Netflix zaprezentował wczoraj drugą część 4. sezonu „Emily w Paryżu”. Serial z Lily Collins w tytułowej roli w dalszym ciągu jest listem miłosnym do francuskiej stolicy, ale w premierowych odcinkach kilka ciepłych słów padło też pod adresem polskiego miasta.
Żeby nie było, że nie ostrzegałyśmy – poniższy tekst naszpikowany jest spoilerami. Jeżeli weekend planowałyście spędzić w towarzystwie Emily Cooper, ale w przeciwieństwie do netfliksowej bohaterki nie kierujecie się palącą potrzebą bycia przygotowaną na każdą okoliczność – niezwłocznie odwróćcie wzrok. Poniżej zdradzamy „smaczki”, które mogą urozmaicić wam skądinąd... nużący seans.
Twórcy „Emily w Paryżu” zorientowali się, że perypetie amerykańskiej ekspatki nieco straciły wigor. Miłosne trójkąty na niebezpieczną odległość zbliżyły się do schematów znanych z latynoskich tasiemców. W biurowych porachunkach też zabrakło dramaturgii – zanim zdążyłyśmy się obejrzeć, Julian był już z powrotem w progach Agence Grateau, a Sylvie puściła w niepamięć zamieszanie z Madeline.
Sposobem na odświeżenie formatu miało być rozszerzenie świata przedstawionego o nowe pory roku i malownicze lokacje. Na ekran przeniesiono nie tylko zimowy Paryż, ale także alpejski kurort Megève. Na koniec sezonu ambitna specjalistka ds. marketingu wybywa też do Rzymu. Niespecjalnie ma jednak ochotę dzielić się swoimi planami z przenikliwą szefową, która chce wykorzystać kiełkujący romans podwładnej z Marcellem Muratorim do zawodowych celów. Zamiast chwalić się wypadem do Włoch, naprędce skleciła więc historię o wycieczce do... Krakowa. Szybko okazuje się, że nie jest to ulubiony podróżniczy kierunek Sylvie Grateau.
„Co? Kto lata do Krakowa?” – pyta zdziwiona, jednocześnie z uszczypliwością przyznając, że Kraków zapewne ma do zaoferowania więcej niż Chicago. Nie wszyscy w paryskiej firmie są jednak uprzedzeni do polskiego miasta. W tej samej scenie do gabinetu szefowej wpada Luc, który wypowiada się o Krakowie w samych superlatywach. „To moje ulubione miasto w Europie. Jedyne, którego nie zbombardowali. Prawdziwy klejnot” – mówi bohater. Następnie zachwala wizytę w kopalni soli w Wieliczce i gołąbki w restauracji 3 Rybki przy ulicy Szczepańskiej 5.
Szef kuchni na pewno może spodziewać się wielu rezerwacji. Bo choć pod artykułami opisującymi „polski wątek” w serialu Netflixa z pewnością znajdą się szydercze komentarze, turystyka filmowa jest w rozkwicie. Nawet jeśli Kraków nie zagościł na ekranie w pełnym znaczeniu tego słowa, już sama wzmianka może zainteresować widzów stolicą Małopolski. A gdyby to nie było wystarczającą zachętą, Netflix zaprosił do Polski kilka znanych nazwisk z obsady. Obecnie w Krakowie przebywają William Abadie, Samuel Arnold i Bruno Gouery, czyli serialowi Antoine, Julian i Luc (tego ostatniego nie mogło zabraknąć).
Rzecz jasna niespodzianka w postaci gołąbków przewijających się przez krainę pain au chocolat i croissantów najszerszym echem odbiła się w Polsce. W globalnej skali jednym z najczęściej komentowanych momentów 4. sezonu było jednak... selfie z Brigitte Macron. Francuska pierwsza dama pojawiła się już w uniwersum „Emily w Paryżu”, ale do tej pory nie we własnej osobie.
W rozmowie z „Elle” Lily Collins zdradziła, że żona Emmanuela Macrona z dużym entuzjazmem przyjęła nawiązanie do jej postaci w pierwszej odsłonie serii. – Jest wielką fanką serialu – ujawniła aktorka. Skoro tak, nie powinno dziwić, że zgodziła się wystąpić przed kamerą. I świetnie sobie poradziła. Talent mieszkanki Pałacu Elizejskiego pochwalił showrunner Darren Star.