W Ameryce lat 30., kiedy wszyscy martwili się brakiem kontroli nad życiem seksualnym „rozhukanej” młodzieży, nazwisko Margaret Mead szybko znalazło się na ustach wszystkich antropologów. Ważniejsze jednak okazało się co innego. Jej teorie wyszły z sal wykładowych i zaczęły zmieniać rzeczywistość. W dniu rocznicy śmierci Margaret Mead przypominamy niezwykłą historię jej życia.
Wydaną w 1928 roku książkę napisała po wyjeździe naukowym na Tau, maleńką wyspę wchodzącą w skład archipelagu Samoa na Pacyfiku. Margaret przez sześć miesięcy przyglądała się jej mieszkańcom, wykorzystując to, że ich tradycyjna kultura ciągle była jeszcze żywa, a styl życia kompletnie odmienny od „cywilizowanego”. Napisała, że dla Samoańczyków seks jest swego rodzaju grą, której trzeba nauczyć się przez doświadczenie. Młodzi wyspiarze mają wielu partnerów seksualnych, a ich życie płciowe nie jest przyczyną konfliktów z rodzicami ani tez wielką tajemnicą. Trudno o większy rozdźwięk między takim podejściem a sytuacją amerykańskich nastolatków, dla których okres dojrzewania jest czasem pełnym napięć i konfliktów wyrastających z nakładanych na młodych ludzi ograniczeń. Mając to na względzie, autorka sugerowała, że zachowania człowieka w sferze płciowej uwarunkowane są kulturowo i cywilizacyjnie. Wprowadziła też pojęcie względnej, zależnej od wychowania i środowiska, etyki seksualnej.
„Dojrzewanie na Samoa” z miejsca stało się bestsellerem tak dużym, ze wydawca książki William Morrow niemal natychmiast wypuścił drugi nakład. Nikt wtedy nie przedstawiał badań naukowych w tak barwny i przystępny sposób, żeby chciał po nie sięgnąć przeciętny czytelnik kolorowych magazynów. Nikt też nie myślał o ludziach „dzikich” jako o pełnowartościowych, odrębnych osobowościach, których świat warto poznać i od których można czegoś się nauczyć. A zwłaszcza nikt nie opisał jeszcze fenomenu miłości wolnej od zazdrości, monogamii i zasad wierności, nieskrępowanej żadnymi zakazami ani tabu.
Tak naprawdę z książki Mead wyczytano więcej, niż było tam napisane. Twierdzono, że autorka nawołuje do rozwiązłości seksualnej, przez kolejne lata na tę właśnie publikację powoływali się zwolennicy idei wolnej miłości, a trzy dekady później okrzyknięto ją matką rewolucji seksualnej, której to obok Alfreda Kinseya, autora słynnego (choć i zdyskredytowanego) raportu, dała naukowe argumenty.
Jest rok 1925, a 23-letnia Margaret, stojąc przed swoim profesorem Franzem Boasem, oświadcza, że chce badać odległe kultury. Rok wcześniej uzyskała tytuł magistra psychologii na nowojorskim Uniwersytecie Columbia, teraz pracuje nad doktoratem w dziedzinie antropologii. Jest bliska otrzymania tytułu. A jednak wbrew temu, czego od niej oczekiwano, postanowiła porzucić swoje dotychczasowe życie naukowe i rozpocząć badania w terenie. Profesor Boas ma duże zmartwienie, bo Margaret upiera się, że chce jechać w najbardziej dzikie tereny, tam, gdzie można jeszcze badać tradycyjne zwyczaje i wzory życia. Wiele czasu zajmie mu wyperswadowanie podróży na wybrane przez nią wyspy Tuamotu na Pacyfiku i przekonanie jej do bezpieczniejszych Samoa.
Sęk w tym, że młoda badaczka nie była przygotowana na żadną wyprawę. Nigdy w życiu nie była za granicą, nie odbyła podróży morskiej, tak naprawdę jak dotąd nie spędziła ani jednego dnia skazana tylko na siebie.
Margaret, pierwsze z czworga dzieci Emily Fogg i Edwarda Sherwooda, dorastała w inteligenckiej, nowoczesnej rodzinie. Jej ojciec wykładał na Uniwersytecie w Pensylwanii, matka była nauczycielką, sufrażystką i działaczką społeczną, walczącą o poprawienie sytuacji czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Liberalne poglądy rodziców miały z pewnością wpływ na tolerancyjną i pełną zrozumienia wobec inności postawę dorosłej Mead, nawet jeśli po tym jak skończyła szkołę, ojciec próbował namówić ją do rezygnacji z dalszej nauki w college’u (to wtedy po raz pierwszy w życiu się zbuntowała). Tak czy inaczej nie miała okazji nauczyć się samodzielności – spod kurateli rodziców szybko, bo jeszcze na studiach, przeszła pod skrzydła męża Luthera Cressmana.
W latach 20. zaskakujące było już to, że młoda mężatka planuje jakąkolwiek karierę zawodową, natomiast pomysł samotnego wyjazdu naukowego kobiety był nie do pomyślenia. Ale Margaret nie daje łatwo się zbyć. W sierpniu 1925 roku wsiada na pokład S/S „Sonoma” i wypływa na Pacyfik. Pożegnanie z rodziną jest krótkie. „Nigdy nie oglądała się za siebie” – będzie wspominać jej ojciec.
Po powrocie z Samoa zatrudni się w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej na stanowisku kustosza etnologii. Po kilkunastu miesiącach planuje jednak kolejne wyprawy. Na dziewiczą Manus jedzie w 1928 roku, na Nową Gwineę trzy lata później. Nadal interesuje ją problem „natura czy kultura”, ale idzie o krok dalej. Obserwując plemiona Tchambuli, dochodzi do wniosku, że uwarunkowany kulturowo jest również podział na tradycyjne role męskie i kobiece. Mężczyzna Tchambuli zastanawia się: „Co sobie pomyślą kobiety, co powiedzą kobiety, co zrobią kobiety...”. Większość czasu spędza on na wyplataniu, malowaniu, rzeźbieniu i tańcu, podczas gdy silne i apodyktyczne kobiety organizują i wykonują najważniejsze prace, kierując de facto życiem grupy. Tchambuli nie są jedynymi, którzy odwracają „słuszny” porządek. W wydanej w 1935 roku książce „Płeć i charakter” Mead powie: „Zdaniem Filipińczyków żaden mężczyzna nie dochowa tajemnicy, mieszkańcy wyspy Manus twierdzą, że tylko mężczyźni potrafią się bawić z dziećmi, w plemieniu Toda nieomal wszystkie prace domowe są zbyt święte, by mogły je wykonywać kobiety, wśród Arapeshów głowa kobieca uchodzi za tęższą od męskiej”. Role męskie i żeńskie wynikają więc z narzuconej kultury.
Amerykańskie feministki są zachwycone. Naukowy autorytet jasno powiedział, że tradycyjna rola kobieca, rola matki, oznacza „marnotrawienie uzdolnień wielu kobiet, które z powodzeniem mogłyby pełnić inne funkcje, zamiast rodzić dzieci w świecie i tak już przeludnionym”, i vice versa tradycyjna rola męska oznacza „marnotrawienie zdolności wielu mężczyzn, którzy mogliby wykorzystać specyficzne dla swej osobowości uzdolnienia dużo lepiej w domu niż na placu targowym”. Należy więc zachować indywidualne podejście do każdego mężczyzny i kobiety, co pozwoli na jego rozwój niezależnie od kulturowych ról. Mead wywiera wielki wpływ na rozwój feminizmu. Przez kolejne lata powołują się na nią filozofowie, antropolodzy i działacze społeczni, np. Bertrand Russell, John Dewey czy Alfred Kroeber.
Gorzej z bardziej konserwatywnymi obywatelami. Niejeden Amerykanin czuje się urażony kwestionowaniem amerykańskiego wzoru życia rodzinnego, przy okazji wytyka się Mead porażki w życiu osobistym. A było co wytykać.
Ciekawe, że każdej naukowej podróży Mead towarzyszą przetasowania w życiu osobistym. Z Lutherem rozstaje się po pięciu latach małżeństwa. Jednym z czynników wpływających na jej decyzję o rozstaniu jest niemożność posiadania dziecka. We wczesnej młodości marzyła o całej gromadce i szczęśliwym życiu na wiejskim probostwie (Luther zamierzał zostać kaznodzieją), ale wraz z diagnozą o bezpłodności ta wizja prysła. Tym samym zniknął jeden z głównych powodów, dla którego wyszła za mąż. Nigdy nie czuła z Lutherem specjalnej więzi intelektualnej, nie dzielili zainteresowań ani głębszych doświadczeń. Kiedy powiedziała mężowi, że chce się rozstać, nie protestował. Zanim to nastąpiło, zwiedzili jeszcze Europę, a potem spędzili razem tydzień w Nowym Jorku „niezakłócony żadnymi wymówkami czy obwinianiem się”.
Bezpośrednią przyczyną rozstania była jednak nowa znajomość Margaret – Reo Fortune. Tego młodego i niezwykle przystojnego psychologa z Nowej Zelandii poznała podczas morskiej podróży z Samoa. Byli godnymi siebie rozmówcami. Zanim okręt „Chitral” dobił do brzegów Europy, zdążyli się w sobie zakochać. Razem wyjechali dwa razy na Nową Gwineę, Reo prowadził tam swoje niezależne badania. O ile jednak podczas pierwszego wyjazdu świetnie się rozumieli, po powrocie do Nowego Jorku coś zaczęło się psuć. Margaret skarżyła się, że Reo nie pomagał jej w pracach domowych, zrzucając wszystkie obowiązki na nią. Pracowała w muzeum, ale utrzymanie domu było na jej głowie. Czuła się pokrzywdzona jako kobieta. Poza tym nowy mąż (pobrali się w 1928 roku) zaczął być zazdrosny o jej sukcesy. Ironizował, że powinien być przedstawiany jako „Mister Margaret Mead”.
Margaret miała trudności w budowaniu trwałych związków. Wystarczała iskra intelektualnego porozumienia, by cała jej uwaga kierowała się w stronę innego mężczyzny. Reo został wyeliminowany przez bardziej wrażliwego, a równie ciekawego intelektualnie konkurenta, jakim był brytyjski antropolog Gregory Bateson. Margaret i Reo poznali go podczas pobytu na Nowej Gwinei i przez pewien czas ich naukowe dyskusje toczyły się w tym trójkącie. Nastąpił jednak moment, kiedy Mead nawiązała z Batesonem szczególny rodzaj porozumienia, który przesądził o ich dalszych losach. Kiedy wiosną 1933 roku wyjeżdżali z Nowej Gwinei, było dla wszystkich jasne, że związek Margaret i Reo właśnie się zakończył.
Małżeństwo, które Margaret zawarła z Gregorym 13 marca 1936 roku w Singapurze, gdzie zatrzymali się w drodze na Bali, wydawało się udane. W 1939 roku Margaret nie posiadała się ze szczęścia – mogła zapomnieć o diagnozie lekarskiej sprzed 15 lat – była w ciąży. W wieku 38 lat urodziła zdrową córkę Mary Catherine Bateson, a do macierzyństwa podeszła z równym zacięciem jak do badań terenowych. Udokumentowała na taśmie filmowej poród, a kiedy trzeba było wymienić żarówkę w lampie, siłą woli zwolniła akcję porodową. „Wychowanie Cathy było niezwykłą przygodą intelektualną i zarazem emocjonalną” – powie o trudach macierzyństwa. Jej córka również zostanie antropolożką.
Wydaje się, że Margaret ze wszystkich swych mężów najbardziej kochała właśnie Batesona. Paradoksalnie to właśnie on w 1945 roku postanowił z nią się rozstać. „Była to właściwie kwestia czystej energii – tłumaczył. – Ona nie mogła się zatrzymać, ja nie mogłem dotrzymać kroku”.
Do badań terenowych Mead wróciła po wojnie, w 1953 roku. W wieku 51 lat pojechała na Manus, wyspę, którą ostatni raz widziała w 1929 roku. W tym czasie była już sławną antropolożką. Zabiegano o jej wykłady, udzielała wywiadów w prestiżowych programach radiowych i telewizyjnych, korespondowała z prezydentami, była nawet bohaterką kreskówek. „W owym czasie zaczęła coraz bardziej przypominać z wyglądu nauczycielkę – a to podobało się amerykańskiej publiczności” – pisze Phyllis Grosskurth, biografka Mead.
Margaret w tym czasie przybrała na wadze, nosiła pofałdowaną pelerynę i wszędzie zabierała rozwidlony kij z drzewa wiśni. Wyglądała przez to jak prorokini i tak też ją odbierano. W późniejszych latach zajęła się rolą środków masowego przekazu i ich wpływu na wychowanie dzieci, współpracowała z ONZ-etem i UNICEF-em, była rzeczniczką tolerancji, równouprawnienia i porozumienia między ludźmi na całym świecie. Podróżowała i była aktywna do ostatnich dni swego życia. Umiera 15 listopada 1978 roku w wieku niespełna 77 lat.
Bomba wybucha dopiero po jej śmierci. W roku 1983 Derek Freeman, antropolog, z którym Mead korespondowała przez ostatnie dziesięć lat życia, opublikował jawną krytykę jej pracy. W swym studium „Margaret Mead i Samoa” udowadniał, że spostrzeżenia dotyczące życia społecznego na Samoa są nieprawdziwe. Wytykał jej błędy merytoryczne i słabą znajomość samoańskiego, by wreszcie powiedzieć, że młodzi Samoańczycy, rozmawiając z Mead, „wpuścili ją w maliny”. Celowo ubarwiali swoje opowieści dotyczące sfery seksu i przedstawiali go jako „beztroską miłość pod palmami”. Freeman twierdził, że na Samoa istnieje mnóstwo zakazów i ograniczeń takich jak w społeczeństwie zachodnim, a badania Mead zostały nagięte do teorii, którą chciała udowodnić. Co więcej, w 1997 roku uczony spotkał się z wiekową Samoanką, rzekomo dawną informatorką Mead, która przyznała, że z chęci zaimponowania amerykańskiej badaczce udzieliła jej wielu zmyślonych informacji.
Freeman wysłał rękopis swojej książki do Mead, ta jednak przed śmiercią nie zdążyła już na niego odpowiedzieć. Zyskał wielu popleczników dla swoich rewelacji, obrońcy Mead przypominali zaś, że swoje obserwacje prowadził 20 lat po niej. Niemniej jednak tak ostra krytyka podważyła wartość całego dorobku antropolożki. Tym bardziej że w 1991 roku inny badacz, Donald Brown, zakwestionował wartość badań prowadzonych przez Mead wśród plemion Tchambuli na Nowej Gwinei.
Spór rozpoczęty przez Freemana pozostał nierozstrzygnięty. Ale bez względu na jego wynik Mead za sprawą swoich badań wpłynęła już na bieg rzeczy.
Sama mawiała: „Nie wątp nigdy, że mała grupa troskliwych ludzi mogłaby zmienić świat. Tak naprawdę to jedyna rzecz, która go kiedykolwiek zmieniła”.
Korzystałam m.in. z książek: „Margaret Mead” Michaela Pollarda, Czytelnik 1992, i „Margaret Mead: a Biography” Mary Bowman-Kruhm, Greenwood Press 2003.