1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

Uzależnienie od książek

Nie ukrywam, że często czuję się zagubiona w gąszczu nowości na półkach z książkami. Te wszystkie bestsellery, sensacyjne powieści (lepsze od, na miarę, najnowsze, najgłośniejsze debiuty i tak dalej). Jeszcze nie wyszły z drukarni, jeszcze nie rozcięto im stron, a już wszyscy je znają, omawiają i odpowiednio: krytykują i polecają. Kiedy oni to wszystko czytają?

A może nie czytają wcale, tylko kartkują jak gazety (i czytają na przykład tylko pierwsze zdanie na każdej stronie?). A kiedy czytają pisarze, skoro sami muszą coś do czytania napisać? Mówiąc szczerze, czuję się często osaczona przez książki. Przez te grzbiety spozierające zewsząd, syczące „weź nas, poznaj nas”. I każdy grzbiet pręży się w poczuciu wyjątkowości. Skrywa w sobie miesiące, lata czyjeś ciężkiej pracy. Misternie konstruowane zdania, wyrazy dobierane w ciszy gabinetów lub w gwarze kawiarni. Nie ma sensu spać, nawet nie można, kiedy tysiące nowych tytułów czeka na nasze oczy. Na nasze od lewa do prawa, nasze organiczne chłonięcie czyjegoś toku rozumowania. Ciężki to proces, wręcz fizyczny.

Naturalnie, nie ma lepszego spaceru niż ten do księgarni.  Nie ma lepszego prezentu niż nowa książka. Nie ma wreszcie lepszego zajęcia niż przeglądanie pism literackich. Choćby  najnowszy tytuł „Książki”- bardzo dobry! Można dzięki niemu poznać na przykład lektury innych nacji. Porównać, czym żyje Polska, a czym Niemcy. Gdzie się czyta więcej fiction, a gdzie nie wstydzą się komiksów. Rozsmakować się można od nadmiaru erudycji literackich esejów skrojonych na miarę oka przyzwyczajonego do krótkich tekstów internetowych. I nadal na poziomie. Są nawet ploteczki z życia pisarskich gwiazd. W drugim numerze zamieszczono ranking najlepiej zarabiających. O, to dopiero informacja dla krajowego literata. Biega on zazwyczaj między spotkaniami autorskimi w bibliotece (średnia liczba słuchaczy na sali to 10 osób, wliczając kadrę), a wnioskiem o stypendium ministerialne. Dzięki niemu będzie mógł coś zjeść w czasie pisania kolejnego dzieła, które sprzeda się w ilości 1000 egzemplarzy i będzie to sukces. Naturalnie: niepoliczalny, gdyż pieniądze zgarnie wydawca, któremu to fundusze zgarnęła wcześniej hurtownia, której to zalega księgarnia. Pisarz jest w tym łańcuchu wzajemnych zależności na szarym końcu. Także cieszę się, że Danielle Steel (w rankingu „Książek” drugie miejsce) zarabia rocznie 35 milionów dolarów.

Jednak, czy tyle mogłaby zarobić w naszym kraju, gdzie nie czyta przecież 56 procent ludzi? Ponad trzy strony dziennie to już dla nich zbyt wiele, wzrok się męczy, umysł przechodzi na tryb czuwania. Pół książki rocznie, tyle wychodzi z badań Biblioteki Narodowej. Przynajmniej mogliby już doczytać chociaż jedną do końca. Tak dla zasady i prostszego rachunku.

Naturalnie, książki są drogie. Biblioteki mają nowości sprzed dekady albo trzeba po nie jechać godzinę PKSem. Ale w Polsce można skończyć wyższe studia i nie czytać. W dużym mieście. Skserować sobie notatki, rzucić na nie okiem przed egzaminem i już. Albo przeczytać tylko zaznaczony tekst i ani literki więcej. I być potem magistrem, nie wiadomo zresztą dlaczego, bo pracy i tak po tym nie gwarantują.

Chciałabym przeczytać kiedyś tekst o czytaniu jako nowej modzie. Trendzie dla prawdziwie nowoczesnych ludzi. Może jeśli jakaś piosenkarka czy inny serialowy Don Juan zapozowałby kilka razy z książką w dłoni (nawet jako product placement!) to statystyki by drgnęły?

Chciałabym poczytać o starych, dobrych i śmierdzących zatęchłymi roztoczami dziełach wygrzebanych w antykwariacie przez jakiegoś celebrytę. Takie zwierzenia w tabloidzie na przykład o trudności z kupieniem pierwszym tomów „Dziennika” Nałkowskiej. Że ktoś je jednak zdobył. I wtedy czuł wzruszenie, głaskał obiekt. Potem starannie wybierał dla niego miejsce na regale, całował przed snem i zapraszał na romantyczne kolacje. I do tego sesja w kolorowym piśmie. Z tej kolacji. On i książka. Przestronne mieszkanie i Obstawione regały jakąś Danielle Steel (a niech sobie kobita kupi kolejną willę).

Nic na to nie poradzę, że nie mogę przestać z tym czytelniczym nałogiem. Jak nie czytam książek, to czytam o tym, że się czyta. Albo piszę o czytaniu. Obsesja połączona z delikatnym drżeniem serca, że oto każdej sekundy na świecie wydaje się jakąś nową pozycję. Że w każdej sekundzie ktoś pochyla się nad klawiaturą lub kartką papieru i szykuje coś do wydania. Trudno nad tym nadążyć. Zupełnie nie rozumiem, jak ktoś może o tym nie myśleć. I nie czytać. Swoją drogą, chętnie przeczytałabym wywiad z osobą, która mieści się w statystycznych 56 procentach. Czy byłaby z tego dumna, czy zdradziłaby sekret powstrzymywania się przed sięgnięciem po książkę? Może to zmieniłoby moje życie. Wreszcie zajęłabym się spektakularnymi dokonaniami na polu pomnażania pieniędzy, a nie wydawała je na nowości. Na bestsellery, na reprinty i kolejne tomy powieści. Na litery. Na coś, bez czego nie mogę żyć.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze