1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Rumi – najwybitniejszy poeta suficki. W nieujarzmionym tańcu wokół własnej osi

Rumi - najwybitniejszy poeta suficki, perski mistyk i teolog, twórca zakonu wirujących derwiszy. (Fot. BEW PHOTO)
Rumi - najwybitniejszy poeta suficki, perski mistyk i teolog, twórca zakonu wirujących derwiszy. (Fot. BEW PHOTO)
Zobacz galerię 4 Zdjęcia
Co z tego, że święci nie są wcale tacy święci, jakbyśmy to sobie wyobrażali? Gorzej z biografami, którzy w swoim uwielbieniu zamieniają się w hagiografów. Czy nie lepiej schylić się pod pomnikiem, żeby zbadać długość cienia? Zwłaszcza że sam Rumi – najwybitniejszy poeta suficki, perski mistyk i teolog, twórca zakonu wirujących derwiszy – gardził pomnikami.

Konya, sąsiadujące z wulkanicznymi górami i słonym jeziorem miasto na Wyżynie Anatolijskiej [dziś to południowa część Turcji – przyp. red.], gdzie domy zdają się wyrastać z ziemi, to żadne schronienie dla ascety. Wiosna potrafi tu uderzyć do głowy, uwodząc wonią róż i miejscowej kuchni słynącej z mięs i słodyczy. Ale w sufizmie nie o ascetyzm chodzi, nawet jeśli pomyślimy o korzeniach sufizmu – medytacji nad śmiercią. Ten mistyczny odłam islamu to przyjmowanie świata z otwartymi ramionami, spalanie się w miłości do niego, taniec, w którym gubi się „ja” i w którym – słowami Rumiego – „kochanek”, czyli człowiek, odnajduje drogę do „ukochanego”, czyli Boga.

Właśnie w Konyi rozpoczyna się ta historia. Tu schroniła się rodzina Rumiego, uciekając przed mongolską inwazją. Co do tego nie mamy akurat większych wątpliwości, jak i do tego, że nasz bohater Dżalaloddin Rumi przyszedł na świat w 1207 roku w Balkh na terenie obecnego Afganistanu. Czy rzeczywiście w wieku sześciu lat skakał z dachu na dach, dematerializując się – jak podają niektóre źródła – na oczach gapiów, jest już mniej pewne niż to, że jego ojciec, eminencja Baha Walad (islamski teolog, nauczyciel i duchowny), prowadził edukację syna. I to, że uciekając przed Mongołami, rodzina Rumiego dotarła do Bagdadu, Mekki, Syrii, żeby na koniec osiąść w Anatolii.

Wiadomo, że kiedy chłopak ma 24 lata, ojciec umiera, a młodzieniec dostaje się pod kuratelę jednego z jego studentów. Sam wkrótce też zostaje profesorem. Wykłada w meczetach, ma grono wiernych uczniów, cieszy się autorytetem i sympatią. Żyje przykładnie, przejąwszy po ojcu kierowanie medresą [teologiczna szkoła muzułmańska – przyp. red.], z drugą już żoną (pierwsza zmarła) i gromadką dzieci. Zieleń otulająca mocną wonią ulice Konyi, opary mięty i rozwijających się po burzy wiosennych róż nie skłaniają go do pisania poematów. Rumi to trzeźwo myślący teolog i prawnik. Zresztą poezja według Koranu to sprawa wielce podejrzana.

(Ilustracja: Marcin Podolec) (Ilustracja: Marcin Podolec)

Ten obdartus Szams

Szams Tabrizi jest esencją wszelkiej wiary, oceanem wszechświatów. On jest morzem duszy. On jest pędzącym, spienionym i wciąż odradzającym się oceanem.

Załóżmy, że było tak: pewnego dnia, gdy Rumi jechał konno uliczką miasta, na jego drodze stanął włóczęga. Obdarty człowiek chwycił za lejce i według jednej z wersji spytał, kto jest potężniejszy: prorok Mohamet czy mistyk Bayezid. A gdy usłyszał (mniejsza z tym jaką) odpowiedź, osunął się na ziemię. To właśnie na nią czekał, te słowa były jak hasło odbezpieczające. Jak tylko włóczęga odzyskał przytomność, Rumi zabrał go do siebie. Jak chce legenda, ci dwaj ledwo na siebie spojrzeli, nie mogli oderwać od siebie wzroku, oszaleli na swoim punkcie. Owym przybyszem był Szams z Tabrizu [miasta, które dziś mieści się we wschodnim Azerbejdżanie – przyp. red.]. „Szams”, czyli po persku „ptak”. Całkowicie wolny, poszukujący. I w tamtym czasie w duchowej rozterce. Gdy spotkał na swojej drodze Rumiego, twierdził, że wyczerpał już swoje możliwości rozwoju duchowego. Że bliżej mu do boskości, do stanu „ukochanego” w sufizmie niż „kochanka”, czyli człowieka wielbiącego Boga. Poszukiwał przewodnika, który byłby dla niego lustrem. Stwierdził, że właśnie go znalazł.

Nikt z rodziny i otoczenia Rumiego nie podzielał zachwytu tą nową znajomością. Co to za mistyk, który przeklina przy dzieciach i bije je po głowie, ucząc Koranu? Czy Rumi nie widzi, że ten obdartus Szams, nierzadko szalenie nieprzyjemny, nie uznaje dogmatów islamu? O swoich mistycznych objawieniach opowiada bezczelnie i ostro, nie ma w nim odrobiny pokory. Jakby tego było mało, Rumi zaczął tańczyć! Do muzyki, której nie pochwala Koran. Ten dziki, nieujarzmiony taniec wokół własnej osi [chodzi o mistyczny taniec sema – przyp. red.] przyciągnie wielu naśladowców, kobiet i mężczyzn (do dziś istnieje w Konyi mauzoleum Rumiego, gdzie – zależnie od ortodoksji islamskich władz – przyzwala się bądź nie na praktykowanie sufickiego tańca), na razie tłum zazdrośników nie kryje pretensji. Uczniowie mają poczucie, że profesor kompletnie o nich zapomniał.

Wkrótce nastąpi zmiana. Któregoś dnia Szams po prostu wyjeżdża, nie zostawiając żadnej wiadomości. Wszyscy odetchną z ulgą, rzecz jasna oprócz Rumiego. Ten popada w taką rozpacz, że chociaż do tej pory gardził poezją, wersy same zaczynają się z niego wylewać.

(Ilustracja: Marcin Podolec) (Ilustracja: Marcin Podolec)

Jedz bez apetytu

Byłem ponad uczonych, ponad ludzi pióra, Ale kiedy ujrzałem tego, którego dłonie oferują wino boskiej miłości, uspokojony złapałem swoje pióro.

Szams miał uważać, że najlepszym treningiem duchowej dojrzałości jest rozstanie z ukochaną osobą. Wielu badaczy podchwyciło ten wątek. Można się w nim doszukiwać wytłumaczenia dla ostatecznego zniknięcia Szamsa, a tym samym tracić z oczu pewne fakty. Bo równie dobrze mogło być tak, że Szams w końcu się doigrał i musiał uciekać. Coraz więcej ludzi z otoczenia Rumiego groziło mu śmiercią. Tak czy inaczej mistrz Rumi narodził się po raz drugi w wieku niespełna 40 lat właśnie dzięki Szamsowi. Poeta, „sługa Słońca”, jak nazywał siebie samego, zaczął przemawiać niepohamowanym językiem mistycznej i zmysłowej poezji. On, pobożny muzułmanin, który wcześniej uznawał poezję za zjawisko wręcz niemoralne. Faktem jest również ogromny duchowy postęp, jaki poczynił pod nieobecność Szamsa. I wreszcie to, że to starszy syn Rumiego na prośbę zrozpaczonego ojca sprowadza w końcu z powrotem obdartego derwisza z Damaszku.

Szams z Rumim padają sobie do stóp i „nikt nie wie, kto jest kochankiem, a kto ukochanym”. I tu słowo wyjaśnienia: bo nawet jeśli nam, wychowanym w zachodniej kulturze, „kochanek i ukochany” kojarzą się wyłącznie z aspektem seksualnym, trzeba pamiętać, że w kulturze Bliskiego Wschodu te określenia mają niezaprzeczalne konotacje duchowe. Partner duchowy w takim ujęciu staje się rodzajem trampoliny pozwalającej porzucić okowy „ja” i przedrzeć się do żywej tkanki życia tu i teraz. Osiąga się to poprzez szalony, rozkochany w swoim rytmie taniec podobnie jak poprzez mistyczne zespolenie mistrza i ucznia. Co nie znaczy, że według wszystkich badaczy to wyjątkowe spotkanie dwu indywidualności miało charakter wyłącznie duchowy.

Z jednej strony można przytaczać niepochlebne wypowiedzi Rumiego o sodomii, upierać się przy konwencji poetyckiej bazującej od wieków na dialogu między kochankiem a ukochanym, z drugiej – skonfrontować się z potężną osobowością Rumiego zdzierającego z siebie szaty w namiętnym tańcu.

Nakaz powagi wobec dogmatu, koraniczny zakaz wszelkiej nagości zdawały się nie dotyczyć jego rozgorączkowanej drogi do Boga. Kiedyś zapytany o szejka al Din Kirmaniego, „człowieka wielbiącego fizyczne piękno, ale o platonicznym podejściu, który nic wstydliwego nie zrobił”, Rumi miał powiedzieć: „Powinien był po prostu to zrobić i iść dalej”. A na pytanie, czy derwisz może zgrzeszyć, miał powiedzieć, że tak, „jeśli będzie jadł bez apetytu”. I chociaż islamscy naukowcy wzdrygają się na sugestie, że Rumi i Szams mogli być kochankami, a w krajach islamskich wzorem wielu imamów kręci się głową na te „brudne myśli”, biorąc je za efekt „zachodniego rozpasania”, nie sposób nie zwrócić uwagi na pewien szczegół. Do XII wieku panował złoty czas islamu. To kultura bliskowschodnia daje w tym czasie świadectwa przyzwolenia na całe bogactwo praktyk erotycznych w odróżnieniu od wrogiego wobec cielesności chrześcijańskiego Zachodu.

(Ilustracja: Marcin Podolec) (Ilustracja: Marcin Podolec)

Ofiara

Ołtarzem mej modlitwy stała się twarz mego Umiłowanego, Niechaj każda przeszkoda między tobą a mną runie w gruzach.

Złoty wiek złotym wiekiem, ale para pochłoniętych sobą mężczyzn budzi złość. Po powrocie Szamsa Rumi postanawia więc podstępem przebić mury konserwatywnej społeczności. Żeby móc cieszyć się towarzystwem „ukochanego”, posłuży się pasierbicą Kimią – 13-letnią córką swojej drugiej żony. Dziewczyna zostanie żoną 60-letniego Szamsa. Ten okupiony cudzym życiem spokój będzie trwać kilka miesięcy. Kimia wkrótce umiera, a Shams pozbawiony formalnej osłony, jaką gwarantowało małżeństwo, znowu nie jest mile widziany w domu rodzinnym Rumiego. Znów słyszy groźby śmierci.

Wyobraźmy sobie: zapada wieczór, Szams z Rumim są zajęci rozmową. W pewnej chwili ktoś puka do drzwi, pytając o Szamsa. Ten wychodzi na zewnątrz. Kiedy któryś z domowników wyjdzie sprawdzić, co się stało, zobaczy krew rozbryzganą na progu domu. Można się domyślać, że mordercą Shamsa był Ali, młodszy syn Rumiego zakochany w Kimii. Znamienne, że dziewczynka w wielu wersjach biografii Rumiego (także tych pisanych przez badaczy z Zachodu) nie ma ani imienia, ani wieku. Przemilcza się nie tylko załamanie Kimii po ślubie, ale i nagłą śmierć. Jeśli porusza się jej temat, to z gorliwym zapewnieniem, że biorąc ją za żonę, Szams po raz pierwszy w życiu się zakochał. Czyżby blask bijący z poezji Rumiego przesłonił mniej chlubne wydarzenia? Tylko skąd pewność, że poszukiwaczowi prawdy, jakim był Rumi, by się to podobało? A jednak pamięć o Kimii przetrwa. To o niej perski reżyser Dariush Mehrjui nakręcił „Rumi’s Kimia”. Dopiero ten film idzie tropem honorowego mordu Alego na Szamsie. A tym samym tłumaczy rozłam w rodzinie – wiekowy już Rumi nie pojawi się na pogrzebie własnego syna.

Nie ma dla mnie nic gorszego

Teraz jako człowiek muszę umrzeć, ale Ja wznosić będzie się zawsze, Uzbrojony w anielskie skrzydła szybuję wśród gwiazd.

Po śmierci ukochanego nadchodzi kolejna fala natchnienia [chodzi o zbiór „Dywan Szamsa” – przyp. red.]. Rumi wkrótce stworzy też monumentalny „Poemat duchowy” zwany perskim Koranem, poświadczając swój geniusz. I chociaż z wersów przebija przeświadczenie, że to islam jest najszybszą, najbardziej bezpośrednią drogą do Stwórcy, Rumi wierzy, że nie tylko muzułmanom Bóg przekazał swoje objawienie. Każdy człowiek niezależnie od wyznania winien szukać drogi do Najwyższego. A najlepszą ze ścieżek jest miłość.

W 1273 roku dosięga go tajemnicza choroba, to z jej powodu Rumi wybierze się na tamten świat. Na pogrzeb przybywają muzułmanie, chrześcijanie i żydzi rozkochani w jego wersach i tańcu. Krótko po tym, wbrew islamskim zwyczajom, córka poety pochowa w grobie przy ojcu kotkę Rumiego, która kilka dni po śmierci pana zdechła z tęsknoty. Czy Rumi byłby zadziwiony, wiedząc, że na Bliskim Wschodzie jest dziś uważany za świętego? Nie mówiąc o tym, że to właśnie on jest najbardziej rozchwytywanym poetą w USA - tam sprzedały się miliony kopii jego dzieł.

Sam nigdy nie spisywał swoich wierszy, robili to uczniowie. Mawiał ponoć: „Tak mnie kochają przyjaciele, że przychodzą do mnie. Z obawy, aby ich nie znudzić, mówię im wiersze. Gdyby nie to, co by mnie obchodziła poezja? Na Boga, brzydzę się poezją; nie ma dla mnie nic gorszego”.

Współpraca Zofia Fabjanowska-Micyk

Przytoczone wersy Rumiego tłumaczył Andrzej Saramowicz.

Korzystałam m.in. z: „The Life and Works of the Great Sufi Poet” Annemarie Schimmel i Webinara Andrew Harveya oraz „Me and Rumi. Autobiography of Shams-i Tabrizi”.

Tekst pochodzi z archiwalnego numeru "Zwierciadła".

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze