Co roku ponad 10 milionów zwiedzających ustawia się w kolejce do Luwru, aby na własne oczy ujrzeć „Mona Lisę”. Najsłynniejszy obraz Leonarda da Vinci chroniony jest nie tylko grubą szybą, ale także szczelną zasłoną tajemnicy. Włoska geolożka i historyczka sztuki twierdzi, że zdołała ją uchylić.
Twórcza spuścizna Leonarda da Vinci od zawsze rozbudza wyobraźnię. Według licznych badaczy rzeczywistość prześcignęła fikcję, a dzieła prawdziwego człowieka renesansu skrywają więcej zagadek, niż mógłby przypuszczać Dan Brown. Niektóre z nich nie są tak spektakularne, jak opisano to w sensacyjnej literaturze, a mimo tego od lat spędzają sen z powiek znawcom sztuki. Jednym z najchętniej omawianych obrazów jest „Mona Lisa”. Do dziś nie jest pewne, kim jest namalowana na topolowym drewnie kobieta ani co kryje się za jej uśmiechem. Zgodnie z niektórymi koncepcjami obraz jest tak naprawdę autoportretem. Inni podejrzewają, że artysta uwiecznił na nim swoją matkę. Najbardziej rozpowszechnioną teorią jest zdecydowanie ta o Lisie del Giocondo, żonie florenckiego kupca. Co ciekawe, portret nigdy nie trafił w ręce klientów. Być może nie byli oni w stanie uiścić obiecanej opłaty lub autor uznał, że nie chce rozstawać się ze swoim arcydziełem.
Co z enigmatycznym wyrazem twarzy? Giorgio Vasari pisał o śpiewakach i błaznach, którzy mieli rzekomo wprowadzać modelkę w dobry humor w trakcie pozowania. Współcześni specjaliści podkreślają jednak, że w XVI wieku uniesione kąciki ust nie bywały przenoszone na płótno. Wielu z nich uważa, że grymas wyraża raczej melancholię lub irytację. W delikatnym uśmiechu dopatrywano się także… paraliżu nerwu twarzowego. Odbiorcy postrzegają sprawę bardziej jednoznacznie. Jürgen Kornmeier z Instytut Psychologii we Fryburgu przeprowadził eksperyment, z którego jasno wynika, że Mona Lisa jest odbierana jako radosna.
Eksperci pod lupę brali nie tylko tożsamość i nastrój modelki, ale także miejsce, w jakim stworzono jeden z najbardziej znanych obrazów w dziejach. Włoska geolożka i historyczka sztuki Ann Pizzorusso twierdzi, że dzięki wszechstronnej wiedzy nareszcie odkryła prawdę. – Geolodzy nie przyglądają się obrazom, a historycy sztuki nie dbają o geologię – powiedziała w rozmowie z Guardianem. Do tej pory wszelkie teorie opierały się na widocznym w tle łukowym moście. Nie jest to jednak obiekt na tyle unikatowy, aby umożliwiał precyzyjne określenie lokalizacji. – Wsparty na łukach most był w tamtym czasie typową konstrukcją we Włoszech i w całej Europie. Wiele z nich wyglądało bardzo podobnie. W ten sposób nie da się określić dokładnego miejsca namalowania obrazu – tłumaczy Pizzorusso. Zdaniem uczonej kluczowa jest widoczna za Moną Lisą rzeźba terenu. Ta wskazuje, że „Mona Lisa” wcale nie przedstawia Toskanii, skąd pochodzili zarówno malarz, jak i rodzina Giocondów, ale Lombardię. A dokładniej miejscowość Lecco nad brzegiem jeziora Como.
W tle widoczne miałyby być: XIV-wieczny most Azzone Visconti, alpejskie szczyty i krajobrazy wokół jeziora Garlate. – Z jego notatników wiemy, że dużo czasu spędził na badaniu okolic Lecco i terenów wysuniętych dalej na północ – mówi Włoszka. – Jeśli spojrzymy za nią, zobaczymy wydłużone jeziora polodowcowe o charakterystycznym kształcie przypominającym palce […]. Dojrzymy też iglice skalne. To rodzaj erozji występujący w wapieniu, który ma spęczenia i odłamuje się w bloki, tworząc niemal wzór piły zębatej… Możemy wykazać, że w okolicach Lecco występuje wapień. Kiedy patrzymy na Monę Lisę, w tle widzimy pasmo górskie o właśnie takim piłowatym kształcie – wylicza. Pizzorusso ma nadzieję, że jej obserwacje ostatecznie obalają teorie o miasteczkach Bobbio i Arezzo, które wcześniej typowano na prawdopodobne miejsca powstania obrazu.