1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Daria Widawska: Kobiety są bardziej skomplikowane

Fot. Piotr Porębski/Metaluna
Fot. Piotr Porębski/Metaluna
Gra przyjaciółki i mamy. W życiu jest pedantką o duszy harcerki. Jak trzeba, weźmie młotek albo naprawi kran. Wychowanie syna mobilizuje ją do pracy nad sobą. Nie ma atencji do psychologii czy ezoteryki. Tak mówi, ale ja nie mogę w to uwierzyć. A jak jest naprawdę?

W czerwcu przypadają urodziny twojego syna. Ile czteroletni Iwo ma ze swojej mamy?

Jest uparty! Po nas obojgu, po Michale, moim mężu, też. Za to tylko po mnie ma charakterek! Czy ten upór to zaleta, czy wada? Raz się przydaje, a raz komplikuje życie. Czasami, kiedy reżyser mówi, jak mam zagrać, proponuję: „Ty widzisz tę postać z zewnątrz, a ja mam ją w sobie i wiem, że tak nie może się zachować”. Wtedy on: „ale tak to sobie wyobrażam”. Ja: „to się nie klei…”. Ponieważ nie lubię konfliktów i dopuszczam do siebie, że się mylę – naprawdę! – a też żeby nie przedłużać jałowej dyskusji, mówię: „Nagram jeden dubel tak, jak ty chcesz, a drugi po swojemu, i wtedy wybierzesz”. No i często to moje duble wchodzą do filmu. Bo też po dwóch, trzech odcinkach serialu wiem, jak ta moja postać się ma zachować, co czuć i myśleć.

W „Prawie Agaty” zmuszasz serialowego męża, by realnie zajął się domem. Trzeba dużo siły, by się odwrócić i wyjść, pozostawiając męża z dziećmi i domowym bałaganem!

Jako Dorota Gawron wiedziałam, że postać grana przez Tomka Karolaka temu wyzwaniu podoła. Dorota podejmuje tę próbę, bo wie, że może. Kobiety często nie próbują zmusić mężów do realnej opieki nad dziećmi i zaangażowania w sprawy domu, bo wiedzą, że nic i tak z tego nie będzie.

A może tylko tak myślą, że jedynie one potrafią to ogarnąć?

Nie mam tego problemu i dlatego się nad tym nie zastanawiałam. Mam to szczęście, które czasami aż mnie boli, że Michał jest świetnym ojcem. Potrafi Iwa zająć, ma zdecydowanie więcej cierpliwości niż ja. Lepiej reaguje w sytuacjach kryzysowych: ja się wycofuję, żeby się nie zdenerwować. No i ma absolutnie rewelacyjny kontakt z synem. Czasami jestem o to zazdrosna. Oczywiście, mówię: „zazdrosna”, ale też się z tego cieszę. I to mnie mobilizuje: „Kurczę, Michał daje radę, więc i ja dam. Ja też swoje ambicje, emocje odsunę i dam radę. Też będę udawać niedźwiedzia w tym kocu zarzuconym na plecy, po 12 godzinach na planie, też pozwolę, żeby Iwo jeździł na mnie jak na koniku…”. To tego typu zazdrość. Mam od Michała pomoc i jestem w momentach ciężkiej pracy przez niego odciążana od spraw domowych. Kiedy kończy się produkcja, staram się wszystko nadrabiać ze zdwojoną siłą.

Jesteś chyba specjalistką od kobiecej przyjaźni, skoro w „Prawie Agaty” kolejny raz grasz najlepszą przyjaciółkę.

Nie, tylko obsadza się mnie w takich rolach. Prawda jest taka, że do czasu serialu „Magda M.” nie wiedziałam, co to kobieca przyjaźń. Kiedyś mówiłam, że wolę rozmowy z  mężczyznami. Zmieniło się to dzięki Joasi Brodzik i przyjaźniom, które nawiązały się w trakcie produkcji serialu, czego właściwie nie zauważyłam. Byłyśmy w towarzystwie złożonym z samych kobiet, zrozumiałam, jak mamy wiele wspólnego i jak my, kobiety, jesteśmy sobie potrzebne. Do teraz tworzymy fajną paczkę, która czasem nie widzi się nawet trzy miesiące, ale gdy się już spotka, porozwiązuje wszystkie swoje problemy.

Dlatego zaczęłam lepiej rozumieć naszą naturę, a że stałam się bardziej otwarta na relacje z kobietami, wiele z nich przylgnęło do mnie. Wychowałam się wśród facetów. Biegałam po podwórku, łaziłam po dachach, jeździłam na rowerze, grałam w piłkę nożną. W liceum byłam w męskiej paczce. Myślę, że dobrze ich rozumiem. Dla nich zielone jest zielone, a nie seledynowe czy pistacjowe. Bardziej skomplikowane, bo też rozum jest bardziej przewidywalny niż emocje, a my przeważnie kierujemy się emocjami. Najpierw na jakąś sytuację reagujemy emocjonalnie, a potem dopiero przychodzi refleksja, czy warto było wdawać się w awanturkę. No nie do końca zachowałyśmy się tak, jak było trzeba, ale, cholera, co teraz zrobić?! Trudno to odkręcić? No więc dalej brrrniemy. A faceci? Najpierw pomyślą, a ewentualnie potem dopiero...

Nie miałaś przyjaciółki przed Joasią Brodzik?

Miałam! W liceum. Sylwię Kuleszę. Oczywiście, rozmawiałam z nią o wszystkim: o kremach, o butach, o torebkach. Takie młodzieżowe problemiki, ale gdyby nie jej osobowość i chęć rozmowy o czymś głębszym, o poznawaniu świata, miłości, literatury, nigdy nie byłaby to głęboka przyjaźń, a utrzymujemy kontakt po dziś dzień. Gadanie o niczym mnie nudzi, choć czasem bywa miłą, chwilową odskocznią. Często pytam, gdzie ktoś coś kupił, ale natychmiast zapominam, bo nie przywiązuję do tego wagi. Nawet nie wiem, kiedy są wyprzedaże. Po świętach? I kiedy jeszcze? Może przy zmianie sezonu? Ja dostaję szału w galeriach handlowych. Upatrzyłam sobie dwie kameralne. W tych dwóch najbardziej znanych w Warszawie, szlag mnie trafia. Kiedyś w jednej z nich półtorej godziny szukałam samochodu. Wiesz, jaka to strata czasu?!

Myślałam, że to tylko faceci gubią samochody. Pewien profesor zapytany, co wtedy robi, powiedział: „dzwonię do żony!”.

Byłam pewna, że zostawiłam swój przy zielonym płotku, a stał przy niebieskim. Oczywiście, pan parkingowy usiłował mi wmówić, że zostawiłam auto na -1, a nie na -2. Byłam absolutnie przekonana, że mi je ukradli!

Brałaś udział w rajdzie po Maroku. Byłaś w jednej ekipie  (nr 18) z Piotrem Zeltem. Długo się przygotowywałaś?

Pojechałam z głupia frant, gdybym miała się przygotować, tobym się ze strachu wycofała. A ja po prostu pojechałam do Maroka, wsiedliśmy z Piotrkiem do samochodu i pojechaliśmy przez pustynię. Zajęliśmy czwarte miejsce, oczywiście, nie w ekipie sportowej, tylko amatorskiej. To był taki czas, że potrzeba mi było odskoczni od pracy, od domowych obowiązków, od wygody. Wyjazdu w zupełnie nowe miejsce, gdzie nie ma nawet dość wody. Dlaczego? Całe dzieciństwo spędziłam w harcerstwie, rąbanie drzewa, rozstawianie namiotów, budowanie prycz bez gwoździa i splatanie ich sznurkiem, spanie na siennikach nie jest mi obce. Więc poczułam się na tej pustyni, jakbym wróciła do czasów harcerskich, dziecięcych, gdzie mi to sprawiało megafrajdę….

To dlatego koleżanka ze szkoły aktorskiej powiedziała o tobie: „jedyny mężczyzna na roku”. Czy Piotrek Zelt wypadł przy tobie wystarczająco męsko? 

Małgosia Lipmann tak mówi! Wiem! Zelt? Absolutnie byłam pod wrażeniem. Jest świetnym kierowcą i dżentelmenem. Ja przeklinam więcej niż on. Co mnie u Piotrka naprawdę zaskoczyło? Jest wysokim mężczyzną, testosteron bije od niego na kilometr. A tam tym sportowym emocjom, zwierzęcym instynktom wcale się nie poddawał. Jechał spokojnie, prosto do celu. Robił, co trzeba, z pełnym opanowaniem, nie dając ponieść się rywalizacji, i dzięki temu zajęliśmy tak wysokie miejsce. Czułam się więc bezpiecznie. Poznałam w Maroku dużo fajnych ludzi, także tych, którzy mieszkają na pustyni i żyją z ludzi, którzy wybierają się na rajdy. Za chustkę, mały krem i pastę do zębów, które dałam pewnej Marokance, ona ofiarowała mi jedyne, co miała. Przyprowadziła osła, żebym się mogła na nim przejechać. No i nie wypadało odmówić.

Wydajesz się mocna, konkretna. A ja myślałam, że jesteś eteryczna, uduchowiona.

Bardzo przyziemna, mocno stąpająca po ziemi, zupełnie bez uduchowienia. Żadnej egzaltacji. Ja muszę wiedzieć tu i teraz. Nigdy nie byłam u wróżki, u numerologa. Nic nie wiem o astrologii. Nie chodziłam na żadne kursy psychologiczne. Ale myślę, że mi bardzo pomaga mój zawód. Ja szukam emocji, prawdy w postaci. Bardziej z obserwacji i na swój własny chłopski rozum tłumaczę sobie różne rzeczy, które zauważam dookoła. Widzę, jak się ludzie zachowują, jak się kłócą, i myślę, co on mówi, co ona? Aha! Więc to wynika z tego, a to z tamtego, i to mi pomaga zrozumieć, o co im chodzi. Ale pomaga też zrozumieć siebie.

I tak porządkujesz, konstruujesz rolę. Jesteś pedantką?

No nie wiem, ale powiem ci, że wczoraj szukałam książeczki szczepień Iwa. Otworzyłam moje segregatory, wszystkie opisane, każda folijka z karteczką i spisem, jakie są w niej dokumenty. Przyjaciółka, która się temu przyglądała, powiedziała: „Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Kiedy zrobiłaś te segregatory?”. A ja: „Nie wiem, zawsze je miałam”. Kiedyś musiałam je zrobić, ale kiedy.

Przyznam ci się jednak, że sama uważam siebie za kompletną bałaganiarę i dlatego muszę wszystko na zewnątrz uporządkować i zaplanować każdą godzinę, bo to ratuje mi życie. Ale jak moje dziecko nabałagani, uważam to za normalne i nie sprzątam po nim każdej zabawki. Iwo wie, że sam musi to posprzątać, kiedy skończy się bawić. I to też jest nauka. Ja również czasem w jego pokoju zostawię kapcie czy kubek. A potem zabiorę...

Wiele kobiet mówi, że ich prawdziwa namiętna natura wyzwoliła się podczas „Tańca z gwiazdami”. Czy z tobą było podobnie?

Jest coś, z czego sobie nie zdawałam sprawy, podpisując umowę na „Taniec z gwiazdami”. Poza udziałem w dziecięcym zespole, gdzie tańczyłam ober- ki i kujawiaki, nie miałam do czynienia z tańcem. Michał tańczyć nie lubi, a ja zawodowo nie miałam okazji. A te latynoamerykańskie zmysłowe i seksualne rytmy zaskoczyły mnie – zobaczyłam i poczułam nagle, że to jest biodro, że tym tyłkiem trzeba zarzucić, że nogą trzeba wywinąć, że piesi wypiąć, choć dekolt w sukni aż po pępek. Ja nigdy nie miałam na sobie czegoś takiego! Ha, i nie będę miała! A tam, nie wiem jakim cudem, oni mnie do tego namówili. To działo się poza mną, byłam w szoku… A jeszcze do tego jakiś obcy facet mnie dotykał, po nodze smyrał. Do zwariowania! Więc w tym sensie ta kobiecość została odkryta. Ale nie oszalałam i jak widzisz, nie chodzę z wypiętą pupą na gigantycznych szpilkach, bo taka nie jestem!

Taniec daje nam kontakt z ciałem. A choroba? Przeżyłaś kilka lat temu tajemniczą i długą niedyspozycję. Czy ona zmieniła twój stosunek do ciała, przecież trochę cię ono wtedy zawiodło? 

Powiem ci tak: o mojej chorobie i o moich przeżyciach już bym nie pamiętała, gdyby mi nie przypominano przy każdym wywiadzie. Teraz ci odpowiem na pytanie: nie mógł się mój stosunek do mnie i mojego ciała zmienić ani do mojego życia, bo ja nie przyjmuję do wiadomości tego, co się wydarzyło. Tak bardzo chciałam wrócić do mojego życia, które było fajne, świetne, radosne, że ten okres wyrzuciłam z pamięci.

Robisz dużo dla chorych dzieci. Jak to się zaczęło?

Zadzwoniła do mnie przy okazji pisania bajek dla dzieci z onkologii w Centrum Zdrowia Matki i Dziecka pisarka Marzanna Graff-Oszczepalińska. Chciała, żebym przeczytała bajki na płycie. Jasne! A potem się okazało, że trzeba z tymi bajkami pojechać do Centrum Zdrowia Matki i Dziecka i tam je przeczytać. Pojechałam i czytałam. I tak się zaczęło.

Płakałaś?

W życiu nie pozwoliłabym sobie tam na łzy! Chociaż wieczorem w domu było mi ciężko…

Ale w szpitalu udało nam się oderwać dzieciaki od wszystkiego, co tam się dzieje! Balony były! Zabawki! Wesoło! Kiedy już wszyscy poszli, ja utknęłam w jakimś pokoju z matkami i dzieciakami. Potem poszłam do kolejnego, a jak wdepnęłam do pięciu, czemu nie miałam wejść do pozostałych. Mam poczucie sprawiedliwości wyniesione z domu, więc żeby nikt nie poczuł się gorszy, zajrzałam wszędzie. Było różnie. I śmiech, i łzy. Pojechałam drugi raz czytać te bajki, no i zostałam w fundacji… A potem fundacja Zdążyć z Pomocą, która też zajmuje się dzieciakami, zwróciła się do mnie, żebym poprowadziła otwarcie ich ośrodka rehabilitacyjnego Amicus. Pojechałam, poprowadziłam i utknęłam w gabinecie pani dyrektor. Okazało się, że fundacja opiekuje się też jednym z domów dziecka w Zambrowie. I tak mnie skołowali, że ja do tego Zambrowa jeżdżę trzeci rok… Czasem uda mi się coś dla nich załatwić, a czasem tylko jadę do moich dzieciaków.

To dzięki porządkowi i planowaniu masz na to wszystko czas?

Ja nie mam na nic czasu. Każdy dzień duszę jak cytrynę, co do minuty. Wiesz, kiedy czytam książkę albo odpisuję na mejle? Często wyjeżdżam ze spektaklami w Polskę. Doceniam to, że mamy takie drogi, jakie mamy, i czas dojazdu jest wręcz nieograniczony.

Ja nie umiem nic nie robić. Tylko usiądę na kanapie i w tym dokładnie momencie mam trzysta pomysłów, i zaczynam od realizacji pierwszego. A ponieważ mam dwie zdrowe rączki, więc jak trzeba i kran naprawię! Lubię, jak coś jest dobrze i szybko zrobione, więc najchętniej sama wszystkiego dopilnuję. U nas w domu nie ma też tradycyjnego podziału na damskie i męskie. Są po prostu sprawy do załatwienia. Mój mąż może odkurzyć i obiad ugotować, bo trzeba coś zjeść.

Mówisz, że grasz głównie do śmiechu. Może przygotujesz monodram na podstawie twojej ulubionej „Panny Julii” Strindberga? 

Monodram? Za bardzo lubię ludzi. Znudziłabym się sama sobą na scenie. Cieszę się, że gram z Agnieszką Dygant, bo fascynuje mnie jako osoba i aktorka. I z Leszkiem Lichotą, bo to świetny aktor. Spotkania z ludźmi to dla mnie wartość nadrzędna w tej pracy. A „Panna Julia” zafascynowała mnie dwoistością swojej natury: niezwykle twarda, a jednocześnie bardzo krucha. Julia od swojej krzywdy odbija się takim okropnym tekstem: „Rozszarpię ci klatkę piersiową, wypiję krew z mózgu”. No i ja tym właśnie tekstem, którego jeszcze wtedy do końca nie rozumiałam, zdawałam do szkoły teatralnej. Wydawało mi się wtedy, że jestem taka nowoczesna, taka drapieżna i im w tej komisji tak powiem ten tekst, że buty im spadną! No, oczywiście, nic się takiego nie stało, ale Julia została ze mną. Trochę się teraz już od niej odsunęłam. I przeważnie gram do śmiechu. Takie role do mnie przychodzą. Czasem jednak udaje mi się przemycić trochę wzruszeń i momentów do zastanowienia. W spektaklu „Wszystko o kobietach” jestem młodszą siostrą, która po rozstaniu z chłopakiem pozwala starszej siostrze iść z nim na kawę. I ta idzie – i na tę kawę, i na wspólne życie. Moja postać nie jest w stanie się z tym pogodzić. I dopiero po siedmiu latach obie muszą się spotkać… Gram kobietę zawistną, złą, zgorzkniałą. Cieszę się, że mogłam ją zagrać, to trudne role dają możliwość znalezienia w sobie takiej nuty, jakiej na co dzień nie znamy.

Daria Widawska aktorka teatralna i filmowa. W 2000 r. ukończyła warszawską akademię teatralną. Zagrała w 19 serialach. Popularność przyniosły jej: „Magda M.” oraz „39 i pół”. Obecnie gra Dorotę w „Prawie Agaty”. W Capitolu występuje w sztuce „Drugi rozdział”, w Kamienicy we „Wszystko o kobietach” a w teatrze Scena Prezentacje w „Spadkobiercach”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze