1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Ingrid Bergman – mężczyźni ją zwodzili i zawodzili, ale kino do końca pozostało jej namiętnością

Ingrid Bergman w filmie Roberto Rosselliniego „Europa 51'”  (Fot. BEW Photo)
Ingrid Bergman w filmie Roberto Rosselliniego „Europa 51'” (Fot. BEW Photo)
„Twoje zdrowie, mała” – to legendarne zdanie wypowiada do niej Humphrey Bogart w filmie „Casablanka”. Ingrid Bergman  zdobywała wtedy pierwsze szlify w Hollywood. Szybko stała się ulubienicą Ameryki, dla milionów Amerykanów była ideałem kobiety. Do czasu.

Miała 178 centymetrów wzrostu, dużo jak na debiutującą przed wojną aktorkę, grube brwi (nigdy nie zgodziła się ich wydepilować) i niechęć do występowania w mocnym makijażu. Zawsze sama układała sobie włosy. Nie wydawała pieniędzy na zbędne stroje, nosiła buty na płaskim obcasie i miała słabość do amerykańskich lodów.

W latach 40. XX wieku była największą gwiazdą hollywoodzkiego kina oraz jedną z najpiękniejszych aktorek wszech czasów. Uwielbiała ją rodzinna Szwecja, zachwycali się nią Włosi. Federico Fellini skomentował jej pojawienie się we Włoszech: „Wszyscy mieliśmy wrażenie, jakby to Dziewica Maryja zstąpiła do nas z Disneylandu”.

Każdą swoją rolę dopracowywała do perfekcji i grała tak, jakby to była najważniejsza rola w jej życiu. Nigdy nie spóźniała się na plan, często była ostatnią aktorką, która go opuszczała. „Uwielbiam swoją pracę – mówiła. – Byłabym nawet skłonna zapłacić, żeby móc to robić.”

Nie minęło wiele czasu, kiedy ta sama Ingrid stała się główną bohaterką skandalu, który omal nie złamał jej kariery i nie doprowadził do aktorskiej śmierci.

Szczęście

Kiedy młodziutka Ingrid w 1936 roku zagrała w szwedzkiej produkcji „Intermezzo” opowiadającej historię miłości między sławnym skrzypkiem a nauczycielką gry na pianinie, miała już za sobą kilka filmowych ról. Rok wcześniej pojawiła się między innymi w „Bränningar”, po wyemitowaniu którego złożyła swój pierwszy w życiu autograf. Szwedzcy widzowie zdążyli ją polubić. Jednak dopiero „Intermezzo” przyniosło jej szczęście i pomogło w międzynarodowej karierze. Przypadek sprawił, że film ten zobaczyła Katherine Brown, szefowa biura Davida O. Selznicka, amerykańskiego producenta filmowego (wyprodukował m.in. „Przeminęło w wiatrem”). Namówiła Selznicka na nakręcenie remake’u „Intermezza”. Ingrid bez wahania przyjęła propozycję ponownego odegrania głównej roli i w 1939 roku przyjechała do Los Angeles. Hollywoodzka wersja „Intermezzo. A Love Story” okazała się hitem. Widzów ujęła gra czarującej Szwedki. Doceniono nie tylko jej aktorstwo, ale też talent muzyczny – umiała dobrze grać na pianinie, nie potrzebowała dublerów.

„Sądzę, że bez wsparcia Pettera nie zrobiłabym takiej wspaniałej kariery” – tak Ingrid powie o swoim mężu Petterze Lindströmie, cenionym dentyście. Poślubiła go w 1937 roku, a 14 miesięcy później na świat przyszła ich córka Pia. Petter był pierwszą wielką miłością Ingrid. Starszy od niej, przystojny i dbający o sylwetkę imponował jej swoim obyciem i wiedzą. Był opiekuńczy i czuły. Kiedy wyjechała do Hollywood, został w Szwecji, dołączył do żony podczas kręcenia kolejnego filmu „Adam Had Four Sons”. Ingrid grała już wtedy w tym samym studiu co gwiazda Greta Garbo (mijały się wiele razy, ale nie zamieniły ze sobą słowa). Stawała się coraz bardziej rozpoznawalna, prawdziwą sławę przyniesie jej jednak „Casablanca” i rola Ilsy, pięknej Norweżki poślubionej Victorowi Laszlo, przywódcy czechosłowackiego ruchu oporu. Nikt zaangażowany w produkcję nie spodziewał się, że film odniesie jakiś większy sukces, sama Ingrid początkowo wahała się, czy przyjąć tę rolę. Dopiero po latach stwierdzi: „Mam wrażenie, że "Casablanca" żyje własnym życiem. W tym filmie jest coś mistycznego. Chyba zaspokoił jakąś potrzebę, która istniała jeszcze przed jego wyprodukowaniem”.

Ingrid szybko opanowała angielski i przywykła do nowojorskiego życia. Przyjmowała role, których bały się podjąć inne aktorki. W horrorze „Doktor Jekyll i pan Hyde” (1941) nie chciała grać dobrej dziewczyny i wbrew protestom Selznicka uprosiła rolę prostytutki, która wdaje się w sadomasochistyczny romans z Hyde’em. Wcześniej w „Twarzy kobiety” kazała się oszpecić za pomocą stelaża uwypuklającego policzek, mimo że scenariusz tego nie wymagał.

Łatwo zyskiwała sympatię współpracowników. Grała z najlepszymi aktorami u najlepszych reżyserów. Alfred Hitchcock ją uwielbiał, przyjaźniła się z filmowymi partnerami Garym Cooperem i Gregorym Peckiem. Ludzie ją naśladowali. Po jej kreacji Marii (do odgrywania której wybrał ją sam Ernest Hemingway) w „Komu bije dzwon” w każdym salonie fryzjerskim w Ameryce dostępne było „uczesanie na Marię”. Zapoczątkowała też modę na lekki, ledwo zauważalny makijaż. Jej siła polegała na naturalności. Nie próbowała być gwiazdą, nie stwarzała dystansu. Zabawne, że jedną z nielicznych osób, z którymi nie znalazła wspólnego języka, był podobno Humphrey Bogart.

Swoją pierwszą nominację do Oscara dla aktorki pierwszoplanowej dostała w 1944 roku za „Komu bije dzwon”. Rok później odbierała statuetkę za rolę w „Gasnącym płomieniu”. Potem kolejna nominacja za rolę zakonnicy w „Dzwonach Najświętszej Marii Panny”, a trzy lata później – za kreację tytułowej bohaterki w „Joannie D’Arc”. W sumie zdobędzie siedem nominacji i trzy statuetki. Czego chcieć więcej?

Spotkanie

Mniej więcej w czasie, gdy razem z Carym Grantem zagrała najdłuższy pocałunek filmowy w „Osławionej” Hitchcocka, w jej pozornie idealnym małżeństwie pojawiły się rysy. Pewnego dnia podekscytowana przybiegła do Pettera, aby podzielić się swoimi wrażeniami. Nigdy nie zapomni tamtych słów męża: „Nie marszcz czoła, kiedy mówisz, bo będziesz miała zmarszczki”.

Zaczęła więc jeszcze raz, od początku, kiedy Petter wszedł jej w słowo i zaczął strofować: „Znowu przytyłaś? Chyba pół kilo albo kilogram?”.

Odpowiedziała, że nie wie, ile dokładnie, zaproponował więc, żeby stanęła na wadze, i dodał, że powinna ważyć się codziennie. A zaraz potem zapytał, co takiego chciała mu powiedzieć: „Nic, już nie pamiętam.”

Podobne sytuacje się powtarzały, Petter był w stosunku do niej coraz bardziej krytyczny. Być może obawiał się, że przewróci jej się w głowie, ale ona miała dość nieustannego besztana: „Tak bardzo się od siebie oddaliliśmy, że nie wiedziałam, czy to ja się tak zmieniłam, czy on, ale wiedziałam jedno, że zmieniło się to, co było między nami”.

Niedługo potem w środowisku pojawiła się plotka o romansie aktorki z Robertem Capą, węgierskim fotoreporterem wojennym. Nieznający lęku pasjonat i podróżnik stanowił przeciwieństwo Pettera. „Capa rozbudził moją seksualność, której istnienia nawet nie przeczuwałam – przyzna Ingrid. – Pomógł mi odnaleźć siebie”. Nie wszyscy dali wiarę w istnienie tego romansu, a w każdym razie trwał on na tyle krótko, że przez opinię publiczną przeszedł prawie niezauważony. Prawdziwa bomba wybuchnie w 1949 roku.

Któregoś popołudnia Ingrid wybrała się z mężem na „Rzym, miasto otwarte” Roberta Rosselliniego. Żaden film nie wywarł na niej takiego wrażenia jak ta produkcja. Zapragnęła za wszelką cenę poznać reżysera i zarazem autora scenariusza. Zdobyła adres Rosselliniego i napisała do niego list, a on zaprosił ją do swego kolejnego projektu.

Tak między hollywoodzką aktorką a włoskim reżyserem rozpoczął się romans, który zbulwersuje Amerykę. I zmieni całe jej życie. Ingrid, wyjeżdżając do Włoch na kręcenie filmu „Stromboli, ziemia Boga” (1950), była przekonana, że opuszcza Stany na kilka miesięcy. Nie spakowała swoich najpiękniejszych sukien, zostawiła fotografie z dzieciństwa, z którymi się nie rozstawała, a do portfela włożyła tylko 300 dolarów. Mąż i 12-letnia Pia pozostali w Nowym Jorku. Nie będzie jej aż siedem lat.

Skandal

Zakochali się w sobie jeszcze w Stanach, kiedy Rossellini przyjechał odebrać nagrodę za najlepszy film zagraniczny, za „Paisę”. Spotkał się z nią w Los Angeles, aby ustalić szczegóły współpracy przy nowym filmie. Poraziła go uroda aktorki. „W rzeczywistości była piękniejsza niż na ekranie – powiedział o tym spotkaniu. – Promieniała. Żadna kamera nie mogła uchwycić takiej jasności”.

Krótko po wyjeździe do Rzymu Ingrid wyśle Petterowi i Pii list, w którym przyznaje się do swoich gorących uczuć względem Rosselliniego i w którym prosi męża o wybaczenie. Włoski reżyser także nie był wolny, miał żonę i syna (drugi zmarł). Ulegając wzajemnej namiętności, Rossellini i Bergman wystawiali swoje reputacje na szwank. Tyle że ona, hollywoodzka gwiazda, miała znacznie więcej do stracenia.

Kiedy informacja o zdradzie męża i romansie przedostała się do opinii publicznej, aktorka zaczęła dostawać setki listów. Pełnych nienawiści, z pogróżkami. Ikona świętości i niewinności niemal w jeden dzień została strącona z piedestału. Kiedy 13 grudnia 1949 roku Bergman ogłosiła, że spodziewa się dziecka Rosselliniego, nie zostawiono na niej suchej nitki. Senator Edwin C. Johnson z Kolorado publicznie potępił aktorkę i zaproponował projekt ustawy, która chroniłby Amerykę przed „moralną podłością” osób takich jak ona. Ingrid straciła wiarygodność nie tylko jako przykładna żona, ale też jako aktorka. Jak zauważył Anthony Quinn: „Najpierw była dziewicą, a potem stała się dziwką o międzynarodowej sławie”.

Para pobrała się w maju 1950 roku w Juárez w Meksyku, a pół roku później Ingrid otrzymała oficjalny rozwód z Petterem. Syn Ingrid i Roberta miał już wtedy ponad rok. Niedługo potem aktorka urodziła jeszcze bliźniaczki Isabellę i Isottę (Isabella pójdzie w ślady matki, zostanie aktorką i sławną modelką).

Film „Stromboli, ziemia Boga” był jednoznacznie kojarzony ze skandalem i kompromitacją Ingrid. Widzowie przyzwyczajeni do hollywoodzkich kreacji aktorki nie zaakceptowali jej w niskobudżetowej produkcji. Styl Rosselliniego mocno odbiegał od standardów amerykańskich. Kręcenie filmów w Ameryce Ingrid porównywała do jazdy pociągiem według rozkładu, natomiast pracę z Rossellinim do pola bitwy, w którym tylko generałowie wiedzą, co mają robić ich żołnierze. Nie było tu czasu na precyzyjne przygotowania. Taki sposób pracy był dla niej męczący i frustrujący.

Na domiar złego Roberto wymusił na Ingrid obietnicę, że nie zagra u innych reżyserów. Nie mogła na przykład przyjąć propozycji od Federica Felliniego, mimo że ten chętnie nakręciłby z nią film. Hollywood? Nie miała tam czego szukać.

Rozstanie

Ingrid zagra u innego niż Rossellini reżysera dopiero w roku 1956. Nie byli już wtedy razem. Związek pomimo początkowej namiętności i trójki dzieci nie przetrwał próby czasu. Kiedy Roberto zrealizował swoje marzenie i wyjechał do Indii, Ingrid przeczuwała, że to koniec. I faktycznie, Roberto powrócił z młodą indyjską scenarzystką, która spodziewała się jego syna.

Bergman uwolniła się od złożonej obietnicy – we francuskiej komedii „Helena i mężczyźni” z 1956 roku zagrała polską arystokratkę. Posypały się kolejne propozycje. Co nie znaczy, że amerykańscy widzowie jej przebaczyli. Stygmat kobiety upadłej ciążył na Bergman jeszcze przez wiele lat. W hollywoodzkiej produkcji wzięła dopiero udział w roku 1969, był to „Kwiat kaktusa” w reżyserii Gene Saksa.

Po drodze wyszła za mąż po raz trzeci za szwedzkiego producenta teatralnego Larsa Schmidta. To małżeństwo przetrwało 17 lat, choć przez kilka ostatnich było tylko mistyfikacją, Lars miał kochankę. O swoich trzech mężach powie tak: „Mój doktor Petter Lindström był perfekcyjnie uporządkowany, kiedy ja pragnęłam odrobiny szaleństwa. Mój Roberto Rossellini zapewnił mi szalone chwile, kiedy ja potrzebowałam stabilizacji. Mój Lars Schmidt zawsze wydawał się spokojny i może za bardzo dałam się temu zwieść”.

Mężczyźni ją zwodzili i zawodzili, kino do końca pozostało jej namiętnością. Za jedną z ostatnich filmowych ról w „Morderstwie w Orient Expressie” Bergman została w 1975 roku po raz kolejny nominowana do Oscara za najlepszą rolę drugoplanową. Była już wtedy chora na raka piersi. Jej ostatnia spektakularna kreacja to rola izraelskiej premier Goldy Meir w telewizyjnym serialu, za którą pośmiertnie uhonorowano ją nagrodą Emmy. Zmarła cztery miesiące po nakręceniu filmu, w dniu swoich 67. urodzin. Jej prochy zostały rozsypane nad Danhölmem, jej ulubioną szwedzką wyspą. Niedługo przed śmiercią powiedziała: „Niczego nie żałuję, bałabym się zmieniać cokolwiek w swojej przeszłości”.

Korzystałam z książek, m.in.: Charlotte Chandler „Ingrid Bergman”, Prószyński i S-ka 2001; David Smit „Ingrid Bergman: The Life, Career and Public Image”, McFarland & Company Inc., Publishers 2012.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze