prawdziwie utalentowany artysta potrafi sobie jednak z tym poradzić.  Nie opuszczając na stałe granic Państwa Środka, Mo Yan i tak je już przekroczył, był bowiem tłumaczony i chwalony na całym świecie, także za to, jak – nie krytykując wprost – opisuje grozę życia we współczesnych Chinach. Nazywana „czarną satyrą”, powieść „Kraina wódki” stanowi  na to żywy dowód. Niby przynosi ona zdeformowany, absurdalny wręcz, obraz Chin, ale jest to obraz tak sugestywny, że dość szybko bierzemy go za mocno osadzony w rzeczywistości, a w każdym razie czerpiący z niej mnóstwo inspiracji.

Z poruszaniem się po powieściowej rzeczywistości mamy jednak niemały problem, bo tak naprawdę nie wiadomo, kto nas po niej oprowadza ani w jakim znajduje się stanie świadomości. Czy jest to więc sędzia Ding Gou’er, który wyrusza do Alkoholandii, by przeprowadzić śledztwo w sprawie odbywających się tam rzekomo praktyk kanibalistycznych? Czy może Li Yidou, młody doktor alkohologii, marzący o tym, żeby zostać pisarzem? Czy też sam Mo Yan, który - zachęcony przez listy i opowiadania Li Yidou - wyprawia się do „krainy wódki”? Rzeczywistości trójki głównych bohaterów, jak i bohaterów opowiadań „alkoholandzkich”, tworzonych przez alkohologa, tak się w końcu mieszają, że już nie sposób dociec, gdzie jeden z nich lub wszyscy trzej nas zaprowadzili. Pewne jest tylko, iż żaden z nich nie był zupełnie trzeźwy.

Zmierzająca krętą drogą ku delirium powieść Mo Yana przypomina mi w jakiejś mierze „Nagi lunch” Williama Burroughsa, będący próbą zapisania narkotycznego odlotu i - tak samo jak „Kraina wódki” - zacierający granicę między stanem trzeźwości i stanem zamroczenia. W obu tych powieściach nie sposób wskazać tego, co jest realne, a co stanowi jedynie wytwór zatrutego alkoholem lub środkami halucynogennymi umysłu. Przy tym w obu przypadkach autorzy stawiają pytanie, czy doszło, czy też nie doszło do zbrodni, i w obu nie sposób na nie odpowiedzieć.

O ile podłożem powieści amerykańskiego pisarza było prawdziwe, śmiertelne postrzelenie jego żony, do którego doszło w czasie alkoholowej libacji, o tyle historię o „mięsnych dzieciach”, zjadanych podczas uczt wyprawianych przez wysokich urzędników partyjnych, można włożyć między pijackie brednie. Jednak nad faktem, że do tego procederu dochodzi z biedy, można się już poważnie zastanowić. Tak samo jak nad dyktatorskimi zapędami osobliwego demona, który wywołuje rewolucję i każe się zbuntować skazanym na śmierć dzieciom. Albo prowokacjami i manipulacjami, mającymi na celu skompromitowanie sędziego śledczego, który zresztą okazuje się bardzo na nie podatny. Te i inne sceny wyraźnie czerpią ze społecznego i kulturowego podłoża, nie sposób ich sobie wyobrazić w innym niż chiński krajobrazie. A właściwie, nie czuje się takiej potrzeby – przedziwne wizje Mo Yana wciągają czytelnika bez reszty.

Chiński pisarz pokazuje, że z ograniczeń można się wyzwolić przede wszystkim dzięki wyobraźni. W jego przypadku nie nieokiełznanej, bo nieomal do końca śledzimy przecież fabułę i korespondencję między dwójką pisarzy, dopiero w finale opowieść wymyka się z ram formy, przechodząc w monolog wypowiadany przez, nieomal już na pewno, Mo Yana. Ale na pewno wyzwolonej i nadającej tej książce przepiękny, poetycki kształt. Kiedy przeczytałam ją po raz pierwszy, w 2006 roku, na całe tygodnie utkwiła mi w głowie urzekająca historia o zbieraczach jaskółczych gniazd. Z przyjemnością do niej teraz wróciłam. Choćby dla niej warto sięgnąć po „Krainę wódki” i przekonać się, że ubiegłoroczny laureat literackiego Nobla to naprawdę kawał dobrego pisarza.

Mo Yan, Kraina wódki, W.A.B , Warszawa 2012

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze