1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Sztuka
  4. >
  5. Ocean’s Four w Luwrze. Za sprawą social mediów kradzież bezcennej biżuterii stała się kryminalną komedią

Ocean’s Four w Luwrze. Za sprawą social mediów kradzież bezcennej biżuterii stała się kryminalną komedią

Luwr dzień po tym, jak złodzieje ukradli z muzeum osiem bezcennych królewskich klejnotów. Mimo zamknięcia muzeum turyści nadal odwiedzają to miejsce, aby robić zdjęcia (Fot. Mohamad Salaheldin Abdelg Alsayed/Anadolu)
Luwr dzień po tym, jak złodzieje ukradli z muzeum osiem bezcennych królewskich klejnotów. Mimo zamknięcia muzeum turyści nadal odwiedzają to miejsce, aby robić zdjęcia (Fot. Mohamad Salaheldin Abdelg Alsayed/Anadolu)
To francuska komedia pomyłek? „Ocean’s Eleven”? Nie, w tym wypadku życie napisało lepszy scenariusz. Niczym w rasowym heist movie z Luwru zostały skradzione bezcenne klejony napoleońskie. Jednak prawdziwe kino wydarzyło się już po rabunku muzealnych eksponatów. Historia, którą żyją ostatnio media to najlepszy dowód, że współczesny świat jest tylko iluzją.

Ponoć, jeśli jesteś wystarczająco pewny siebie, dostaniesz się na nawet najbardziej strzeżoną imprezę. Złodzieje klejnotów z Luwru, według doniesień, żadni profesjonaliści, udowodnili tę hipotezę w praktyce. Za przebranie mając odblaskowe kamizelki i kominiarki, jako rekwizyty drabinę do podnoszenia mebli i kilka narzędzi, bez problemu przedostali się przez okno na pierwszym piętrze do sali muzealnej. Tak rzucający się w oczy, że aż niezauważalni. Zadziałała magia neonowego okrycia – na robotników nikt nie zwraca uwagi. Rozbili gabloty i zabrali biżuterię o wartości 88 milionów euro. Naszyjnik i parę kolczyków podarowane przez Napoleona cesarzowej Marii Ludwice. Diadem, broszkę i ozdobną kokardę cesarzowej Eugenii. Tiarę, naszyjnik i pojedynczy kolczyk noszone przez ostatnią królową Francji. Uciekając, zamiast szklanego pantofelka, złodzieje zgubili na posadzce muzeum koronę cesarzowej Eugenii pokrytą 1354 diamentami i 56 szmaragdami. Musiało boleć bardziej niż utrata magicznego buta. Ale za to udało im się zdążyć zanim zegar wybił „godzinę zero”. Po 7-minutowej akcji czterej mężczyźni wsiedli na zaparkowane pod oknem motory i odjechali niezatrzymani przez nikogo. Genialni w swojej amatorszczyźnie.

Drabina, za pomocą której dokonano napadu na Luwr (Fot. Jerome Gilles/NurPhoto) Drabina, za pomocą której dokonano napadu na Luwr (Fot. Jerome Gilles/NurPhoto)

Najciemniej pod latarnią. Można by pomyśleć, że najczęściej odwiedzane muzeum świata będzie miało doskonałą ochronę. Tymczasem okazuje się, że swoje cenne zbiory było gotowe oddać całkiem za darmo. Niektóre sale nie miały monitoringu, a i tak system kamer był chroniony hasłem „LOUVRE”. Dobrze, że nie „1234”. Braki w ochronie odkryto już w 2014 roku, komputery nie były aktualizowane, a budżet zamiast na niezbędne środki bezpieczeństwa był przeznaczany na zakup kolejnych dzieł sztuki, których placówka nie była nawet w stanie wystawić. Po spadku muzealnych etatów i wzroście liczby odwiedzających obecnie jest zbyt mało strażników, by skutecznie chronić wszystkie eksponaty. Aż dziw bierze, że na napad ktoś pokusił się dopiero teraz. Swoje zbiory Luwr podawał przez te wszystkie lata na srebrnej tacy. Ostatni raz muzeum obrabowano w 1998 roku. Skradziono wówczas obraz Camille'a Corota, który nigdy się nie odnalazł. Historia napadów na Luwr jest długa, ale żadna poprzednia kradzież nie miała tylu rumieńców i komediowych zwrotów akcji. No i żadna nie wydarzyła się w erze social mediów.

Szmaragdowa biżuteria z kolekcji Marie Louise skradziona z Luwru  w słynnym napadzie (Fot. Zhang Mingming/VCG) Szmaragdowa biżuteria z kolekcji Marie Louise skradziona z Luwru w słynnym napadzie (Fot. Zhang Mingming/VCG)

Aż się prosiło o memy. Zamiast martwić się utratą bezcennych eksponatów, opinia publiczna zajęła się tym, co robi najlepiej: zanurkowała w swoich telefonach i rozpoczęła content creatorskie natarcie. Nie trzeba było dużo czasu, zanim historia zaczęła żyć własnym życiem. Zdjęcia policyjne domniemanych złodziei stały się viralem w social mediach. Przystojne twarze okazały się wystarczającym powodem, by zaskarbić sobie sympatię obserwatorów. „Mnie też mogą okraść”, „to takie francuskie z ich strony, że są tak atrakcyjni”, „oboje są dziełami sztuki”. – padały komentarze pod postami ujawniającymi wygląd przestępców. Tyle że zdjęcia nie były prawdziwe. Na jednej z fotografii była twarz Chace’a Crawforda, który odgrywał główną rolę w słynnym serialu „Plotkara”. Aktor faktycznie został aresztowany, ale w 2010 roku i za posiadanie marihuany. Drugim „złodziejem” miałby być tancerz, Stefan Dolbashian, którego zdjęcie pochodziło z aresztowania za włamanie, też z 2010 roku. „Na początku po prostu się z tego śmiałam, nie zastanawiając się nad tym zbytnio, ale tego samego dnia i kilka dni później miałam wrażenie, że prawie każda osoba, którą kiedykolwiek spotkałam, skontaktowała się ze mną, pytając, czy na zdjęciu jestem ja” – powiedział Dolbashian w wywiadzie.

Fake newsy rozprzestrzeniały się niekontrolowanie aż urosły do rangi fanfiku, udowadniając po raz kolejny, że żyjemy w zbiorowej fantazji. Znaleźli się użytkownicy mediów społecznościowych, którzy twierdzili, że skradzioną biżuterię można kupić na rosyjskiej platformie sprzedażowej. Faktycznie, ktoś je wystawił, ale w ramach żartu. Scenki inscenizujące kradzież w żartobliwy sposób obiegły Internet, nie zostawiąc na strażnikach muzeum suchej nitki. Szaleństwu poddały się nawet marki, sprawnie nawiązując do napadu w swoich kampaniach. Pojedynek na real-time marketing wygrała firma Böcker. Po tym jak rabusie użyli drabinę właśnie ich marki, na social mediach obok zdjęcia z napadu pojawiło się hasło reklamowe: „Kiedy musisz ruszać się szybko”.

Największy plot twist nastąpił jednak, gdy internet obiegła fotografia detektywa badającego sprawę napadu. W kapeluszu fedora, vintagowym garniturze i pod krawatem wyglądał jak współczesna reinkarnacja Sherlocka Holmesa lub bohater filmu noir. Magia social mediów działała, a my coraz bardziej oddalaliśmy się od rzeczywistości. Stylowy stróż prawa ostatecznie okazał się piętnastoletnim wielbicielem Holmesa, Herkulesa Poirota i historii XX wieku, który pod muzeum znalazł się zupełnie przypadkiem, przyjechał z rodzicami na wycieczkę. Kiedy zdjęcie Pedro Eliasa Garzona Delvauxa na tle Luwru uzyskało miliony wyświetleń, ten postanowił podtrzymać iluzję i po prostu obserwować rozwój wydarzeń. „Nie chciałem od razu mówić, że to ja. Z tym zdjęciem wiąże się tajemnica, więc trzeba sprawić, by przetrwała.” – powiedział w rozmowie. Nabrali się użytkownicy social mediów, ale i dziennikarze. Ponoć byli niesamowicie zaskoczeni, gdy okazało się, że detektyw w fedorze to po prostu zwykły nastolatek. Taktyka Delvauxa zawiodła go aż na łamy New York Timesa. Teraz czeka, aż skontaktują się z nim w sprawie udziału w filmie. Tak się robi karierę w dobie Internetu.

Jak na ironię, prawdziwym podejrzanym w sprawie rabunku, jest faktycznie gwiazda social mediów. Abdoulaye N, pasjonat motocykli i były ochroniarz Centrum Pompidou, którego DNA znaleziono na gablocie oraz na przedmiotach porzuconych na miejscu zdarzenia jest znany na YouTubie, TikToku oraz Instagramie jako Doudou Cross Bitume. Jeśli Steven Soderbergh chciałby nakręcić film o napadzie na Luwr, ma już gotowy materiał.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE