1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Retro

Mieczysław Karłowicz – wybitny muzyk pośród taterników

Mieczysław Karłowicz w Tatrach, 1907 r. (Fot. FoKa/Forum)
Mieczysław Karłowicz w Tatrach, 1907 r. (Fot. FoKa/Forum)
Wspaniały taternik, odkrywca wielu szlaków i podejść. Znakomity publicysta. Prekursor fotografii górskiej. Tworzył zaledwie 14 lat, zanim przygniotła go lawina, ale jego dorobek kompozytorski jest imponujący. Muzyka Mieczysława Karłowicza zaczyna być coraz bardziej doceniana, także przez zagranicznych wirtuozów.

Rok 1909, 8 lutego. Zakopane. Ładny, choć mglisty dzień. Około 6.00 Karłowicz wychodzi w góry. W plecaku prowiant, kuchenka turystyczna, aparat fotograficzny. Pół godziny później przypina narty i zaczyna podchodzić na Boczań – widzi go leśniczy w Kuźnicach. Ostatnie zdjęcia (użył czekana jako statywu): Giewont i Tatry Zachodnie widziane z Boczania, i panorama ośnieżonych szczytów wokół Hali Gąsienicowej.

O 10.00 zjeżdża do schroniska Towarzystwa Tatrzańskiego. Je śniadanie. Wpisuje się do książki wejść i wyjść. Dopisuje (pedant, nie mógł zignorować takiego nieporządku): „Okiennicę przy jednym z okien zastałem otwartą”. Przypina do nart pasy futra ułatwiające podchodzenie. Zostawia płaszcz, bierze tylko aparat. Idzie w stronę Czarnego Stawu. Kilkadziesiąt godzin później Mariusz Zaruski i Stanisław Gąsienica-Byrcyn wyruszają na poszukiwania. Idą po śladach jego nart, w górę, pod Mały Kościelec. Zaruski notuje: „Na grani odsłania się widok straszny: ślady nart idące po zboczu gubią się w bruzdach i pokruszonych bryłach śniegu już spadłej ogromnej lawiny… Z drugiego końca już nie wychodzą! Naga i bezduszna prawda: to jego mogiła! […] Słucham… może dźwięk jaki stąd doleci? Może ktoś z głębi zacznie kołatać? Na śniegu się kładłem, przykładałem ucho do śniegu, chodziłem po tej nieszczęsnej mogile, szukałem w niej kijem do nart. Nic! Głucho i pusto”.

12-osobowa ekipa ratowników po trzech dniach kopania znalazła ciało i zniosła je do Kuźnic. Niedaleko leżał plecak, a w nim nieuszkodzony aparat fotograficzny.

Na wrotkach przez Chmielną

Napisał wiele artykułów o tym, jak bezpiecznie chodzić po górach. Nie traktował wędrówek jako zaliczania kolejnych szczytów – dla niego liczyło się przede wszystkim odkrywane w tych wędrówkach piękno i cisza. Nie ryzykował. Zgubiło go to, że zbocze pod Małym Kościelcem porasta kosówka – myślał pewnie, że utrzyma śnieg…

Po raz pierwszy zobaczył Tatry, gdy miał 13 lat – w wakacje. Trzy lata później wchodzi na Kościelec (zgodnie z ówczesnym przewodnikiem na „wyrypę” najlepiej wziąć bigos, bulion albo ozory, herbatę, czarną kawę, wódkę, wino, arak…) i opisuje to w „Kurierze Zakopiańskim”. Po maturze Zakopane odwiedza regularnie.

Rodzina Karłowiczów to familia nomadów: ciągle zmieniają kraje, miejsca, domy. Ojciec Mieczysława Jan to postać niezwykła: studiował historię i filozofię w Moskwie, Heidelbergu i Paryżu, kompozycję w Brukseli. Obowiązki ziemianina go nie pociągały – podróżował, komponował, rozpoczął wydawanie trzech wielkich słowników: wyrazów obcych, gwar polskich i języka polskiego. Matka – Irena Sulistrowska, skoligacona z Radziwiłłami, też była utalentowana muzycznie. Osiedli (nie na długo) we dworze w Wiszniewie, tu urodziła się czwórka ich dzieci – Mieczysław był najmłodszy, przyszedł na świat 11 grudnia 1876 roku. Mieczyś, Mieczek, Mieczula – jak go nazywali – był słabowity. Pakowano w niego lekarstwa i rozpieszczano. A on był ciągle ponury i obrażał się o byle co. Na początku lat 80. Jan sprzedał większość dóbr i rodzina przeniosła się do Heidelbergu. Jako siedmiolatek Mieczyś rozpoczął naukę gry na skrzypcach. Po trzech latach rodzina przeniosła się do Pragi, potem do Drezna, wreszcie do Warszawy – osiadła na ulicy Chmielnej, potem na Jasnej. W mieszkaniach Karłowiczów bywali znakomici goście: Eliza Orzeszkowa, Adolf Dygasiński, Aleksander Świętochowski.

Poza nauką muzyki rodzice znaleźli Mieczysiowi pożyteczne zajęcie – stolarstwo, by wyrabiał zręczność palców (matka uważała, że skrzypce skrzypcami, ale dobrze mieć praktyczny fach w ręku). Uwielbiał to – był szczególnie dumny z wykonania drewnianego widelca…

Ciągłe kłopoty ze zdrowiem nie przeszkadzają mu uprawiać sportów: jeździ na łyżwach i rowerze i – jako jeden z pierwszych warszawiaków – na wrotkach. Po ulicy Chmielnej, bo tylko ona miała wtedy asfaltową nawierzchnię.

W szkole (słynnym matematyczno-przyrodniczym gimnazjum Wojciecha Górskiego) – samotnik, wobec kolegów uprzejmy, ale zamknięty w sobie. Ma tylko jednego przyjaciela. Niezależnie od charakteru Karłowicza trudno się temu dziwić: czas po szkole zajmuje mu nauka gry na skrzypcach u wybitnego wirtuoza Stanisława Barcewicza, który studiował kompozycję u samego Czajkowskiego.

Uczy się także kompozycji, sam udziela lekcji gry. Koncertuje. Pierwszy utwór – wysłaną na konkurs pieśń „Z nową wiosną” – podpisał nazwiskiem przyjaciela (wstydził się?).

Ujawnia też talenty literackie – publikuje w „Wędrowcu” barwne i fachowe opisy górskich wycieczek, utrwala je na znakomitych zdjęciach.

Wyjeżdża do Berlina na studia muzyczne, ale słucha także wykładów z filozofii i fizyki. Pobiera lekcje kompozycji u znakomitego Henryka Urbana. Komponuje pieśni i utwory na orkiestrę. Podobnie jak w szkole żyje na uboczu: dopadają go ataki przygnębienia i depresji, lęk przestrzeni. To zresztą rodzinne: na neurastenię cierpiał ojciec, zaburzenia psychiczne miało całe rodzeństwo. Z typową dla siebie pedanterią zabiera się do „samouzdrawiania” – studiuje i stosuje zalecenia podręcznika „Kształcenie woli” Jules’a Payota. Być może żelazna dyscyplina pomogła, bo ataki depresji mijają. Na zawsze jednak pozostał samotnikiem.

Wysoki, szczupły, przystojny blondyn o szaroniebieskich oczach, krótko ostrzyżonych włosach i w modnych okularach w drucianej oprawie. Skromny. Zawsze wytworny, nawet na narciarskich treningach i górskich wyprawach w białej koszuli i krawacie. Sztywny, wyniosły. „Lubił okazywać się zimnym, ironicznym, pogardliwym […], najlżejsze dotknięcie go, żart, obrażenie jego upodobań, zlekceważenie jego woli, chęci – sprawiało odsunięcie się, skrytą niechęć, gorycz i trwało długo – wspomina jego kuzynka Helena Romer-Ochenkowska. – Wypowiadał się w muzyce. Nie zwierzał chyba nikomu. Od dziecka rósł jakiś osobny, ni to dziki, ni to wzgardliwy, stęskniony do serc bliskich i odtrącający je, gdy się zbliżały”.

W dyskusji potrafił zareagować dosadnie, brutalnie nawet. Ale też nie stronił od sztubackich żartów, miał znakomite zdolności parodystyczne – na przykład towarzystwo w Zakopanem bawił, parodiując turystów z Węgier i Niemiec.

Swastyka na szczycie

Początek XX wieku to dla Karłowicza trudny okres. Artysta wchodzi w konflikt z kierownictwem powstałej w 1901 roku Filharmonii Warszawskiej. O co poszło? Dyrektorzy filharmonii: Emil Młynarski i Aleksander Rajchman, w pogoni za zyskami wystawiali na scenie narodowej dziełka mało ambitne, bywało że i operetkę. Przed młodymi i ambitnymi kompozytorami drzwi filharmonii były zamknięte. Opublikowany w 1902 roku w „Gazecie Polskiej” artykuł „Muzyka swojska w Filharmonii Warszawskiej” to początek sześcioletniej walki Karłowicza o zmianę profilu placówki. Po zainicjowanym przez niego proteście, który podpisali poza nim m.in. Artur Rubinstein i Karol Szymanowski, Rajchman ustępuje w 1908 roku ze stanowiska. Ale zanim to nastąpiło, Karłowicz nie może wystawiać – chyba że wynajmie na własny koszt orkiestrę zagraniczną. Musi znosić nagonkę krytyków.

„Mówiłem ci niejednokrotnie, do jakiego stopnia wstrętne i obce są mi stosunki tutejszego świata muzycznego. Myślałem, że czas wpłynie cokolwiek na poprawę tego »rzeczostanu«, tymczasem nie jest lepiej, ale gorzej. […] Zadałem sobie tedy pytanie, czy ma jakikolwiek cel dalsze zżeranie się wewnętrzne w wyjałowionej i obcej mi atmosferze tutejszej; odpowiedź była: nie!” – pisze do szwagra Zygmunta Wasilewskiego w 1904 roku.

Nie od razu jednak porzucił wraz z matką (ojciec umarł w 1903 roku) mieszkanie na Jasnej. Zapisuje się na kurs dyrygentury w Lipsku u słynnego Arthura Nikischa. Pracuje nad poematem symfonicznym „Stanisław i Anna Oświecimowie” uważanym za najwybitniejsze jego dzieło. Niektórzy badacze wiążą wykorzystanie przez kompozytora XVII-wiecznej legendy o tragicznej, „nieczystej” miłości brata i siostry z nieszczęśliwą miłością Karłowicza do ciotecznej siostry Ludwiki Śniadeckiej. Mówią o tym jednak bardzo nieliczne wzmianki. O żadnej innej kobiecie w jego życiu nic nie wiadomo…

W połowie 1907 roku Karłowicz ma dosyć – wyjeżdża do Zakopanego, myśli o zamieszkaniu tu na stałe. Chodzi po Tatrach. Na górskie wycieczki zabiera zawsze słoiki z farbami i pędzelek. Oznacza trasy dla tych, którzy będą iść po nim. A po wejściu na szczyt maluje na głazie swastykę, tradycyjny element góralskiego zdobnictwa (sygnował nią także swoje listy i bilety wizytowe). Nikt ze współczesnych nie zaliczył tylu tras i szczytów… Uczy się także jeździć na nartach na kursie prowadzonym przez Mariusza Zaruskiego, legendarnego taternika, popularyzatora turystyki, działacza Towarzystwa Tatrzańskiego. W Zakopanem odzyskuje zapał do pracy: kończy poemat „Stanisław i Anna Oświecimowie”, zabiera się do pracy nad następnym – „Smutną opowieścią”.

Narty z Wiednia

Gdy Karłowicz po raz pierwszy przyjechał do Zakopanego, to była dziura, która dopiero od niedawna uzyskała status uzdrowiska. Zaczęła się cywilizować dzięki staraniom powstałego w 1873 roku Towarzystwa Tatrzańskiego, które budowało chodniki, stawiało latarnie, sfinansowało założenie telegrafu, organizowało przewodnictwo górskie. W 1907 roku od Chabówki aż do dworca można już było dojechać koleją. Powstają murowane hotele, kamienice, sklepy.

Karłowicz działa w Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego – jest gorliwym propagatorem turystyki kwalifikowanej. Razem z Zaruskim sprowadzają do zakopiańskich sklepów profesjonalny sprzęt turystyczny (także narty) z Wiednia. Karłowicz prowadzi wycieczki, m.in. na Giewont („powybierały się różne panienki w trzewiczkach na wysokich obcasach, z białymi parasolkami etc., oczywiście obcasy zostały po drodze, parasolki się połamały – na szczęście nikt kości nie połamał”). Razem z Zaruskim planują powołanie Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Pieniądze na działalność miałoby zapewniać ze składek specjalnie powołane towarzystwo. Postanawiają wystosować odezwę do społeczeństwa, by poinformować o potrzebie utworzenia TOPR.

Zmiana na stanowisku dyrektora Filharmonii Warszawskiej umożliwiła 13 listopada 1908 roku prawykonanie „Smutnej opowieści” – krytycy byli zachwyceni, uznali Karłowicza za najzdolniejszego kompozytora młodego pokolenia. Po latach przyszedł wreszcie sukces… (70 lat później wybitny kompozytor i muzykolog Bogusław Schäffer uzna Karłowicza za najwybitniejszego po Chopinie polskiego kompozytora. „Karłowicz był pierwszym wybitnym polskim symfonikiem, twórcą obdarzonym wyjątkowym rozmachem i wielką dojrzałością” – napisał w „Dziejach muzyki”).

Następnego dnia po prapremierze „Smutnej opowieści” Karłowicz złożył u rejenta swój testament: cały majątek zapisał Warszawskiemu Towarzystwu Muzycznemu, aby wesprzeć „szerzenie kultury muzycznej w Polsce”. Po powrocie do Zakopanego razem z Zaruskim inicjują przebudowę schroniska na Hali Gąsienicowej tak, by działało także w zimie. Większość kosztów pokrył Karłowicz.

Dzień przed wyjściem na ostatnią „wyrypę” spotkał się z Zaruskim. Zredagowali odezwę w sprawie TOPR. Zaruski prosił, żeby uważał, bo pogoda sprzyja lawinom.

***

Osiem dni po akcji ratunkowej Zaruski wraca pod Mały Kościelec. W miejscu, gdzie odkopano zwłoki, drąży w śniegu studnię aż do dna lawiny. Na jednym z odkopanych głazów znaczy farbą krzyż. Obok, by łatwiej odnaleźć to miejsce, wbija w śnieg ułamaną gałąź jarzębiny. Gdy zeszły śniegi, znalazł tę gałąź. Puściła pędy… W sierpniu 1909 roku z publicznych składek pod Małym Kościelcem, poniżej ścieżki na Granaty, Kozi Wierch i Zawrat, stanął prosty granitowy obelisk ze swastyką i napisem: „Non omnis moriar”.

Korzystałam m.in. z książek: Maciej Pinkwart „Zakopiańskim szlakiem Mieczysława Karłowicza”; Janusz Mechanisz „Mieczysław Karłowicz. Życie. Człowiek. Dzieło”; „Z życia i twórczości Mieczysława Karłowicza” pod red. Elżbiety Dziębowskiej.

Tekst pochodzi z archiwalnego numeru „Zwierciadła”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze