1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. REKLAMA

„Kocham to, że jestem panią własnego losu” – rozmowa z Martą Matyszczak, mistrzynią komedii kryminalnych

(Fot. materiały partnera)
(Fot. materiały partnera)

Masz na koncie już kilkanaście książek. To piękny wynik! Jak zmieniłaś się od czasu debiutu? Czy inaczej postrzegasz teraz pisanie? Czy emocje przed każdą premierą są równie silne, co za pierwszym razem?

Podczas premiery „Tajemniczej śmierci Marianny Biel”, mojej pierwszej powieści, byłam szczęśliwa, że udało mi się spełnić moje marzenie – napisać i wydać książkę. Teraz, po dziesięciu „Kryminałach pod psem” i po dwóch „Kryminałach z pazurem” jestem jeszcze szczęśliwsza, ponieważ okazuje się, że mogę zawodowo robić to, co kocham. Pisanie, wymyślanie historii, bawienie się słowem, opowiadanie o ważnych sprawach, ale też puszczanie oka do czytelnika zawsze było dla mnie przyjemnością – i to się nie zmienia. Nie zmieniają się też wielkie emocje przy każdej kolejnej premierze. Zawsze czekam na pierwsze głosy czytelników. Jestem bardzo ciekawa, jak przyjmą nową książkę.

Piszesz głównie komedie kryminalne – skąd pomysł na akurat ten gatunek i czy prywatnie też najchętniej po niego sięgasz?
Patrzę na życie z przymrużeniem oka i takie też są moje książki. Jestem optymistką, w każdej sytuacji staram się znaleźć jakiś powód do uśmiechu, żartu, ironii. Także jako czytelniczka we wszystkich, najpoważniejszych nawet książkach, szukam chociażby iskierki poczucia humoru. Uważam, że bez niego byśmy zginęli. Od zawsze też uwielbiałam czytać kryminały – zatem wyszło mi właśnie takie połączenie – komedia kryminalna. Jednak w tych moich jest równowaga pomiędzy elementami komediowymi, a poważnym kryminałem opowiadającym o mrocznych sprawkach. Piszę tak, jak mi w duszy gra.

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Kto najbardziej inspiruje Cię w Twojej twórczości? Czy są inni pisarze, których podziwiasz, albo aktorzy, który zainspirowali Cię przy tworzeniu swoich bohaterów?
Jedną z moich ukochanych pisarek jest Kate Atkinson, autorka zarówno kryminałów, jak i powieści obyczajowo-historycznych. Atkinson nie dość że po prostu pięknie pisze, to jeszcze ma cudowne poczucie humoru prezentowane w postaci rzucanych mimochodem uwag, gdzieś w nawiasach, zawsze w punkt. Gdy dorosnę, chcę być jak Kate Atkinson! A jeżeli już mówimy o aktorach, to rzeczywiście inspiracją do stworzenia postaci Szymona Solańskiego, prywatnego detektywa, głównego bohatera „Kryminałów pod psem” był Alec Hardy, bohater serialu „Broadchurch” grany przez Davida Tennanta. To taki gburowaty, stroniący od ludzi policjant, doskonały jednak w swoim fachu. Pojechałam nawet specjalnie do Londynu, żeby zobaczyć tego aktora na żywo w granym na West Endzie spektaklu „Don Juan in Soho”. A potem przepychałam się wśród piszczącego tłumu fanek, by zdobyć autograf…

Za co najbardziej cenisz swoją pracę, a co jest elementem, z którego chętnie byś zrezygnowała? O ile taki jest oczywiście.
Niezależność to słowo klucz. Kocham to, że jestem panią własnego losu. Sama decyduję, co i kiedy mam zrobić, o której godzinie wstać czy pójść spać. Układam sobie grafik działań i jestem odpowiedzialna tylko przed sobą. To z jednej strony świetne, wyzwalające uczucie. Są też jednak minusy takiej sytuacji, ponieważ potrzebna jest duża doza samodyscypliny. Jeśli sobie człowiek przez pewien czas odpuści, to potem nagle dobija mu się do drzwi deadline i trzeba zwiększyć moce przerobowe. Ale takie sytuacje są dla mnie w gruncie rzeczy inspirujące!

Można zauważyć, że masz na Facebooku świetny kontakt ze swoimi odbiorcami – czy lubisz także bezpośrednie interakcje i spotkania autorskie na żywo?
Uwielbiam! To jeden z najwspanialszych elementów pracy pisarki – kontakt z czytelnikami. A spotkania na żywo w księgarniach czy bibliotekach są wisienką na torcie. To już tradycja, że z okazji kolejnej premiery spotykam się z moimi czytelnikami w chorzowskiej księgarni Dopełniacz – zazwyczaj brakuje miejsc siedzących, ale czytelnicy i tak wytrwale stoją przez bitą godzinę czy dwie, zadają ciekawe pytania i dzielą się swoimi wrażeniami z lektury. Ludzie reagują bardzo żywiołowo na przygody moich bohaterów. Niektórzy nawet urządzają sobie wycieczki ich tropem. To bardzo miłe, gdy poświęcają swój czas, by się także ze mną spotkać. Zawsze po takich imprezach jestem obwąchiwana przez moje futrzane stado: kundelka Gacka i dwa koty: Burburkę i Pedra. Oni po prostu wiedzą, że przyniosłam im przysmaczki – prezenty dla nich od czytelników…

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

W serii „Kryminał z pazurem” główną bohaterką jest weterynarka Rozalia Ginter. Natomiast w „Kryminale pod psem” poznajemy Różę Kwiatkowską, teraz już Solańską. Do której bohaterki jest Ci bliżej? Czy przelałaś na nie część swoich cech?
Zdecydowanie bliżej mi do Róży Kwiatkowskiej! Z tomu na tom z przerażeniem stwierdzam, że mamy ze sobą coraz więcej wspólnego. A to dlatego, że ja – tak jak Róża – mam podobny talent do pakowania się w najgłupsze i najbardziej absurdalne sytuacje w każdym nadarzającym się momencie. A już gdy wyruszam w podróż pociągiem, mogę być pewna, że nie ominą mnie „atrakcje”. Pierwsza scena „Sopotu w trzech aktach”, najnowszej części cyklu, w której Róża – dość nieudolnie – pływa na paddle boardzie, nie została zresztą wyssana z palca. Przetestowałam to na sobie i także wylądowałam nieskoordynowanym fikołem w wodzie. Ale ja przynajmniej podczas tych akrobacji nie trafiłam na trupa… Natomiast do Rozalii Ginter bardzo mi daleko. To kobieta, która kocha porządek, wszystko musi mieć w życiu zaplanowane i poukładane – mnie bliżej do bałaganiarstwa Kwiatkowskiej vel Solańskiej. Jednak bardzo kibicuję Rozalii, ponieważ jest to silna kobieta, która wie, czego chce i nie pozwoli sobie odebrać tego, co dla niej najważniejsze.

Każda z powieści w serii „Kryminał pod psem” dzieje się w innym mieście. W jaki sposób dobierasz te miejsca?
Zaczęłam od mojego rodzinnego Chorzowa w „Tajemniczej śmierci Marianny Biel”. Potem wybierałam miejsca mi w jakiś sposób bliskie, które dobrze znam. Na przykład w „Zbrodni nad urwiskiem” pojawia się Irlandia, ponieważ ja sama mieszkałam przez trzy lata na Zielonej Wyspie. W „Trupie w sanatorium” trafiamy do Świnoujścia, gdzie moja mama przez lata jeździła jako kulturalno-oświatowa, a potem została moją tajną informatorką przy tworzeniu wątku z lat 70 w tej powieści. W „Lesie i ciemności” jest Puszcza Augustowska, w której – tak jak Róża w wątku z przeszłości – spędzałam w czasach licealnych wakacje. Teraz z kolei jesteśmy w Sopocie, który uwielbiam – zwłaszcza po sezonie, gdy ulice pustoszeją, Bałtyk się burzy i można przechadzać się zakamarkami miasta, zadzierając głowę i podziwiając piękną architekturę.

Zwierzęta pełnią ważną rolę w Twoim życiu. Czy gdybyś nie została pisarką, to Twoja praca byłaby związana właśnie z nimi?
Od dziecka towarzyszą mi psy – aż jeden z nich – Gucio – stał się pierwowzorem książkowej postaci. Od jakichś trzech lat zostałam też, niejako z przymusu, kociarą, ponieważ pewnej zimy wprowadziła się do nas bez pytania kotka, której daliśmy na imię Burbur ze względu na dziwne dźwięki, które z siebie wydaje. Okazało się, że jest w ciąży, więc tak już została, razem ze swoim synalkiem Pedrem (a potem wkroczyli na karty „Kryminałów z pazurem”). Jestem przekonana, że bez względu na to, jaki zawód bym wykonywała, zwierzęta by mi towarzyszyły, ponieważ je kocham i szanuję (np. już dawno przerzucając się na wegetarianizm). Sądzę, że gdybym nie była pisarką, byłabym dobrą przewodniczką turystyczną. Lubię organizować wycieczki dla siebie i swoich bliskich. Jest tylko jeden problem – nie przewiduję odstępstw od przygotowanego przeze mnie planu zwiedzania! Na moich wycieczkach panuje dyscyplina! Może więc wcale nie jestem tak bardzo odmienna od Rozalii Ginter, jak mi się wydawało?

Czy kobiety mają według Ciebie łatwiej, czy trudniej w branży wydawniczej? A może nie dostrzegasz różnic?
Jeśli chodzi o znalezienie wydawcy, współpracę z nim czy kontakt z czytelnikami, to nie spotkałam się z jakimiś nierównościami. Myślę, że zarówno wydawcom, jak i czytelnikom jest wszystko jedno, jakiej płci jest pisarka czy pisarz, o ile dostarcza im ciekawą lekturę. Nieco inaczej sprawa wygląda w samym środowisku pisarskim. Tu niestety czasem można zauważyć niezadowolenie wśród zwłaszcza panów w średnim wieku, którzy krzywym okiem spoglądają na koleżanki po piórze. Szczególnie te, które odniosą sukces. Próbują wtedy deprecjonować je i ich osiągnięcia.

Pisanie na pewno zajmuje znaczną część Twojego życia. Jak spędzasz wolny czas, który Ci pozostaje?
Czytając! W moim domu najpewniej niedługo dojdzie do katastrofy budowlanej. Zawalą się stropy z powodu zbyt dużej ilości książkowych wież, które ustawiam już, z braku miejsca, bezpośrednio na podłodze. Lubię też podróżować z moim mężem. Najchętniej tam, gdzie jest morze. No i mam też psa do wyspacerowania, koty do wygłaskania. Nie ma chwili na nudę!

(Fot. materiały partnera) (Fot. materiały partnera)

Zachęcamy do lektury książki Marty Matyszczak „Sopot w trzech aktach”:

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze