1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Wanda Jakubowska – jedna z pierwszych kobiet, które stanęły za kamerą

Wanda Jakubowska w latach sześćdziesiątych (Fot. archiwum Filmu/Forum)
Wanda Jakubowska w latach sześćdziesiątych (Fot. archiwum Filmu/Forum)
Urodziła się w przedwojennej Polsce, wychowała w Rosji, przeżyła Auschwitz i została matką polskiego kina. Ale kto dziś pamięta Wandę Jakubowską? Jej biografia jest trudna, a przekonania polityczne dla wielu nie do przyjęcia, być może dlatego tak szybko o niej zapomniano. Badaczka kina kobiet Monika Talarczyk-Gubała, autorka książki o reżyserce, otrzepuje ją z zakurzonych stereotypów.

Wcale nie „Król Maciuś I”, ale „Ostatni etap” – o więźniarkach z hitlerowskiego obozu śmierci – to pierwszy film, który przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o Wandzie Jakubowskiej.
A „Żołnierz zwycięstwa” o generale Świerczewskim? Dziś nikt go już nie ogląda, ale w oficjalnej historii polskiego kina Jakubowska jest utożsamiana właśnie z nim. Z kolei w historii mówionej króluje stereotyp czerwonej reżyserki, beneficjentki Polski Ludowej. Jeśli jednak zapytać o nią konkretne osoby – Wanda jawi się jako prawy, serdeczny człowiek. Intrygowało mnie, co kryje się za tym wszystkim. A skoro wspomniała już Pani „Ostatni etap” [swoją premierę miał w marcu 1948 roku – przyp. red.], warto pamiętać, że był to pierwszy polski film fabularny, który odniósł po wojnie międzynarodowy sukces. Został objęty protektoratem Rady Filmowej ONZ i był prezentowany na uroczystych pokazach w kołach dyplomatycznych. Poza tym trafił do regularnej dystrybucji od Indonezji po Brazylię. Pokazywano go w MoM-ie w Nowym Jorku, gdzie do dziś przechowuje się fotosy i jego kopię. Mówimy o filmie, który w Polsce nie wyszedł nawet na DVD.

I o reżyserce z pogmatwaną, niejednoznaczną biografią. Wanda urodziła się co prawda w Warszawie, ale można powiedzieć, że wychowała ją moskiewska ulica.
Kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, jej ojciec Wacław Jakubowski został komendantem punktu ewakuacyjnego Polskiego Komitetu Sanitarnego. Wyjechał więc na wschód na front, a żonę i córkę umieścił u szwagra w Moskwie. Wkrótce jako inżynier objął posadę kierownika zakładów naprawczych. Wtedy umiera matka Wandy. W momencie kluczowym dla rozwoju córki. 12-latka zostaje pod opieką zapracowanego ojca, na moskiewskiej ulicy dokazuje z dziećmi dozorcy. Odważna, prostolinijna, nieskrępowana żadną dyscypliną – nigdy nie dała się już utemperować. Po powrocie do Polski trafiła do najbardziej elitarnej warszawskiej pensji prowadzonej przez Leonię Rudzką. Zasiała tam jednak taki ferment, że szybko została wyrzucona jako przywódczyni zbuntowanych dziewcząt w śliwkowych mundurkach. Jej ojciec przeniósł więc córkę do lubelskich urszulanek, gdzie miała lepsze warunki i więcej przestrzeni. Podobno nieco się uspokoiła.

Trudno się dziwić, że była zbuntowana. Jej wczesne dojrzewanie przypadło na czas obyczajowych zmian w Rosji.
To na pewno odcisnęło jakiś ślad na dojrzewającej dziewczynce. Choć, oczywiście, trudno powiedzieć, ile młodziutka Wanda rozumiała z obyczajowej rewolucji, która doprowadziła do tego, że pierwsza kobieta Aleksandra Kołłontaj [założycielka Żenotdieła, instytucji zwanej Ministerstwem Kobiet, działającej na rzecz polepszenia warunków kobiet w Rosji radzieckiej – przyp. red.] zostaje ministrem, potem ambasadorem i zaczyna głosić feministyczne manifesty. Pisma Kołłontaj wtedy brzmiały prowokacyjnie, ale dziś – po odrzuceniu propagandowego żargonu – jesteśmy się w stanie zgodzić z większością jej tez. Choćby taką, że jeżeli robotnica pójdzie pracować na zmianę do fabryki, nie będzie miała sił prowadzić domu. Powinny zatem powstać publiczne żłobki i przedszkola, za tym muszą pójść publiczne stołówki, służba zdrowia. Padło też hasło „wolna miłość”, czyli prawo kobiet do ich własnej seksualności i takich relacji, w których nie jest ona już czyjąś własnością. I rzeczywiście, Wanda nigdy nie została niczyją własnością, postanowiła się kształcić, wyprowadzić z domu i wieść samodzielne, twórcze życie.

W roku 1931 założyła z kolegami kultowe Stowarzyszenie Miłośników Filmu Artystycznego „START”. Była jedyną reżyserką w tym gronie.
Jedyną wśród założycielek. Na zdjęciach z zebrań START-u widać bardzo dużo kobiet. Wśród 246 członków było ich 87. Do stowarzyszenia należały takie reżyserki, jak: Olga Mińska, która pracowała z mężem Aleksandrem Fordem, Janina Cękalska – późniejsza żona Czesława Miłosza – czy Jadwiga Toeplitz, siostra Jerzego Toeplitza. Wanda była jedyną, która nie była niczyją siostrą, żoną ani narzeczoną. Jest taka fotografia, na której stoi nieco z boku i patrzy na towarzystwo z dystansu. Zdaje się, że tylko ona spośród koleżanek myślała o filmie na serio.

W poświęconej jej książce porównujesz Wandę do Dorothy Arzner – pierwszej kobiety należącej do Amerykańskiej Gildii Reżyserów Filmowych.
W magazynie „Kino” z 1938 roku opublikowano fotos Arzner – z krótkimi, zaczesanymi gładko włosami, w białym garniturze, pozującej u boku Joan Crawford na planie filmu „Dama na dwa tygodnie” (1937). Niewykluczone, że Jakubowska miała w rękach tamten numer „Kina”. Arzner nakręciła kilkanaście pełnometrażowych filmów w Złotej Erze Hollywood. Obsadzała w pierwszoplanowych rolach takie aktorki jak wspomniana Crawford czy Katharine Hepburn. W filmach Jakubowskiej królowały Elżbieta Barszczewska, Antonina Gordon-Górecka i Zofia Słaboszowska. Arzner ma swoje biografie i pomnik na Uniwersytecie Kalifornijskim, gdzie wykładała film. Wanda doczekała się tylko prób odbrązawiania.

Zgodzisz się z tym, że obie reżyserki kwestionowały atrybuty swojej płci?
O obu mówiono, że były męskie w ruchach, co podkreślały marynarki, zamaszysty chód i niechęć do wysokich obcasów. Ale nieprawdą jest, że Jakubowska nie zwracała uwagi na swój wygląd. Jak zapewniały mnie jej krewne – obuwie i ubrania zamawiała u najlepszych krawców. Na premierze „Spotkań w mroku” w 1960 roku, jako już 53-letnia kobieta, pojawiła się ubrana w obcisłą małą czarną z dzianiny, w czółenkach, uczesana w twarzowy kok.

Czyli nie była babochłopem? Mocno utrwalił się stereotyp: obraz Jakubowskiej jako szpetnego wąsatego babochłopa w oficerkach.
Przekraczała granice swojej płci z uśmiechem i bez cienia skrępowania, czym budziła niekiedy agresję, a częściej kpinę.

Pisząc o Wandzie i szukając genealogii kina kobiet, przekonujesz, że „zamiast oglądać ich filmy, należałoby wyjść z kina, sięgnąć po ówczesną prasę, księgi wieczyste kinoteatrów, plakaty, pocztówki, mapy miast”. Na mapie ówczesnej Warszawy znajdowało się miejsce wyjątkowe: Żoliborz – gdzie 22-letnia Jakubowska zamieszkała po tym, jak wyprowadziła się od ojca – z Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową.  
Szklane domy dla robotników i inteligencji według projektów awangardowych architektów nie były totalnie utopijną ideą! W WSM powstały wówczas sprawnie działające wspólne jadłodajnie, pralnie i czytelnie, kwitła spółdzielczość. To tam Wanda poznała swojego partnera, ojca pierworodnego syna Andrzeja. Urodziła dziecko w wieku 27 lat, w okresie wygasania aktywności START-u, ale przed realizacją własnych pełnometrażowych filmów. Z podziwem myślę o niej jako o matce samotnie wychowującej dziecko, bo partner szybko okazał się nielojalny. Została wkrótce prezeską Spółdzielni Autorów Filmowych, a dwa lata później w 1939 roku debiutuje adaptacją „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej.

Krążą plotki, że za tym wyborem stała sugestia syna producenta, któremu nie chciało się czytać pęczniejącej od opisów szkolnej lektury.
Tak naprawdę „Nad Niemnem” podsunął Jakubowskiej sam Jarosław Iwaszkiewicz. Udało mi się częściowo zrekonstruować korespondencję między Iwaszkiewiczem, autorem scenariusza a reżyserką. Wanda pojechała z ekipą filmową na Grodzieńszczyznę. Z listów wynika, że była pod wielkim wrażeniem nadniemeńskiej przyrody i mieszkańców okolic Grodna. Siadywała na ulubionej ławeczce Elizy Orzeszkowej razem z sędziwym już wówczas Janem Bohatyrowiczem i poddawała się urokowi krajobrazu. Niedawno znalazły się w Filmotece Narodowej zdjęcia z planu, można je obejrzeć w Internecie na stronach Fototeki.  

Do premiery nigdy nie doszło. Wybuchła wojna. Kopia filmu została ukryta w jednej z żoliborskich piwnic, a mapę do skarbu zabrał ze sobą do grobu ten, kto chciał ochronić film. Kariera Wandy została zawieszona, a jej kontakt z synem przerwany.
Przez kilka lat nie wiedziała, co się dzieje z Andrzejem, a on nie miał pojęcia, czy jego matka żyje. Została aresztowana w 1942 roku w swoim mieszkaniu na Żoliborzu. Miała wtedy pod opieką także syna swojej najbliższej przyjaciółki Janiny Ładoszowej. Wanda była w kuchni, chłopcy spali w dużym pokoju, a w mieszkaniu rozbrzmiewała V Symfonia Beethovena, która ewidentnie zbiła gestapo z pantałyku, więc okoliczności aresztowania były dosyć łagodne. Dzieci pozostały niezauważone, zamknięte w zaplombowanym mieszkaniu i później wydobywane przez okno przez sąsiadów. Wanda była więziona najpierw na Pawiaku, później w Auschwitz, a dokładnie – w podobozie w Rajsku. Trafiła tam dzięki pomocy swoich kolegów z Polskich Socjalistów, z którymi działała w konspiracji. W Rajsku można było przetrwać obóz w lepszych warunkach, bo wysyłano tam wykształcone więźniarki do pracy doświadczalnej przy roślinach. Wanda pełniła funkcję fotografki tych roślin.

Po ewakuacji Auschwitz ruszyła w marszu śmierci do Ravensbrück, skąd po wyzwoleniu pojechała do Berlina. Nie wróciła od razu do Polski.
W Berlinie zamieszkała w strefie sowieckiej razem z niemiecką komunistką Gerdą Schneider, z którą przeżyła obóz. Wysyłała stamtąd wiadomości do ojca – zapewniała, że żyje. Tymczasem włączyła się w badanie zbrodni nazistowskich i wspólnie z Gerdą przygotowywały scenariusz „Ostatniego etapu”. Wacław Jakubowski nie otrzymał żadnej z depesz córki. Kiedy Wanda zjawiła się w Warszawie późną jesienią 1945 roku, wszyscy byli zaskoczeni, że żyje. Jak widzisz, Jakubowska nie była więc matką, która prosto z obozu na piechotę szła po swoje dziecko. Zatrzymywała się po drodze, ale po to, żeby włączyć się w prace nad badaniem zbrodni, która wiele dzieci pozbawiła matek, a same dzieci skazała na niewyobrażalne cierpienia.

Po rozstaniu z ojcem Andrzeja Wanda z nikim więcej się już nie związała. Plotkowało się o jej homoseksualizmie, a ona się go wypierała.
Podejrzewam, że na jej seksualności swoje piętno wywarło doświadczenie obozu. Po wojnie nigdy nie obnosiła się z żadnymi romansami, co mogło budzić podejrzenie, że jej życie intymne przebiega poza heteronormą. Myślę, że towarzyszce partyjnej nie wypadało być lesbijką, mogłoby to obniżyć jej autorytet. Nie mam tu jednak żadnej pewności. Jedyne, co wiem na pewno, to że nie była oschłą, chłodną i zblokowaną kobietą. Plotki mogły wywołać jej prostolinijny i kordialny styl bycia oraz dbanie o interesy współpracowniczek.

Po wojnie kobiety tłumnie zaczęły się zgłaszać do łódzkiej filmówki.
Propaganda komunistyczna zachęcała je, żeby podejmowały zawody przeznaczone dawniej tylko dla mężczyzn. Siadały nie tylko na traktory. Po wojnie kobiety stanowiły niemal 25 procent studentów reżyserii. Do 1989 roku nie pobito tych statystyk.

W 1958 roku magazyn „Ekran” donosi: „Jakubowska realizuje »Króla Maciusia I«. Nareszcie kobietę reżysera filmowego zainteresował odpowiedni temat: dzieci”.
To już okres, kiedy wiele absolwentek szkoły filmowej z nakazu szło do pracy przy kinie dokumentalnym, oświatowym albo właśnie dziecięcym. Naturalna ścieżka: mniejsza odpowiedzialność budżetowa. W 1956 roku zaczęła się odwilż i Jakubowska skompromitowała się jako autorka wspomnianego „Żołnierza zwycięstwa” o Świerczewskim. Innym najbardziej obśmianym filmem czasów socrealizmu był debiut podopiecznej Wandy Marii Kaniewskiej. Na reżyserkach nie pozostawiono suchej nitki. I o ile Kaniewska rzeczywiście schowała się w klasykę dla dzieci i młodzieży – wszyscy znamy jej „Awanturę o Basię” – o tyle zwrot Jakubowskiej w stronę kina dziecięcego nie był według mnie formą ucieczki. „Król Maciuś I” to przecież bajka polityczna o mądrych i złych rządach. Wanda się nie poddała.

Coś jednak osłabiało jej determinację.
Naturalnie, czerwiec 1956 roku był dla niej ogromnym wstrząsem. Robotnicy i władza ludowa stanęli wówczas po przeciwnych stronach barykady. Później w marcu 1968 roku zaczęła się antysemicka nagonka. Wanda straciła wtedy najbliższych współpracowników, z którymi spędziła przedwojenne lata i organizowała kinematografię. W jej filmografii wyraźnie widać silne tąpnięcie. Ciosem było też dla niej odsunięcie od pracy pedagogicznej w łódzkiej szkole filmowej za opiekę artystyczną nad etiudą Filipa Bajona „Sadze”. Był to pierwszy polski film podejmujący temat strzelania do robotników w grudniu 1970 roku. Nowy rektor uznał, że ktoś, kto pozwolił studentowi na realizację takiej etiudy, jest „wrogiem ludu”. Wandzie to się w głowie nie mieściło. Zawsze pozostawała wierna swoim przekonaniom, nawet jeśli te były niezgodne z aktualnym kursem władzy.

Co nam zostało z jej twórczości? Co wciąż można uznać za wartościowe, ponadczasowe?
Dziś, nieco rozczarowani neoliberalną gospodarką i podrzędnym miejscem, jakie zajmuje w nim kultura, jesteśmy bardziej skłonni do ponownego przemyślenia np. idei zespołów filmowych, a to był konik Jakubowskiej. Poza tym Wanda jest niezbędna, żeby rozpocząć debatę nad tradycją kobiet w polskiej kinematografii. Jako pionierka w tym zawodzie stanowi ewenement w skali światowej. Do ocalenia moim zdaniem są też wątki kobiece w jej filmografii, zarówno te obozowe, rewolucyjne, jak i współczesne, obyczajowe. A jeśli chodzi o ludzki aspekt, to o zmarłej w 1998 roku Wandzie opowiedziały mi wnuczka i synowa, rozmawiałam też z filmowcami, z którymi pracowała. Wszyscy byli zdania, że mieli do czynienia z wyjątkowo szlachetną osobą, która ma za nic sprawy materialne, dla której liczył się przede wszystkim drugi człowiek. Oczywiście, była ikoną kina Polski Ludowej i jej autorytet był podbudowany lękiem przed władzą, ale na pewno niczego nie dostała w prezencie. Wszystko wywalczyła sobie sama.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze